Cukier i tłuszcz

Praktycznie większość osób, która zgłasza się do mnie ze swoim wilczym problemem, próbuje ograniczać nie tylko kalorie, ale także jeden z makroskładników.
Są to, jak się pewnie domyślasz, albo tłuszcz, albo cukier.
Te dwa.
(Do białek jakoś nikt się jeszcze nie przyczepił.)

Dlaczego?
Myślę, że nie muszę wyjaśniać, ale mimo to zajrzyjmy na chwilę do naszej głowy i posłuchajmy znajomego monologu:

Węglowodany? To przecież cukier! Cukier – białe kryształki w cukierniczce, cukier puder na ciastach, na pączkach, w ciastkach, w pączkach, w pączkowej marmoladzie, cukier w czekoladzie, cukier dodany, rafinowany, biały, biała śmierć, kostka cukru w jabłku, pół kostki w marchewce, zero w wacie, wata cukrowa, paczkowany chleb tostowy, cukier w keczupie, insulina, podskakująca insulina, więc śniadanie białkowe, zero owoców po 14, zero owoców w ogóle, cola zero, guma bez cukru, trzustka, nie obciążać trzustki, w kaszy – cukier, w ryżu też, nie wolno ryżu, nie wolno owsianki, nie wolno chleba, węglowodanów, nic nie wolno bo się tyje. Nie wolno tyć.

Taki wesoły Joyce’owski strumień świadomości przez cały boży dzień.
Znam to na pamięć.
Albo jego wersja numer dwa:

Tłuszcz należy wyeliminować, jeżeli nie chce się być tłustym. Tłuszcz to smalec, to sadło na brzuchu, tłuste pośladki, cellulit, słonina. Jak zjem coś z tłuszczem to będę miała go więcej i więcej. Tłuszcz zjedzony to tłuszcz odłożony. Olej do sałatki? W życiu – już widzę jak przykleja się do mojego podbródka, zachowując obły kształt łyżki.
A więc trzeba liczyć łyżki tłuszczu, spisywać je dokładnie, kalkulować, jeżeli już zdarzy się taką zjeść.
Wszystko suche, wysuszone na wiór, martwe.
Ale to dobrze! Tłuszcz to wróg. Od tłuszczu się tyje. Nie wolno tyć.

Taka podwójna paranoja.

Pamiętam jak ja sama  nie raz stałam na środku supermarketu, z mocnym postanowieniem zrobienia w końcu smacznych, DIETETYCZNYCH zakupów i myślałam:
No nie mogę, no. Albo tłuszcz, albo cukier. Ja nie mogę w całym sklepie nic kupić! Nie ma dla mnie jedzenia, podczas gdy ja tu umieram z głodu! Dla mnie nie ma ratunku. – Brałam do ręki puszkę cieciorki, paczkę kaszy, płatków owsianych. Czytałam skład i odkładałam – No przecież nie kupię czegoś co zawiera 61 gram cukru. (W mojej głowie to był taki cukier jak z torebki) Płakać się chce. Wyć!
Znowu jogurt 0%? Błagam, nie!
I co robiłam? Szłam się nażreć słodyczy.

Dlaczego tak się działo? Dlaczego dzieje się to z Tobą?
Bo nam się wszystko pomyliło.
Tłuszcz w którym rozpuszczają się witaminy i inne mikroelementy, pomyliłyśmy z tłuszczem ze słoniny.
A cukier odżywiający mózg, pomieszał się nam z chamskim cukrem w cukierniczce.
Dziewczyny, błagam, to nie to samo!!!
Makroelementy nie mogą tuczyć, tylko dlatego, że nazywają się tłuszcz, czy cukier.
Z nich zbudowane jest nasze ciało, tak jak dom zbudowany jest z cegieł.
A dopiero ich NADMIAR tuczy!

*

Mini wykład:

Tłuszcze są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania naszego układu nerwowego, krwionośnego i hormonalnego. Budują błony komórkowe.
Chronią narządy wewnętrzne przed uszkodzeniem oraz uczestniczą w procesie przyswajania witaminy A, D, E, K.

Cukry odpowiadają i za wydajną pracę mięśni i mózgu. To nasze podstawowe paliwo.
Utrzymują na wysokim poziomie produkcję serotoniny – hormonu szczęścia. Brak węglowodanów to ciągłe rozdrażnienie, płaczliwość i stany depresyjne (Dostałaś już swój Seronil, który ma za zadanie zlikwidować skutek a nie przyczynę?)
Chronią białka ustrojowe oraz regulują metabolizm tłuszczy. W przypadku niedostatecznej ilości węglowodanów (poniżej 100 g/dobę) tłuszcze nie ulegają całkowitemu spaleniu (niespodzianka, niespodzianka).

Podsumujmy; pozbawiając się jednego z makro (lub obu) fundujesz sobie na dzień dobry:
– upośledzenie układu nerwowego, krwionośnego, błon komórkowych, hormonów, funkcjonowania mózgu, mięśni i komórek,
– nieprzyswajanie kluczowych dla ciała witamin,
– zakwaszenie organizmu,
– depresję,

Już nie wspominając o wyschłej na wiór skórze, wypadających włosach, czy zepsutym wzroku (witamina A).
A brak skupienia, wybuchowość? To także.
Przecież nasz mózg konsumuje 1/4 całej glukozy jakiej dostarczamy organizmowi. Jak masz myśleć, jeżeli jej nie dostarczasz? Jak masz kontrolować impulsy, na przykład wybuchy gniewu, jeżeli odpowiedzialna za to kora mózgowa nie ma ani grama paliwa, by funkcjonować?
Ale to takie tam detale. Od bycia suką i skóry krokodyla, jeszcze nikt nigdy nie umarł.

*

Dobra, do czego zmierzam?
A no znowu do tego, że to się nigdy w życiu nie uda. Nie ma co naiwnie liczyć na to, że utniesz sobie makroskładnik, schudniesz i nic złego się nie stanie. Ciało jakoś sobie poradzi?
Oczywiście, ale nie w sposób, w jaki byś chciała. Będą ataki objadania się i niedobory. Organizm wybierze funkcje kluczowe do przeżycia (bicie serca), a zrezygnuje z tych mniej ważnych (płodność).
Zapewniam, że Matka Natura nie czyta gazet i nie da się przekonać, że od dzisiaj tylko dieta białkowa, albo inna równie durna.
Prędzej czy później to wszystko runie. Tak samo jak stół postawiony na trzech nogach, albo dom bez jednej ściany.
I tak jak próby chodzenia na jednej nodze.
Można niezdarnie kicać – fakt – ale czy w ten sposób gdziekolwiek się dojdzie?

Przychodzą do mnie dziewczyny po latach takiej eliminacyjnej diety, zniszczone fizycznie i psychicznie i ciągle niezadowolone ze swojego wyglądu. Jak zaczynały z pięcioma kilogramami do zrzucenia, tak mają teraz dziesięć.
Dlaczego nie mogą sobie poradzić z taką prostą sprawą? Bo są takie słabe i głupie?
Nie. Bo organizm robi im przysługę i próbuje przeżyć, rzucając się na „zabronione” makroelementy zawarte w konkretnych produktach.
Te, które unikają tłuszczu (około 30% dziewczyn z którymi rozmawiam) rzuca się na orzechy, awokado, czekoladę, masło – jedzone czasami łyżką.
Te które unikają węgli (około 70%) rzuca się na słodycze.
I taka to robota.

*

Nie będę tutaj dobijać puenty dechą i wysuwać wniosków, które nasuwają się same.
Zacytuję tylko moją młodą, przenikliwą podopieczną:

Ania, jestem zła na siebie. Przecież wystarczyło wywalić tego jednego batonika dziennie, a nie WSZYSTKIE węglowodany.
Teraz nie robię nic innego jak wsuwam cukry, tyję i nie mogę się zatrzymać.

Otóż to.
Może nie potrzebny Ci ten cukier do herbaty i niepotrzebny Ci bekon do jajecznicy.
Ale to tyle. Reszta jest jak najbardziej konieczna.
Do przeżycia, chociażby.

*

Jeżeli potrzebujesz wsparcia, zapraszam Cię na indywidualny mentoring ze mną 1 na 1. Więcej informacji tutaj: mentoring
Przeczytaj opowieści kobiet, które mi zaufały: Ania, Kasia, Ala, Kasia D, Paulina

Albo na kurs online. Pierwsza lekcja tutaj: Lekcja 0

Zawsze możesz też do mnie napisać: [email protected]

Published On: 9 maja, 2017Kategorie: Ogarnąć jedzenieTagi: , , , , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

5 komentarzy

  1. Avatar
    Martyna 9 maja, 2017 at 6:51 pm - Odpowiedz

    Najgorzej, kiedy to wszystko wiesz. Wiesz jak powinnaś jeść, ile, ze powinny być białka, węglowodany, tłuszcze. Wiesz, co dla Ciebie dobre i jak to wszystko powinno wyglądać. Wiesz, ze na bulimii nie schudniesz, formy na siłowni też nie zrobisz. Nic nie zrobisz. Wszystko wiem, wszystkiego jestem świadoma. A mimo to, nie potrafię przestać tego robić … to strasznie przykre i frustrujące. Bo niby wiedza jest, wszystko oczywiste. Ale jakże ciężko to przełożyć na życie, tym bardziej bez jakiegokolwiek wsparcia …

  2. Avatar
    Joanna 10 maja, 2017 at 12:09 pm - Odpowiedz

    Same mądrości! :D

  3. Avatar

    Świetny post:) Wydaje mi się, że jeśli włączymy ruch i powoli zaczniemy wyrzucać z naszej diety niezdrowe rzeczy, a zastępować je zdrowszymi produktami to uda nam się metodą krok po kroku stworzyć zdrowe menu:)
    http://www.ladymademoiselle.pl/