Eksperyment w Minnesocie

Co robi z człowieka głód?

Chciałabym wam opowiedzieć o pewnym ciekawym eksperymencie. Kiedyś już o nim słyszałam, potem coś tam czytałam, po roku znowu obił mi się o uszy. Jednak jakoś nigdy w pełni nie doceniłam wniosków z niego płynących.
Aż do niedawna – kiedy to ponownie pojawił się w książce, którą akurat słuchałam.
Wtedy pacnęłam się w czoło.
Ahaaaa, to dlatego większość osób z zaburzeniami odżywiania ma depresję, wycofuje z życia towarzyskiego, nie ma ochoty na nic…
Dlatego płaczemy, wyżywamy się na bliskich i same siebie przestajemy poznawać.
I dlatego też lądujemy w pewnym momencie na krócej (lub zazwyczaj jeszcze krócej), na antydepresantach. Wszystko jasne.
Zobacz co odkryli amerykańscy naukowcy (jak zwykle) już wieki temu.

Eksperyment głodowy w Minnesocie.

Może znasz to badanie, może nie.
Jeśli nie, zaraz zobaczysz dlaczego jest ono dla nas tak bardzo ważne.

W środku II wojny światowej w USA zadano sobie pewne ważne pytanie: Jak pomóc ofiarom głodu w Europie – wyzwolonym więźniom obozów koncentracyjnych, jeńcom, ludności cywilnej?
Jak działa głód na nasze ciało i naszą psychikę? Jakie zmiany powoduje i jak je odwrócić? Co możemy zrobić postawieni przed takim problemem?

Na Uniwersytecie w Minnesocie zebrano zespół badawczy i ogłoszono nabór ochotników do eksperymentu.
„Czy dasz się zagłodzić, by oni zostali nakarmieni?” – głosił slogan. „Pomóż swojemu krajowi”, „Pomóż nam w wysiłkach wojennych”.
Taka była retoryka na jaką odpowiedziało 400 młodych patriotów.
Z nich wybrano trzydziestu sześciu zdrowych mężczyzn w wieku od 22 do 33 lat.
Przetestowano ich pod kątem zdrowia fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego. Mieli być odporni na stres, dojrzali, stabilni emocjonalnie, wytrwali, bez żadnej historii chorób psychicznych, problemów rodzinnych itp.
Ale co najważniejsze, mieli być bardzo zmotywowani. Czekał ich przecież rok głodzenia.
Każdy z nich musiał być głęboko przekonany, że robi coś ważnego dla kraju, że ojczyzna na niego liczy, a miliony głodnych ludzi przeżyje dzięki ich poświęceniu.
Mocno akcentuję sprawę motywacji, ponieważ jest ona niezwykle ważna dla tego co chcę tu przekazać. W dalszej części artykułu wrócę jeszcze do tego.

Eksperyment podzielono na cztery części:

1. Okres kontrolny (trzy miesiące).
Uczestniczy dostawali około 3200 kalorii dziennie, tak aby osiągnęli idealną dla siebie wagę. Ci, którzy byli zbyt szczupli, mieli trochę przytyć, zbyt duzi – schudnąć.

2. Okres głodówki (pół roku)
Wartość kaloryczną obcięto o połowę, czyli do 1560 kcal przy bardzo monotonnej diecie. Zostawiono tylko dwa posiłki, wyrzucono zaś kolacje (brzmi znajomo, co?)
Każdy z nich musiał też pracować w laboratorium przez 15 godzin, chodzić 35 kilometrów tygodniowo (czyli spalać dodatkowo 1000 kcal ponad podstawową przemianę materii), uczęszczać na lekcje przez 25 godzin tygodniowo i pisać dziennik.

3. Okres ściśle nadzorowanej rekuperacji (trzy miesiące)
Uczestników podzielono na cztery grupy po osiem osób. Każda z nich dostała inną dietę regeneracyjną, różniące się od siebie wartością energetyczną i składem.
Potem grupy zostały podzielone na jeszcze mniejsze, gdzie testowano różne warianty suplementów i witamin. W ten sposób sprawdzano, która strategia jest najlepsza w walce z niedożywieniem.

4. Swobodny okres rekuperacji (dwa miesiące).
Mężczyźni mogli jeść co chcieli i kiedy chcieli. Wszystko było jednak skrupulatnie monitorowane i mierzone.

Ważne jest to, że podczas całego eksperymentu ochotnicy mogli swobodnie wychodzić z laboratorium i uczestniczyć w normalnym życiu. To znaczy, że musieli (tak jak my, odchudzające się) odpychać wszelkie pokusy i konfrontować się życiem codziennym, będąc na głodzie.

Okres głodówki i zmiany fizyczne

Właściwie już od pierwszych dni, wraz z kilogramami zaczęła spadać ich siła, energia temperatura ciała, puls i libido.

Potem było co raz gorzej.

Po kilku tygodniach, serce zwolniło z 55 uderzeń do 35 uderzeń na minutę i skurczyło się. Ilość krwi zmniejszyła się o 10%. Wypróżnianie następowało raz w tygodniu.
To jest właśnie zwolnienie metabolizmu, mające na celu zaoszczędzenie energii. Wielu z nas wydaje się że wolny metabolizm to tylko zwolnienie trawienia, podczas gdy jest to zwolnienie wszystkich procesów życiowych zachodzących w ciele. Wszystkich.

Skóra stała się gruba i szorstka w wyniku twardnienia mieszków włosowych.
Narzekano na zawroty głowy, bóle mięśni, obniżoną koordynację ,dzwonienie w uszach, mrowienie w stopach i dłoniach, wrażliwość na zapachy, ostre światło, dźwięki, zaburzenia widzenia, ciągłe zimno.
Uczestnicy eksperymentu cały czas pili wrzącą wręcz herbatę i kawę, domagali się gorącej kąpieli. Właściwie każdy wolny moment, wykorzystywano na leżenie na słońcu, żeby chociaż trochę się dogrzać.

głód

Z powodu zaniku tkanki tłuszczowej, ból sprawiało dłuższe siedzenie czy leżenie.

Jako, że uczestnicy mogli pić wodę w nieograniczonych ilościach (co robili by zabić głód), pojawił się u nich obrzęki kolan, kostek i twarzy. W porównaniu do ich wychudzonych ciał, wyglądało groteskowo.

Tutaj jeszcze raz przypomnę, że to działo się na diecie 1560 kcal, która stanowiła połowę z ich zapotrzebowania. Ile wynosi Twoja połowa? Byłaś na takiej diecie? Niżej niż ta wartość? 

Znajdź 10 podobieństw ze swoim życiem, czyli zmiany psychologiczne na diecie 1560 kcal:

Wszyscy szybko popadli w apatię przerywaną irracjonalnymi wybuchami złości lub euforii.

Posiłki stały się najważniejszym punktem dnia. Ochotnicy ustawiali się w kolejce do stołówki już na kwadrans przed jej otwarciem. Wpadali w złość jeżeli jego pora przesuwała się choćby o minutę. Na stołówce wybuchały agresywne spory o wszystko. Drażniły głosy sąsiada, czy to jak oddycha.
Znikło poczucie wspólnoty typu: Jesteśmy tu razem dla większej sprawy.
Każdy powoli zaczął się izolować i zamykać w swoim własnym świecie.

W trakcie posiłku zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Mężczyźni tulili do siebie jedzenie, mieszali je w dziwne papki, dzielili i układali na talerzu, trzymali jak najdłużej w ustach bez połykania. Wielu z nich miksowała wszystko z wodą, żeby wyglądało na więcej. Wylizywano do czysta talerze i miski.
Zdarzało się szmuglowanie resztek porcji poza stołówkę, żeby jeść je w samotności.
Pod koniec eksperymentu, zjedzenie posiłku zajmowało co niektórym nawet dwie godziny.

głód

Pomiędzy posiłkami uczestnicy mogli pić kawę, herbatę i żuć gumę, z czego chętnie korzystano. Niektórzy żuli nawet 40 paczek dziennie i pili po 15 kaw. W końcu tego zabroniono.

Nie rozmawiano już o niczym innym jak jedzenie, chociaż wcześniej polityka, wojna czy dziewczyny były ważnym tematem.
Zaczęto nałogowo czytać książki kucharskie i kolekcjonować przepisy. Jeden z uczestników napisał w swoim dzienniku „Studiowałem książkę kucharską do piątej rano”
Przyjemność dawało wąchanie jedzenia czy obserwowania innych jak jedzą.
Zbierano także utensylia kuchenne.
Co ciekawe, żaden z mężczyzn nie był przed eksperymentem specjalnie zainteresowany gotowaniem, zaś podczas jego trwania 40% deklarowało że właśnie to planują robić w przyszłości.
Faktycznie trzech z nich zostało szefami kuchni, a jeden zajął się rolnictwem
(Wiele z moich podopiecznych też studiuje dietetykę, albo zajmuje się żywieniem.)

Tygodnie mijały, a mężczyźni zaczęli poszukiwać jedzenia wszędzie gdzie się dało, przez cały czas. Zdarzały się oszustwa i kradzieże. Po jakimś czasie pozwolono im poruszać się po mieście tylko dwójkami.
Jeżeli któremuś udało się oszukać z jedzeniem powodowało to stan chwilowego uniesienia i szczęścia, kończącego się totalnym załamaniem i myślami, że nie mam po co żyć i jestem totalnym zerem, skoro nie umiem wytrzymać na diecie.

Jeden z nich pracował w sklepie spożywczym i tam stracił kontrolę nad sobą. Zjadł kilka ciastek, bananów, pudełko popcornu. Kiedy zorientował się co zrobił, natychmiast zwymiotował i ze łzami w oczach pobiegł wyznać wszystko eksperymentatorom. W dzienniku napisał, że czuje się gorszy, słaby, obrzydliwy.
Inny uczestnik nie był w stanie się głodzić. Raz na czas zupełnie niekontrolowanie napychał się ogromną ilością jedzenia, po czym wymiotował i zaczynał na nowo. Został odesłany do domu.

Tu właśnie chcę przypomnieć aspekt motywacji. Każdy uczestnik eksperymentu zaczynał z bardzo silnym przekonaniem, że robi coś dla swojego ukochanego kraju, że miliony liczą na niego i nie może ich zawieść. To cel jasny i zrozumiały dla naszej inteligentnej części mózgu (kora mózgowa), lecz zupełnie niepojęty dla mózgu pierwotnego (gadzi), który ma za zadanie utrzymać nas przy życiu, upewniając się, że zjemy, wyśpimy się i zaczerpniemy kolejny oddech.
Motywacja była żelazna, ale instynkt samozachowawczy także. Kilku uczestników eksperymentu wyrzucono za oszukiwanie. Po prostu nie dali rady wygrać z naturą.

Ciekawy jest przypadek tego biedaka z ewidentną bulimią. Zaczęło się u niego wykształcać to samo błędne koło o którym pisałam w postach o gadzim. Z jednej strony motywacja by nie jeść (ojczyzna wzywa), z drugiej strony przymus ciała, żeby JEŚĆ.
I tak się biedak miotał pomiędzy pragnieniem osiągnięcia celu, a głosem natury, która ewidentnie brała górę.

Spójrz na siebie. Czy to nie jest dokładnie to samo? Ty też masz silną motywację by nie jeść (rozmiar XS wzywa) i silny instynkt ciała by jeść – wbudowany genetycznie priorytet: przeżyć. Ten konflikt interesów napędza objadanie się i wymiotowanie. Tak jak to jest przedstawione poniżej.

głód

Wracając do eksperymentu: Kto nie oszukiwał, nie podjadał i wytrwale robił to czego od niego wymagano? Tylko najsilniejsze jednostki. Ludzie o tak nieugiętej woli, że byli wstanie czasowo okiełznać swój własny zew przeżycia. Tak jak to robią… anorektyczki.
Jednak wszystko do czasu i za ogromną cenę.

Co było dalej:

Zmiany psychiczne postępowały.
W szeregach ochotników zapadała co raz większa apatia, zmęczenie, ograniczenie potencjału intelektualnego. Na łeb na szyję poleciały wyniki testów na inteligencję.
Niektórzy zaczęli kompulsywnie obgryzać paznokcie lub palić, inni wykształcili nerwowy tik.

Pojawiły się objawy szaleństwa.
Jednego z uczestników, już po kilku tygodniach, zaczęły nawiedzać bardzo realistyczne koszmary o kanibalizmie. Śniło mu się, że zjada starszego mężczyznę (!?)
Czuł, że się załamie, więc kilka oszukał z jedzeniem. Kiedy prowadzący eksperyment go o to zapytał, ten rozpłakał się jak dziecko i zaczął krzyczeć, że go zabije.
Natychmiast został odesłany do szpitala psychiatrycznego, gdzie po kilku dniach odpowiedniej diety, na powrót stał się zupełnie normalny.

Inny odrąbał sobie siekierą trzy palce.
Nie był w stanie wytłumaczyć, czy zrobił to specjalnie, czy nie.
Jednak dziesięć dni przed zdarzeniem zanotował w swoim dzienniku, że czuje się w absolutnej otchłani, chce, żeby wypuścili go do domu i nie widzi innego sposobu na skrócenie swojej męki, jak tylko przez okaleczenie się.

Przypadki klinicznej depresji, hipochondrii i histerii dotknęły prawie wszystkich uczestników.
Pamiętajmy, że jeszcze kilka miesięcy temu byli to fizycznie i psychicznie zdrowi, młodzi mężczyźni. Marna szansa, że akurat wszyscy poprzypominali sobie traumy z przeszłości czy deficyty emocjonalne. Po prostu tak działa głód.

A oto wspomnienia chłopaków. Przypominają Ci coś?

Treść życia zaczęła blednąć. Rozmowy z bliskimi są takie jałowe, męczące i bez sensu. Nie mam ochoty w nich uczestniczyć. Całe ich życie stanęło i zaczęło się toczyć od posiłku do posiłku.

Mam potrzebę bycia ze sobą sam na sam. Dużo chodzę do kina.
Kiedy jednak trafiam na komedię, w ogóle nie jestem rozbawiony. Nie czuję potrzeby, tak jak kiedyś, żeby się śmiać.

W okresie kontrolnym zakochałem się w dziewczynie, ale teraz widzę ja co raz rzadziej. Nawet trzymanie się za rękę sprawia mi trudność. Jeżeli idziemy na film, to i tak najbardziej interesują mnie sceny jedzenia.

Kiedy jestem w większym tłumie, daję się potrącać i popychać. Moim głównym stanem emocjonalnym jest rezygnacja.

Pod koniec półrocznego okresu głodówki (1560 kcal) uczestnicy stracili około 25% masy ciała – tłuszcz, ale też mięśnie i tkanki (pamiętasz skurczone serce i o 10% mniej krwi)
A teraz uwaga: Pomimo wszelkich zmian jakie w nich zaszły, w ogóle nie postrzegali siebie jako za chudych. Odwrotnie; uważali, że wszyscy w koło są za grubi, oni zaś są ok.
Hmmm…

Okres rekuperacji

Nadzień rozpoczęcia rekuperacji czekano jak na zbawienie, jednak kiedy nadszedł, niektórym przyniósł ogromne rozczarowanie.
Mężczyzn podzielono na cztery grupy, w których zwiększono kaloryczność posiłków o: 400, 800, 1200 i 1600 kcal.
Po kilku tygodniach okazało się, że grupa pierwsza, w ogóle się nie regeneruje, mimo że dawano im witaminy i suplementy. Organizm zaczął minimalnie reagować dopiero po dodaniu kolejnych 400 kalorii.
Nawet Ci, którym z powrotem zwiększono kalorie do dawnego poziomu, potrzebowali sporo czasu, aby w pełni dojść do siebie. Dopiero po zwiększeniu dawki kalorycznej do 4000 ich stan wyraźnie zaczął się poprawiać.

głód

Jednak, co ciekawe, stan psychiczny rekonwalescentów w dalszym ciągu się pogarszał.
Irytacja zmieniła się w agresję, depresja i obsesja na punkcie jedzenia nie ustępowała, wahania nastroju były co raz gorsze. Zaburzony obraz ciała, też się nie zmieniał tak samo jak niskie poczucie własnej wartości.
Kiedy trzy miesiące kontrolowanego dożywiania minęły, uczestnikom dano wolną rękę w sprawie diety.

I się zaczęło.

Mężczyźni wrzucali w siebie po 5000 – 8000 kcal dzień w dzień. Rekordziści potrafili i 11 000.
Jeden z nich wylądował w szpitalu z płukaniem żołądka.
Z ich notatek wynika, że posiłek spożywali właściwie tylko jeden – od rana do nocy. Wszyscy zgłaszali też, że nie ważne ile by zjedli, ciągle czują się głodni. Nawet jeżeli napchali się pod korek, za pół godziny znowu byli w kuchni.

Niektórym przez jakiś czas zdarzało się prowokowanie wymiotów, ze strachu że przytyją, albo wymioty samoistne, po czym jedzenie zaczynało od nowa.
Generalnie każdy jadł dużo więcej niż kiedyś i przytył około 10% w porównaniu ze stanem wyjściowym. To zaczęło się normalizować na przestrzeni pięciu miesięcy. Napady się skończyły, a waga naturalnie wróciła do stanu sprzed eksperymentu.
Wahania nastroju ustały po około trzech miesiącach, ale wszyscy badani twierdzili, że jeszcze nie czują się w pełni normalnie wobec jedzenia.

Głód różni się diametralnie od zachwycających niuansów apetytu – powiedział jeden z naukowców – To właśnie on czasowo zmienił tych mężczyzn na wiele sposobów. Jednak to co pozostało w nich najdłużej to ta niezdolność rozróżnienia między ssącym głodem i normalnym apetytem.
Apetyt jest pytaniem, na które odpowiada posiłek. Głód jest palącą potrzebą, pustką, która błaga o zaspokojenie za pomocą jakichkolwiek, niezbędnych środków.

W wywiadzie z 2003 roku znowu zapytano dzielnych ochotników o ich przeżycia związanie z eksperymentem. Wielu wyznało, że jeszcze przez wiele lat towarzyszył im strach, że jedzenie zostanie im odebrane.

głód

Głodowaliśmy w najlepszych warunkach, jakie można sobie wyobrazić. Do tego wiedzieliśmy dokładnie kiedy nasza tortura się skończy – powiedział Sam Legg (ten od odrąbanych palców) – Ale nasze ciała tego nie wiedziały.
Instynkt samozachowawczy nie zna różnicy pomiędzy trzydziestodniowym oczyszczaniem organizmu*, a zagrażającym życiu głodem.
Ból i lęk o utratę pożywienia przypominają o sobie każdemu kto kiedykolwiek musiał z nim się zmagać – dobrowolnie, lub nie.
Najsmutniejsze jest to, że tak często odkładamy życie na później; pójdziemy na randkę, pojedziemy w podróż, zrobimy karierę… dopiero jak schudniemy. Po tym co przeżyliśmy uważam, że to nie to pragnienie schudnięcia, trzyma nas w domu i nie pozwala żyć. To głód nas tam trzyma – samotnych i czekających.

* posty Dąbrowskiej, głodówki lecznicze i INNE CUDA!!!

*

Mam nadzieję, że rozumiesz co chcę przekazać opisując tę historię.
Głód powoduje nie tylko zmniejszenie tkanki tłuszczowej, czy – niestety – mięśniowej (serce to też mięsień) i łącznej.
Głód powoduje zmniejszenie człowieka jako takiego, i jego życia. Sprowadzenie go do zwierzęcia, które całe swoje jestestwo nastawia na jedno: zdobyć jedzenie.

Eksperyment głodowy w Minnesocie właśnie to udowadnia.
Rzuca on też nowe światło na zaburzenia jedzenia. Bo skoro w wyselekcjonowanej grupie zdrowych, psychicznie odpornych mężczyzn, BEZ historii depresji czy traum rodzinnych, zdołano wywołać kompulsywne objadanie się, ewidentną bulimię, depresję, obsesję na punkcie jedzenia oraz wyglądu – to chyba wszystko jest możliwe.
Oczywiście to światło w ogóle nie jest nowe. Eksperyment ma ponad 70 lat temu, ale z tego co słyszę i czytam, jego wyniki nie są zbyt często brane pod uwagę w leczeniu ED w Polsce (Sytuacja powoli zmienia się na przykład w Ameryce, ale to ciągle są wyjątki, a nie norma. Dalej w zastraszającej większości leczy się zaburzenia odżywiania oldschoolowo – terapia psychodynamiczna, leki)

*

A teraz ważne pytanie.
Dlaczego mężczyźni z Minnesoty wrócili do normy w przeciągu pół roku, a dziewczyny z zaburzeniami odżywiania nie są w stanie?
Tutaj znowu: motywacja. U tych mężczyzn zniknął jej aspekt. Zrobili swoje dla kraju, z pompą im podziękowano, stali się bohaterami. Cel osiągnięty.
A u dziewczyny z bulimią czy anoreksją, cel nie znika. Ona dalej chce być szczupła i wbić się w to cholerne bikini. A im bardziej się głodzi, tym bardziej się objada, im więcej chudnie, tym bardziej jej obraz ciała wypacza się i tym mocniej nakręca się błędne kółko.

Dla uczestników eksperymentu lekarstwem na depresję, obsesję i paranoję było jedzenie – nie rozmowy o przeszłości i emocjach i nie co raz większe dawki antydepresantów.
JEDZENIE.
To, czego brak spowodował to całe zamieszanie, było i zawsze będzie rozwiązaniem.

Ale ja jestem inna – pomyślisz może – ja jedzeniem sprawiam sobie przyjemność, rozładowuję napięcie, zagłuszam emocje.
Ok, nie przeczę, ale czy to znowu nie ma wiele do rzeczy z tym, że od lat jesteś na diecie i „uważasz na to co jesz” (zero słodyczy, zero tego, zero tamtego)?
I że nie masz siły już „uważać”, gdy dochodzi jakiś stres. Po prostu mówisz „Chrzanić to” i jesz wszystko czego sobie broniłaś.
Bo dlaczego akurat jedzenie? Przecież spanie czy picie wody (zwłaszcza w upalny dzień) też jest przyjemne. Ale nie robisz tego w stresowych momentach? Po prostu nie jesteś śpiąca, ani spragniona. A głodna owszem.
Pomyśl też, czy byłabyś w stanie przekonać kogokolwiek, kto nie ma bulimii, że jedząc ogromne ilości słodyczy poradzi sobie ze stresem?
Słuchaj Kaśka, znam świetny sposób – 10 czekolad, tort i lody i po problemie.
Czy poleciłabyś tę „metodę” swoim dzieciom?

Z własnego doświadczenia i doświadczenia moich podopiecznych, mogę powiedzieć, że w naszym życiu nie wydarzył się cud. Ja wcale nie nauczyłam „radzić sobie z emocjami”, ani trochę nie „zapełniłam pustki” i nie „skonfrontowałam się ze swoimi demonami”. Po prostu unormowałam swoje jedzenie, co zaowocowało tym, że przestałam się obżerać. Dalej czasami płaczę, wkurzam się, czy jestem nieznośna.
Ale nie żrę.

Wracając do tematu: to że przez swoją ekstremalną dietę wpadłaś w depresję, jest – jak się okazuję – normalną reakcją ludzkiego ciała na głód. Nic z Tobą nie jest nie tak. Odwrotnie! Twoje ciało na wszelkie możliwe sposoby daje Ci znać, że jedzenie  MUSI stać się teraz priorytetem, bo zagrożona jest twój egzystencja.
Dlatego właśnie nic Cię nie cieszy. Gdyby tak było, nie byłabyś wystarczająco zmotywowana, żeby go szukać! Włączyłabyś sobie fajny film i zapomniała o sprawie. Po czym padłabyś martwa.
Widzisz, że to wszystko ma sens i logiczne wytłumaczenie?
Ciało ludzkie jest mądrzejsze niż ludzki umysł ze swoimi antydepresentami na receptę.
Leczenie nimi bulimii jest jak pudrowanie parcha na środku nosa, albo malowanie na czerwono paznokcia z grzybicą. Wszystko pięknie – już się uśmiecham – ale problem wcale nie jest rozwiązany.
Oczywiście są przypadki, gdzie trzeba brać jakieś leki, ale leczenie nimi głodu?

*

A Ty, kochana? Czy rozpoznajesz swoje doświadczenia w tym co przeżyli ochotnicy z Minnesoty? Ja owszem! Izolacja, depresja, ze średniej 5.3 na średnią 3.5, wieczne zimno…
Podziel się z nami swoimi doświadczeniami.

Na koniec chciałabym Ci powiedzieć, jaki wniosek ja wyciągam osobiście z opisanego eksperymentu:
Zaburzenia odżywiania nie są tajemniczą chorobą na którą się zapada i choruje, są za to stworzonym w określonym sposób problemem, który DA SIĘ rozwiązać.

Pisząc artykuł korzystałam z wielu źródeł.
Książka: The Bulimia Help Method – Richard Kerr, Ali Kerr
Filmy dokumentalne i artykuły dostępne w internecie.

*

Jeżeli potrzebujesz wsparcia, zapraszam Cię na indywidualny mentoring ze mną 1 na 1. Więcej informacji tutaj: mentoring
Przeczytaj opowieści kobiet, które mi zaufały: Ania, Kasia, Ala, Kasia D, Paulina

Albo na kurs online. Pierwsza lekcja tutaj: Lekcja 0

Zawsze możesz też do mnie napisać: [email protected]

ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

57 komentarzy

  1. Avatar
    :) 6 czerwca, 2017 at 6:52 am - Odpowiedz

    Tak, tak, tak -sama prawda, niestety. Odkąd udało mi się zwiększyć ilość jedzenia (chociaż nadal nie sięgam cpm- zwyczajnie się boję), bo wcześniej za każdym razem, gdy próbowałam miałam kompuls, teraz napady są coraz rzadziej i jakby te stany depresyjne też. Zdarza mi się już pomyśleć, że wcale nie wyglądam aż tak źle. :) Może w końcu schudnę jak normalny człowiek, a nie głodując? Dieta naprawdę niszczy życie, ja też wszystko odkładałam (nadal odkładam..) na czas ,,gdy schudnę” , i tak to życie ucieka przed nosem… a najzabawniejsze, że odkładałam życie nawet, gdy prawie haczyłam o niedowagę, ale przecież byłam GRUBA i zwyczajnie się siebie wstydziłam…

  2. Avatar
    KasiaKasia 6 czerwca, 2017 at 7:10 am - Odpowiedz

    „A u dziewczyny z bulimią czy anoreksją, cel nie znika.”
    Myślę, że ten fragment o celu wyjaśnia, dlaczego tak trudno niektórym wyjść z ED. Wiele dziewczyn po prostu nie chce jeść na swoim poziomie kcal, gdyż nie jest w stanie pogodzić się z wizją „nieschudnięcia”. A takiego myślenia akurat nie da się wyleczyć jedzeniem, bo to aspekt psychologiczny.
    Ja się jednak upieram, że sprowadzanie ED tylko do poziomu jedzenia jest błędem. Są różne przypadki. Są kobiety, które przez głupie diety nieświadomie i nieumyślnie doprowadziły się do kompulsów i jojo i tu rozwiązanie jest proste. Są też jednak osoby, u których pragnienie bycia chudsza (czyli inną/lepszą) jest tak silne, że nie są w stanie pogodzić się z tym, że musza odpuścić swoje dążenie do celu (którego osiągnięcie widza jako rodzaj wybawienia od cierpienia, które przezywają, poczucia się wartościową osoba itp.). Nie znam żadnych statystyk, ale nie sądzę, aby to był ułamek osób z ED – myślę, że cale mnóstwo. I tak – to jest rodzaj „demona, z którym taka osoba potrzebuje się skonfrontować”.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 6 czerwca, 2017 at 7:28 am - Odpowiedz

      Kochana, absolutnie nie sprowadzam ed TYLKO do jedzenia, o czym piszę w pozostałych 210 postach, ale od jedzenia sie zaczynają i na jedzeniu kończą. Właśnie bardzo często gdy dziewczyna zrozumie w końcu, że zeby schudnąć trzeba jeść. Że właśnie glodzac sie będzie osiagala raz po raz efekt odwrotny. Pewnie, że można być szczuplym bez rzygania. Jedno drugiego nie wyklucza i wcale nie trzeba rezygnować ze swojego celu.
      Może nie ma żadnych oficjalnych statystyk, ale ja stworzyłam sporą kolekcje wiadomości i listów.(prawie 8.000) i powiem tak: 99,999% osób które do mnie piszą wpadło w to z powodu diety i wychodzi, gdy dietę ogarnie, a do tego poradzi sobie z nalogowym aspektem zaburzeń (co też jakieś mega straszne nie jest). Wtedy też szybuje w górę poczucie własnej wartości i pewności siebie. Wraca radość życia i wygląd schodzi gdzies na drugi plan (jak u chłopaków z Minnesoty).
      Nie ma tu drugiego dna, słońce. No nie ma!
      Ale jest to CUDOWNA wiadomość. Bo to znaczy, że każdy może z tego wyjść bez zbednych ceregieli i uprzedniego rozwiazywania wszystkich problemów życiowych.
      Musimy zrozumieć; obecny mode leczenia ED odchodzi do lamusa i ja nie jestem pierwszą, która go odtrąbia.

      • Avatar
        KasiaKasia 6 czerwca, 2017 at 8:23 am - Odpowiedz

        Ja pisze własnie o tym, że to, o czym Ty piszesz:
        „Właśnie bardzo często gdy dziewczyna zrozumie w końcu, że zeby schudnąć trzeba jeść. ”
        jest często bardzo trudne do osiągnięcia dla osób, które się wpakowały w ED i tkwią w tym juz od jakiegoś czasu (depresja nie pomaga). I często te osoby naprawdę wiedza o tym, że kluczem do wyzdrowienia jest unormowanie jedzenia (w zasadzie przeciez to oczywistość), ale nie sa w stanie tego zrobic. Co z tego, że rozumieją i wiedza, co powinny robić, jeśli nie daja rady się do tego hmmm…zmusić czy przekonać? Do przyjęcia innego myślenia. A bez odpowiedniego nastawienia nie sa w stanie podjąc odpowiednich kroków, żeby sie z tego bagna wycągnąć.
        To oczywiste, że w ED wpada sie z powodu powodu diety. Wyjść z ED bez ogarnięcia diety też sie nie da. :-) Ale żeby tę dietę ogarnąc trzeba zmienić często swój sposób myślenia (ciężko to zrobić, jesli chudnięcie nadal jest zyciowym priorytetem).
        Po prostu zastanawiam sie, co można powiedziec tym osobom – tym, które wiedzą, że unormowanie diety i odpuszczenie celu jest kluczem, ale nie są w stanie tego ot tak zrobić, ponieważ za bardzo się boją utraty kontroli, porażki, poczucia bezwartościowości itp.
        Mozna te osoby przekonywać „unormuj dietę, to przeciez wszystko wróci do normy (i tu ciąg pozytywnych zmian)”, ale co z tego, skoro „normowanie diety=odpuszczenie kontroli, a to dla wielu jakiś przerażająy proces, w którym nie ma sie pojęcia, co sie dzieje z wlasnym życiem, więc opór przed taką zmianą jest ogromny.

  3. Avatar
    wisia 6 czerwca, 2017 at 7:54 am - Odpowiedz

    Nie zgodzę się w 100 procentach :/ W większości przypadków jest co prawda tak, jak piszesz, ale właśnie nie zawsze. U mnie ataki bulimiczne w dużej mierze spowodowane są depresją i lękami. Kiedy czuję się beznadziejna, objadam się i tnę się, aby jeszcze bardziej siebie zniszczyć. Kiedy wszystko dobrze się układa, z reguły jem normalnie. Nie mam potrzeby, żeby siebie niszczyć. Nie prowokuję też wtedy wymiotów.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 6 czerwca, 2017 at 9:54 am - Odpowiedz

      O tym jak siebie przekonać piszę na przestrzeni tego bloga.
      Największym problemem jest to że dziewczyny nie wiedzą, że normalne jedzenie to nie znaczy tycie. To trzeba zmienić. Gdyby ktoś powiedział mi kilka lat temu że będę jadła ok 2200 kcal, popukalabym się w głowę. Po prostu nie miałam podstawowej wiedzy.

  4. Avatar
    Karolina 6 czerwca, 2017 at 11:19 am - Odpowiedz

    Aniu… poplakalam sie:( a teraz brakuje mi slow… niby to wiedzialam… Dziekuje Ci za tego posta. Dla mnie jestes najlepsza:)

    • Avatar
      Wilczo Glodna 6 czerwca, 2017 at 12:04 pm - Odpowiedz

      To ja dziękuję :*

  5. Avatar
    Kate 6 czerwca, 2017 at 11:23 am - Odpowiedz

    Najtrudniejsze w tym wszystkim jest zgodzić się na to, że to wymarzone schudnięcie nie przyjdzie od razu, w tydzień. Naturalnie głodówka też nie sprawi, że magicznie wciśniemy się w rozmiar S (albo chociaż M) po miesiącu, bo na 99,9% wywoła napady i resztę historii już znamy. Ale dla kogoś, kto cierpiąc przez 7 lat na ED (zaczynając od anoreksji poprzez kompulsywne objadanie się kończąc na bulimii) wykształcił w sobie tak ogromną nienawiść i obrzydzenie do siebie nie jest łatwe zaakceptować fakt, że „muszę” jeść normalnie. Całe moje wnętrze krzyczy, że nie mogę jeść… I nie mogę tego głosu zagłuszyć, zresztą nawet po pewnym (krótkim) czasie normalnego w miarę jedzenia mam wrażenie, że nic się nie zmienia, że puchnę, że jestem brzydka i tylko nie-jedzenie może to zmienić i tak zazwyczaj ląduję w lodówce. Zastanawiam się też, czy naprawdę biorę duże dawki antydepresantów (już chyba 7 rodzaj, bo długofalowo nic nie działa) i leków uspokajających przez…jedzenie? O zgrozo. Kim ja się stałam?

    • Avatar
      Wilczo Glodna 6 czerwca, 2017 at 12:04 pm - Odpowiedz

      Kochana, ale tak jak mówisz, jesteś w tym siedem lat a i tak schudnięcie „nie przyszło”. Bo po prostu nie tędy droga.
      Co do puchnięcia to jest zupełnie NORMALNE. Też o tym niedługo napiszę. Każdy to przechodzi i trwa to do 6 tygodni maks. Potem mija i nigdy więcej nie wraca. 6 tygodni versus kolejejne 6 – 16- 36 lat tego piekła.
      Leki jeszcze chyba nikogo nie wyciągnęły z bulimii, jako takiej. Tak jak piszę – masz depresję, bo masz bulimię, a nie odwrotnie.
      Potrzebujesz kochana konkretnego pokierowania?

  6. Avatar
    Ilia 6 czerwca, 2017 at 12:14 pm - Odpowiedz

    Mojemu tacie post Dąbrowskiej któ®y wrzuciłaś do jednego worka z dietami Cud pomógł się wyleczyć z choroby autoimmunologicznej. Może dlatego mu pomógł że on nie chciał schudnąć, bo to nie jest dieta odchudzająca, tylko rodzaj postu leczniczego. Jesz na tyle mało, że osrodek głodu się wyłącza i organizm przechodzi na odżywianie wewnętrzne. To dramatyczna różnica w porównaniu z niedojadaniem na 1500kcal. Pod kontrolą lekarza ten post jest bezpieczny, ale na pewno nie jest dietą. Byłam na wykładzie Dąvrowskiej i co ciekawe mają pacjentó∑ pod obserwacją 8-10 lat z remisjami, więc please nie wrzucaj wszystkich do jednego wora.

  7. Avatar
    Karolina 6 czerwca, 2017 at 12:17 pm - Odpowiedz

    „Kiedy jestem w większym tłumie, daję się potrącać i popychać. Moim głównym stanem emocjonalnym jest rezygnacja.”

    Wstrząsnęły mną te słowa.
    Nie jestem w stanie więcej napisać …jak tylko ….dziękuję
    Dziękuję Ci za ten wpis.

    Bardzo dziękuję :*

  8. Avatar
    Ilia 6 czerwca, 2017 at 12:21 pm - Odpowiedz

    Nie rozumiem dlaczego ludzie którzy przeszli wojnę i głód (mam dziadków po obozach i głodzie na ukrainie) nie rozwinęli zaburzen odżywiania ani depresji. Owszem lubią mieć zawsze chleb w domu, ale nie objadali się nigdy, nawet jak mogli. Mam wrażenie że po prsotu mieli co robić, a bohaterowie tego eksperymentu byli w jakimś dziwnym środowisku, niby bezpiecznym, a jednak kompletnie sztucznym. Bez adrenaliny, z tą pewnością że przeżyją, „jedyny” dyskomfort to ten przeraźliwy głód w cieplarnianych warunkach. Dziwna dezorientacja dla organizmu

    • Avatar
      Ada 6 czerwca, 2017 at 1:59 pm - Odpowiedz

      Z początku więźniowe obozów rzucali się na jedzenie(co wielu z nich doprowadziło do śmierci, bo były skrajnie zagłodzeni i organizm zwariował po takiej ilości jedzenia), ale nie mając w głowie celu:idealnej(czyt.chudej) sylwetki z czasem wszystko wróciło do normy, bo jedli już normalnie. Z wielu opowiadań obozowych wiemy, że jedzenie było głównym tematem rozmów.
      Dokładnie tak jak w eksperymencie.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 6 czerwca, 2017 at 2:30 pm - Odpowiedz

      Kochana, ale oni też nie wyksztalcili zaburzeń jako takich. Dlaczego? Tak jak pisałam; skończył sie eksperyment,skończyła się motywacja do glodowania, a więc nażarli się ile mogli, przytyli, unirmowali się i już. Tak samo z ludźmi, którzy przeżyli wojnę. Kiedy było jedzenie, nie kontynuowali diety. U nas nie – motywacja trwa; chcę schudnąć, ale właśnie się obzarlam, to sie przeglodze, a dlatego że się glodze, to sie obzeram. I tak sie toczy błędne koło a cel nie zostaje osiągnięty.

  9. Avatar
    Alice 6 czerwca, 2017 at 2:33 pm - Odpowiedz

    A ja powiem wam, że było zupełnie odwrotnie w moim przypadku. Najpierw zaczęłam chorować na depresję już w dzieciństwie, potem przez całe liceum i studia. W sumie to 15 lat. W tym czasie uznałam, że jestem tak GŁUPIA, tak beznadziejna, brzydka, zła, nie zasługująca na nic innego niż śmierć. Więc mój chory mózg pomyślał tak: No dobra, skoro umysłowo jestem totalną kaleką, to może będę dobra w czymś innym: mogę być chuda, wysportowana, mieć piękne ciało, może wtedy wreszcie się polubię i inni będą mnie akceptować. (depresja polega też na tym, iż wydaje się, że nikt cię nie lubi, bo nie zasługujesz) Więc zaczęłam ćwiczyć, jeść same proteiny, oczywiście w granicach 1tys kcal. Wytrzymałam pół roku, schudłam pięknie. Ale czy byłam szczęśliwa? Jak patrzyłam w lustro to podobało mi się moje ciało. I tylko to. Potem oczywiście ciało zareagowało kompulsjami, mogłam przez cały miesiąc jeść codziennie ponad 10tys kalorii ze słodyczy (bo tylko słodycze mogły osłodzić mi życie) i tak to trwało kolejne 3 lata. Depresja nadal nie leczona. Myślałam że ja taka po prostu jestem i nic już nie można ze mną zrobić i muszę to zaakceptować. Później w ciągu tych wahań wagi, wkręciłam się w narkotyki i tu już naprawdę przestało być śmiesznie. Inaczej reagowałam na niektóre dragi (mówię tu o tych, które działają mocno na serotoninę a potem jest ogromy spadek) więc kiedy nastąpił ten najgorszy moment i miałam po nim stupor depresyjny przez cały kolejny dzień (a dochodziłam do siebie tydzień) to postanowiłam, że z moją głową jest na serio źle, nikt tak nie reaguje oprócz mnie. I poszłam do psychiatry się leczyć. Teraz po pół roku wszystko się zmieniło. Nie mam już objawów depresji a i zaburzenia odżywiania mi minęły. Teraz wszystko jest naturalne, jem kiedy jestem głodna a jak jestem najedzona to po prostu odstawiam. Nie czuję takiej potrzeby. Prawdopodobnie leki będę już brać do końca życia.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 6 czerwca, 2017 at 3:49 pm - Odpowiedz

      Tak też może być. Jesteś wyjątkiem, który potwierdza regułę. Dobrze, że z tego wyszłaś.

  10. Avatar
    Karolina 6 czerwca, 2017 at 3:31 pm - Odpowiedz

    Aniu… jesteś aniołem. Ostatnie posty dały mi tyle do myślenia… każdy kto chce podjąć jakiekolwiek kroki w odchudzaniu powinien zaznajomić się z treścią Twojego bloga. Dziękuje za to wszystko❤️

  11. Avatar
    Edyta 6 czerwca, 2017 at 3:49 pm - Odpowiedz

    Złe myśli,”czarna dziura”po wstaniu z łóżka i wszystko co najgorsze doświadczam i doświadczałam ZAWSZE jak się objadałam.NIGDY nie było na odwrót.Teraz dzień bez obżarstwa nie musi znaczyć od razu uśmiechu od ucha do ucha.Pozwalam sobie na smutek ,żal a nie zagłuszam tych emocji jedzeniem.Jem też zdecydowanie więcej,ale nic samo nie przyszło.Musiałam całkiem anulować swoje złe myślenie na temat jedzenia.Efekt? nie mam ochoty obżerać się do upadłego (zwłaszcza po ostatnim epizodzie gdzie przez tydzień jadłam „mało”i się jeszcze tym cieszyłam do czasu kiedy rzuciłam się na jedzenie jak wygłodniały wilk i objadałam się tak bite dwa tygodnie i uwierzcie po prostu nie mogłam się zatrzymać).

  12. Avatar
    Jedzenioholik 6 czerwca, 2017 at 4:22 pm - Odpowiedz

    Post ciekawy, ale nie mogę się w nim odnaleźć. Może dlatego, że nigdy moja waga nie spadła zbyt nisko, a moze dlatego że mam BED, a nie bulimię. Poza tym już dawno temu odstawiłam diety poniżej zapotrzebowania kalorycznego, nie jem za dużo śmieciowego jedzenia, a ciagle się przepadam lub objadam. Nie mam parcia na figurę w rozmiarze XS, a jedynie chciałabym wrócić do wagi w normie. Jak to osiągnąć jak ciagle się je? Jedyne osoby którym zależy na tym żebym schudła są moi bliscy. Ostatnio przestało mi zależeć i na niewiele czynności mam ochotę. Może to depresja, ale z tak przejedzonym organizmem nie mogę powiedzieć żeby była ona powodem niedożywienia. Jakoś trudno mi jest wpasować siebie w te ramy.
    Pozdrawiam

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 czerwca, 2017 at 9:13 am - Odpowiedz

      Kochana, ten post opisuje skutki długotrwałego głodzenia i ewidentnie nie jest o Twoim przypadku. Myślę, że w takim razie odnajdziesz się w poście o pseudojedzeniu. Czytałaś go?

  13. Avatar
    Monika 6 czerwca, 2017 at 5:16 pm - Odpowiedz

    Aniu! Jesteś kochana. Niesamowita. Dziękuję Ci za to, że jesteś. Popłakałam się czytając tego posta, bo czułam się jakbym czytała o sobie i w końcu naprawdę zrozumiałam w czym problem. 7 lat temu zaczęłam się odchudzać. Początkowo nie jedząc słodyczy, więcej spacerując, niestety zaczęłam obcinać sobie kalorie chyba do 800 kcal dziennie.Wtedy myślałam, ze to 1500. Teraz wszystko widzę jak było naprawdę. Chodziłam ciągle głodna i zła. Schudłam do rozmiaru 36, a potem zaczęłam żreć, głodzić się i tak na przemian. Potem doszło przeczyszczanie. Odkąd Cię odnalazłam jest coraz lepiej. Ale ten dzisiejszy post jakby jeszcze bardziej mnie oświecił. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. Jesteś cudowna.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 czerwca, 2017 at 9:11 am - Odpowiedz

      Jejku! Wspaniale!!!

  14. Avatar
    Paulette 6 czerwca, 2017 at 5:47 pm - Odpowiedz

    A mi sie chce płakać że kolejny raz po powrocie z pracy obżarłam się… po 12h pracy, po zrobionych 20km, moje ciało jest po prostu głodne…

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 czerwca, 2017 at 9:11 am - Odpowiedz

      Dokładnie tak. Nakarm je.

  15. Avatar
    NE 7 czerwca, 2017 at 4:44 am - Odpowiedz

    Nie zgodzę się z Panią. U mnie najpierw była depresja, potem zaburzenia odżywiania (chyba jako forma ucieczki). Depresja później też była, oczywiście, ale to ona była najpierw.
    Pozdrawiam

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 czerwca, 2017 at 9:10 am - Odpowiedz

      No wiesz, nikt nie zaczyna diety z myślą: Życie jest super i jestem piękna!
      Ja opisuję w tym artykule po prostu skutki głodu.
      Tak można mieć depresję przed ED, niezależną od ED.

    • Avatar
      dead 8 czerwca, 2017 at 4:12 am - Odpowiedz

      U mnie też.. dokładnie tak, jako forma ucieczki i „ostateczny ratunek” bo było mi tak źle, ze gdyby nie to, chybabym ze sobą skończyła. Potem przez jakiś rok – euforia, a potem znów wróciła depresja.. Tyle że jednak paradoksalnie, wygląda na to że ED uratowało mi życie w tym strasznym okresie, kiedy nie było poprostu innego wyścia a skala mojej nienawiści do siebie i obrzydzenia opadła na dno Rowu Mariańskiego…

  16. Avatar
    Kasia 7 czerwca, 2017 at 12:14 pm - Odpowiedz

    Z ciekawości – w jakiej książce o tym przeczytałaś?

    Ja prawie rok temu natknęłam się na opis tego eksperymentu w książce pt. „Głód . Historia nienaturalna”. Akurat tak się złożyło, że byłam wtedy jeszcze chora (nawet nie wiem, na co, bo nigdy nie miałam diagnozy, obstawiam więc na bulimię albo na anoreksję bulimiczną…)
    Za wszelką cenę nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że w jakiś sposób przypominałam tych facetów. Przecież ja nigdy nie głodowałam! Ba, codziennie jadłam naprawdę bycze porcje jedzenia, tak, że praktycznie cały czas chodziłam w ciąży spożywczej. W ten cudowny sposób oszukiwałam nie tylko wszystkich naokoło, ale i samą siebie, bo te horrendalne ilości jedzenia wciąż nie wystarczały ciału, zajeżdżanemu dzień w dzień czterema godzinami ćwiczeń. Tyle, że mój chory umysł nie dostrzegał wtedy związku pomiędzy tamtym eksperymentem, a tym, co działo się ze mną.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 czerwca, 2017 at 2:32 pm - Odpowiedz

      Natknęłam się znowu na opis w książce „Bulimia help method” a potem przeszperałam dokładnie net.
      Ale teraz już lepiej, kochana?

  17. Avatar
    Klaudia 7 czerwca, 2017 at 1:20 pm - Odpowiedz

    To i ja podziele sie ulamkiem mojej historii. Moze pomozecie mi zrozumiec pewne kwestie, bo na chwile obecna mam jakis totalny emocjonalny breakdown, tak jakbym stracila w ogole kontakt z rzeczywistoscia.

    Z ED zmagam sie juz kilka dobrych lat. Nie wiem co bylo pierwsze – depresja czy ED, ale podejrzewam, ze ED. Nie mniej jednak, od miesiaca wspolpracuje z dietetyczka – ufam jej i widze, ze zna sie na rzeczy. Przez wiele ost miesiecy bylam na diecie 1000-1200kcal (nie liczac kompulsow), wiec zaczelysmy od ok 1800-1900kcal, czyli tyle ile powinna wynosic moja CPM. I fakt, na poczatku bylam mega zmotywowana (zawsze wizja zmian, tych pozytywnych mnie jakos tak dobrze nakreca), czasem pozwolilam sobie na cos dodatkowego, bez wyrzutow i ogolnie czulam sie OK, mimo ze zdarzaly mi sie zjazdy po posilkach (mam hipoglikemie i insulinoopornosc, wiec to tez jest troche bardziej complicated – ze wzgledu na owe zaburzenia metaboliczne, ograniczylam tez aktywnosc fizyczna, wiec prowadze raczej easy-going life..)

    Od kilku dni siedze w domu, bo dopadlo mnie przeziebienie – pomyslalam, a zamiast normalnego posilku zjem sobie to i to (np. cos slodkiego, albo calkowite pominiecie posilku), akurat wliczy mi sie w makro i bedzie git. Jest taki git, ze od dwoch dni zre i jestem w kiblu na zmiane. Do tego jestem mega rozdrazniona, mysle o jedzeniu non stop, mimo tego ze nie jestem glodna.

    Jak myslicie, co moze byc przyczyna mojego rozchwiania emocjonalnego:

    a) zamiast trzymac sie diety, znow pokombinowalam i zje*** sprawe,
    b) w poniedzialek, po 10 latach nalogowego palenia papierosow (paczka dziennie), po przeczytaniu ksiazki Allen Carr’a, postanowilam skonczyc z tym raz na zawsze, stac sie czlowiekiem wolnym, bez uzaleznien. I o dziwo, nie mam jakiegos turbo parcia na papierosy, wrecz przeciwnie, o ironio (!), bardziej mysle o zarciu. Choc moze jest jakas korelcja miedzy tymi dwoma aspektami.
    c) od 4 dni siedze w domu i juz po prostu szlag mnie trafia, ze nie moge zapomniec o moich problemach bedac w pracy (tak, zazwyczaj duzo pracuje, zeby nie myslec, nie zrec i po prostu sie czyms zajac..)

    A moze wszystko razem wziete?

    A moze po prostu powinnam sie uzbroic w cierpliwosc, bo ekfety, ktorych oczekuje, nie pojawia sie tak z dnia na dzien? Ze nagle bede miala zdrowy stosunek do jedzenia, ze nagle zaczne gardzic papierosami … Moze za wczesnie jest wprowadzac kolejne zmiany?

  18. Avatar
    Paulina 7 czerwca, 2017 at 1:37 pm - Odpowiedz

    Napycham się „pod kurek” i za niedługi czas znów jestem zwarta i gotowa do obżarstwa, choć nie głodzę się wcale… robiłam to kilka lat temu, od tamtego czasu moje dnie to raczej jeden wielki posiłek. :/
    Próbowałam radzić sobie z moimi napadami poprzez zwrócenie uwagi na emocje, jakie mi towarzyszą, gdy chcę się objeść. Mówisz Aniu, że tak naprawdę możemy wyleczyć się zbilansowaną dietą i to wystarczy???

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 czerwca, 2017 at 2:29 pm - Odpowiedz

      Plus nałogowy aspekt sprawy. Czytałaś kochana posty o gadzim mózgu?

  19. Avatar
    silna93 7 czerwca, 2017 at 3:07 pm - Odpowiedz

    Nie mam pojęcia czy artykuł ukazał się w jakiejkolwiek gazecie, ale na miejscu gazet bym się o niego dosłownie biła! Trafiłaś w sedno, wszystko tu jest takie prawdziwe i takie znajome… Jak zwykle świetny post, choć tym razem nieco inny. Bardzo do mnie przemówił. Dziękuję.

  20. Avatar
    Ola 7 czerwca, 2017 at 5:03 pm - Odpowiedz

    Aniu, ogólnie mega cię szanuję i uważam, że to co robisz na pewno pomaga wielu dziewczynom w wyjściu z tego bagna. Jesteś wartościową i inteligentną osobą, ale chciałam poruszyć jedną kwestię. Myślę że 60-70% przypadków bulimii/zaburzeń odżywiania, a w następstwie depresjii ma podobne podłoże co u Ciebie- diety, dążenie do nieistniejącego ideału itp. Jednak-a mam spory bagaż doświadczenia i trochę wiedzy w tej kwestii- nie możemy zapominać o dziewczynach/chłopakach z atypową postacią bulimii. Tam gdzie rzadko występują typowe napady, a przeczyszczanie się/wymioty/zaburzenia odżywiania są skutkiem lęku, ogromnie zaniżonej samooceny, poczuciem beznadziejności, pogłębieniem depresji. W tych 30-40% przypadków jednak farmakoterapia i psychoterapia zdają się być bardzo potrzebne. A psychoterapia- a jest wiele szkół- to nie tylko grzebanie w traumach z okresu niemowlęcego, a skupianie się na tym co jest teraz i tutaj. Oczywiście jeśli prowadzi to kompetentna osoba.Nie zawsze rozpisanie jadłospisu i powiedzenie, że „trzeba zjeść śniadanie” dają efekt. Nie bez powodu wiele osob co przeszły anoreksje/mają bulimie łączy wiele objawów stricte somatycznych: bezsenność, niestabilność emocjonalna itp. I myślę, że też powinnaś o tym trochę wspomnieć i nie skreślać „specjalistów” na całej linii. Bo nie zawsze początek zaburzeń był taki jak u Ciebie;)

    Oczywiście doceniam co robisz, jestem pod wrażeniem Twojego zapału i wierzę, że pomogłaś niejednej lasce wyjść z tarapatów.

    Pozdrawiam,
    Olka ;)

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 czerwca, 2017 at 5:40 pm - Odpowiedz

      Slońce, powiedz mi czy czytałaś już któryś z mouch 210 wcześniejszych postów, gdzie wlasnie poruszam temat bulimii jako problemu nałogu, niskiej samooceny, perfekcjonizmu, spolecznej presji, strachu, bólu, zagubienia, niedopasowania itd? Czy to jest pierwszy wpis jaki przeczytałas?
      Skąd w ogóle te procenty? Gdzie to jest podane? Kto to niby zbadał? Z chęcią zobacze te statystyki, bo próbuje dokopać się do innych niż amerykańskie od lat.

      Wejdź sobie proszę na wilcze stado, gdzie jest ponad 1500 osób i zapytaj dziewczyny skąd wzięła się ich bulimia. I czy ktos ZACZĄŁ sie objadac do rozpuku, bo było mu źle.
      Uwierz mi, od trzech lat robię potężny research na ten temat od trzech lat, czytam, grzebie w badaniach, czytałam tysiace maili, mentorowalam kilkudziesięciu osobom etc. To co piszę nie jest tezą „Tak jest, bo ja tak miałam. Zjedz dobry posiłek, to Ci przejdzie.” No litości no.

      Ps. A o somatycznych objawach chyba dość wyczerpująco mowi ten artykuł. Skoro inni z głodu mają lęki, paranoję, hipohondrie i insomnie, to osoby cierpiace na Ed mają je z tych samych powodów. Nie jesteśmy z innej gliny.

  21. Avatar
    Zuzia 7 czerwca, 2017 at 5:22 pm - Odpowiedz

    Mam do Pani pytanie : Mam 15 lat, 168 cm wzrostu i ważę 43 kg a nawet był moment niestety że 41. Czytam posty już od ponad pół roku. Czy to możliwe że dalej dręczą mnie myśli o jedzeniu bo ważę za mało?

  22. Avatar
    Ania 7 czerwca, 2017 at 9:21 pm - Odpowiedz

    A ja nie mam depresji przez głód, mam depresję przez ciągłe myślenie o zarciu, planowanie, co zjem, a nóż potem się nie uda i jest jeszcze gorzej :(

    • Avatar
      Wilczo Glodna 8 czerwca, 2017 at 1:21 am - Odpowiedz

      A dlaczego ciągle myślisz o tym jedzeniu, kochana? Jak myślisz? :*

  23. Avatar
    Dobrochna 9 czerwca, 2017 at 9:28 am - Odpowiedz

    O kurczę. Teraz sobie przypomniałam, jaką byłam radosną, uśmiechniętą i cudowną dziewczynką, gdy jadłam TYLE ILE MÓWIŁO MI MOJE CIAŁO-nie za dużo, nie za mało. Bywalam smutna, zła, zawiedziona, zmeczona. Ale chwilami, z konkretnych powodów. Byłam odżywiona.
    I będę.
    Dziękuję, Aniu.

    Ps. Ukochaj Wietnam ode mnie :)

  24. Avatar
    Justyna 12 czerwca, 2017 at 7:37 pm - Odpowiedz

    Łał…zatkało mnie po przeczytaniu tego posta…Czy nie myślicie, że w szkołach powinien być przedmiot pod nazwą np.”zasady zdrowego żywienia” gdzie mówiono by już 10-12 latką jak zapobiegać zaburzeniom odżywiania? Tak żałuję Aniu, że w momencie gdy moja dieta wynosiła jakieś 1300 kcal (10 lat temu…)nikt nie uświadomił mi tak oczywistych rzeczy. Szkoda, że wtedy nawet książek na ten temat nie było nie mówiąc o blogerach.Jak się ma 17-18 lat tak istotne jest nabrać do jedzenia zdrowego, normalnego podejścia i tego chyba powinno się uczyć w szkołach. Jak patrzę na dzisiejsze nastolatki w moim mieście to 50% dziewczyn nosi rozmiar 32! Na diecie 2000 kcal nie da rady
    takiego mieć…ZE łzami w oczach wyobrażam sobie jak po 10 latach wchodzą na tego bloga…a wystarczyło mieć świadomość jak sobie nie szkodzić. Tyle i aż tyle.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 13 czerwca, 2017 at 11:32 am - Odpowiedz

      Tez myślę, ze w szkole powinni tego uczyć. Eh

  25. Avatar
    Joanna 17 czerwca, 2017 at 8:30 am - Odpowiedz

    Jeden eksperyment na tak małej grupie i w dodatku odbywający się w środowisku sztucznym i zorganizowanym o niczym nie przesądza. Jednak domyślam się, że podobnych eksperymentów przeprowadzono dostateczną ilość, by potwierdzić wnioski. Natomiast Kochana zależy o jakiej depresji mówisz. W przypadku depresji kompulsywne objadanie się jest jak najbardziej prawdopodobne. Bulimia się nie pojawia za często, natomiast kompulsywne objadanie się owszem. Wynika to z rozhamowania funkcji mózgowych pod wpływem depresji.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 19 czerwca, 2017 at 5:27 am - Odpowiedz

      Proszę o jakieś dane popierające to. Co to znaczy „zahamowanie funkcji mózgowych”? Jak to się odbywa? Gdzie można o tym przeczytać? Skąd masz te dane „W przypadku depresji kompulsywne objadanie się jest jak najbardziej prawdopodobne. Bulimia się nie pojawia za często, natomiast kompulsywne objadanie się owszem.”?
      Ja mogę poprzeć to co mówię gruntownym researchem, danymi, badaniami, eksperymentami. Czym Ty możesz powiedzieć to samo, słońce? Bo jeżeli nie i piszesz to „na czuja” to Twoja wypowiedź robi więcej szkody niż pożytku.

      I tak, eksperyment na jednej osobie nic nie przesądza, ale na 36 już tak. Jeszcze do tego dołóżmy miliony ofiar wojny cierpiące głód i mamy kompletne dane.

  26. Avatar
    Joanna 25 czerwca, 2017 at 10:15 am - Odpowiedz

    Na podstawie licznej literatury, analiz klinicznych, własnych doświadczeń z pacjentami. Pisząc rozhamowanie mózgu mam na myśli system dopaminy i serotoniny, zmiany w produkcji ilości melaniny itp. Przepraszam, za tamten tak zdawkowy komentarz, ale nie miałam za wiele czasu na napisanie go, pisałam go w pośpiechu. I nie miałam zamiaru podważać Twoich kompetencji, wiedzy i pracy. Chciałam tylko zwrócić na uwagę na ten aspekt depresji.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 26 czerwca, 2017 at 10:16 am - Odpowiedz

      Ok :) Jeżeli masz kochana, jakąś ciekawą literaturę, do polecenia – dawaj! :)

  27. Avatar
    Pola 12 sierpnia, 2017 at 11:43 pm - Odpowiedz

    Jakie to podobne do deficytu miłości :( ja nie miałam problemów z jedzeniem (oprócz drobnych uzależnień i też wyrzutów sumienia po jedzeniu, jak większość, ale uporałam się z tym), a mimo to widzę tu dużą analogię do innych niezaspokajanych potrzeb, np. ignorowanie przez rodziców w dzieciństwie, brak pochwał, notoryczne kary, chore wymagania, ten sam cel, nie bikini ale najlepsze oceny, najlepsze wszystko, każde drobne niepowodzenie to tragedia życiowa która zasługuje na ukaranie… A potem kompletny wyuczony brak miłości do samej siebie, myślę że to całkiem podobny problem i często mają to samo źródło. Ale potwierdzam że da się wyjść!!! Więc dziewczyny- siły i miłości!

    • Avatar
      Wilczo Glodna 13 sierpnia, 2017 at 8:25 am - Odpowiedz

      Ciekawe to co mówisz. Faktycznie znam osoby, które tak zostały wychowane i to nie skończyło się dobrze.

    • Avatar
      gosia17 4 lutego, 2018 at 8:48 pm - Odpowiedz

      Trafiłam przed chwilą na ten komentarz i chcę też zostawić swój. Zgadzam się z tym brakiem miłości rodziców, perfekcjonizmem i i brakiem miłości do siebie. U mnie wymagał tata, ale ja starałam się być perfekcyjna bardziej ze względu na to, żeby mnie kochał, żeby nauczyciele w szkole mnie lubili i chwalili, jadłam wszystko grzecznie, co podawała mama, z tatą też często jadłam kaloryczne kolacje i lubiłam te momenty bliskości mimo, iż fizycznie nie byłam głodna. Ciągle ten deficyt miłości odczuwam i zauważyłam, że zawsze jak jestem w jakiejkolwiek bliższej relacji jedzenie spada z centrum uwagi. Kochać siebie kocham, na tyle na ile umiem, ale nie oszukujmy się- wszyscy potrzebujemy drugiego człowieka, mam nadzieję, że i mnie jeszcze kiedyś spotka to szczęście

  28. Avatar
    W 2 listopada, 2017 at 3:10 pm - Odpowiedz

    Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale podczas stresującej sytuacji bardzo często sięgam po wodę i to czasem nawet mi pomaga W zależności od tego, jaka to sytuacja, nie jestem w stanie nic przełknąć. Choć bywa i tak, że właśnie wtedy nerwowo coś przegryzam itp.

    Częściowo odnajduję się w ich historii, mimo że ed było następstwem stanów podchodzących pod depresyjne. Oczywiście wszystko się zaogniło po bardzo restrykcyjnym ograniczeniu kalorii. Ale z tego, co pamiętam, to najpierw były jakieś tam problemy, samookaleczanie, zerowe poczucie własnej wartości, a dopiero potem kolejny etap samodestrukcji , polegający na wiadomo czym… Z tym że wtedy (przed ed) potrafiłam się wyżalić, zaburzenia (zapoczątkowane drakońską dietą) zmieniły wszystko. Choć tak naprawdę to mogłabym powiedzieć, że zaburzenia odżywiania mam od zawsze – nie pamiętam, żebym kiedykolwiek jadła normalnie i siebie akceptowała. One tylko to pogłębiły.

  29. Avatar
    Paulina 29 kwietnia, 2018 at 9:41 am - Odpowiedz

    Aniu,

    Przyznam szczerze, że przeczytanie tego wpisu przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Jestem bulimiczką od 5 lat (w zasadzie teraz bardziej przeszło to w kompulsywne objadanie, bo nie wymiotuję).
    Do tych wszystkich objawów, o których wspomniałaś we wpisie dodałabym jeszcze jeden – mniejszą wydolność umysłową. Co przez to rozumiem, tak ze swojego doświadczenia: kiedyś byłam naprawdę ogarniętą, wygadaną dziewczyną. Miałam zdanie na różne tematy, potrafiłam prowadzić dyskusje, sypać komentarzami. Teraz mi to totalnie nie wychodzi. Mam wrażenie, że obsesja jedzenia, połączona ze stanami depresyjnymi i tym ciągłym wewnętrznym napięciem spowodowała, że czuję się wypłukana, wyprana. Ciężko mi pozbierać myśli, mam mniejszy zasób słów, nie umiem już tak uczestniczyć w rozmowie, bo po pierwsze włącza mi się myślenie „Nie chce mi się”, a po drugie „I tak nie mam nic ciekawego do powiedzenia”. To bardzo smutne, ponieważ zdaję sobie z tego doskonale sprawę, że to wilk działa tak na mnie.
    Może Ty lub Wy, dziewczyny, macie/miałyście taki problem? Czy da się z tym jakoś wygrać? Czy może to moja nadinterpretacja, a ja po prostu zmagam się z utajoną depresją?

  30. Avatar
    ta-jedna 17 maja, 2018 at 9:55 am - Odpowiedz

    A ja od dawna mam depresję ale dwubiegunową (geny), napady doszły później. Jak mam hipomanię, to nie jem. W depresji żrę i tyję.

  31. Avatar
    Monia Monika 25 października, 2018 at 7:06 am - Odpowiedz

    Mam 19 lat wazę 43kg na 163cm nie wyglądam znowu tak strasznie bo zawsze byłam małej kości. Ale waga w tej chorobie była kiedyś dużo niższa ok 39. Groził mi szpital. Choruje na ED. TA choroba zostawia spustoszenie w moim życiu. Nie mam nikogo oprócz mamy. Dosłownie. Kiedyś byłam nazywana śmieszkiem. Nie żartuje. Skończyło się na psychiatrze psychotropach i lekach, strachem przed kaloriami. Nie wiem co już robić. Minie maud?

  32. Avatar
    mathers 24 sierpnia, 2019 at 11:27 am - Odpowiedz

    Jak byłam nastolatką mama była zapracowana i nie miała czasu się dobrze mną zająć. W domu były głównie zupy, bo to mogłam sobie odgrzać, ale mi nie smakowaly, więc ich nie jadłam. Mama wpadła na pomysł, że kupi mi drożdżówkę, chrupki i nie będę głodna. W wieku 16 lat przy wzroście 160cm ważyłam 98kg. W szkole nie miałam życia. Kiedy miałam 18/19 lat postanowiłam wziąć się za siebie. Codziennie ćwiczyłam na 40-60mi na orbitreku w domu i jadłam bardzo mało. Niestety nire wiem ile dokładnie, bo nie liczyłam wtedy kalorii, teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że było to ok. 1200 kcal :( Waga spadła do 62/4kg. Byłam szcześliwa, ale dalej gruba. Ciało wyglądało jak flak, otłuszczone, skóra zaczęła wisieć, a sam proces „odchudzania” zajął z małymi przerwami 2 lata. Potem waga się utrzymywała, poszłam na studia i poznałam koleżanki, które były zafascynowane zdrowym trybem życia, wpadłam w wir liczenia kalorii. Jadłam 1600 kcal,ale nie ćwiczyłam, a w tygodniu całe dnie spędzałam na uczelni. Mając 22 lata postanowiłam, że schudnę jeszcze z 8kg, ale już nie było tak łatwo. Waga i pomiary szły opornie. Udało mi się dojść do 61kg i waga stanęła. Wymiary nie chciały się zmniejszyć, a ja dalej walczyłam i walczę po dziś dzień. Marzę o szczupłym, jędrnym ciele, a jestem jak galaretka. Cyferki nie są już dla mnie istotne, mam 25 lat i chcę być zdrowa, szczupła. Przy wzroście 160 mam w pępku 86cm, w udach 59. Chciałabym mieć po kilka centymetrów mniej. Obecnie jem 1400-1600 kcal, ale mam w tygodniu pracę siedzącą, po pracy siedzę na kanapie, w weekendy siedzę na uczelni, bo robię jeszcze jeden kierunek studiów. Tak więc mój tydzień to głównie siedzenie. Do tego ćwiczę sobie z Mel b ramiona, pośladki dla relaksu, bo lubię i robię dziennie spacery po 8k kroków. Waga obecnie to 65kg. Dążę do 57. Badałam krem i wyniki w normie, usg tarczycy normalne, jest jednorodna, brak zmian czy stanów zapalnych.

    Wilczogłodna, czy ja też mam zepsuty metabolizm? Jak to naprawić? Nie mam idealnego ciała, nie mam tutaj w komentarzu jak podesłać moich obecnych zdjęć. Czy mój organizm po nastoletnich błędach i braku wiedzy wróci kiedyś do normy?

    • Avatar
      Wilczo Glodna 25 sierpnia, 2019 at 2:48 pm - Odpowiedz

      Kochana,
      Wszsytko dla tego, że jesz skandalicznie za mało i metabolizm stoi. 1400 dostałabyś, gdybyś leżała w szpitalu w śpiączce.

  33. Avatar
    Ania 17 marca, 2020 at 7:37 pm - Odpowiedz

    Boże, ja w tym wszystkim widzę siebię sprzed niecałego roku… Czekanie 15 minut wcześniej na każdy posiłek – na każdej wycieczce, jedzenie jako najważniejsza część dnia – do teraz pamiętam jak potrafiłam na przerwie obwieścić, że „za godzinę jem kanapkę”, lub odliczać minuty do dzwonka, żeby pierwszemu stanąć w kolejce po obiad.. O zimnie nawet nie wspomnę, nosiłam po cztery pary skarpetek na raz, do tego bluzka termiczna i dwa polary, a nadal cała się trzęsłam. Co się działo w mojej głowie to nawet nie skomentuję, przede wszystkim panicznie bałam się przytyć chociażby grama. Tak bardzo ci dziękuję za tego całego bloga, dzięki niemu można powiedzieć, że wyszłam na prostą. Pewnego dnia zaczęłam czytać i dostrzegać w tych postach swoje własne zachowania. Dzięki tobie zaczęłam jeść na powrót normalnie, a przynajmniej w miarę. Tak na prawdę nie znam przyczyny, dlaczego w głowie wtedy dwunastoletniej dziewczynki poczęły krążyć myśli pokroju tego, jak gruba jest, czy też, ze musi schudnąć, bo coś… W niecały rok „diety” (chleb raz dziennie, pół porcji obiadu, między śniadaniem, obiadem, a kolacją wyłącznie jedno jabłko i jeden banan) schudłam dwadzieścia kilo, a oprócz tego straciłam okres (wtedy utrzymujący się może pół roku) i włosy. Nie wszystkie, ale do tak bujnej fryzury jak kiedyś już nie wrócę :/. Okresu też ni widu, ni słychu, ale tu już wierzę, że z czasem on powróci. W pewnym sensie czuję się teraz, jak na ekstremalnym głodzie, ale mam wrażenie, że już się on kończy =D. Teraz wróciłam do zdrowej masy ciała, przede wszystkim dzięki twoim postom, a także przestałam w końcu obsesyjnie myśleć o jedzeniu. Nie mam nawet za dużego problemu ze zjedzeniem herbatnika w ciągu dnia, czy też kawałku sernika na imieninach. Wiadomo, gorsze dni też przychodzą – potrafię wtedy płakać przez długi czas patrząc na siebie i nie mogąc uwierzyć, jak bardzo przytyłam (choć potem dochodzę do wniosku, że jednak wcale tak nie jest). Czasem postanawiam nawet, że pora się trochę odchudzić, ale mija mi.. średnio po dwóch dniach, nadrabiam wtedy to, ile próbowałam opuścić. Chyba po prostu mój organizm nie jest jeszcze na takie zabiegi w jakimkolwiek stopniu gotowy, zwłaszcza że jeszcze dojrzewam… Najłatwiej byłoby po prostu zaakceptować to, jak wyglądam i że teraz po prostu będę nadrabiać te kilogramy, które przedtem drastycznie schudłam, ale z tym problem wydaje się jeszcze większy… Próbuję przekonać rodziców na choć jedną wizytę u psychologa, żeby w jakikolwiek sposób choć trochę pomógł, ale powiedziałabym, że do najprostszych zadań to to nie należy. Oni są raczej z pokroju tych osób, dla których psycholog/psychiatra to zawody kompletnie niepotrzebne i wymyślone nie wiadomo po co. Dostaję jedynie informację, żebym znalzła sobie takie problemy, jakie mają dzieci w moim wieku. I co tu zrobić w tym wypadku :p. W każdym razie, jeszcze raz bardzo dziękuję, że pomogłaś mi wyjść z etapu, kiedy bałam się zjeść jeden plasterek szynki za dużo, a tkanki tłuszczowej miałam tak mało, że dało się policzyć moje wszystkie żebra, wymacać zarówno kość ogonową jak i dwa kręgi krzyżowe (albo lędźwiowe? Nie pamiętam… Te kawałek nad pupą), a także wyodrębnić każdą kosteczkę budującą kolana, obojczyki, policzki, resztę kręgosłupa tak na prawdę też :o. Dla wszystkich innych osób, które to czytają – w zaburzenia odżywiania można popaść nawet zbliżając się do dwunastych urodzin :)