Spojrzenie w locie

– No i co pisanie o tym wniesie do życia moich czytelniczek? – jąkałam w słuchawkę telefonu, zalewając się (już po raz kolejny tego dnia) łzami.
– No jak to co? Chyba oszalałaś! To piękna historia o tym, że nadzieja jest dla wszystkich, że każdy może z tego wyjść – odpowiedział, mój zawsze rozsądny, chłopak – to poruszy każde serce.
-No dobra, opiszę to – skapitulowałam i wysmarkałam nos.

Dlaczego płakałam?
Ze wzruszenia, z wdzięczności, ze zrozumienia po raz kolejny, że wszystko w tym życiu ma jakiś sens, a świat przenika nieuchwytna mądrość, która prowadzi nas za rękę. Ta mądrość ogarnia wszechświat; trzyma planety w ich trajektorii, przenika całą Naturę oraz nasze życie, które jest częścią egzystencji tej Ziemi. To wszystko co tu się dzieje, nie jest przypadkowe.

*

No więc dziś rano leciałam sobie na święta do Polski. Jak zwykle – ta sama rutyna: bagaż, odprawa, kolejka do wejścia, ładowanie się do samolotu z całą bandą podobnych mi ludzi.
Kiedy w końcu znalazłam się w środku, odszukałam swoje miejsce i zaczęłam ładować walizkę do kufrów nad głową. Jeszcze zanim ją podniosłam, wiedziałam, że tam nie wejdzie. Próbowałam ją jednak upchnąć na siłę, jednocześnie przypominając sobie wszystkie memy o głupich pasażerach, robiących podobne rzeczy.

Nagle z boku usłyszałam naglący głos stewardessy „Nie nie nie…”. No, w końcu ktoś mądrzejszy ode mnie – pomyślałam z ulgą. Odwróciłam się, próbując jeszcze ratować swój honor: „A co? Nie wejdzie…” – zapytałam idiotycznie. Stewardessa nabrała powietrza w płuca, by coś powiedzieć i nagle zamarła wpatrując się we mnie jak ósmy cud świata.

W zapadłej między nami ciszy, stojąc w nienaturalnym skręcie, godnym barokowej rzeźby i trzymając walizkę nad głową, przeleciałam na szybko wszelkie scenariusze: koleżanka, dawna znajoma, obecna dziewczyna byłego chłopaka, zaginiona siostra… Nie no czekaj, chyba się zagalopowałam. Nic z tego; pudło, pudło, pudło.

To moja czytelniczka. Na stówę. Nikt na nikogo tak nie patrzy, jak jedna Wilczyca na drugą.
Jak człowiek, który nie miał nadziei – na tego, który pokazał mu, że nadzieja jest.
Takiego wzroku się nie podrobi.

Widziałam go na spotkaniach autorskich, w centrach handlowych na moment przed wyściskaniem zaskoczonej mnie pod przymierzalnią, w klubie fitness, do którego zapisałam się na trochę podczas wakacji w Słupsku i w którym po trzecim dniu dostałam kartkę i książki od prowadzącej, w imieniu kilku dziewczyn z grupy, które nie miały odwagi do mnie podejść…

Z takim spojrzeniem się nie dyskutuje. Trzyma się je jeszcze przez kilka chwil i są to najpiękniejsze chwile, jakie mogą się zdarzyć pomiędzy ludźmi. Dlaczego? Bo wtedy, na te kilka sekund, opadają wszelkie maski i konwenanse i jest tylko ta dwójka, połączona wspólnym człowieczeństwem – bez ocen, przypisanych ról i strachu.
Czyż nie do tego wszyscy dążymy? Do bliskości, do poczucia wspólnoty, akceptacji i miłości? Czy nie o to właśnie nam wszystkim chodzi? Tam w głębi duszy, na fundamentalnym poziomie?

Usiadłam na swoim miejscu totalnie roztrzęsiona, starając się nie popłakać – takie to było mocne, czyste przeżycie.
Minęła dość długa chwila zanim wzięłam się w garść i mogłam kontynuować książkę, którą zaczęłam w holu lotniskowej poczekalni.
I wcale się nie zdziwiłam, kiedy ta piękna dziewczyna stanęła znowu przy moim fotelu i podała mi serwetkę, której zdjęcie prezentuję poniżej.

No i tu mnie załatwiła już kompletnie, bo łzy zaczęły mi kapać jak grochy. Pan obok spojrzał na mnie zdziwiony, ale pewnie pomyślał, że to te turbulencje. No wiecie; strach przed śmiercią i takie tam.
A to była wdzięczność za życie, za wszystko co mnie w nim spotkało, łącznie z bulimią, bo dzięki niej, mogę teraz doświadczać takich wspaniałych chwil. Jaką daleką drogę przeszłam, skoro nawet tę część mojej historii potrafię tak w pełni zaakceptować. To też jest wspaniałe.

*

Samolot w końcu wylądował, a moja urocza stewardessa żegnała pasażerów przy wyjściu. Objęłyśmy się jak stare przyjaciółki i ze śmiechem życzyłyśmy sobie wesołych świąt.
– Jest moc, moja droga – powiedziałam jej wychodząc już na schody.
– Jest moc! – odpowiedziała mi z szerokim uśmiechem.

Jest moc w każdym z nas; moc do przezwyciężenia swoich demonów.
Nigdy nie wątp.

 

Published On: 20 grudnia, 2019Kategorie: MediaTagi: ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

8 komentarzy

  1. Kornelia 20 grudnia, 2019 at 10:09 am - Odpowiedz

    Dziękuje ♥️♥️

  2. A jak A 20 grudnia, 2019 at 10:21 am - Odpowiedz

    Zasłużyłaś na to wszystko! Na książki, spojrzenia wdzięczności i wymowne milczenia. Jesteś najdzielniejszą przewodniczką stada!:) Zapraszam na przedświąteczny trening!:)

  3. Flora 20 grudnia, 2019 at 1:50 pm - Odpowiedz

    Wigilijna opowieść , w sam raz na święta :)))

    • Barbara 21 grudnia, 2019 at 7:23 am - Odpowiedz

      Aż mnie ciarki przeszly

  4. Skrzat 20 grudnia, 2019 at 11:33 pm - Odpowiedz

    Popłakałam się <3

  5. Joanna 20 grudnia, 2019 at 11:50 pm - Odpowiedz

    Łzy wzuszenia cisną się do oczu, …. piękne

  6. Dorota 22 grudnia, 2019 at 8:58 pm - Odpowiedz

    Ratujesz życia… Nasza WYBAWICIELKO

  7. Magda 26 grudnia, 2019 at 12:03 am - Odpowiedz

    No, sama Aniu widzisz…i to przed Świętami. Przypadek ;-) ?