Osiem miesięcy Janki

Dzisiaj opublikuję przepiękny list, który doprowadził mnie do łez szczęścia.
Szczerze? Nie mam pojęcia kim jest jego autorka. Z treści zacytowanej wypowiedzi wynika, że już rozmawiałyśmy, ale nie mogłam znaleźć żadnych śladów takiej korespondencji.
A co jej pomogło? Słowa. Same słowa wzięte do serca i zamienione w czyny.
I zobacz jaka zmiana.

Cześć, kochana!

Witam się z twoim charakterystycznym przywitaniem, traktując je jako symboliczny ukłon w twoją stronę. Otóż ten list jest w moim zamyśle czymś odmiennym od tego, co zwykle dostajesz (a przynajmniej dostawałaś ode mnie).

Chcę podzielić się swoją historią.
Tok moich zaburzeń odżywiania jest standardowy. Jestem pewna, że zlewa się z historiami innych dziewczyn, dlatego nie będę o nim pisać. Jednak to, co może mnie od nich dzielić, to najniższy, najtragiczniejszy stan, w jakim byłam.
Wiara w siebie była dla mnie czymś tak kosmicznie abstrakcyjnym, jak dzieła Pollocka dla laika. Może i istniała, ale w jakimś równoległym wszechświecie, absolutnie niedostępnym dla moich rąk. Docenianie małych rzeczy zamykało się w pudełku opatrzonym tytułem „OKLEPANE AFORYZMY”.
Moja twarz była stężała od ciągle zbolałej miny, przez pewien okres w ogóle się nie uśmiechałam, jako królowa narzekania i dźgania siebie ostrym nożem nienawiści. Jeszcze jedno dźgnięcie. Mocniej!
Gardziłam sobą w każdym wymiarze tego słowa. Własne towarzystwo i towarzyszącą mu ciszę, niezakłóconą hałasem innych ludzi, alkoholem czy internetem, traktowałam jako największą karę. Każda sobota (bo w soboty właśnie spędzałam sama ze sobą) była dla mnie synonimem najgłębszego kręgu dantejskiego piekła. Rozpacz. Konwulsje w łkaniu i napełnianie żołądka do bólu. Potem czyszczenie go do uczucia pustki. I zapętlenie. Nie widziałam niczego, żadnej przyszłości, oprócz tej najbliższej, czyli wody w toalecie coraz bardziej zmąconej tym, co nie powinno się w niej znaleźć.
I stałaś się ty, Aniu. Wpadłam na twojego bloga przypadkiem.

Przez 8 miesięcy czytałam go, ciągle wymiotując jak kot. Ale w końcu coś przestawiło mi się w głowie. Zatrybiłam. Wałkowane przez ciebie kwestie musiały zostać wtłoczone do mojej głowy wystarczającą ilość razy, abym zrozumiała twoje nauki nie tylko głową, ale i duszą, ciałem i sercem.
Jesteś jednym z głównych czynników, dzięki którym moje życie wygląda teraz tak jak wygląda. A jak jest?
P i ę k n i e.

Rozkwitłam. Postawiłam siebie na samej górze w hierarchii. Rozwój swojej duszy i realizowanie się w rzeczach, które lubię, stanowi dla mnie sztandarową wartość. W końcu mam czas na język francuski, szlifowanie angielskiego, zatapianie się w świecie sztuki i literatury (także własnej), medytację, jogę, pieszczenie mojego ukochanego psa i tonę innych rzeczy, które zawsze chciałam robić. Teraz kocham soboty. Kocham nawet małe odcinki wieczności, które powszechnie nazywane są nudą. Nazywam je teraz katalizatorami kreatywności i klasyfikuję jako niezwykle istotne.
Nie wymagam od siebie dużo, jestem za to wdzięczna nawet za małe sukcesy, te małe kroki, które z mojej perspektywy są wręcz milowe. Kocham siebie nawet z napuchniętymi od wody policzkami i brzuchem, który nie zawsze jest płaski jak stół.
I za to chcę ci podziękować.

Za każde słowo, jakie napisałaś na Wilczogłodnej, za każdą sekundę nagranych filmików na YouTube. Za uparte wciskanie wiedzy w moją do czasu zakutą, bulimiczną głowę. Nie mam słów, aby wyrazić wdzięczność za każdy twój mail, będący odpowiedzią na moje wątpliwości i dociekania. Twoja twarz codziennie patrzy na mnie z szafy, aby przypominać mi, że można osiągnąć wszystko, jeśli ma się w sobie trochę upartości przemieszanej z ambicją.

Dziękuję wszechświatowi, za to, że jesteś jego częścią.
Dziękuję za twoją pracę.
Po prostu całym sercem dziękuję, kochana Aniu.

Janka.

Zapytam więc jeszcze raz; na co Ty czekasz, moja droga Wilczyco? Wszystko masz jak na tacy. Czytaj, wdrażaj, próbuj i nie poddawaj się. Zasady które promuję, są zdroworozsądkowe i proste. Ty też możesz z nich skorzystać już teraz. Pomyśl gdzie możesz być za pół roku!

Jeżeli potrzebujesz porady czy wsparcia, napisz do mnie, przyjdź na mentoring, albo kurs (który właśnie uaktualniam, o czym będę jeszcze mówiła).
I tylko mi nie mów, że nie dasz rady. Jak widzisz, można wyciągnąć się o własnych siłach z największych dołów.
I to jest piękne.

Published On: 9 listopada, 2018Kategorie: MediaTagi:
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

8 komentarzy

  1. Avatar
    Zuza 9 listopada, 2018 at 11:34 am - Odpowiedz

    Dobrze, że dostajesz takie listy, bo jesteś naprawdę niesamowita. Ostatnio zaczęłam oglądać Twoje filmiki na YouTube, czytam też bloga. Nigdy nie miałam bulimii, ale lekkie zaburzenia odżywiania i brak samoakceptacji męczą mnie cały czas. Takie natrętne myśli. Na szczęście, dzięki Tobie walczę o to, by poczuć się lepiej w swoim ciele i nauczyć się jeść bardziej intuicyjnie. Dajesz mi motywację, jak nikt inny. Dzięki, że jesteś ;)

  2. Avatar
    Joanna 9 listopada, 2018 at 11:59 am - Odpowiedz

    Rozpłakałam się ze wzruszenia – przez te soboty, które też teraz lubię… Bo teraz ja o nich decyduję.

    Jestem wolna od bulimii od półtora roku, w dużej mierze dzięki Tobie Aniu. Też jestem Ci niezwykle wdzięczna za to, co robisz. Śledzę blog od jego początków i też na początku było mi trudno zatrybić. Ale się udało! Nie wyobrażam sobie teraz, że miałoby być inaczej…

    Zrobiło się miejsce na dobre rzeczy: relaks, naukę, spacery z psem (i na psa!), podróże, które teraz dodają mnóstwo sił, a nie są testem tego, jak długo wytrzymam bez objedzenia się.

    Wzruszam się ciągle na nowo… Dobrego dnia :)

  3. Avatar
    Edyta P 9 listopada, 2018 at 8:54 pm - Odpowiedz

    Myślę,że takich osób jest wiele..Mi Ania tyle dała,że nie umiem wymienić.Dzień kiedy trafiłam na jej bloga był pierwszym dniem do zdrowienia:**Myślę,że słowa i tak nie oddają tego jak bardzo jestem Ci Aniu wdzięczna.

  4. Avatar
    Wiktoria 10 listopada, 2018 at 1:26 am - Odpowiedz

    Widać, że autorka listu zajmuje się literaturą, tekst jest cudownie napisany.

    Niby wiem, że to jest prawdziwa historia, ale czytając myślałam sobie „taa, jasne”, „to nie jest możliwe”, „ty nigdy się nie uwolnisz, jesteś za słaba” itp. Mam w głowie puszczony na zapętleniu film o swojej sromotnej porażce na wszystkich płaszczyznach życia i to mnie paraliżuje, jedyne co jestem w stanie robić to siedzieć i żreć. Chciałabym się już obudzić z tego koszmaru…

  5. Avatar
    Miriam 11 listopada, 2018 at 10:06 pm - Odpowiedz

    Pomocy,chciałabym wiedzieć jak nie przesadzić z aktywnością fizyczną.Tańczę 3x w tygodniu hiphoph,w tym raz to 2 godziny,raz w tygodniu robie trening siłowy godzinny i biegam dwa razy tygodniowo.Oprócz tego jazda konna -godzina/dwie tygodniowo.Codziennie 30 minut jogi.Jeżeli mam czas chodzę po górach i generalnie staram sie spacerować,uczę się w liceum i siedzę okolo 6-8 godzin dziennie,śpiewam też w chórze i gram na fortepianie.Nie mam pojęcia,kiedy to anoreksja zmusza mnie do akrywności a kiedy robìę to bo mam na to ochotę.Pomocy

  6. Avatar
    Magda 11 listopada, 2018 at 10:58 pm - Odpowiedz

    Sama prawda… i zobaczcie – Janka z jakiegoś powodu czekała 8 miesięcy na „zatrybienie”, jej organizm cały się przestawiał. Warto mieć cierpliwość – do siebie, do innych… Ania ma dla nas dużo cierpliwości, łagodności i wyrozumiałości.

  7. Avatar
    euy5 29 grudnia, 2018 at 6:04 pm - Odpowiedz

    O, to twoje „kochana” jest chyba najbardziej wkurzającą rzeczą na blogu, dlatego ciężko mi się czyta twoje wypowiedzi niestety :/

    • Avatar
      Wilczo Glodna 29 grudnia, 2018 at 9:57 pm - Odpowiedz

      Czytanie mojego bloga nie jest obowiązkowe ;)