Nieistniejące wsparcie rodziców

Co robić z toksycznymi rodzicami, którzy nie wspierają nas w wyjściu z zaburzeń odżywiania? Którzy wciskają nas w ziemię swoimi komentarzami, pasywną agresją, wypominaniem, że tyle jemy, wyzywaniem czy wręcz fizyczną lub psychiczną przemocą?
Bo zdarza się i tak. I to bardzo często.

Kto nie wierzy niech poczyta sobie nasze Wilcze stado. Pełno tam opisów niewiarygodnego wręcz traktowania przez naszych najbliższych; przez rodziców, z którymi musimy mieszkać, albo którzy nękają nas swoją milczącą lub całkiem namacalną obecnością.

Co wtedy? Co, gdy ktoś ciągle podcina Ci skrzydła, na których chcesz w końcu polecieć?

Jeżeli jesteś w takiej sytuacji i czekasz na konkretne rady, możesz się trochę rozczarować. Bo ja Ci teraz nie powiem co z tym zrobić (na ten temat powstało wiele książek), ale jak z tym być. Ale to „bycie” postawi – mam nadzieję – całą sprawę w innym świetle.

Po pierwsze:
Zadaj sobie pytanie, kto rani?
Ranią tylko osoby zranione. Te, które same nie dostały ciepła, troski i miłości.
Szczęśliwy, zaprzyjaźniony ze sobą człowiek, który ma stabilne, zdrowe poczucie własnej wartości, emanuje tym. Taki człowiek da Ci wsparcie, miłość i uwagę i będzie to dla niego najbardziej naturalną rzeczą na świecie. A to dlatego, że ma on oparcie, miłość i uwagę w stosunku do siebie. Dlatego, że szanuje i ceni swoją osobę. I to właśnie będzie dawał innym – to z czego sam jest zrobiony.

Analogicznie; człowiek, który ma w sobie strach i ciemność, emanuje strachem i ciemnością. Rozlewa ją na wszystko i wszystkich. I to także dzieje się bez żadnego wysiłku z jego strony. Po prostu daje to, co ma, a nie daje, czego nie ma. Czemu się tu dziwić?

A więc jeżeli rodzice od zawsze reagują agresją – agresja jest tym, co sami dostali w życiu.
Jeżeli reagują wyszydzaniem – byli wyszydzani.
Jeżeli obojętnością – byli ignorowani.

Z dużą dozą prawdopodobieństwa, to właśnie wynieśli to z domu. I na tym zbudowali dom dla Ciebie.
Oni sami są ofiarami ofiar, a Ty jesteś ich ofiarą – ofiarą braku. Bo brak idzie z pokolenia na pokolenie, dziedziczny jak rak.
I nie zrozum mnie źle. To ich ani nie usprawiedliwia, ani nie zwalnia z obowiązku pracy nad sobą. To po prostu nagi, zimny fakt.

Po drugie:
Tu, teraz i w tej chwili, pogódź się z tym, że nigdy, przenigdy nie dostaniesz od nich wsparcia. To jest opcja, która nie istniała, nie istnieje i nie będzie istnieć. Przestań więc na nią liczyć.
Jeżeli żyjesz 15, 20, 30 czy 50 lat i to jeszcze się nie wydarzyło, raczej już się nie wydarzy. Przykro mi.

Teoretycznie mogłoby tak być, ale do tego, przynajmniej jeden z rodziców musiałby spojrzeć na siebie zupełnie szczerze, spojrzeć na swój ból, na to zranione dziecko, którym ciągle jest. Ale autorefleksja to najtrudniejsza rzecz na świecie. Trzeba wtedy stanąć nago, w prawdzie. To wysiłek, który podejmują tylko najodważniejsi. Nie można go do nikogo wymagać i oczekiwać.
Więc nie wymagaj i nie oczekuj. Jeżeli już, to tylko od siebie.

Po trzecie:
I teraz uwaga, bo będzie wywrotowo: Tobie już nie potrzebne jest ich wsparcie i miłość.
To było Ci potrzebne i niezbędne do przeżycia, kiedy byłaś dzieckiem. I to w zupełnie dosłownym sensie. Bo co dzieje się z dziećmi, które nie są przytulane i kochane? Jeżeli czytałaś jakiekolwiek badania z psychologii rozwojowej, albo artykuł o wojennych sierotach, wiesz, że tacy ludzi zapadają na choroby psychiczne i fizyczne, więdną, wariują, wykolejają się, umierają. To jest niezaprzeczalny fakt.
Kiedy jesteśmy mali, miłość rodziców jest nam potrzebna do życia. I to zupełnie realnie; tak jak powietrze.

Ale potem? Potem jesteśmy dorośli i możemy szukać jej gdzie indziej. Możemy WYBRAĆ jej źródło. I to już nie muszą być rodzice. To może być Twój partner, przyjaciele, TY SAMA. Wyruszasz w świat i Twoje opcje rozszerzają się. Możesz poszukać miłości na własną rękę. Nie musisz skamleć o nią pod drzwiami domu rodzinnego. Tam już nic dla Ciebie nie ma. Tam mieszają ludzie, którzy nie mają tego nawet dla siebie. Rozumiesz?

I nie mówię tego z pozycji oceny; „Oni są źli, więc obraź się, trzaśnij drzwiami i idź swoją drogą.” Nie, nikt tu nie jest zły. Skrzywdzony, nieświadomy, nieszczęśliwy – tak. Ale nie zły.

Chcę Ci jednak powiedzieć, że niezależnie od poziomu świadomości, na jakim znajduje się Twoja rodzina, ty możesz zaopiekować się sama sobą, zadbać o siebie, zwrócić się do innych o wsparcie, którego tak potrzebujesz. Nie jesteś skazana na smutek, tylko dlatego, że Twoi rodzice skali na niego samych siebie.
Masz wolność postąpienia inaczej.

*

Przypominam o zapisach na mój wrześniowy mentoring. Szczegóły tutaj: http://wilczoglodna.pl/mentoring/

Published On: 3 września, 2019Kategorie: Psychologiczna rozkminka, Dla bliskichTagi: , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

7 komentarzy

  1. Avatar
    Joanna 3 września, 2019 at 5:14 pm - Odpowiedz

    Piękny temat, Dziękuję

  2. Avatar
    Skrzat 3 września, 2019 at 5:53 pm - Odpowiedz

    Brak wsparcia ok. Nie każdy potrafi okazać itd. Ale po co coś bez sensu w koło macieju komentować, mimo że prosi się ich, aby tego nie robili. Zanim osiągniesz pełnoletność ciężko jest odciąć się od rodziców. Później przyzwoitość wymaga, aby ich odwiedzić, pomóc. Osobiście od rodziców nie wymagam (już) wsparcia. Jako tako ułożyłam sobie życie i w tym momencie staram się pomagać im więcej niż oni mnie. Ale ich uwagi: schudłaś/(strasznie) przytyłaś/mało jesz/dużo jesz wynikają już sama nie wiem, z czego. Z jakiegoś ograniczenia umysłowego? Wiedzą, że mam problem, od wielu lat. Szpitale, lekarze itd. Ale po co wtrącają te swoje głupie pięć groszy? Całe szczęście, że partner nie robi mi uwag na temat jedzenia/wyglądu itp. Byłoby jeszcze gorzej. Swoją drogą, nie wyobrażam siebie, że mogłabym być takim antywsparciem dla mojego dziecka. Przeraża mnie ta myśl. Między innymi z tego względu chyba nigdy nie zdecyduję się na dzieci. Skoro to przechodzi z pokolenia na pokolenie, po co świadomie, od środka, niszczyć gatunek ludzki?

    • Avatar
      AgnieszkaS. 3 września, 2019 at 7:40 pm - Odpowiedz

      Sluchaj Skrzacie… Posiadanie dziecka to piekna sprawa. Uwierz mi. Ja mam corke i kochanie jej daje mi sens w zyciu. Nie trzeba mowic, ze rezygnuje sie z posiadania dziecka dlatego, zeby nie przenosic toksycznosci z pokolenia na pokolenie, czyli z siebie na swoje dzieci. Ja jestem kobieta (mam dzis 42lata), ktora ma toksycznych rodziców, ktorzy ranią mnie kazdego dnia chocby tym, ze nie interesuja sie mna… Ale powiedzialam sobie, ze jednym z moich celow w zyciu jest to, zeby moja corka byla szczesliwa, i ze ja, ta, ktora nie miala poczucia bezpieczenstwa w domu, ktora bala sie agresji i alkoholizmu ojca, a takze ciaglego emocjonalnego szantazu matki… mojej córce postaram sie nie przekazac wlasnie tej…trucizny. Nie zawsze mi sie udaje, bo jestem za bardzo nerwowa, ale mimo to przynajmiej raz w tygodniu slysze „mamuniu, kocham cie”… To moja sila.

  3. Avatar
    Ag.N. 3 września, 2019 at 8:57 pm - Odpowiedz

    Aniu fajny post.Pozwala zobaczyć prawdę, nagą,okrutną i smutną. Ale może pozbycie się bezzasadnej nadziei i złudzeń, daje spokój, akceptację sytuacji i pogodzenie się z samym sobą. Pozwoli też poszukać tego wsparcia gdzie indziej, a przede wszystkim SAMEMU zaopiekować się sobą. Ja wychowałam się w ciepłej i kochajacej rodzinie.Zycze wszystkim kogoś kto będzie ciągnął was do góry.

    • Avatar
      Jelonka 10 września, 2019 at 4:31 pm - Odpowiedz

      Skrzacie, rodzice przecież wiedzą, że masz lustro w domu, zapewne też nie próbują cię dręczyć, a w ten nieporadny sposób chcą pokazać, że zauważają, że coś niedobrego się z tobą dzieje i nie jest im to obojętne. Może nie potrafią Cię wspierać ale to nie znaczy, że im nie zależy. Może nieumiejętnie próbują nawiązać rozmowę na temat który jest (z pewnością!) trudny dla Ciebie ale także dla nich. Może nie potrafią rozmawiać o uczuciach, ale chcą żebyś wiedziała, że się o Ciebie troszczą, nawet jeśli Cię to denerwuje. Z pewnością wiedzą, że gdzieś popełniają błąd, ale nie wiedzą jak to naprawić, podtrzymują więc schematy w których czują się bezpiecznie, bo je znają.

  4. Avatar
    Edyta P. 5 września, 2019 at 12:09 pm - Odpowiedz

    Post ważny i potrzebny:*

  5. Avatar
    Joanna 16 lutego, 2021 at 9:31 pm - Odpowiedz

    Ja dziś zaczęłam spozywac 2400 kcal pierwszy raz od dłuzszego czasu jem tyle, ale dzieki twojemu blogowi juz sie nie boje. Zmagam sie z otyloscia i wiecznym efektem jo-jo. Dzis przy kolacji kiedy dobijalam kalorie i zrobilam sobie spory objętościowo posilek uslyszalam od taty : Jestem przerazony ile jesz. Mialam porcje miesa , zapiekane ziemniaczki ( doslownie garsc) i talerz warzyw. Od razu łzy w oczach i odebrane chęci na jedzenie. Nie wiem jak sobie z tym radzic, dobiło mnie to. Tato kiedy był na diecie od dietetyczki i jadł okolo 1300 kcal na dzien przy wadze ok 100 kg, potem jako dziecko zabral tam mnie i ja dostalam podobna liczbe kalorii. Od tego zaczely sie kompulsy i wieczny efekt jo-jo. Nie wiem jak nie dolowac sie slowami moich rodzicow i wypomianie, kontrolowanie mojej jedzenia i ocenianie