Zaburzenia odżywiania w dzisiejszych czasach

Odchudzanie w dzisiejszych czasach jest teoretycznie łatwiejsze niż wtedy, kiedy ja je zaczynałam.
Bo zaczynałam, moje drogie, w latach 90-tych, czyli ponad 20 lat temu.

Co mam na myśli, mówiąc „łatwiejsze”? Że nasz organizm lepiej reaguje na dietę cud? Nie, nic podobnego.
Po prostu wiedza na temat działania ludzkiego ciała bardzo się rozwinęła, a my mamy ją dostępną na jedno kliknięcie myszki. Daje nam to (złudne) poczucie, że rozgryźliśmy tę łamigłówkę i teraz wystarczy tylko zrobić krok A, B i C, a waga spadnie praktycznie bez wysiłku.

Mamy także wszelkie możliwe gadżety w zasięgu ręki. Możemy dokładnie monitorować ile kalorii spalamy, ile jemy i jaki makroelement znajduje się w tym właśnie kęsie.
Do tego za rogiem czeka na nas wypasiony klub fitness z trenerem personalnym gotowym do naszych usług.

A kiedy już z tego skorzystamy i namęczymy się, wpisując całe nasze jedzenie w aplikację i napocimy na tej siłowni, możemy sprawdzić nasz progres, porównując się do tysięcy „zwykłych” kobiet, które swój cel już osiągnęły. Gdzie? Na Instagramie, oczywiście!

Za – tak zwanych – moich czasów, czyli po prostu wcześniej, nie było nic z tych rzeczy. Była gazeta Super Linia, kilka słabych merytorycznie książek w księgarni i kącik porad dla odchudzających się w Poradniku Domowym czy Bravo Girl.
Powszechnie królowała dieta 1000 kcal, a jako wzory do naśladowania służyły nam aktorki, piosenkarki i modelki. No ale wiadomo; nie ma co się aż tak porównywać do mieszkańców Olimpu.
Do tego nikt raczej nie biegał i nie ćwiczył, oprócz WF-u, od którego wiele z nas i tak migała się jak tylko mogła.
A już na pewno nikt nie chodził na siłownię. O nie! No chyba, że był osiedlowym „dresem”. Ale żeby dziewczyna? W życiu!

I ok, wcale nie twierdzę, że wtedy było lepiej; bo nie było.
Wzrost wiedzy na temat działania ludzkiego organizmu i procesów w nim zachodzących jest potrzebny, a nasze kolektywne zerwanie się z kanap i wysyp klubów fitness, imponujący. Bardzo fajnie, że ludzie zaczęli dbać o siebie w mądry sposób, ale… no właśnie, czy zawsze w aż tak mądry? I czy zawsze można nazywać to „dbaniem”?

Rozwój technologii i informacji, ma też swoją ciemną stronę. Dzisiaj, o wiele łatwiej niż kiedyś, jest zagubić się w tym wszystkim i – o losie! – wpaść w zaburzenia odżywiania.
Dlaczego? Bo jeżeli wszystko można zmierzyć, wyliczyć i skontrolować, będziemy mieli pokusę, by to ciągle robić. Ba! To stanie się dla nas naturalne!
A im bardziej mierzymy, wyliczamy i kontrolujemy, tym bardziej oddalamy się od głosu naszego organizmu. Zaczynamy traktować te wszystkie fitbity, tabelki i zalecenia dietetyczne, jak słowo Boga. Podczas gdy słowo Boga jest w nas – objawia się ono w doskonałości naszego organizmu.

I właśnie tu jest problem. Technologia odkleja nas od samych siebie. A im dalej od siebie jesteśmy, tym ciężej jest nam wrócić. Już nie wiemy, jak wygląda porcja, bez uprzedniego wyliczenia makroskładników. Nie wiemy, ile mamy zjeść, bez zerknięcia na fit zegarek. Nie czujemy, że musimy odpocząć, skoro aplikacja mówi nam, że mamy ćwiczyć, bo do osiągnięcia celu to jeszcze jeszcze.
Zatracamy się w tym wszystkim i dochodzi do paradoksu – tak dużo wiemy, że nic nie wiemy. I błądzimy jak dzieci we mgle.

Skąd ten pęd do ulepszania natury?
No cóż, z genetycznego punktu widzenia, bardzo ważne jest dla nas mieszczenie się w standardach atrakcyjności. Jeżeli nam się to uda, mamy większą szansę na – co tu dużo mówić – reprodukcję. Po prostu tak jesteśmy zaprogramowani.
W dzisiejszych czasach, metod by podnieść swoją atrakcyjność jest multum. Pomoże nam w tym przemysł dietetyczno- sportowy, który zawsze będzie miał w zanadrzu jakąś dietę czy gadżet. I to akurat na naszą kieszeń!
Wyglądanie pięknie nie jest już zarezerwowane dla najbogatszej elity, jak to było przez całe wieki.
Już nie gwiazda filmowa jest wzorem do naśladowania, ale dziewczyna z sąsiedztwa, która złożyła Instagrama i ma teraz milion lajków.

I to rodzi jeszcze jeden problem. Standard wyglądu zwykłej kobiety poszybował w kosmos.
Kiedyś wystarczyło być w miarę szczupłą i zadbaną, by być uznaną za atrakcyjną. Teraz musisz mieć kratę na brzuchu, wystające pośladki, zero cellulitu i nie wiadomo co jeszcze. Nasze mamy czy babcie nie musiały w ogóle myśleć o takich rzeczach! My zaś myślimy o nich nieustannie.

A nie oszukujmy się, wiele osób nie jest w stanie sprostać tym wymaganiom, bo – wbrew temu, co zapewniają twórcy diet i temu co pokazuje Instagram – są one po prostu nierealne. No chyba, że ktoś ma dobre geny, perfekcyjną dyscyplinę i właściwie zajmuje się tylko rzeźbieniem swojego ciała (bo z tego żyje).

Marna szansa, że tak jest w Twoim przypadku. Ty po prostu, zwyczajnie nie dajesz rady. A skoro nie dajesz rady, to jeszcze bardziej obłożysz się gadżetami i apkami, jeszcze sumienniej będziesz z nich korzystać i … jeszcze bardziej oddalisz się od swojego ciała w nadziei, że ten gadżet i aplikacja naprawią to, co Matka Natura „zrąbała”.
A potem będziesz szukać latami drogi powrotnej do Siebie (przez duże S), zahaczając przy okazji o wszelkie formy ED.
Nie jest tak?

*

Gdybym miała podsumować ten krótki wywód, napisałabym, że dzisiejsze czasy bardzo sprzyjają rozwojowi i podtrzymaniu zaburzeń odżywiania. Obiecuje nam się złote góry, które mają być w zasięgu ręki, a niekoniecznie tak jest.
No chyba, że mówimy o tych górach złota, które my płacimy za te obiecanki cacanki.

A Ty co o tym sądzisz? Jestem bardzo ciekawa, czy podzielasz mój pogląd.
Jakie są Twoje doświadczenia z najnowszą technologią i wiedzą?

Published On: 13 września, 2019Kategorie: Psychologiczna rozkminkaTagi: , , , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

9 komentarzy

  1. Avatar
    Katka 13 września, 2019 at 3:02 pm - Odpowiedz

    Oj. Jaka to jest racja. Moja mama byla niewierygodnie piekna kobieta, szczupla i zgrabna. Jak miala ochote wrabac obiad jak dla faceta to tak robila. I byla usmiechnieta…ja mam duza wiedze na temat kalorii, ruchu, zywienia. Co ma swoje plusy-latwo mi komponowac posilki, ukladac trening itd., ale i ogrom minusow. Znam kalorie prawie kazdego produktu (a jak nie znam to tego nie jem-przez co nie probuje wielu nowych rzeczy), przez co czasem nawet jak mam na cos ochote to tego nie jem bo „dzis juz zjadlam xyz…”, w knajpie przeliczam ile to bedzie kcal itd. Moj organizm daje mi czasem znaki, ale nie wiem czy to znak „daj odpoczac” czy „jestes leniwa parowa”, bo apka mowi ze jeszcze 3 tys.krokow. Moja mama byla szczupla i szczesliwa. Ja staram sie byc szczupla i chcialabym byc szczesliwa.

  2. Avatar
    Joanna 14 września, 2019 at 6:21 pm - Odpowiedz

    Lepiej być szczęśliwym a niekoniecznie szczupłym niż szczupłym i nieszczęśliwym. Mam 20kg nadwagi a jestem przynajmniej szczęśliwa.

    • Avatar
      Basia 19 września, 2019 at 9:39 pm - Odpowiedz

      Przepraszam ale nie wieżę, że mając 20 kg nadwagi jest się w pełni szczęśliwym. Taki nadbagaż jednak utrudnia życie na wielu płaszczyznach.

  3. Avatar
    Skrzat 14 września, 2019 at 9:29 pm - Odpowiedz

    Oj, moim zdaniem naprawdę ciężko jest dbać o siebie i jednocześnie nie zwariować w dzisiejszym świecie. Wszędzie fotoszop, instagwiazdy i coraz mądrzejsi ,,trenerzy” i ,,dietetycy”.
    PS Osiągnęłam dzisiaj cały dzień bez obżerania się i wymiotów. Jak już było blisko powtarzałam sobie (trochę w myślach trochę na głos), że nie muszę i tak naprawdę nie chcę tego zrobić. Kopnęłam beznadziejne myśli w cztery litery i miałam dzień dla rodziny, domu i siebie zamiast dnia ze śmieciowym żarciem i sedesem.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 15 września, 2019 at 9:25 am - Odpowiedz

      Super! <3

  4. Avatar
    Joanna 15 września, 2019 at 12:53 pm - Odpowiedz

    W dzisiejszym świecie rzeczywiście trudno jest być 'normalnym’, jednak to od nas zależy czy poddamy się temu szaleństwu czy nie. Ważne w tym wszystkim są nasze ugruntowane wartości i priorytety. Nie ma nic złego w korzystaniu z usług kosmetycznych, z zabiegów pielęgnacyjnych, kupowaniu markowych ubrań czy posiadaniu gadżetów. Do niedawna wydawało mi się, że jeżeli raz w miesiącu pójdę na Oczywiście pod warunkiem, że nie staje się to celem samym w sobie czy sposobem na życie.
    Gratuluję, to musiał być piękny dzień:)

  5. Avatar
    Marta 15 września, 2019 at 6:21 pm - Odpowiedz

    Ja myślę, że dzisiejszy świat to istna żyła pokus, to jest świat zakręcony na punkcie zewnętrzności :) Ciało zostało sprowadzone na margines do wyglądu i obserwujemy coś pomiędzy samouwielbieńczym kultem a pogardą, wręcz wrogością i osobą wrażliwym, zdyscyplinowanym, ambitnym bez podpory bliskości i poukładanego życia, bez fundamentu po prostu, trudno będzie oprzeć się pokusie postawienia w miejscu Boga swojego wyglądu :) i zakręcenia się na tym punkcie do tego stopnia, że pojawi się zaburzony ogląd rzeczywistości i choroba ciała i duszy! W co sama wpadłam. Oczywiście dokładką do zaburzenia tego fundamentu jest cała plejada zranień, nieumiejętnie przeżytych krzywd, zaburzonych relacji, w tym rodzinnych itd, ale w końcu nadchodzi ten moment, że trzeba wydorośleć i wziąć odpowiedzialność za siebie i powybaczać, przepracować życie i pozwolić sobie na nieperfekcyjność to trudne czego sama doświadczam :) Taki jest mój ogląd problemu.
    Pozdrawiam!

  6. Avatar
    Magda 15 września, 2019 at 9:47 pm - Odpowiedz

    Kiedyś Ania uczyła i mi też się wydaje, że coś w tym jest, że im bardziej myślimy i kombinujemy nad jedzeniem, tym bardziej nasz mózg słyszy hasło „jedzenie” i się na nim skupia. Wcale nie tak jakbyśmy chciały. A wystarczy nauczyć się raz a dobrze, a później już o tym nie myśleć. W ostatnim czasie jestem przykładem tego paradoksu – kombinowałam nad jedzeniem i nic…aż pojawiło się w moim życiu zwierzątko i tak jakby zapomniałam o jedzeniu, ale bardziej chce mi się odkleić od fotela i waga sama zaczęła iść w dół. Zauważyłam to dopiero po trzech tygodniach.

  7. Avatar
    Joanna 15 września, 2019 at 11:22 pm - Odpowiedz

    Jedzenie słyszymy i widzimy. Reklamy restauracji, fast foodów, promocji spożywczych, słodkości (tak, tak, zgubna chwila przyjemności). Wszystko to ma piękną szatę graficzną, oprawę muzyczną i slogany zapadające w pamięć. Aż chce się zjeść. Chce się, żeby potem kupić tabletki na odchudzanie, usuwające nadmiar wody i może jeszcze jakiś preparat na cellullit, bo przecież niewiadomo czy akurat ma się wodny czy zwyczajną kobiecą pomarańczkę. A może jeszcze krem modelujący biust, bo przecież przy odchudzaniu maleje. Ach, a przy nagłym spadku wagi skóra się rozciąga i powstają rozstępy. Więc trzeba i temu zapobiec – wklepać należy krem ujędrniający i może jeszcze olejek na rozstępy. Ach, i te nerwy, żeby tylko o czymś nie zapomnieć, a za 15 minut trzeba wyjść do pracy a oko jeszcze nieumalowane. Ale przecież oko ważniejsze niż śniadanie. Wystarczy kubek kawy. I taką codzienność chce nam zgotować konsumpcjonizm…. nie dajmy się ponieść fanaberii.