Nie ogarniam

Od mojego wyjścia z bulimii mija właśnie 30 miesięcy. Tyle czasu upłynęło od ostatniej świadomie zaplanowanej uczty, zakończonej w toalecie.
Wtedy powiedziałam  „dosyć”.
Nie wyobrażałam sobie nawet, jak tą małą – wielką decyzją, zmienię swoje życie oraz życie wielu innych kobiet.

Wyobrażałam sobie swoją przyszłość tak:
– Wszystko będzie mniej więcej po staremu, poza tym że będę musiała bardzo uważać na to, co jem.
– Już nigdy nie będę mogła spróbować niektórych produktów – z czym jestem w stanie się pogodzić.
– Będę musiała dbać o to, by dużo się ruszać, ponieważ mam skłonności do tycia.
– Pewnie i tak przytyję.
– Trzeba będzie trzymać się planu posiłków.
– Będę musiała wkładać dużo energii w to, aby nie zejść z drogi do zdrowia; z powrotem w bagno.

Teraz mija 30 miesięcy od tamtego dnia, a ja jestem wprost zdumiona tym, jak bardzo błędne były moje wyobrażenia.

I codziennie dziwę się na nowo.

Tym, że jednak mogę jeść wszystko – nie ma żadnego pokarmu, który mógłby „wywołać mój atak”.
Po ponad rocznym okresie abstynencji (unikanie zapalników) okazało się że „wytrzeźwiałam”!

Teraz wiem, że atak kompulsywnego objadania się, to nie to samo co atak padaczki -coś co przychodzi i nic nie możesz na to poradzić.
To ja zawsze podejmuję decyzję czy go mieć, czy nie.
To od zawsze było w mojej mocy – każdego dnia mojej piętnastoletniej bulimii.
Ale dopiero teraz wiem, jak tą moc egzekwować.

Jem więc lody, czy pizzę i dziwię się temu, że to takie normalne!
I temu, że kończę na jednej porcji „tego dobrego”.
Dlaczego?
Bo tak będzie rozsądnie? Bo tyle zaplanowałam? Bo mam silną wolę?
Nie!
Dlatego, że autentycznie nie chcę więcej: Najadłam się, było pyszne, dziękuję.
Tracę zainteresowanie tym co jeszcze leży na tym talerzu, co jeszcze mogłabym ewentualnie zjeść – z co raz większym poczuciem winy.
Ja po prostu już nie chcę. Uwierzysz w to?
Nie? No ja też nie!
To dla mnie wciąż niepojęte.

Albo to, że gdy zjem już tą pizzę (zamawiam ją – wow – całą dla siebie) to następnego dnia dopinam się w spodnie. I po tygodniu także. I po dwóch. A przecież zawsze myślałam, że zjedzenie pizzy równa się przynajmniej plus 2 kg następnego dnia!
Dziwię się głupio, że te sześć kawałków nie utuczyło mnie, nie rozwaliło mojego metabolizmu, nie wywołało ciągu objadania się na kolejny tydzień.
Oglądam się ze wszystkich stron i nie widzę, aby coś się zmieniło w moim wyglądzie, ani na jotę.
Wyobrażasz to sobie?
Ja tak, ale wciąż niedowierzając.

Dziwię się także, że gdy zbliża się lato, wyciągam spodenki z zeszłego sezonu i one pasują na mnie jak ulał. Przecież całe życie było tak, że nie wiedziałam, czy będą pasować czy nie. (Zazwyczaj nie pasowały)
Wyciąganie letniej garderoby, to był zawsze ogromny stres.
Trauma wyniesiona z domu, gdzie w okolicach marca z niepokojem rozmawiało się już tylko o diecie.
Jeszcze dwa tygodnie, jeszcze tylko jutro, a od poniedziałku dieta…Trzeba się zmieścić w letnie sukienki. Na zimę się tyje, to wiosnę trzeba się odchudzać.

Miałam durne przekonanie, że człowiek jest jak jakiś niedźwiedź, że MUSI utyć na zimę. Dlaczego niby?
Teraz nie tyję, ani na zimę, ani na jesień ani na wiosnę, ani na lato.
Żadna pora roku mnie nie tuczy. Niesamowite!

I nawet jak wyciągam z szafy dżinsy, które miałam na sobie tydzień temu, czuję że znajomy strach łapie mnie za gardło. I oczekuję wręcz, że się w nie nie zmieszczę, a w głębi dusz mam nadzieję, ze będą za luźnie (chociaż wcale tego nie chcę).
A one nic. Są dokładnie takie same jak tydzień temu.
I to mimo tego, że nie biegałam dwa razy, bo mi się nie chciało. Powinny się przecież – tak tłumaczyłam to sobie całe życie – nie dopiąć za karę za moje lenistwo.

Albo to, że metabolizm zaczął działać normalnie. Że do toalety nie chodzi się tylko po silnych środkach przeczyszczających.
I że to prawda, co mówią ludzie – chodzi się tam codziennie.
Mi się to nie zdarzało odkąd zaczęłam się odchudzać, czyli od końca lat 90tych.
Przepraszam, że poruszam ten temat, ale ja ciągle rano się tym jaram.

I dziwię się, że mogę odmówić poczęstunku, bez wystudiowanej miny obojętności, za którą kryje się rozpacz, że nie mogę, nie mogę, nie mogę. Niepojęte, że czasami po prostu nie mam ochoty! Anna G. nie chce czekoladki – no no…

I że mogę przyjąć poczęstunek – i nagle, w środku dnia, uraczyć się ciachem, którego wartości kalorycznej nawet nie znam.
Zjeść i zapomnieć.
Rozumiesz?
Bo ja tego do tej pory nie ogarniam.

I jeszcze to, że w ogóle nie myślę, o jedzeniu. Tylko wtedy gdy czas coś ugotować.
Otwieram lodówkę, patrzę co mam i tworzę obiad.
I o dziwo mam w niej coś – nie wyżarłam wszystkiego w nocy.

To jest niesamowite i naprawdę szokuje mnie na co dzień. Przysięgam.

To ja nie mam (już) wolnej przemiany materii?
To ja mogę jeść co chcę?
To można ważyć wciąż tyle samo, bez myślenia o tym?
To można nie być na diecie?
To można chodzić do toalety, a nie tylko do „kibla”.
To można się nawet przejeść czasem (niedzielny obiad u teściowej) i nic się nie dzieje?
To można po prostu zająć się życiem, a nie jedzeniem?
To ja jestem normalnym człowiekiem?
Ja???

Nie ogarniam.

*

Jeżeli czytasz to i myślisz, że chyba nadal mam spory problem, skoro się tak jaram, takimi rzeczami, to pozwól, że sprostuję.

Przez piętnaście lat miałam bulimię, ale zaczęłam się odchudzać już jako dwunastolatka.
A jeszcze wcześniej – odkąd pamiętam czułam presję związaną z wagą. Pochodzę z domu, gdzie jedzenie zawsze było źródłem stresu i udręki.
Od najmłodszych lat słyszałam, że trzeba uważać, „bo jak nabiorę tłuszczyku do 10 roku życia (a więc musiałam być małym dzieckiem), to on już mi tam zostanie” oraz „nasza rodzina ma tendencje do tycia, uważaj” (No chyba raczej spowolniony dietami metabolizm).
A więc pamiętam, że już w przedszkolu patrzyłam na swój brzuch z przerażeniem, że jestem gruba!!!

Nigdy, tak naprawdę nie nauczyłam się traktować jedzenia normalnie. Myślałam, że żeby być szczupłym trzeba na to zasłużyć: „uważać”, męczyć się, pilnować.

Dlatego takim niewysłowionym zdziwieniem napawa mnie odkrycie, że to kompletna bzdura! Czuję się jak ślepiec, który odzyskał wzrok w wieku lat trzydziestu i zobaczył świat po raz pierwszy.

Świadomie (już) wiem, że zmieszczę się w dżinsy, że nie przytyję po gałce lodów, ale podświadomie słyszę ten rozentuzjazmowany głosik krzyczący: Wow, wow, wooooooow!

Chcesz go usłyszeć? Do dzieła!

Teneryfa, listopad 2016
Published On: 24 listopada, 2016Kategorie: Ogarnąć jedzenieTagi: , , , , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

36 komentarzy

  1. Avatar
    Ania 24 listopada, 2016 at 1:25 pm - Odpowiedz

    oj Aniu super się czyta jak Ty albo ktoś inny opisuje to jak uporał się z Wilkiem. Daje to taką nadzieję, że ja też w końcu dojdę do tego etapu ;) ach… życzę wszystkiego dobrego :)

  2. Avatar
    Ana 24 listopada, 2016 at 4:30 pm - Odpowiedz

    ja nadal tego nie ogarniam, chyba nigdy mnie to szczęście nie spotka… napady już (chyba) kontroluję, ale co z tego, skoro 24 godziny na dobę myślę co i kiedy zjeść, liczę te nieszczęsne kalorie i jak myślę o świętach to mi słabo….

    • Avatar
      Wilczo Glodna 24 listopada, 2016 at 4:38 pm - Odpowiedz

      Kochana, ależ mnie to szczęście nie spotkało. Ja mu wyszłam na przeciw!
      Właśnie słońce, liczysz kalorie i jesteś na diecie – masz efekty takie jak zawsze – obsesja na punkcie jedzenia, strach.
      Chcesz innych efektów? Musisz zrobić coś innego.

  3. Avatar
    Agata 24 listopada, 2016 at 6:51 pm - Odpowiedz

    To jest najlepszy post jaki kiedykolwiek czytałam :) aż mi się ryjek cieszy… „Czuję się jak ślepiec, który odzyskał wzrok w wieku lat trzydziestu i zobaczył świat po raz pierwszy.”… i ja rzeczywiście tak się czuję … pozytywnie … dziękuję !

    • Avatar
      Wilczo Glodna 24 listopada, 2016 at 7:19 pm - Odpowiedz

      super! To cieszymy się obie! :D

  4. Avatar
    Zouza 24 listopada, 2016 at 8:11 pm - Odpowiedz

    Ten wpis dodaje skrzydeł. Pokazuje jak wiele złych nawyków wynosimy z domu. U mnie w rodzinie matka na wiecznej diecie, słodyczy kupowała tony i wpędzała nimi w poczucie winy. Od zawsze wspierała dzieci wzywające mnie od grubasów. Od 15 roku życia byłam na dietach. Mój stosunek do jedzenia był straszny. Jedzenie było nagrodą i lekiem na smutki. Ile razy to ja się od własnej rodzicielki nasluchalam, że wyglądam jak potwór. A najlepsze jest, kiedy znalazłam stara kartę z przychodni i nigdy za młodu nie miałam nadwagi. Jakie było moje zaskoczenie kiedy narzeczony nauczył mnie , że jedzenie to tylko jedzenie, a nie złoty srodek na wszystko. Dziś matka pyta, dlaczego dzwonię tylko raz w miesiącu…

    • Avatar
      Wilczo Glodna 24 listopada, 2016 at 8:27 pm - Odpowiedz

      Ostatnie dwa zdania mogłabym napisać ja…

  5. Avatar
    zz 24 listopada, 2016 at 9:29 pm - Odpowiedz

    Długo szukałam sposobu na określenie ile powinnam zjeść danego posiłku bez ważenia i liczenia, męczące stało się ciągle zastanawianie czy nadal jestem głodna i czy już powinnam skończyć. Wczoraj trafiłam na Twojego bloga i przeczytałam o Momencie Ufff- oczywiście znów nie mogłam połapać się o co chodzi i jak to ma wyglądać i kiedy to następuje. Potem na wiele godzin zapomniałam o tej technice aż do obiadu. Jadłam obiad i ni z tego ni z owego poczułam Uff;-) Oczywiście potem wzięłam dokładkę ale najważniejsze, że udało mi się to poczuć ;-)Jak się czułam po Uff a przed dokładką?Czułam się nasycona, czułam się „nadelektowana” daniem, niesamowite uczucie ;-)Tak jak wyżej pisałam, wcześniej miałam swoją technikę i ciężko było mi określić ten właściwy moment kończenia posiłku ale mam nadzieję, że Uff przyjdzie z pomocą, poczekamy do jutra i zobaczymy;-)

    W jakich jeszcze postach masz o Momencie Uff, bo nie widzę wyszukiwarki a nie mogę teraz znaleźć :(

    • Avatar
      Wilczo Glodna 25 listopada, 2016 at 8:44 am - Odpowiedz

      Chyba tylko tam o tym pisałam. Bo nie ma co więcej opowiadać :) Jesz do póki poczujesz „uff” i przestajesz. Praktykuj to kochana :*

  6. Avatar
    Kaśka 24 listopada, 2016 at 9:30 pm - Odpowiedz

    Wymioty od paru miesięcy mam za sobą, czasem zjem coś zakazanego, ale nie wymiotuję. Jednak ciągle czuję wyrzuty sumienia po takim czymś, aby tego nie czuć na razie nie ryzykuję. Jeśli się czasem zdarzy, jakoś muszę się z tym uporać. Nie wrócę już jednak do kibla!
    Wytrwałości dziewczyny :)

    • Avatar
      Kaśka 25 listopada, 2016 at 7:27 am - Odpowiedz

      Dodam, że byłam tak zdesperowana, że brałam tabletki od lekarza, aby powstrzymać ataki. Działały, ale potem było tylko gorzej. Odstawiłam to chemiczne świństwo gwałtownie i teraz odczuwam skutki uboczne. Jestem teraz o wiele bardziej zdeterminowana i przysięgłam sobie, że żadnej chemicznej piguły brać już nie będę! Jestem z tego dumna i wiem, że dam radę! W głowie mi się pozmieniało… Kiedyś nawet nie pomyślałam, że dam radę. A dziś sobie radzę :)

      • Avatar
        Wilczo Glodna 25 listopada, 2016 at 8:42 am - Odpowiedz

        Kochana, i dobrze. Ale powiem Ci że tabletki tak nie działają – efekty dopiero widać po kilku tygodniach regularnego brania, gdy stężenie środka w organizmie uzyskuje pewien próg. Psychotropy to nie tabletki od bólu głowy.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 25 listopada, 2016 at 8:40 am - Odpowiedz

      To może to już nie jest „zakazane”? ;)

  7. Avatar
    Magdalena 24 listopada, 2016 at 11:20 pm - Odpowiedz

    Ja miałam 3 lata bulimię? Kompulsywne objadanie się było na pewno. Środki przeczyszczające, czasem wymiotowałam ale w sumie nie potrafiłam. Żreć, żreć, żreeć i jeszcze więcej żreć. Przytyłam ponad 10 kg. Przedtem byłam kochałam swoje ciało, biegałam, cieszyłam się życiem, miałam spełnione marzenia. Jadłam wszystko, ale z umiarem, byłam mega biegaczką. I zaczęło się „zarcie” od kontuzji. A bo co mi będzie… i siedziałam w domu i tak zaczęłam jeść sporo, potem wiecem więcej, aż w końcu nie widziałam życia poza jedzeniem. A potem cholerne wyrzuty, przeczyszczanie się itp…
    I tak trwało to jebane 3 lata. Przepraszam za słowa, ale nienawidzę się za to. Zmarnowałam sobie życie. Zaniedbałam znajomych, najukochańszych ludzi na świecie, swoje życie sportowca. Mogę powiedzieć, że przez 3 lata nie żyłam. Mama nie wiedziała co się ze mną dzieje, a to było straszne. Te myśli, to uczucie o „sobie”, o swoim ciele, znienawidzenie siebie…
    Wstydziłam się. Ludzie myśleli, że po prostu przytyłam. Do tej pory się tego strasznie wstydzę, i wiedzą o tym tylko 2 osoby, którym powiedziałam, kiedy mi „minęło”. Równo po 3 latach, jakby ktoś różdżką machnął – minęło. Mogę zjeść coś, nie ciagnie mnie aby jeść więcej, nie myślę o żarciu, jestem WOLNA. Wracam do dawnego swoje wyglądu, do sportu… Zaczynam znowu cieszyć się życiem, zaczynam ŻYĆ, ale NIE MOGĘ, NIE POTRAFIĘ wybaczyć sobie tych zmarnowanych 3 lat. Jak pomyślę, co mogłam do tej pory osiągnąć, jakie marzenia spełnić… A najbardziej boli to, że odcięłam się od pewnych osób, które strasznie były dla mnie ważne. Nie potrafiłam im spojrzeć w oczy, pokazać się, spotkać się, bo i tak by mnie nikt nie poznał… Strasznie to boli wszytko, te stracone lata…. To jest okropne, na prawdę. Wiem, że to moja wina, wiem, że mogłam temu zapobiec, ale z drugiej strony jak? Próbowałam wszystkiego. Psycholodzy i lekarze by mnie tylko wkurzali, więc nigdy nie chciałam iść do nich.
    Powiedz mi, czy to moja wina, ta cholerna choroba? Czy jest się czego wstydzić? Bo na prawdę, cholernie się wstydzę, że ludzie zaczną dziwnie na mnie patrzeć i myśleć o mnie, że nadal jestem „walnięta”. A uwierz, z całego serca, JESTEM TOTALNIE WOLNA. Uwolniłam się, nic z tego już we mnie nie pozostało…. Ufff…….. jak dobrze to wyrzucić z siebie.
    – Ale co Ci było? Co się z Tobą działo? – pytają
    – Byłam chora
    – Na co!?
    – Nie ważne…
    Nie chcę, wstydzę się, nie potrafię tego mówić, bo zaczną się pytania, i wszystko od nowa będzie trzeba mówić, lecz przyjaciółkom powiedziałam, one zrozumiały, nie oceniały, nie oceniają, tylko powiedziały, dlaczego nie mówiłam o tym, i że mi cholernie współczują, ale są strasznie dumne, że już jest dobrze.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 25 listopada, 2016 at 8:40 am - Odpowiedz

      Kochana, jedyne od czego nie jesteś wolna, to od samej siebie – tworzącej sobie kolejny problem. Ci co mieli zrozumieć, zrozumieli, ci co nie zrozumieli, nie są warci twojego zachodu, albo po prostu nie muszą tego rozumieć. Czy Ty słońce, chcesz się do końca życia tłumaczyć wszystkim ze swoich prywatnych spraw? To absolutnie nie jest biznes innych co się z Tobą działo.
      Co do wybaczenie sobie, to powiedz mi: czy nie wybaczenie cokolwiek zmieni? Cofnie czas? Nie. Ale zmieni jedno: twoje życie w koszmar. Nie masz wyjscia, musisz sobie wybaczyć i im szybciej tym lepiej. Wybacz i wyciągnij wnioski. Każdy z nas popełnia głupoty.
      Nie pozwól aby twoja przyszłość była zakładnikiem twojej przeszłości.

      • Avatar
        Magdalena 25 listopada, 2016 at 5:54 pm - Odpowiedz

        Masz rację w sumie. Dziękuję Ci za te słowa. Co było, minęło, czas żyć dalej, i nie myśleć o tym, bo tylko bardziej to pogrąża. A może tak miało być, bo by było coś gorszego? Kto wie ;)

        • Avatar
          Wilczo Glodna 25 listopada, 2016 at 6:45 pm - Odpowiedz

          Mocno wierzę w to, że życie daje nam takie doświadczenie jakiego najbardziej potrzebujemy.

  8. Avatar
    Aga 26 listopada, 2016 at 7:01 pm - Odpowiedz

    Aniu, przez napady obżarstwa przytyłam 10 kg. Nie wiem jak to zrzucić… a jedząc 1800 nie schudnę… moze 1600 plus ćwiczenia?

  9. Avatar
    asd 26 listopada, 2016 at 7:50 pm - Odpowiedz

    Aniu, a czy da się chudnąć wychodząc z bulimii? Wiem, że Ty schudłaś, ale pisałaś w którymś poście, że uległaś obsesji sportu więc domyślam się, że dużo ćwiczyłaś. Pobrałam jadłospis, ale Na 1800 chyba nie będę chudła…? Może 1600?

    • Avatar
      Wilczo Glodna 27 listopada, 2016 at 8:11 am - Odpowiedz

      Nie kochana, 1800 (przynajmniej) plus ćwiczenia! Ruszysz swój metabolizm. Przy 1600 zrobisz sobie zbyt duży deficyt, zwolnisz metabolizm, a potem rzucisz się na jedzenie. Nie można wyjść z bulimii takim samym sposobem, jakim się w nią wchodziło – tnąc kalorie.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 27 listopada, 2016 at 8:16 am - Odpowiedz

      Jak powyżej – w ten sposób zatrzymasz przemianę materii i za chwilę będą kolejne napady.
      Tak, miałam obsesję sportu, ale nie wspominałam chyba, że żarłam z 3000 kcal – to była bulimia sportowa, totalny bezsens.
      Wszystkie moje podopieczne z mentoringu chudną i żadna się nie katuje ćwiczeniami :)

  10. Avatar
    FatBowl 28 listopada, 2016 at 3:16 pm - Odpowiedz

    Gratuluję i podziwiam, że tak się ogarnęłaś Aniu. Ale do jakiego dzieła mam się brać? Od czerwca nie wymiotuję i przytyłam 20kg. Nie wiem co robić

    • Avatar
      Wilczo Glodna 29 listopada, 2016 at 7:11 am - Odpowiedz

      Kochana, przestałaś wymiotować, ale nie przestałaś się objadać. Napisz do mnie na priv.

  11. Avatar
    Wiecznie głodna 28 listopada, 2016 at 10:57 pm - Odpowiedz

    Kochana a co jeśli jem np obiad, czuję się najedzona po malutkiej porcyjce – i teraz albo jem dalej aż będę BARDZO najedzona i to już jest wyjście poza zwykłe zdrowe nasycenie się; albo skończę jeść ale naprawdę porcja była za mała i będę głodna za pół godziny bo tylko mi się wydawało że to już…. mam takie fałszywe sygnały od organizmu i nie wiem co zrobić, nie mam możliwości żeby swobodnie jeść zawsze gdy poczuję głód (np chwilę po zbyt małym posiłku)… ani nie chcę ignorować tej chwilowej sytości jedząc dalej żeby mieć spokój na kilka godzin bo to doprowadziło do sytuacji że wymiatam wszystko z talerza choćby to była porcja gigant bo się boję głodu i że nie będę mogła nic zjeść :(

    • Avatar
      Wilczo Glodna 29 listopada, 2016 at 7:10 am - Odpowiedz

      Słońce, to może nakładaj „normalne porcje”. Jesteś w stanie oszacować jak ona wygląda? Jak widać, twój organizm potrzebuje jednak więcej niż ta mała porycyjka.

  12. Avatar
    Wiecznie głodna 29 listopada, 2016 at 10:14 am - Odpowiedz

    Chyba nie wiem co to normalna porcja :( nie jadam chleba ani nabiału a kasza z warzywami ma sporą objętość i sama nie wiem, patrzę jak jedzą inni ale to trudne bo jedni zagryzają chlebem, inni będą jeść deser a niektórzy prawie nic nie zjadają… najgorzej że do pracy biorę pudełka, chyba zacznę nakładać najpierw do zwykłego naczynia żeby było widać ile tego jest, w domu przecież nie zjadam więcej niż się mieści na talerzu czy w miseczce a do pudełka na pewno mieści się więcej

    • Avatar
      Wilczo Glodna 29 listopada, 2016 at 12:19 pm - Odpowiedz

      Polecam w takim razie dietę naszej Justyny – przewodnik za rękę :)

  13. Avatar
    Renata 1 grudnia, 2016 at 6:44 pm - Odpowiedz

    Witaj
    Pisze pierwszy raz.
    W sylwestra minie rok jak jestem bez wymiotów.(byłam chora 3 lata i wymiotowałam nawet po 3x dziennie)
    Powiedziałam sobie tego dnia…ostatni raz jem i wymiotuje …(to był dzień zaplanowany..)jadłam co chciałam i poźniej wymiotowałam chyba 3 razy.
    Ostatni raz w sylwestra przed samą północą ostatnie wymioty…były zaplanowane….zwymiotowałam i…powiedziałam KONIEC!!!
    Nowy ROK…Nowa JA….i tak trwam do dziś ,zero wymiotów ale napady jedzenia miałam nieraz co tydzień nieraz 3x w tygodniu ,ostatnio rzadziej 3x w miesiącu i z dnia na dzień wierze że z końcem tego roku też wyjdę z kompulsów.
    Tak na prawdę to jest w głowie jak sobie zakodujesz tak zrobisz..
    Mnie się udała ,jedna walka wygrana, teraz będzie walka z kompulsami ale dałam sobie rok na wjście z tego i im bliżej końca roku tym rzadziej sie objadam i wierze że skończę ten „rok kompulsów” i od Nowego roku będę CZYSTA!
    Dajcie sobie czas .zakodujcie termin końca np.kończe z tym w dzień Mikołaja .w dzień urodzin itp..Musi być jakaś ważna data i wtedy zapewniam jest łatwiej.
    Jestem na diecie ,zdrowej diecie.biegam pracuje na mięśniami z 48 kg przy bulimi waże teraz 56 /162 ale…wchodze we wszystkie ubrania z okresu choroby ..ale mam ładniejsze ciało…A kompulsy traktuje jak dni ładowania węglowadanami (takie cheat day)i wtedy mam siłe ćwiczyć i rzeżbić sylwetke.
    Następne planowane „ładowanie” ale nie już kompulsywne objadanie się (mam nadzieje) wyznaczyłam sobie na Wigilijną kolacje :)

    Pozdrawiam:) I trzymam kciuki za wszystkich którzy chcą z tego wyjść :*

  14. Avatar
    Asia 2 grudnia, 2016 at 6:49 pm - Odpowiedz

    Boże, jak ty to zrobiłaś???!!! też chcę przestać się zadręczać, jeść coraz więcej z rosnącym poczuciem winy, przestać mówić sobie: ” dzisiaj już złamałaś dietę więc możesz się obżerać dalej już wszystko stracone”. Jak czytam to czego ty się pozbyłaś to nie mogę uwierzyć! Jak można zjeść i zapomnieć, nie wyliczać sobie tego nie mieć poczucia winy, nie bać się założyć letnich ciuchów, stanąć na wadze i nie drżeć na myśl o imprezach, imieninach czy świętach??? Ja już nie mogę, chce z tym skończyć, ale nie potrafię, chcę wrócić do normalności błagam, pomóż! Mam tylko 15 lat, chcę w końcu przestać myśleć o jedzeniu ono wypełnia moją głowę, każdą minutę mojego dnia. I choć zaczynam dobrze śniadanie spoko, obiad spoko to na wieczór pochłaniam tyle jedzenia… Albo te starannie zaplanowane objadanie się kiedy nikogo nie ma w domu… Proszę, pomóż jakoś zacząć, ja już próbowałam 10000 razy, ale nie daje rady.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 2 grudnia, 2016 at 7:04 pm - Odpowiedz

      Kicia, podstawowe pytanie: Co to znaczy „śniadanie spoko i obiad spoko”? Co jesz?

      • Avatar
        Asia 3 grudnia, 2016 at 3:07 pm - Odpowiedz

        Zwykle śniadanie i obiad wyglądają normalnie w te dni kiedy chodzę do szkoły no np na śniadanie dwie kanapki albo płatki na mleku, obiad no to to co moja mama ugotuje typowe polskie jedzenie chociaż tu też nie zawsze jest dobrze, bo naleśniki na słodko, racuchy i pierogi na słodko z owocami kończą się mega źle…( takie tam 30 pierogów i potem wytłumacz rodzicom co się z nimi stało). W weekendy bywa, że nie mogę wyjść z kuchni od rana do wieczora, a potem wiadomo, jak sie to kończy…

  15. Avatar
    Asia 3 grudnia, 2016 at 4:35 pm - Odpowiedz

    Najgorsze jest to, że ja nie byłam nigdy na ostrej diecie tak jak większość dziewczyn tutaj. Zawsze jadłam w miarę normalnie. No nie mówiąc o tym, że od malutkiego dziecka zawsze chciałam schudnąć, zawsze byłam za gruba( w wieku 5 lat zaczęłam brać sterydy na astmę i przytyłam). W wieku jakos tak 13,5 zaczęłam po prostu samoistnie chudnąć, urosłam. Ludzie zaczęli mi mówić jak schudłaś! wow, że dobrze wyglądam, ale ja nie byłam zadowolona ze swojego ciała obwisła skóra, celulit, ciało „lelawe” bez grama mięśni. Odstawiłam słodycze. Naprawdę przez pewien czas nie jadłam słodyczy, zaczęło się od adwentowego postanowienia, później w wielkim poście też nie zaczęłam cośtam ćwiczyć, miałam mega motywację. Ale zaczęłam mieć obsesję na punkcie jedzenia. Liczenie kalorii, produkty light jak najmniej tłuszczu itd. Później natrafiłam na stronę o odżywianiu paleo. Że zboża, cukier i nabiał to zło, że tłuszcz nie jest taki zły. I odtąd zaczęło się moje czarno- białe myślenie. Albo „czysty” świetny dzień, słodycze nigdy, przenigdy, jadłam na śniadanie omlety, jajecznice, drugie śniadanie owoce, na obiad warzywa, ryby, mięso. Kolacji nie było bo po co. Ale mimo wszystko dostarczałam organizmowi dużo kalorii przynajmniej 2000 dziennie.Życie zaczęło się kręcić całkowicie wokół jedzenia. Przyszły święta, mój moment załamania.Piernik, sernik, pierogi, barszcz, słodycze spod choinki. Potrafiłam zjeść 10 kawałków ciasta. Potem bolał mnie brzuch, przychodziły wyrzuty sumienia, no po co ty to zjadłaś,jutro nic nie jesz, od jutra już zdrowo. Ale do czystego paleo, do życia bez słodyczy i ćwiczeń nie udało mi się powrócić. Załamałam sie. Ostatni rok od tamtych świąt Bożego Narodzenia to jakaś masakra. Obżeranie się, płacz, nienawiść, bezsilność, wahania wagi. Przytyłam 7 kilo. Boże po co ja w to wpakowałam! A nie wspomniałam, że właściwie to nie mam takiej typowej bulimii. Wymioty wywołałam tylko trzy razy. Obrzydzało mnie to, zresztą bałam się, że ktoś usłyszy. Kolejnego dnia po kompulsie staram się po prostu nic nie jeść aby „wyrównać”. Wiem, że piszę to strasznie chaotycznie, ale po prostu chcę jakoś wszystko to streścić. Obecnie dziennie pochłaniam jakieś 4000 kalorii jak nie więcej( ostatnio upiekłam sernika i zjadłam połowę dużej blaszki za jednym zamachem) i zamieniam się w tłustą, bezkształtną świnię, która zawala naukę, nie potrafi rozmawiać z rodzicami, traci przyjaciół i wszystkiego nienawidzi, a szczególnie siebie, za to co robi swojemu ciału. Za te tony jedzenia wpompowywane do ogromnego, rozciągniętego żołądka.

  16. Avatar
    Marta 5 grudnia, 2016 at 3:09 pm - Odpowiedz

    Aniu, a przechodzilas w czasie bulimii depresje? Brałaś antydepresanty?

    • Avatar
      Wilczo Glodna 6 grudnia, 2016 at 7:45 am - Odpowiedz

      Wiesz, myślę, że człowiek nie jest super szczęśliwy jak objada się, wymiotuje, nie ma kasy na nic i czuje, że nie ma nad tym kontroli…
      Ale depresji jako takiej nie miałam.
      Niemniej jednak dano mnie na antydepresanty, bo nie wiedziano co ze mną zrobić już…

  17. Avatar
    Asia 6 grudnia, 2016 at 6:59 pm - Odpowiedz

    Aniu, odpiszesz? Nie chce być strasznie nachalna, ale poradzisz jak przetrwać święta? Miałam już 2 dobre dni, ale dzisiaj znowu wszystko zepsułam, bo wiadomo, Mikołajki i dostałam masę moich ulubionych słodyczy( mimo że mówiłam rodzicom, że nie chce w tym roku słodyczy) no i zjadłam jednego cukierka( miała być „nagroda” za dwa dobre dni) no i sruuu poleciało…. znowu… :/

    • Avatar
      Wilczo Glodna 6 grudnia, 2016 at 9:10 pm - Odpowiedz

      kochana, zaraz będzie kurs „Święta bez Wilka” . Właśnie go robię! Cała moja wiedza w pigułce :)