Nałóg to choroba z której się nie wychodzi

Czy to prawda? Czy alkoholikiem, narkomanem lub bulimikiem zostaje się raz na zawsze i do końca życia? Jak to jest w rzeczywistości?

Kiedy ja, wiele lat temu szukałam dla siebie pomocy w Internecie, ciągle napotykałam właśnie takie pocieszające stwierdzenia; z zaburzeń odżywiania się nie wychodzi. Można je ewentualnie zaleczyć – z pomocą sztabu lekarzy, dietetyków i wieloletniej terapii (najlepiej w szpitalu) – ale już do końca życia BĘDZIESZ bulimiczką, anorektyczką czym kim tam jeszcze. Sorry bejbe. Do tej pory słyszę i czytam takie rzeczy, napisane ręką tak zwanych specjalistów, ale i samych zainteresowanych.

I pewnie wiesz co Ci powiem, prawda? Że to nieprawda. I powiem to z całą mocą i odpowiedzialnością.
Ten pogląd jest z gruntu błędny i zaraz udowodnię Ci, dlaczego.

To może od początku. Skąd on się w ogóle wziął?
Wszystko zaczęło się w latach 30stych ubiegłego wieku, kiedy to niejaki Bill W. „cudownie” uwolniony ze szponów alkoholizmu (wobec dzisiejszej wiedzy jest to jak najbardziej wytłumaczalne, ale w tamtych czasach wyglądało to jak cud), założył wspólnotę Anonimowych Alkoholików. Jest to tak zwana wspólnota dwunastokrokowa, która zrzesza ludzi postanawiających trwać w abstynencji od swojej używki.

Twierdzenie na którym opiera się cała ich filozofia zakłada, że alkoholizm to CHOROBA. Właśnie tak po raz pierwszy określił go wspomniany Bill W. A skoro to choroba, to jesteś wobec alkoholu tak samo bezsilny jak wobec powiedzmy raka (to też nie do końca prawda, ale tak załóżmy na potrzeby tego artykułu). Trzeba więc z tą bezsilnością żyć, ale jeżeli prosi się o wstawiennictwo Siły Wyższej, możliwe, że uzyska się łaskę abstynencji.

AA bardzo szybko zyskała popularność i rozprzestrzeniła się na cały świat. Za jej przykładem zaczęły powstawać także inne wspólnoty – narkomanów, seksoholików, hazardzistów itd. No i oczywiście żarłoków (obecnie zwanych jedzenioholikami). Wraz z rozwojem tych grup, naturalnie rozprzestrzenił się i pogląd, że nałóg to choroba właśnie. I to choroba nieuleczalna – do końca życia.

To przekonanie zostało zintegrowane przez środowisko medyczne na całym świecie. Czy wiesz, że na przykład w USA, ludzi, którzy popełnili wykroczenie po pijaku, skazuje się na przymusowe uczestnictwo w grupach AA. Wysyła Cię tam też Twój domowy lekarz czy psychiatra, jeżeli zwrócisz się do niego z takim problemem.
Jest to oficjalna metoda leczenia nie tylko w USA. Ten model powszechnie przyjęty jest na całym świecie.

Oglądałam nawet niedawno film „Narodziny gwiazdy”, gdzie główna bohaterka Ally, mówi o swoim mężu, który jest alkoholikiem, że on jest przecież chory.
Tak głęboko zakorzenione jest to w naszych głowach.

nałóg

*

A skoro alkoholizm to choroba, to inne uzależnienia także. Chociaż dziwnym trafem nie wszystkie. Nie ma czegoś takiego jak papiersoholizm czy obgryzopaznokcizm. Taka na przykład bulimia jednak załapała się na pokład.

Ale do rzeczy; od lar 30stych ubiegłego wieku minęło prawie 100 lat, prawda? I co się przez ten czas działo?
Ano dział się bardzo intensywny postęp nauki. Rozwinęła się genetyka, psychologia, psychiatria, neurologia, kognitywistyka i inne dziedziny badające zależność między – nazwijmy to – biologią człowieka, a jego zachowaniem.

Oczywiście zaczęto badać także mechanizm powstawania i trwania nałogów. I co odkryto? To, że to zawsze będzie słaba strona ludzkości. Nasz mózg STWORZONY jest do „produkcji” nawyków. To jego wrodzona funkcja, strategia przetrwania i wręcz jedno z najważniejszych zadań do jakiego został powołany!
Nałogi zaś to nic innego jak nawyki, które nam SZKODZĄ.

Nawyk picia wódki i nawyk biegania to dla naszego mózgu jedno i to samo pod względem strukturalnym – powstaje tak samo, trwa w ten sam sposób i tak samo można go zakończyć.
Różnica jest tylko taka, że wódka nam szkodzi, a bieganie nie. Aczkolwiek bieganiem też sobie można zrobić niezłą krzywdę, ale to już temat na inny wpis.
No i taka – a to ważne – że wódce nadajemy magiczną moc kontrolowania naszego życia (o Jezu, jestem alkoholiczką jestem chora!), a bieganiu raczej nie.

I oczywiście przytaczam to wszystko w ogromnym uproszczeniu. Jak dokładnie działa mechanizm nałogu opisywałam na tym blog u i omawiałam do znudzenia na moim kanale YouTube. Odsyłam Cię więc do moich starszych materiałów.

Teraz jednak chcę zwrócić uwagę na coś innego. Mimo ogromnego postępu nauki i wniosków z tego płynących (prace chociażby Jacka Timpeya, Charlesa Duhigga, Kelly McGonigal, Mai Szalavitz, Roberta Rutkowskiego i wielu wielu innych), pogląd sprzed wieku, że nałóg to nieuleczalna choroba nadal ma się znakomicie.

A to produkuje strach, poczucie niemocy i faktyczną niemoc. No bo jak niby mam walczyć z czymś tak potężnym jak choroba bulimii, skoro nawet mój dziesiąty psycholog i piąty psychiatra rozkładają ręce?
Ostatnio pod którymś z postów pojawił się komentarz od byłej Wilczycy, która zwierza się, że nie wymiotuje już od 6 lat, ale dalej codziennie żyje w strachu, że „ta choroba wróci”. No ludzie no!

*

Zrozummy prostą rzecz; jeżeli bulimia wynika z wytrenowania mózgu w określony sposób (pomijając czy zaczęła się ona jako próba wołania o miłość czy próba zrzucenia kilku kilo), a więc jeżeli jest ona nawykiem, to dlaczego ma być niby nawykiem do końca życia?
Czyli co; nawyk dłubania w nosie czy obgryzania paznokci możesz porzucić, a nawyku obżerania się, wymiotowania (pozbawiania swojego organizmu i tak znikomych substancji odżywczych) a potem rzucania się na jedzenie (z głodu) – już nie?
I tu wcale się nie śmieję z tych paznokci. Są ludzie, który korzystają z pomocy terapeuty behawioralnego, bo obgryzają je do żywego mięsa. No im jakoś się nie mówi, że są chorzy na ten obgryoholizm, czy jak to tam nazwać.

Wracając do tematu: według teorii nieuleczalnej choroby, nawet jak się już odżywisz, przestaniesz wymiotować, przestaniesz się głodzić, przestaniesz – na boga- świrować z jedzeniem, to gdzieś w głębi Ciebie będzie i tak siedział uśpiony żarłok, który nagle obudzi się z okazji nawrotu i rzuci na czekoladę.
Przecież to absolutnie niedorzeczne!

Owszem, może tak się stać, ale tylko wtedy, jeżeli znowu zaczniesz się głodzić czy kombinować z jedzeniem. Ale skoro już rozumiesz działanie tego mechanizmu, to dlaczego miałabyś to robić?

*

Wyobraź sobie, że powszechną praktyką naszego społeczeństwa jest picie trutki na szczuty (dieta). Ona ma zapewnić piękny wygląd i szczupłą sylwetkę. Pijesz ją więc wraz ze wszystkimi i dziwisz się, że wyglądasz i czujesz się i co raz gorzej. Jesteś zdesperowana brakiem efektów, więc idziesz do lekarza lub innego specjalisty i dostajesz… więcej tej samej trutki (dieta), po której czujesz się i wyglądasz jeszcze gorzej. Naprawdę nie wiesz już co robić.

Aż nagle przychodzi ktoś i mówi: „Słuchaj, to jest trutka na szczury! Nie pij tego!”
A Ty uświadamiasz sobie w tym momencie, że to prawda! Od lat chodzisz STRUTA i nie masz za grosz efektów, o które Ci chodziło (dobre samopoczucie i szczupła sylwetka).
Czy więc mając tę świadomość dalej będziesz ją pić?

Czy wtedy będziesz potrzebowała też ciągłego antidotum w postaci terapii czy leków psychotropowych, by objawy ustąpiły? No nie. Po prostu odstawisz to gówno i tyle. Przejrzysz to całe parszywe kłamstwo na wylot i NIGDY więcej nie sięgniesz po nie.

I tak samo jest w kwestii picia alkoholu czy palenia papierosów. Jeżeli zobaczysz czystą prawdę o swoim uzależnieniu – zaprzestaniesz kontynuowania go tu i teraz.
I nie mówię tu o tej banalnej prawdzie, że to niszczy Twoje ciało, życie, finanse czy rodzinę. To widzi i wie KAŻDY uzależniony.
Ja tu mówię o innej prawdzie, takiej, że TY masz tutaj kontrolę, że żadna substancja Tobą nie rządzi i rządzić nie może, a Ty masz moc zmienia tego tak jak stoisz.
Myślę, że właśnie to stało się z Billem W i każdym, kto raz na zawsze rzucił swój nałóg w cholerę. To na pewno stało się też ze mną.
Bo wtedy widzi się jedno – człowiek był, jest i będzie na zawsze wolnym. Tacy się urodziliśmy i tacy umrzemy. Cała reszta to iluzja – kajdany z piasku i mgły.

A więc proszę Cię, nie kupuj tego smutnego, przestarzałego poglądu, że zaburzenia odżywiania to choroba, która może wrócić. Po pierwsze, żadna „choroba”, po drugie żadne „wrócić”.
To my to „wracamy” sięgając po trutkę, po którą sięgać wcale nie musimy.

Published On: 14 maja, 2019Kategorie: Bulimia i kompulsyTagi: , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

25 komentarzy

  1. Avatar
    Karolina 14 maja, 2019 at 1:33 pm - Odpowiedz

    Aniu, rewelacyjny post.
    Dziękuje Ci za niego. Zapisałam się mimo wszystko na terapię – bo to że mam świadomość „nałogu”, ciągłe próby ominięcia po prostu normalnego jedzenia ze względu na wzrost wagi ( albo raczej na niską samoocenę ), sprawiają że nie wychodzę z tego już tak długo.
    Powiedziałam jej że śledzę Twojego bloga, wydaje mi się, że sceptycznie do tego podeszła ale powiedziała, że zajrzy :)
    Pozdrawiam

  2. Avatar
    Karolina 14 maja, 2019 at 1:49 pm - Odpowiedz

    Po części się zgadzam jak rozniez nie . Oczywoscie w wielu punktach jest trochę racji ale jednak np alkoholicy mimo wszystko musza unikać alkoholu nawet w najmniejszej ilości bo nawyk może bardzo łatwo wrócić i znów będzie uzależniony tak samo właśnie jak bulimia jeśli zaczniesz dietę ona wróci a u wielu zdrowych ludzo poprostu zacznie się dieta i skończy . Wiec nie do końca zgodzę się ze wszelkie uzależnienia to nic czego nie da się pozbyc do końca życia , ponieważ już do końca życia trzeba się pilnować żeby nie zacząć pic ćpać odchudzać się itd i mówię tu o lampce wina czy ograniczeniu kalorii bezpiecznym dla zdrowych zawsze osób . Moimzdaniem zostaje to z nami na zawsze . Można być zdrowym pewnie ale zawsze poprzez złe wybory znów do tego wrócić

    • Avatar
      Wilczo Glodna 14 maja, 2019 at 3:49 pm - Odpowiedz

      Kochana, ale posłuchaj co ja mówię; jeżeli WIESZ, że coś jest trutką na szczury, to czy musisz się bardzo pilnować, by jej nie pić? Jeżeli wiesz, że nawet lampka wina może Ci zaszkodzić, czy jeden dzień diety, to będziesz to „wybierać”? Właśnie o tym mówię – że NIE wybierasz tego i NIE robisz, tak samo jak nie walisz się młotkiem po głowie bo to takie super uczucie jak przestaniesz.

    • Avatar
      k 14 maja, 2019 at 6:22 pm - Odpowiedz

      Karolina, jako osoba która wyszła z uzależnienia powiem Ci, że niekoniecznie jest to reguła. Byłam uzależniona od alkoholu kilka lat (piłam codziennie, zazwyczaj były to dwie butelki wina a mam słabą głowę), w pewnym momencie dzięki kilku okolicznościom zobaczyłam absurd ciągłego upijania się i przestałam. To odeszło właściwie samo, a tych kilku lat nie mogę nazwać inaczej niż alkoholizm bo robiłam wszystkie rzeczy typowe dla ludzi uzależnionych – zbierałam ostatnie grosze na najtańszą wódkę, kradłam pieniądze rodzinie i znajomym, robiłam, krótko mówiąc, przypał kiedy się napiłam, zawalałam pracę (z dwóch mnie wywalili za przyjście pod wpływem). Obecnie nie piję już trzy lata – to znaczy nie jestem uzależniona. Ale piję. Czasem wyskoczę ze znajomymi na piwo, wypiję jedno czy dwa i wracam do domu. To czasem to dwa razy w miesiącu, nie dwa razy dziennie. Przy pewnych okolicznościach jak urodziny (a jestem dość młoda, w moim wieku jeszcze świętują to z hukiem) kogoś z bliskich znajomych, zaliczenie sesji, sylwester etc – potrafię się nieźle zaprawić. Ale to są przypadki. Mogę policzyć na palcach jednej ręki ile razy zdarzyło mi się to w 2018 roku. Zatem być może wyłamuję się ze schematu albo jestem dziwnym przypadkiem ale jako byłej alkoholiczce alkohol nie grozi mi obecnie w żadnej ilości. Jeśli już mi się zdarzy wypić więcej to rano raczej marudzę że za długo zajmuje mi wstanie z łóżka zamiast lecieć po flaszkę. Ja po prostu widzę w całej okazałości absurd codziennego upijania się. Widzę jak bardzo mnie to ograniczało i nie, nie płaczę w dziale z winami z poczuciem zwycięstwa, że wybrałam dobrze. Ja po prostu piję jak większość – od święta. Kiedyś od święta zdarzało mi się być trzeźwą. Opinia, że alkoholik do końca życia nie może tykać alkoholu (narkoman narkotyków, były palacz fajek etc.) wydaje mi się być już trochę przestarzała, taka po prostu wryta opinia społeczna, bo każdy zna kogoś kto po jakimś czasie abstynencji walnął kieliszek na weselu Kryśki i znów chla. Jako była alkoholiczka spokojnie mogę czasem wypić kilka piw w knajpie i jak człowiek wrócić do domu zamiast szukać monopolowego na kolanach. Tak samo jak były bulimik może się czasem – olaboga – przeżreć, bo jedzenie było takie dobre, bo wakacje, bo nowe smaki. A później wrócić spokojnie do swojego normalnego życia bez żadnej lawiny porażki. Ale nie znam najnowszych stanowisk naukowych w tej kwestii, więc nie chcę się wypowiadać jako wyrocznia. Dziewczyny, jesli macie jakieś zdanie czy doświadczenia w tej kwestii to dajcie znać.

      • Avatar
        Karolina 14 maja, 2019 at 8:07 pm - Odpowiedz

        Ja miałam nie jeden przykład alkoholizmu w rodzinie o wszedzie kończyło się powrotem po dotknięciu alkoholu.. poza tym diet czy alkoholi nie da się porównać do trutki dla szczurów bo nie popadajmy w paranoje większość ludzi czasem się napije i czasem stosuje dietę jednak nie wpada w nałóg . Myśle ze to proces złożony nie można uogólniać i robic z uzależnień tylko takiej błahostki jak w artykule jest pokazana myśle ze to zaburzenia fizyczne i psychiczne które odbijają piętno na dalszym życiu i maja konsekwencje w większości przypadków moim zdaniem to próba przezwyciężania słabości do końca zyvia

      • Avatar
        Ilia 14 maja, 2019 at 8:41 pm - Odpowiedz

        Ja czytałam że tak właśnie jest jak mówisz, ale na razie tępi się ten pogląd. Myślę że alkoholik idzie w ciąg, gdy długo nie pił i znowu się napił z powodu presji i poczucia że zawałił, jakby napił się wina myśląc że to tylko sok to nigdy by nie wylądował z powrotem w ciągu. co dowodzi że to nie substancja ma magiczną moc, ale myślenie o sytuacji. Tu fajny artykuł na ten temat: https://blog.krolartur.com/byli-alkoholicy-maja-prawo-strzelic-sobie-drinka/

        • Avatar
          Wilczo Glodna 15 maja, 2019 at 1:39 am - Odpowiedz

          Zgadzam się! Do takich wniosków dochodzę powoli samodzielnie i super, że ktoś też to zauważył. Napiszę niedługo o tym artykuł albo nagram filmik!

      • Avatar
        Gosia 26 lutego, 2020 at 10:22 am - Odpowiedz

        Mam bardzo podobnie. Jestem alkoholiczką, zdiagnozowaną, po terapii. Od siedmiu lat „niepijącą”. Z pełnym przekonaniem napisałam, że jestem alkoholiczką. Bo wiem, że pewne ścieżki w mózgu mam wyrobione i łatwo mogą się uaktywnić. Z drugiej strony: „niepijącą”, bo w ciągu ostatnich trzech lat w sumie może z dziesięć razy wypiłam lampkę szampana. Wcześniej bałam się nawet kropli alkoholu i myślę, że słusznie. Teraz świadomie czasem podejmuję decyzję: ok, daję sobie zgodę na wypicie jednego kieliszka, wiem przy tym, że alkohol jest dla mnie groźny. Dlatego nie chcę przekroczyć tej jednej, symbolicznej lampki. Po takiej ilości zachowam zdrowy rozsądek i nie popłynę w ciąg. Alkohol nie jest potworem, który wyskoczy na mnie z szafy. To trochę tak, jak z innymi, potencjalnie szkodliwymi, rzeczami. Np. czosnek (uwielbiam, ale nie bardzo mogę!). Czasem zdecyduję się na jeden ząbek. Wiedząc, że po dwóch już będzie źle, ale wiedząc też, że nikt mnie nie zmusi do zjedzenia kolejnego. Reasumując: bez demonizowania, świadomie, decyzyjnie.
        Aha i uważam, że kilka lat temu, po terapii ale jeszcze ze świeżymi ścieżkami nałogowymi, ten jeden kieliszek faktycznie mógłby spowodować u mnie ciąg. Nie wiem, może nie, bo doskonale wiedziałam, czego chcę i czego nie chcę. Ale pewności nie mam.

  3. Avatar
    Alina 14 maja, 2019 at 2:11 pm - Odpowiedz

    Świetny artykuł

  4. Avatar
    Flora 14 maja, 2019 at 3:27 pm - Odpowiedz

    Niestety Im dłużej w nałogu tym łatwiej w niego znowu popaść . Te słynne ścieżki neuronalne.. Ania sama kiedyś podawałas przykład z twoja znajomością włoskiego…Długo trzeba być „czystym” aby te cholerne ścieżki „zarosły”… czasem życia nie starczy. Trzeba sie pilnować , zgadzam sie.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 14 maja, 2019 at 3:50 pm - Odpowiedz

      Odpowiadam to samo co Karolinie. Ścieżki może zarastają powoli, ale jeżeli wiesz że chodzenie po nich donikąd nie prowadzi, to po nich nie chodzisz.

  5. Avatar
    heszka 14 maja, 2019 at 4:30 pm - Odpowiedz

    Zgadzam się i nie. Zanim napisze się taki tekst w stylu papierosy i paznokcie to nie nałóg, warto poczytać jakieś badania, artykuły ;) jedno i drugie JEST nałogiem. W zasadzie WSZYSTKO może stać się nałogiem, bo tak może działać nasz mózg. Czemu nie wszyscy którzy piją czy są łamokczuszkami stają się alkoholikami i bulimikami? Bo to zależy od genetyki, od nawyków kształtowanych w dzieciństwie (jak rodzice palili, dzieci też mogą palić, jak mama wiecznie na diecie, dorastająca córka też może być), od właściwości naszego mózgu (mój różni się od twojego, inaczej i w innych ilościach wydziela hormony itd).
    Ogólnie zgadzam się, że wychodzi się z tego, ale jak już Ania wspomniała w komentarzu, trzeba potem dokonywać wyborów.

  6. Avatar
    Ilia 14 maja, 2019 at 6:19 pm - Odpowiedz

    Ja się generalnie zgadzam ale pytanie: czemu te „pożyteczne” nałogi wytwarza sie o wiele trudniej i łatwiej z nich rezygnuje? chyba jednak kosztują za dużo energii, a tego nasz mózg nie lubi. Wszyscy wiemy że prościej jest wpaść w nałóg jedzenia codziennie pączków, kompulsywnego oglądania netflixa niż biegania regularnie czy jedzenia 5 porcji warzyw dziennie. No i nie zgodzie sie że wszystko prowadzi do nałogu. Np warzywa musimy nauczyć się jeść i doceniac ich smak, ewolucyjnie jesteśmy zaprogramowani żeby szukać czegoś wysokoenergetycznego i za to dostajemy od mózgu nagrodę. Dlatego uzależniamy się szybciej od czekolady i chipsów niż od jarmużu i surowej marchewki. Czy nie o dopaminę tu chodzi? ze pewne rzeczy są dla mózgu jednak bardziej ekscytujące i łatwo się uzależnić?

    • Avatar
      Wilczo Glodna 15 maja, 2019 at 1:41 am - Odpowiedz

      Czy ja wiem? Ja się uzależniłam od biegania raz dwa, a warzywa lubię i nie muszę wydzielać sobie pięciu porcji. Trochę się nie mogę odnieść do twojego doświadczenia, ale fakt, na pewno dopamina ma tu wiele do rzeczy.

      • Avatar
        Klara 16 maja, 2019 at 3:03 pm - Odpowiedz

        To kwestię czysto indywidualne. Od WSZYSTKIEGO można się uzależnić, to wcale niedziwne, że jeden potrafi od biegania i warzyw, a inny nie. Uzależniamy się od tego, co w jakiś sposób stymuluje nasz ośrodek przyjemności, co przynosi ulgę. Znam osobę z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi uzależnioną od defekacji, po prostu jeśli nie pójdzie do toalety co rano, brzydko mówiąc, się wysrać, to ma delire aż do wieczora. I mówię serio, u obsesyjno-kompulsywnych analne obsesje są bardzo częste. Jeśli jakiekolwiek zachowanie trafi na podatny grunt, innymi słowy – ruszy jakis trybik w mózgu odpowiedzialny za odczuwanie satysfakcji, ulgi, to nasz bardzo mądry mózg bedzie tego zachowania lub substytutu poszukiwał ponownie. Jak ktoś nie lubi warzyw, nie lubi biegać, nie wiąże się to u niego z żadnym pozytywnym doświadczeniem – to ciężko będzie się od tego uzależnić. Można, ale to potrwa.

  7. Avatar
    Gaba 14 maja, 2019 at 11:04 pm - Odpowiedz

    Ania,
    przyznam, że Twój post niestety jest dość mocno spłycony. Mogłabym z Tobą tu sporo polemizować, ale najpierw zapraszam Cię na miting AA i poznanie programu 12 kroków. Alkoholizm to choroba (ciała, umysłu i ducha) i to nie jest wymysł Billa W., tylko wielu ośrodków terapeutycznych. Raczej można ją porównać do cukrzycy, aniżeli raka. Ja osobiście jestem bulimiczką i alkoholiczką. Szczęśliwie wolna już od przymusu wymiotowania czy picia alkoholu, po przejściu 12 kroków i zyciu tym programem. Ale absolutnie do końca życia musze przestrzegać kilku zasad i się pilnować by nie wpaść w stany które doprowadzały mnie do żarcia czy picia.

    • Avatar
      Ada 14 maja, 2019 at 11:36 pm - Odpowiedz

      Ania należała do AA. Wspominała o tym w wielu wpisach i vlogach. ;)

      • Avatar
        Ada 14 maja, 2019 at 11:36 pm - Odpowiedz

        Przepraszam, do AŻ. :P

        • Avatar
          Wilczo Glodna 15 maja, 2019 at 1:26 am - Odpowiedz

          Byłam w AJ o czym pisałam w serii postów AJoty. Kochana, ja rozumiem wszystko, ale naprawdę możesz być WOLNA, zamiast absolutnie przestrzegać kilku zasad do końca zycia. Nie jesteś zepsuta, nie jesteś połamana, naprawdę.

  8. Avatar
    Ania 15 maja, 2019 at 5:53 pm - Odpowiedz

    Aniu, dziekuje za post. Bardzo trafny. W moim przypadku jest podobnie do tego, co piszesz – ja czuje sie kompletnie zdrowa. Owszem, nie mam tej idealnej wagi, ktora mialam wczesniej i nie mialam tak, jak Ty, ze schudlam 5 kg i stanelam na mojej 'wadze idealnej’, do ktorej dazy cialo, ale przytylam 12 kg i mam to w d… Przy czy jem zdrowo, chodze na Cross Fit, biegam – czasami na wpol profesjonalne. Chce tutaj napisac, ze latwiej jest wyjsc z nalogu, jak po drugiej stronie jestes lepsza Ty, a wiadomo – dla bulimiczki lepsza to po prostu szczupla. A tak niezawsze sie da. Ja utylam.
    Moja kolejna mysl jest taka – mialam sytuacje, gdzie bardzo zle sie czulam po zjedzeniu czegos i chcialam zwymiotowac. Za dawnych czasow bulimicznych – raz, dwa i po sprawie. ale teraz nie moglam. Po prostu ten odruch wymiotny, ktory w sobie wyrabiamy przez lata praktyk jest bardzo nienaturalny i tak naprawde nie jest tak latwo zwymiotowac 'na zyczenie’. Powiem szcerze, ze bulimia wcale nie jest taka prosta w wykonaniu. Po okresie nierzygania, masz kolejny dluzszy moment, zeby sie zastanowic, czy naprawde chcesz to zrobic. Wiec NIE ROB.
    Mysl ostatnia jest taka – w 'Narodzinach gwiazdy’ Bradley C ostatecznie popelnia samobojswto, bo nie radzi sobie z rzeczywistoscia, ktora zastaje po wyjsciu z centrum odwykowego i tym, ze jest kula u nogi dla bliskich, a przede wszystkim dla swojej ukochanej zony Gagi. Ja na przyklad jak przestalam rzygac i pic butelke wina co drugi dzien, to uderzylo mnie, ze wszyscy sa do przodu ze swoim zyciem – maja rodziny, jakies prace, gdzie maja ugruntowana pozycje, bo sa tam od 10 lat. Ja tez mialam na to szanse, ale je zaprzepascilam i musze z tym zyc. Nowmalnie, kiedy ta swiadomosc do mnie dochodzila, to szlam po kojena butelke i 'szykowalam sie na uczte’. Wiec – juz daze do puenty – to nie jest tak, ze picie alko i bulimia to tylko kwestia unormowania jedzenia/kalprii itd. W pewnym momencie, przynajniej dla mnie, byly to zdecydowanie narzedzia do znieczulenia 'na reszte dnia’ i to kazdego dnia. I to bardzo swiadomie, bo doszlam do punkktu, po ktorym juz nie bylo odwrotu W pewnym momencie moja rzeczywistosc tak jak Bradley’a byla oplakana i zdecowanie bylaby lepsza beze mnie (obiektywnie). Na szczescie, mialam tak ogrone dlugi, ze nie moglam pojsc totalnie w jego slady, bo zaprzepascilabym moich rodzicow. I tyle.

  9. Avatar
    Magda 15 maja, 2019 at 9:20 pm - Odpowiedz

    Hej Ania – przypominasz swój nowatorski pogląd, a takie zmiany nigdy nie są łatwe na początku. Też myślę, że źle jest „przyczepiać” swoje nałogi do reszty swojego życia jak niepotrzebny balast, jak niechciane wagony…
    Nigdy nie paliłam papierosów. No to żyjąc dalej również nie powinnam i nie będę zwracać uwagi na papierosy. Ile teraz kosztują? Jakie są ich rodzaje? itp. Tak samo palacz, który to przerwał, może żyć sobie dalej nie zwracać już uwagi na stoiska z papierosami, na ich reklamy, a smród tego dymu też go będzie wkurzał. Jest już zdrowy, odtruty i wolny od strachu, że one go jakoś „dopadną”. Odczepił ten wagon, zostawił na bocznicy i …pojechał dalej.

  10. Avatar
    Klara 16 maja, 2019 at 2:55 pm - Odpowiedz

    Jak dla mnie to został stanowczo zaniedbany aspekt neurohormonalny, któraś z przedmówczyn wspomniała o dopaminie, inna o ścieżkach neuronalnych i ja się pytam: gdzie to wszystko się podziało? To niestety nie jest takie proste, by można było cały temat uzależnień zamknąć w ramach psychologii. Mózg to nie tylko nasze myśli i kontrolowane zachowania – hormony czy neuroprzekaźniki odpowiedzialne za układ nagrody i kary, wdrukowane nawyki, dziesięć milionów indywidualnych predylekcji do różnorakich uzależnień, powiązanych z genetyką, życiem od embrionu przez dzieciństwo i dojrzewanie aż po wiek dorosły. To zbyt złożone, by kategorycznie powiedzieć: nałóg nie jest chorobą, nie wraca się do niego, jeśli tylko się wie, że jest szkodliwy. Że niektórzy potrafią – nie wątpię, ale nie każdy jest tak ukształtowany. Kiedyś ktoś wspomniał, że to jak powiedzieć człowiekowi z depresją, by wziął się w garść. Tam też mamy do czynienia z całą mózgowa biochemią, serotoniną i innym badziewiem, więc osoba w depresji po prostu nie weźmie się w garść, tak jak osoba uzależniona po prostu nie przestanie (w części przypadków) palić czy pić, czy tam rzygać. Na dobrą sprawę, tak upraszczając temat, można by zanegować istnienie większości chorób psychicznych.

  11. Avatar
    Blanka 9 listopada, 2019 at 8:33 am - Odpowiedz

    Odnośnie terapii trafiłam na artykuł, który dał mi do myślenia: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci. /1,114871,13897097,_W_psychologii_jest_mnostwo_szarlatanerii__wrozenia.html

  12. Avatar
    Mateusz 24 listopada, 2022 at 8:27 pm - Odpowiedz

    Czy po wyjsciu z nalogu od np. grania w gry komputerowe mozna nauczyc sie kontrolowac czas ktory sie na nie poswieca? Czy przy pierwszej probie ponownej stycznosci z nimi nalug wroci lub po, powiedzmy skonczonej godzinie grania bedzie sie odczuwac gorsze samo poczucie i ta sama chec do zagrania wiecej?

    • Avatar
      Wilczo Glodna 30 listopada, 2022 at 11:12 am - Odpowiedz

      Trzeba na sprawę spojrzeć zupełnie inaczej. Problem nie był nigdy w grze komputerowej, ale w stosunku do niej. Niemniej jednak zdrowy rozsądek podpowie nam, że nie ma co jej odpalać już.