Ostateczna technika na oszukanie bólu

Po moim ostatnim wpisie na temat głodu emocjonalnego, pojawiło się kilka listów i komentarzy takich jak ten:

Mój głód emocjonalny jest tak silny, że prędzej czy później muszę się mu poddać. Mam tak silną potrzebę głowy, organizmu itp, że nie jestem w stanie się skupić na niczym innym, serio a próbowałam chyba wszystkiego…Chciałam Cię prosić o napisanie postu na ten temat (technika fali wiem że to tego dotyczy), ale mi się wydaje, że to co jeszcze coś innego, ciężko stwierdzić ,ale jak porównam się do narkomana to ani trochę nie przesadzę.

Czy jest na to jakaś technika, którą trzymam w zanadrzu i zaraz wyciągnę jak królika z kapelusza? Czy jest jakiś sprytny trik, który złagodzi ból, a najlepiej zniesie go zupełnie?
Odpowiem krótko: nie, nie ma. Nie ma takiej techniki, ani takiego triku. Ale zastanówmy się czy w ogóle potrzebna nam jest kolejna proteza, tabletka, sztuczka?

Nie, jeżeli w pełni zdamy sobie sprawę z tego, że to co czujemy to iluzja; bardzo przekonująca, ale wciąż iluzja.
Spokojnie, wcale nie zwariowałam, ani nie zapomniałam, jak to było w recovery. Ja sama płakałam nie raz z bólu, obgryzałam paznokcie i chodziłam po ścianach. Nie przeczę więc, że to cierpienie jest prawdziwe.
Ale to co je wywołuje, nie jest. Tak jak pisałam w poprzednim poście, głód emocjonalny to tylko wytwór naszego mózgu. To nie rzeczywistość, tak jak na przykład prawdziwy głód.

Bo to jest tak. Masz w głowie myśl: „Wymieść I Lodówkę i Kuchnię”. W skrócie: W.I.L.K.
I teraz o tym wilku myślisz; stresujesz się nim, przeklinasz, walczysz, smucisz się, odganiasz go, szalejesz, poddajesz się mu, odpierasz…
A skoro sam wilk jest tylko myślą, to wychodzi na to, że myślisz o… myślach. Iluzorycznym mieczem walczysz z iluzoryczną bestią. Wojujesz z cieniem.
Trochę tak jakbyś narysowała sobie strasznego potwora, a potem rzuciła się do ucieczki w panice i zgrozie.

Rozumiesz co Ci chcę powiedzieć? Jeżeli jeszcze nie, to zastanów się nad moim innym pytaniem:
Co jest w nas takiego, że tak bardzo boimy się bólu? I kto powiedział, że zawsze musimy czuć się dobrze? Skąd w ogóle taka idea? Przecież to niemożliwe i nienaturalne. Wyobrażasz sobie zawsze mieć banana na twarzy? Nigdy nie czuć smutku, współczucia, wzruszenia? Naprawdę chciałabyś tak żyć?

ból

Przecież normą jest, że nasze doświadczenie zawsze „faluje”. Raz czujemy się super, potem czujemy się gorzej, a czasami jesteśmy na dnie rozpaczy, a potem znowu na szczycie świata.
I to jest ok. Nic z nami nie jest nie tak, niczego nie musimy „naprawiać”, kiedy jesteśmy na dole. Zaraz znowu będziemy na górze. Taka jest odwieczna kolej rzeczy.

Zastanówmy się jeszcze nad takim przykładem: rodząca kobieta.
Ona cierpi niewyobrażalne katusze. To co dzieje się z jej ciałem to – tak patrząc na chłodno – jakiś kosmos.
Idą tropem, że bolesne odczucia są ZŁE, każda matka powinna cierpieć na ciężki syndrom stresu pourazowego i leczyć się latami.
A przecież nie jest tak. Jeżeli sama masz dzieci, wiesz, że o tym bólu zapomina się najszybciej.
Dlaczego tak jest? Bo rodząca kobieta akceptuje to, co się z nią dzieje. Nie stara się tego w żaden sposób „naprawić”? Po prostu przechodzi przez cały proces od początku do końca najlepiej jak może i wie, że to w końcu minie. Jak każde inne ludzkie doświadczenie.

Więc jeżeli mnie zapytasz, co robić, by poradzić sobie z wilczym bólem, przymusem, rozdzierającym cierpieniem, powiem prosto: Nic.
Nic nie możesz poradzić na coś, czego – poza Twoim myśleniem – nie ma. Nic nie możesz poradzić na emocje, które są wiernym odbiciem tego myślenia.
Tak samo jak nic nie możesz poradzić na chmury przepływające po niebie i zasłaniające słońce.
Po co się więc stresować? Słońce przecież dalej tam jest i jak tylko chmury przejdą, ono znowu zaświeci.
I znowu wszystko będzie dobrze. I znowu będziesz szczęśliwa.

Zamiast szukać technik na to by za wszelką cenę ZMIENIĆ to co czujesz, zaakceptuj, że tak się czujesz.
Powiedz sobie w sercu: Nie mam nic przeciwko temu. Boli – bo boli, ale przejdzie – bo przejdzie.

I pamiętaj, nie jesteś w tym sama. Każdy tak ma.

Published On: 1 lutego, 2019Kategorie: Psychologiczna rozkminkaTagi: , , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

20 komentarzy

  1. Avatar
    Karolina 1 lutego, 2019 at 7:05 pm - Odpowiedz

    Nie mam nic przeciwko temu. Boli – bo boli, ale przejdzie – bo przejdzie.

    Chyba najlepszy cytat jaki może być, trzeba tylko wbić sobie do głowy nie tylko odnośnie odżywiania. Ja mam aktualnie złamane serce. Mysle ze tez mi się to przyda

    • Avatar
      Wilczo Glodna 2 lutego, 2019 at 12:45 pm - Odpowiedz

      Trzymaj się kochana. Też przez to przechodziłam <3

  2. Avatar
    Marta 1 lutego, 2019 at 8:00 pm - Odpowiedz

    Ania! Polecam ksiazke „Constructive Wallowing” Tiny Gilbertson. Niestety nie wiem czy jest dostepna w jezyku polskim. Opisuje prosta ( i skuteczna! ) technike przezywania niekomfortowych dla nas emocji :) Pozdrawiam z Londynu x

  3. Avatar
    Anianowa 1 lutego, 2019 at 9:01 pm - Odpowiedz

    Fajny wpis Aniu : ) Masz ostatnio świetne przemyślenia : )

    A ja dalej z moim tematem jedzenia : )
    Już sobie uzmysłowiłam (w końcu! ) że muszę jeść co te moje 1800 kcal dziennie, jak bym nie liczyła to mi taka średnia wychodzi na dzień. Czyli musi być 1800. Tyle chce moje ciało. Nie wychodzi mi jedzenie mniej, więc zaczynam jeść na legalu 1800 bo nie ma sensu robic caly czas tego samego i oczekiwac innych efektów.
    Czyli, jak zawsze Aniu masz rację : )
    I teraz pytanie, jak dużo do tego dołączyć aktywności fizycznej? 3-4 treningi w tygodniu będą OK?
    Chcę trochę schudnąć.

    • Avatar
      Anianowa 1 lutego, 2019 at 9:03 pm - Odpowiedz
    • Avatar
      Wilczo Glodna 2 lutego, 2019 at 12:44 pm - Odpowiedz

      Kochana, 1800 to za mało. Nic nie schudniesz na tym.

      • Avatar
        Anianowa 2 lutego, 2019 at 3:01 pm - Odpowiedz

        No jak to ? : )
        Ja tu ze sobą walczę, żeby te 1800 jeść normalnie i jak się udało w końcu to dalej za mało? : )
        Nie za bardzo mi chce wejść więcej, nawet jak wliczam napady w te moje bilanse (czyli ciastka i wszystko), nie robiąc totalnie nic z tymi napadowymi kaloriami, to i tak wychodzi mi średnia 1800 na dzień.
        Nic ćwiczę. Może to bym pomgło? trochę sie rozruszać?
        Wiem, co chcesz mi powiedzieć Aniu, że jak będzie nadwyżka kcal to organizm się poczuje pewnie, uspokoi się i zacznie puszczać tłuszcz. Ale to w taki razie trochę podbić kcal i dodać ruch? może tak kombinować?

        • Avatar
          Wilczo Glodna 2 lutego, 2019 at 3:56 pm - Odpowiedz

          To nie będzie nadwyżka. Jeżeli będziesz ruszać się 4 razy w tygodniu, to 2000 będzie optymalnie.

          • Avatar
            Anianowa 2 lutego, 2019 at 5:08 pm

            dziękuję za odpowiedz Aniu : )

  4. Avatar
    Edyta P 1 lutego, 2019 at 9:40 pm - Odpowiedz

    Dziękuje Ania za post,drukuje i wieszam w widocznym miejscu:****

  5. Avatar
    msMagda 1 lutego, 2019 at 10:06 pm - Odpowiedz
  6. Avatar
    Gumis 2 lutego, 2019 at 2:30 am - Odpowiedz

    Czasem jednak warto jest mieć kogoś, kto nas w tym bólu wspiera, kto pomaga go trochę zlagodzic niczym lekarz na porodowce. Kobiety rodzące cierpią, ale można ten ból troszeczkę zmniejszyć – myślę, że dlatego warto czasem skorzystać z pomocy:) Ciekawy wpis:)

    http://anoreksjaoczamistudentki.blogspot.com

    @anoreksjaoczamistudentki

  7. Avatar
    k 2 lutego, 2019 at 4:24 am - Odpowiedz

    Anula, planujesz napisać kiedyś dłuższy tekst o anoreksji? Chyba wspominałaś gdzieś, ze robisz aktualnie research. Wiem, ze nie jesteś ekspertem od tego zaburzenia, ze nie przyjmujesz na mentoring anorektyków i anorektyczek, bo nie umiesz im pomoc i ja to z całego serducha rozumiem, ale widzę tu czasami jedno wielkie ale. Twoja metoda I teorie uratowały tysiące osób, w tym mnie. Nie zawsze podoba mi się Twoja retoryka, ale kocham Cię przeogromnie, bo Twój blog był pierwszym krokiem do zdrowia dla mnie. Zrobiłam to – nie mam I nie będę już miała bulimii. Problem jednak leży w tym, ze cała Twoja teoria jest logiczna I poparta nauką, ale to wszystko upada w przypadku anoreksji. Może nawet, jakkolwiek źle to brzmi, traci sens. Nie mówię, ze przestaje działać. Ale tworzy dysonans w głowie. Miesza i utrudniało mi miesiącami zaufanie Twoim słowom. Bo jak można brać teorię, która sprawdza się tylko w niektórych układach? Prezentujesz tu treści jako niepodważalne prawo natury. To daje do myślenia, daje poczucie bezpieczeństwa I świadomość, ze ej, to przecież musi działać! A tu nagle taka anoreksja. Piszesz, ze z organizmem się nie wygra, że ciało zawsze upomni się o swoje, ze nie ma czegoś takiego jak zaoszczędzona kaloria. Z taką pewnością mówisz o tym, że nasz wielki, mądry mózg nie wygra z fizjolofią. A na drugim biegunie mamy tych, którzy jedzą dwa jabłka dziennie. Ty, ze nie schudnie się, jedząc za mało, oni – że od pół roku jedzą 300 kcal dziennie. Nie umiem znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Skoro nasze ciała działają jednakowo, czy sam nie nasuwa się okropny wniosek – że jednak da się umysłem sterować potrzebami ciała i można się zawziąć i nie jeść i wygrać? Ja już jestem zdrowa i bulimia nie wróci, była ze mną już zbyt długo, pożegnałyśmy się. Ale jestem przerażona, że są tutaj osoby, dla których anoreksja może być ideałem silnej woli. Osoby, które napędzają codziennie to błędne koło, bo przecież da się nie jeść, tej i tamtemu się udało, więc bach – 200 kcal od poniedziałku. W najgorszej fazie bulimii codziennie próbowałam „przebranżowić” się na anoreksję. Mam nadzieję, że nie ma takich „mądrych”- tu zbyt wiele
    Pozdrawiam Cię ciepło i ślę mocne przytulnie
    Dziewczyny, jesteście wszystkie piękne i wartościowe. Trzemajcie się tam! <33

    • Avatar
      Wilczo Glodna 2 lutego, 2019 at 11:34 am - Odpowiedz

      Kochana, tu się nic nie wyklucza. Organizm anorektyka działa tak samo jak i bulimika. Anoreksja to jednak uzależnienie od nie jedzenia. Strach tak paraliżuje, że faktycznie, nawet zwierzęcy instynkt nie jest w stanie z nim wygrać.
      No cóż, są tacy ludzie, którzy postanowią sobie na przykład, że będą spali po 5 godzin dziennie i to zrobią, nawet jak będzie im mózg parował, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Czytałam ostatnio książkę o śnie i tam był przykład Margaret Thatcher i Ronalda Reagana, którzy właśnie tak funkcjonowali całe życie, a potem nabawili się Alzheimera. A więc w rzadkich przypadkach da sie wygrać z naturą. Niestety nagrodą jest miejsce na cmentarzu.

  8. Avatar
    Karolina 2 lutego, 2019 at 8:43 am - Odpowiedz

    Jak najbardZiej trafiony post jednak mnie boli najbardziej ze najbliżsi często nie rozumieją moich wahań nastroju choć wiedza o problemie , nieraz powiedziałam ze wolałabym mieć jakaś „normalna” chorobę gdzie ludzie traktowaliby to całkiem serio a nie jak wybryk bo nie panuje nad jedzeniem …

    • Avatar
      Wilczo Glodna 2 lutego, 2019 at 11:35 am - Odpowiedz

      Kochana, to zrób wszystko by panować. A raczej oddaj ciału kontrolę. I nikt już nie będzie musiał znosić Twoich wahań, a na pewno nie ty sama.

      • Avatar
        Karolina 2 lutego, 2019 at 6:35 pm - Odpowiedz

        Po 6 latach bulimii staram się panować każdego dnia .. Prwnie jest lepiej niż 2 lata temu uważam to za swój sukces ze nie ładuje w łazience 5 razy dziennie tylko raz czy dwa w tyg ale mimo wszystko , wszystko siedzi w głowie codzienna walka żeby nie popadać w paranoje i zachowywać się jak normalny człowiek wykańcza

        • Avatar
          Wilczo Glodna 2 lutego, 2019 at 7:41 pm - Odpowiedz

          Kochana, po pierwsze, w łazience się nie ląduje, tylko się do niej idzie. Po drugie… przestań walczyć. Tego z czym walczysz tak naprawdę nie ma, słońce. Rozumiesz?

  9. Avatar
    Dominika 3 lutego, 2019 at 9:50 pm - Odpowiedz

    Aniu dziękuję, po raz kolejny umacniasz mnie w przekonaniu, że warto normalnie żyć, wyjdę z tego, obiecuję ❤

  10. Avatar
    Joanna 5 lutego, 2019 at 9:40 am - Odpowiedz

    Ten tzw. głód emocjonalny to tylko nasza własna fiksacja. To tak jakbyś zobaczyła na wystawie swojego idealnego wymarzonego ciucha (czy cokolwiek innego), który jest drogi jak cholera, a Ty zaciskasz finansowego pasa, a i tak myślisz o nim przez tydzień czy go kupić. Kupić nie kupić, kupić nie kupić…. i wyobraźnia pracuje i emocje skaczą…. zjeść, nie zjeść, zjeść nie zjeść…. popatrz na swojego głoda z boku. I się z niego zaśmiej. Bo naprawdę miotasz się jak lis we wnykach i tylko pogłebiasz rany. Zastanawiam się, jak to możliwe, że jeszcze kilkanaście lat temu dało radę wyjść z ED, kiedy fora były w powijakach, ludzie nie pisali aż tylu blogów i Ania nie prowadziła Wilczogłodnej. Co za straszne czasy…. (ironizując).