Ciąg dalszy szczęśliwej historii.
Pamiętasz Paulinę? Tę która kilka miesięcy temu deklarowała, że jest już wolna od Wilka (Historia ze szczęśliwym zakończeniem)? Wtedy pojawiło się sporo głosów, że to za wcześnie, żeby ogłaszać się zdrową, że to jeszcze może wrócić itd.
No… nie wróciło. Wilk sam nie wraca, to zawsze jest nasz wybór; na przykład czy przejdę na kolejną dietę, czy nie. Teraz Paulina podejmuje już zupełnie inne decyzje. Zamiast zajmować się swoim wyglądem, postanowiła ponieść trochę światełka innym – potrzebującym, chorym na AIDS, żyjącym w nędzy.
Dzisiaj dalszy ciąg jej niesamowitej historii, którą Paulina napisała specjalnie dla Ciebie:
Kilka miesięcy temu zaczęłam bardzo piękną i ciekawą podróż w głąb siebie. Jestem byłą podopieczną Ani, a moja historia została opisana na blogu po naszym mentoringu. Byłam wtedy pełna entuzjazmu, energii, pewności, że pokonałam problem, z którym męczyłam się przez kilka lat. Przekonana o swojej sile i sukcesie dostałam w komentarzach kilka gaszących słów, że to za wcześnie żeby ocenić, że z tego zaburzenia się tak łatwo nie wychodzi, że może teraz jest dobrze, ale potrzeba więcej czasu. Czytałam te komentarze i miałam w głowie jedną myśl: ROZUMIEM. Doskonale to rozumiem. Próbując tyle razy, starając się, przegrywając człowiek traci motywację, a z każdą próbą ma mniej siły na rzecz przepełniającej frustracji i nerwów. Miałam wtedy też drugą myśl: Odezwę się do Was po jakimś czasie za pośrednictwem Ani i powiem:
Moje Drogie, minęło kilka miesięcy, a u mnie wszystko dobrze. Nie pisze tego żeby się pochwalić, ale żeby dodać Wam otuchy i nadziei. Może moja historią, a raczej jej ciąg dalszy będzie właśnie tą iskierką, która Was zmotywuje.
A teraz kawałek mojego życia z ostatniego czasu. Do Ani każda z nas zgłasza się z konkretnym celem: wyjść z kompulsywnego objadania, wyzdrowieć, żyć normalnie. Ze mną było tak samo. Doszłam do takiego momentu, że wycofałam się z życia, bo wilk utrudniał mi normalne funkcjonowanie, wszystko zeszło na bok, moje plany, marzenia, rozwój. Każda rzecz była przez zaburzenie wypierana, ono było najważniejsze, zjadało życiową energię (swoją drogą niezły paradoks, człowiek je tyle kalorii, a sił brak na cokolwiek) i zajmowało przestrzeń.
Czasem robiłam takie wizualizacje siebie, co bym robiła w życiu gdybym nie miała żadnych ograniczeń, była zdrowa, wolna od obsesyjnych myśli o jedzeniu. Wtedy moja fantazja szalała, tworzyła piękne scenariusze o życiu… moim życiu. Myślę, że to mi w dużej mierze pomogło. Powoli docierało do mnie, że mam tylko jedną szansę na to MOJE życie. Wtedy zgłosiłam się do Ani na mentoring i oprócz celu głównego jakim było zdrowie miałam już cele kolejne, które będę osiągać kiedy uporam się z wilkiem.
Odkąd pamiętam chciałam pomagać innym, robić coś dobrego. Byłam tym wrażliwym dzieckiem co opiekowało się kotami na podwórku, bawiłam się z młodszymi dziećmi, żeby im się nie nudziło. Jako licealistka angażowałam się w sprawy szkoły, różne imprezy, akcje, byłam pierwsza, gotowa, żeby zrobić coś sensownego. I później to wszystko się urwało. Nie tak od razu, ale stopniowo, bo pojawił się wilk…. i wyłączył mnie totalnie z życia na kilka lat, których nie będę już tutaj opisywać, (znacie schematy, uczucia, emocje, bezsilność, smutek żal i cały ten kalejdoskop).
Na tak długi czas zupełnie zapomniałam jakim jestem człowiekiem, zapomniałam, o pomaganiu, byciu wrażliwą i otwartą na innych. Byłam egoistką zapatrzoną w swoje problemy. Trwało to długo, ale widocznie potrzebowałam całego tego czasu, każdej złości i łzy, żeby urodziło się z tego coś dobrego.
Po skończonym mentoringu skupiłam się na sobie i swoim sukcesie, żeby nie popełnić błędu i nie zmarnować całej pracy. Powoli zaczęłam czuć się ze sobą bezpieczna i wolna. Trzeba pamiętać, że praca z Anią to wstęp do dalszej równie ważnej pracy, kiedy sama mam mądrze decydować i budować swoją siłę. Czując się coraz lepiej i swobodniej, zaczęłam realizować plany, które kłębiły się w mojej głowie przez wiele lat, ale skutecznie je gasiłam i wysyłałam na księżyc. Nie tym razem!
Problem z jakim się musiałam zmierzyć pokazał mi jak cenne jest życie; jestem zdrowa, sprawna, mam w sobie konkretny potencjał do wykorzystania. Jak już wspomniałam wcześniej, czułam w sobie potrzebę pomagania innym, przez wiele lat ona była zagłuszana i wręcz deptana przeze mnie, żeby mogła wypłynąć i dać piękne owoce. Teraz w końcu podjęłam ważną dla mnie decyzję i wyjeżdżam na wolontariat misyjny do Włoch. Będę mieszkać przez rok w Neapolu, pomagać chorym i ubogim ludziom, pracować w szpitalu na różnych oddziałach, zajmować się dziećmi i pewnie wiele innych rzeczy, a przede wszystkim będę z drugim człowiekiem. Pojadę do ludzi, którzy potrzebują pomocy, żeby być dla nich wsparciem, tak jak ktoś był kiedyś dla mnie (tak Aniu, myślę też tutaj o Tobie) i podam dalej ten łańcuszek dobra, który pójdzie w świat. Powiem komuś, że jest piękny i wyjątkowy (a przez wiele lat sama nie potrafiłam powiedzie tego sobie, teraz już potrafię).
Dla mnie to jest wielka życiowa lekcja, że są ludzie naprawdę potrzebujący, a ja już nie chcę tracić czasu na coś, co tak mnie niszczyło. W wakacje byłam na takim krótkim wolontariacie i poznałam osoby niepełnosprawne. Ile one mnie nauczyły; czerpać radość z życia, cieszyć się chwilą, być wdzięczną!
Wszystko jest teraz na swoim miejscu. Chociaż jest to duże wyzwanie i strach mnie nieraz łapie ogromny. Wiem, że to słuszna decyzja i ta droga, której szukałam przez tyle lat.
Myślę, że świat jakoś tak się poprzestawiał, że szukamy miłości, a tak naprawdę powinniśmy ją dawać, przede wszystkim sobie i później innym.
Przez to, że pracuję w szkolę, chcę taką postawę pokazywać też moim uczniom, żeby znali te wartości, o których w tym życiowym pędzie zapominamy.
Kończąc już życzę Wam tej siły, zawalczcie o swoje marzenia i trzymam za Was kciuki, a Wy proszę trzymajcie za mnie bo wyzwanie goni wyzwanie.
A Aniu dla Ciebie po raz kolejny podziękowania prosto z serducha, jesteś Anioł.
Gratuluję Paulina. Kawał dobrej roboty zrobiłaś i robisz nadal, niosąc świadectwo :)
Mnie też interesuje wolontariat, w wakacje mam zamiar wyjechać gdzieś na miesiąc. Może mogłabyś zdradzić z jaką organizacją wyjeżdżasz?
<3 cudowna i inspirująca historia , oby takich więcej
Powodzenia !
O jeju cudowna jesteś! Gratulacje! Dobro zawsze wraca. Ja teeż mam podobne marzenie co do Twojego, ale mam nadzieję ze jeszcze przyjdzie na nie czas! Powodzenia zycze!
Sczescia kochana!
Niesamowita kobieta. Może jeszcze nie wie, ale niedługo może sie okazać, że będzie kolejnym archetypem kobiety silnej, niezależnej, ale z natury wrażliwej.
Już jest!
Gratulacje ❤️ Cieszę się z całego serca , że żyjesz na 100% , że odkryłaś siebie na nowo. Piękna i inspirująca historia. Wysyłam dużo ciepła
Jakoś tak wszystkie dobrze się rozumiemy, jesteśmy wrażliwe … podobne do siebie:) dla Pauliny oczywiście ogromne gratulacje i powodzenia na dalszej drodze;)
Tak! jesteś dla nas wsparciem i otuchą :)!