Jak znaleźć motywację?
To także częste pytanie do Wilczo Głodnej; jak znaleźć motywację do zmian, do porzucenia nałogu odchudzania się, jedzenia, wymiotowania, ćwiczenia, chudnięcia, tycia itd…?
Jak dla mnie sprawa rozumie się sama przez się, ale jeżeli nie, to mam kilka rad dla Ciebie, gdzie tej motywacji szukać:
W szafie – otwórz ją i zobacz te wszystkie ciuchy we wszystkich rozmiarach świata. Niektóre już nie modne, a jeszcze z metkami, za małe, kupione na „po diecie”. Inne za duże, faktycznie noszone po diecie, kiedy – niespodzianka, niespodzianka – przyszło jojo. Wszystkie stadia bulimii lub BED na jednej półce – od euforii po rozpacz i z powrotem.
W portfelu – pomyśl ile pieniędzy na to poszło, ile wypłat, ile podróży dookoła świata, podczas gdy Ty ciągle marzysz o chociażby jednej. Ile samochodów przejechało koło nosa, ile mieszkań od dewelopera pod klucz? Niemożliwe? Policz. Jeżeli masz więcej niż 30 lat, to jest to jak najbardziej możliwe. Skąd to wiem? Z własnego doświadczenia.
W wykształceniu – na ile więcej było Cię stać? Gdzie Twoje piątki i wyróżnienia, gdzie Twój czerwony pasek na maturze, gdzie twoje dyplomy i tytuły? Gdzie książki które mogłaś przeczytać, rzeczy którymi mogłaś się zainteresować, odkrycia, którymi mogłaś zmienić świat?
Poszerzone horyzonty poza horyzont muszli klozetowej.
W wynikach – morfologia ok? Brawo brawo! Ale tak szczerze: ile zdrowia straciłaś? Przecież nie można traktować w ten sposób swojego ciała – serce, kości, hormony, zęby, tarczyca, płodność, mięśnie, wzrok, stan przełyku, żołądka, choroby jelit, zaparcia, lewatywy, bóle, krwawienia, omdlenia, leki, szpitale, …
Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabyś takich cierpień.
Znajdź ją w swojej historii – ile czasu zmarnowałaś, ile wizyt nie odbyłaś, ile imprez młodości przegapiłaś, ile potencjalnych randek, pocałunków?
Zachwytów nad kiczowatym zachodem słońca, przy ognisku, z grupą przyjaciół, których nie poznałaś.
W oczach bliskich osób – widziałaś tam ból, łzy, zawód, rozczarowanie i mimo wszystko miłość.
Całą miłość, za waszą dwójkę.
I w końcu w lustrze – po prostu popatrz w nie i nie mów nic.
Pomyśl tylko jak mogłabyś wyglądać i kim być gdyby nie „to”.
*
Może czujesz się przytłoczona tym postem, ale jeżeli mogę Cię jakoś pocieszyć, to… spójrz na mnie. Bo to wszystko co napisałam, każde słowo, jest także o mnie. I co? Nie pozwoliłam, żeby na tym zamknęła się moja historia. Zawalczyłam o siebie. Teraz żyję pełnią życia, nadrabiam stracony czas, cenię każdą chwilę.
Ty też możesz złapać tą drugą szansę. Ona tylko czeka by wypłynąć na pełne możliwości. Z wiatrem motywacji.
Dociera do mnie każde słowo w tym poście. Dziękuje Aniu
cześć :)
przypadkiem (a może nie?) trafiłam na twojego bloga.
I może nie w kontekście tego posta, ale bardziej ogólnie : czy masz może jakieś materiały/artykuły/badania/inne które poruszałby tematykę tego, czy zmiany neurologiczne po ED są odwracalne? Nie bedę ukrywać, że szukam wersji optymistycznych, ale też nieoderwanych od rzeczywistości.
Z góry dzięki
Polecam „Brain over binge”. Też zależy o jakich zmianach mówisz, kochana.
Może chodzi o „głupienie”? Bo podobno ED (zwłaszcza niejedzenie albo wymiotowanie) ogłupia na dłużej. Najpierw zauważyłam to u siebie, a potem trafiłam na badania (po angielsku), że te neurony już się nie odbudują. Faktycznie, podobnie jest np. z depresją, z chorobą dwubiegunową, schizofrenią, padaczką, niedojadaniem czy niedożywieniem (syfowym jedzeniem).
..ja czuje podobnie.. Po ponad 10 latach bulimii (obrzeranie się i rzyganie wiele razy dziennie, setki tysięcy PLN spuszczone w kiblu itd.) czuje, ze nie zapamiętuje informacji tak jak kiedyś, nie łapie w lot rzeczy, które kiedyś by;łzy łatwizna, nie wpadam na niestandardowe pomysły jak kiedyś, nie „składam puzzli” do kupy..
Ania, masz jakieś dane na ten temat?
Ktoś kiedyś o tym pisał także na stadzie… Czy bulimia na pewnym etapie powoduje, ze stajemy się głupsze? …ja tak czuje… :-(
Tak. Pisałam o tym post „Zombie”.
Mnie zmotywowała wizja tego, że chcę latem chodzić w krótkich spodenkach, jeździć rowerem, spędzać czas na świeżym powietrzu i czuć się dobrze, a nie ukrywać w domu, siedząc w dresach, Myślałam, o tym jak będę się czuć kiedy na dworze będzie te 30 stopni, słońce, piękna pogoda, a ja będę dokładnie w tym samym miejscu z koleją tabliczką czekolady w ręce. Ten obraz był ze mną każdego dnia i pomagał mi kiedy traciłam motywację. Pomogło!
tego potrzebowalam wlasnie dzis! DZIEKUJE!
Mnie to nie motywuje, jestem zdołowana jeszcze bardziej… chce mi się jeść.
Mocne, ale jak prawdziwe i potrzebne. Szarpneło mną i to porządnie. Dziękuje, tego potrzebowałam. Czas raz na zawsze zamknąć ten rozdział.
Ania – Nobla za ten post! W punktach. Konkretnie. Skutecznie. Szukałam motywacji w szafie, szukałam w ludzkich oczach, portfelu, historii. Skoro po dobroci się nie dało, to znalazłam niestety dopiero w wynikach. Kiepski wynik wydrukowałam sobie dużymi literami i umieściłam na widocznym miejscu. Motywuje…dobre i to.
Aniu, nie wiem jak poradzić sobie z wyściem z BED. Mam insulinooporność i nie mogę jeść nic z wysokim indeksem glikemicznym, cukrem etc. Są to kolejne ograniczenia, a ja już mam dość tych ograniczeń, tego nie mogę, tamtego też nie.. Jak tu wyluzować i żyć normalnie, jak znaleźć balans pomiędzy wychodzeniem z zaburzeń odżywiania a koniecznością trzymania diety przy insulinooporności? :(
Post tak mocno trafia do serca, dziękuję za to co robisz.
Sprobuj robic moze intermittent fasting. Czyli jesc np. od 12-20, a nie jesc w pozostalym czasie. Mnie to bardzo pomoglo. Tylko pamietaj, zeby nie ograniczac kalorii, tylko jesc duzo tluszczy (awokado, orzechy, oliwa). To bedziesz nasycona bez wyrzutow insuliny. I to bardzo pomaga. Ja mialam taki okres, ze o 4 po poludniu szlam spac. Nie moglam wysiedziec. Teraz jak o tym mysle, to wlasciwie jak (quasi-)spiaczka cukrzycowa. Teraz jest zdecydwanie lepiej. No i nie mam ochoty na slodkie rzeczy, nie chce mi sie jesc. A jak chce, to konkretnie. tak wiec wtedy jem (duzo). No i oszczednosc czasu i kasy. Na mnei podzialalo, wiec moze warto sprobowac.
Kochana, nie polecam żadnych postów, o czym piszę w kolejnym artykule.
M, też mam problem z dietą, ale wierz mi, że to nie jest NIC strasznego. Nie traktuj tego w kategoriach ograniczeń. To jest po prostu Twój organizm, który domaga się większej troski. Insulinooporność wynika u Ciebie z bed?
Joanna, tak, insulinooporność najpewniej z bed, ale póki co jest to początkowe stadium, więc dieta konieczna aby nie rozwinęły się z tego poważniejsze rzeczy.
Postaram się nie traktować tego w kategoriach ograniczeń, dziękuję za radę :)
Jeśli chodzi o insulinooporność polecam bloga qchenne inspiracje. Ostatnio był nawet cykl artykułów na ten temat.
Renata, dzięki, na pewno zajrzę! :)
Ten post zmotywował mnie, aby uświadomić sobie, ile straciłam – i tez postanowiłam to opisać. Mam nadzieje, ze coraz więcej dotrze do mnie i też osiągnę sukces! Nie chcę stracić jeszcze więcej…. https://prawarekawgipsie.blogspot.com/
M, też jestem na diecie o niskim indeksie glikemicznym, do tego mam inne uwarunkowania związane z nietolerancją pokarmową. I wierz mi, że można tak żyć i się tym cieszyć. Jeżeli lubisz słodkie i brakuje Ci słodyczy w diecie, to polecam przepisy bezglutenowe. Dziś pichcę ciastka marchewkowe z kremem kokosowym:)
Ach jakie to proste! No tak, rzeczywiście, w chwili gdy dopada mnie Wilk, po prostu pomyśleć o tym wszystkim. I po problemie! Wilk znika równie szybko jak przyszedł! Aniu, to naprawdę jest takie proste, że wystarczy o tym wszystkim pomyśleć i samo przejdzie? TO CZEMU TO U MNIE NIE DZIAŁA????!!!!! Bo ja od dawna o tym wszystkim myślę cały czas! 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Wpadłam na to wiele, wiele lat przed tym postem. I jakoś nie chce ta metoda działać u mnie. Podliczam regularnie przejedzone pieniądze i zamieniam na długi które mogłam za to spłacić i NIEZALEŻNOŚĆ którą mogłam za to kupić. I co z tego? Jak przychodzi Wilk to… to wszystko gdzieś znika. Zmienia mi się sposób myślenia. W takich chwilach NIE POTRAFIĘ O TYM MYŚLEĆ. Gdybym potrafiła, gdyby to było takie proste jak piszesz to już dawno wyszłabym z ED o własnych siłach i Twój blog nie byłby mi do niczego potrzebny. Nie wiedziałabym że istniejesz. Mój nałóg jest silniejszy ode mnie. W takich chwilach dosłownie tracę świadomość. Mam wrażenie że mój mózg się wyłącza. Masz Aniu na to sposób?
Kochana, ale gdzie ja piszę że „wystarczy o tym nie myśleć”? No coś Ty! Gdyby tak było to każdy wyszedłby z nałogu ciach prach. A co z jedzeniem? Jak ono wygląda u Ciebie?
Aniu ja wsuwam 2500 – 3000 kcal dziennie nieprzetworzonego, zdrowego jedzenia, nigdy się nie odchudzałam, wręcz pilnowałam żeby nie zjeść za mało. I zawsze tak było. Wiele razy o tym pisałam ale to chyba trafia w próżnię. U mnie bulimię wyzwoliły przyczyny traumatyczno-emocjonalne, czyli akurat te które Ty negujesz, sprowadzając wszystko do zbyt małej ilości jedzenia. Pewnie większość Twoich podopiecznych właśnie tak ma. Ale ja jestem inny przypadek. I mi nawet psycholog nie pomoże bo już pomógł, Przenicowałam na wskroś te wszystkie swoje traumy i emocje i wszystko dokładnie wiem, skąd się wzięła bulimia i dlaczego akurat ona a nie np. alkohol albo tfu, narkotyki. Został sam nałóg, same autostrady neuronowe, samo działanie gadziego mózgu. Aniu ja nigdy nie obżeram się z głodu, z głodu to ja JEM. Aniu ja się obżeram tylko i wyłącznie pod wpływem emocji. Jak mnie coś dopadnie to mi się świadomość wyłącza. Po prostu jakby inna istota we mnie właziła i kierowała mną. A Ty piszesz o ignorowaniu myśli. Jak to robić jak człowiek traci ze sobą kontakt?
Dziękuję za ten post. Smutno mi było jak go czytałam, ale taka prawda… Tyle strat w każdej dziedzinie życia.
Druga sprawa: mam wrażenie że gdy się objadam i w czasie po – kiedy jestem „objedzona” nie zachowuję się trzeźwo, tylko głupio i zupełnie nieracjonalnie. Czy to możliwe żeby jedzenie tak działało na mój mózg?