Niedziela bez wilka: Beata i jej ataki mózgu

Początek historii z odchudzaniem, jeżeli można tak powiedzieć, był typowy. Brak akceptacji swojego ciała, zero pewności siebie.
Taki stan trwał wiele lat. Czułam się tak już od gimnazjum, kiedy z chudej dziewczyny zrobiłam się nastolatką z lekką nadwagą. Jak się okazało przyczyną była niedoczynność tarczycy. Rozpoczęłam leczenie, jednak bardzo długo trwało ustalanie dawki leku odpowiedniej dla mnie. Udało się dopiero na studiach.

Na studia musiałam wyjechać z domu rodzinnego do innego miasta oddalonego o 200 km. Jakoś w tym czasie zaczęłam się interesować tym co jem. Jaka była moja radość, gdy odkryłam internetowe kalkulatory kalorii!

Początkowo jadłam normalnie jeżeli mieściło się w dawce dziennej, którą nie pamiętam już jak wyliczyłam. Udało się zrzucić kilka kilogramów, znajomi to zauważali byłam szczęśliwsza. Chciałam utrzymać a nawet poprawić ten stan. Wpadłam na genialny pomysł: rygorystyczna dieta 700 kcal i ćwiczenia.

No i efekt był, w 3 miesiące poszło 15 kg, a ja byłam wniebowzięta. Wtedy ze strachem powolutku wracałam do „normalnego” jedzenia, dalej licząc kalorie. Później na przemian jadłam i ograniczałam jedzenie. Rozpoczęłam swoją edukację na temat diety w niedoczynności tarczycy, stosowałam się, ograniczałam, eliminowałam.
Byłam wytrwała; żadnych słodyczy, białego pieczywa, dużo białka itd. Ciągle kalorie i kalorie, nie zjem niczego poza domem, bo nie wiem ile tam jest kalorii, nie wiem ile dodać do kalkulatora.

Po 4 latach w moim życiu wydarzyło się kilka bolesnych rzeczy, więc w ramach pocieszenia pokusiłam się na czekoladę. Coś we mnie pękło i na jednej się nie skończyło. Jak kula śniegowa narastała potrzeba jedzenia słodyczy. Chodziłam i szukałam czegokolwiek, co mogłoby zmniejszyć ten głód. Jadłam dużo, aż nie miałam gdzie wcisnąć jedzenia.

Początkowo nie wymiotowałam, waga rosła a apetyt nie malał. Wszystkie wiemy czym się skończyła ta sytuacja…
Jednak jakoś udało mi się „wyjść z ciągu” i przez kilka miesięcy było dobrze – znowu żadnych słodyczy, żadnych wymiotów.
A tu nagle jak grom z jasnego nieba spadła na mnie kolejna katastrofa… Ta czekolada, miała być tylko tą jedną, ale skończyło się jak poprzednio. Potrafiłam zjeść 3 czekolady 300g na jeden raz. Przytyłam, więc kolejna dieta, no bo trzeba zgubić to co przybrałam przez „ciąg słodyczy”.

Długo byłam nieświadoma, że mam problem. Zawsze znajdowałam jakąś wymówkę dlaczego to robię, dlaczego ląduję z głową w sedesie próbując pozbyć się tego co zjadłam w ogromnych ilościach. Ukrywałam to przed obecnym chłopakiem, no bo jak się tu przyznać do obżarstwa i wymiotów?

Nie pamiętam jak trafiłam na Wilczogłodną, ale dopiero wtedy zorientowałam się, że mam ED. Z moją naturą naukowca, cały wieczór czytałam posty i tylko utwierdzałam się w tym, że dokładnie to czuje, tak myślę. Kilka dni próbowałam to rozgryźć sama, jednak zdecydowałam się napisać do Wilczogłodnej, a później przyznałam się chłopakowi.

Wiedziałam, że otrzymam wielką ilość wsparcia od niego jednak i tak się bałam. Był grudzień, zaczęliśmy razem jeść obiady, on gotował, ja mu pomagałam. Początkowo byłam przerażona tym, czego używa. „Tyle oleju? A może mniej?” „Ja tego nie zjem, nie dodawaj mi sera, nie chcę mięsa”.

Pierwszy miesiąc to był ciężki. Jadłam, ale miewałam jak to nazwaliśmy „ataki mózgu” co oznaczało tyle, że miałam ochotę iść wszystko zwymiotować. Równocześnie był to czas ostatnich egzaminów, dużo nauki i mało czasu, ale dalej jadłam kiedy byłam głodna. Gotowaliśmy razem coraz częściej, przybyło kilka kilogramów, więc marudziłam, że „spasłam się” przez takie jedzenie. Chłopak dzielnie mi powtarzał: „Wyglądasz tak samo” „Nie widać, żebyś przytyła znacząco”.

Teraz minęło kilka miesięcy od końca studiów, zaczęłam pracować w zawodzie, mam wypełniony cały dzień.Waga ustabilizowała się.
Patrzę na siebie i podobam się sobie, jestem super laską! Nie myślę już o wadze, o kaloriach, nie mam pojęcia ile zjadam w ciągu dnia. Jak chcę jeść to jem. Jeśli zjem obiad, a dalej jestem głodna to jeszcze coś jem. Jak czuję się syta po mniejszej porcji to jej nie dojadam. Chłopak czasem się dziwi, że mogę tyle zmieścić w żołądku, ale cóż robić, skoro jestem głodna?

Gdyby nie Ania i jej praca, aby pomóc Wilczkom to dalej bym tkwiła w cyklu diet i ograniczeń. Dziś czuję się wolna!

Beata

Published On: 9 czerwca, 2019Kategorie: ŚwiadectwaTagi: ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

4 komentarze

  1. Avatar
    Magda 9 czerwca, 2019 at 2:42 pm - Odpowiedz

    Bardzo inspirujące świadectwo. A ja dziś poleciłam Twojego bloga w moim nowym poście: https://beznozybezkarabinow.blogspot.com/2019/06/o-odchudzaniu.html . Zapraszam :)

  2. Avatar
    Natalia 9 czerwca, 2019 at 6:34 pm - Odpowiedz

    Beatko! Cudownie że jesteś już po dobrej stronie mocy ❤. Otrzymałas piękne wsparcie od partnera! Wszystkiego cudownego dla Was!!!

  3. Avatar
    Kasia 9 czerwca, 2019 at 7:28 pm - Odpowiedz

    Chciałabym zapomnieć co ile ma kalorii i ile wynosi nasze zapotrzebowanie kaloryczne. Mam wrażenie, że tak samo jak kiedyś za czasów odchudzania bałam się jeść po 18, tak teraz boje się jeść mniej niż moje zapotrzebowanie, mniej niż 2000, tak jakby to co piszesz w każdym poście utworzyło we mnie nową obsesję. Oczywiście to nie atak w Twoją stronę, bo nauczyłam się z Twojego bloga wiele. Nie przeczyszczam się, nie ćwiczę po 5 godzin, nie jestem wygłodzona. Ale z drugiej strony mam dużą nadwagę, której chciałabym się pozbyć. Więc staram się jeść intuicyjnie, bez śmieciowych produktów, no ale jak potem z ciekawości podliczam sobie taki dzień – wychodzi 1800, drugi – 1600. Mimo, że nie chodzę głodna, wręcz czasem nie mam ochoty na kolacje, ale jem. Włosy paznokcie mój stan zdrowia jest w porządku. To w głowie pojawia się oho jem za mało kalorii, poniżej swojego zapotrzebowania a to jak mowila Ania, prowadzi do napadu. I 2 dni później napad. Tak jakbym sama sobie przewidywała go. A jakbym zaczela cwiczyc, spala więcej kalorii to już w ogole. Jakbym wpadła w jakiś schemat. Oduczylam się już emocjonalnego objadania. Ale tak jakby po tych 5 latach, sa takie momenty w których odwzorowuje zawsze to samo zachowanie.. A może to moja wymówka. Strach przed zjedzeniem za dużo przeistoczył się w strach przed zjedzeniem za mało. Czasami nie chce gdzies wychodzić, zeby nie ominąć posiłku albo jezdzic do mojego brata bo wiem, że tam nie przygotuje sobie porządnej kolacji, tylko zjem cos w postaci owoców itp. Nie potrafie się pozbyć tej obsesji. A chciałabym po prostu jesc, nie wiedzieć czy to jest za mało, czy nie. Brzmi prosto.

  4. Avatar
    Joanna 10 czerwca, 2019 at 11:02 pm - Odpowiedz

    Beatko piękne świadectwo. A co to obsesji Kasi to trochę jest mi to znane mimo że ciągle boję się przytyć i do zdrowej wagi brakuje mi pewnie parę kilo ale już nie wiele. Mam ciągle obsesję o jedzeniu, a to że za mało a to że za dużo, a to że nie zjem kolacji bo gdzieś będę. I nawet kiedy nie jestem głodna a jest pora posilku czuję niepokój i natrętnie myśli zawracają mi głowę. Obsesja ciage jest.