Miesiąc bez wilka Karo
Witaj Kochana Aniu !
Piszę do Ciebie po przeszło czterech tygodniach, odkąd żyję normalnie.
Drugiego sierpnia, wyjeżdżając na wakacje postanowiłam, że podejmuję wyzwanie „Sierpień bez wilka”. I owszem, Kochana… to był i nadal jest czas „bez wilka”.
Rozpoczynając tą dobrą drogę, postanowiłam że będę prowadzić notatki ze zmian, które dzieją się w mojej psychice i w moim ciele. Myślałam o tym w ten sposób, że pozwoli mi to badać i poznawać siebie i reakcje swojego organizmu, ale też kierowałam się tym, że jeżeli eksperyment „wypali”, będzie to dobre świadectwo dla innych Wilczyc.
Dzięki tym notatkom, być może będą wiedziały co się może dziać przez ten pierwszy okres wracania do normalnego życia. Myślę, że każda z nas nastawia się przed takimi wyzwaniami, że „oj, będzie ciężko”.
Chciałam jednak, by było to jasno spisane i klarowne – to, co jest ‘tak’ ciężkie i to czego ‘tak’ się lękamy. Oczywiście nie zamierzam pisać, że lęk okazał się fałszywy, że było super i w ogóle to jestem kimś innym i każda z nas jest w stanie to zrobić bo MA W SOBIE TĘ MOC i bla bla….
Wiem, jak ciężko się takich rzeczy czyta, albo słucha, gdy jest się przed linią startu, naprawdę… Te słowa wydają się wtedy jałowymi motywatorami. No i właśnie dlatego postanowiłam bez żadnej ściemy, bez ogródek napisać to, CO SIĘ DZIAŁO ze mną – z moją psychiką i z moim ciałem przez 4 tygodnie powrotu do normalności. Myślę, że ta historia będzie mogła dodać wielu wilczkom otuchy, gdyby przechodziły przez to co ja, a zaprawdę zaprawdę powiadam, że działo mi się prawie WSZYSTKO.
Zacznę od tego, że bulimia trwająca 13 lat doprowadziła mnie do insulinooporności, niedoczynności tarczycy i zespołu policystycznych jajników, co jak może nie wiecie skutkuje brakiem miesiączki, niepłodnością, tyciem od „powietrza” itp… Moje wyniki pomimo brania hormonów i leków nie ruszały w żadną stronę od trzech lat.
Co zmieniłam wyjeżdżając na wakacje?
– Jadłam, gdy byłam głodna
– Jadłam nieprzetworzone jedzenie na miarę możliwości (bez świrowania – nie pytałam na wakacjach, będąc w restauracji, jak przygotowane są posiłki, na jakim oleju i czy bez bulionu…)
– Skończyło się robienie „wyżerek” i zwracanie ich do kibla
– Dużo chodziłam, jak to na wakacjach
Hmm…. Tyle?
Ach, i zaopatrzyłam się w leki na zatwardzenie – u mnie norma, bo nigdy nie mogę zrobić kupy na wyjeździe.
Po tygodniu pobytu nad morzem, mój dziennik pełen był następujących spostrzeżeń:
FIZYCZNIE na minus:
– 4 dni bez kupy (mimo środków przeczyszczających)
– w 5 dniu zapalenie węzłów chłonnych szyi i ślinianek przyusznych ( antybiotyk)
– ogromny, wzdęty brzuch ( i schiza z zakrywaniem go)
– od 3 dnia sikanie co pół godziny
– poczucie, że tyję w oczach
– od 5 dnia małe bobki zamiast kupy – tak po 4 razy dziennie nawet
FIZYCZNIE NA PLUS:
– od 6 dnia budzę się i widzę, że nie mam spuchniętych oczu
– orientuję się nagle, że nie muszę spać w ciągu dnia
PSYCHICZNIE:
– dyskomfort w poczuciu, ze chce rzucić się na słodycze i obeżreć
– lęk przed powrotem do domu, że wrócę do rzygania jak skończą się wakacje
Drugi tydzień (piszę już ciągiem moje objawy):
– kupa codziennie rano po śniadaniu bez żadnych leków wspomagających
– wyczuwam żuchwę pod uchem, opuchlizna schodzi
– zaczynam czuć, że jestem głodna, a nie zamiast tego – strach
– nie jestem senna
– zaczynam w domu robić Skalpel z Chodakowską o stałej porze (próbuję kształtować nawyk)
– wysyp drobnych pryszczyków na dole twarzy
– wywołuje miesiączkę lekami, bo nie ma jej od 64 dni
– zauważam, że nie piję już kawy w pośpiechu, tylko potrafię się nią delektować i jak nie chcę, to ją zostawiam niedopitą
– potrafię dać mężowi trochę jedzenia do skosztowania ( nienawidziłam oddawać komuś nawet odrobiny swojego żarcia na spróbowanie, bo mi było „żal”)
– nadal lęk przed tyciem jest duży
Trzeci tydzień:
– od 18 dnia kupa nawet dwa razy dziennie
– wprowadzam naturalny prebiotyk (inulina w proszku), zamiast tego z apteki ( po antybiotyku)
– część leków na insulinooporność zamieniam na morwę białą
– dziwnie zauważam, że spodenki mnie nie opinają
– zaczynam lubić smak kiszonek, przypraw … okrywam smaki
– zaczynam czuć momenty ukojenia psychicznego, że ‘wszystko jest okej…’
– nie mam ochoty na seks
– oglądam się w wystawach, bo nadal jest lęk przed tyciem
Czwarty tydzień:
– kupa idealnie wypracowana raz lub dwa razy dziennie, po śniadaniu zawsze
– czuję się silna, treningi z Chodakowską idą mi nieźle, zaczynam czuć szacunek do siebie
– nie czuję już strachu, ani wkurzenia tylko wyraźnie głód i wtedy jem
– pojawia się przekonanie, że nigdy więcej już „tego” nie zrobię, że nie chcę już wracać do starego kołowrotka. Rzyganie męczy mnie czasem w snach i budzę się z poczuciem ulgi, że to tylko sen
– robię pod koniec tygodnia badania tarczycy i hormonów i po trzech latach leczenia okazuje się, że moje hormony ruszyły – zwłaszcza tarczyca
– ludzie z zewnątrz zauważają, że nie jestem opuchnięta, niektórzy określają to, że zrobiłam się „dłuuga”
Od razu mówię, że nie wiem, czy schudłam bo się nie ważę, ale na z opinii otoczenia wychodzi na to, że moja aparycja zmieniła się na plus.
To są właśnie zapiski z mojego miesiąca bez wilka. Teraz ciąg dalszy, ale już bez daty końcowej…
Jak widać, jest tak, jak wiele razy mówiłaś Aniu… Ciało jest mądre i wraca do siebie z czasem. Jest spuchnięte bo się leczy, mózg się buntuje, bo chce tkwić w starym nawyku. Ale TAK – DA SIĘ i jest to ciężkie, ale proste. Trzeba i naprawdę warto to dla siebie zrobić!
Trzymaj mocno Aniu za mnie kciuki. Wiem, że dobrze wybrałam. Jeżeli masz ochotę wykorzystać coś z tego mojego wywodu, oczywiście możesz. Dziękuję Ci za wszystko.
Karo
Gratulacje dla autorki listu.
Super te obserwacje – niemal jak eksperyment naukowy i to zakończony sukcesem :-) no i dodatkowy bonus do tego posta – to ta przepiękna w swojej wymowie ilustracja. Tak Cię właśnie widzę. Zwycięsko podniesiona głowa.
Wow Karo chyle czola!Jestes gosciöwa!!!Gratulacje i duzo sil i motywacji!!!
Kurka ze ja takich silnych i motywujacych babek jak ty w swoim otoczeniu nie mam;ale by sie dzialo !
ps. A moze jakies kiedys spotkanko/nasiadowa ?!?Bylo by super tak sie zorganizowac i powymieniac tematami,porazkami ,sukcesami i zapalic i zmotywowac!?! Jak co pierwsza nasisdowa u mnie w Hamburgu
Wspaniale.
Ja po 3 miesiącach całkowitej abstynencji powrót i nawrót trwający juz 3 miesiące. Schudłam i znowu wszystko przytyłam. Nie umiem tego zatrzymać. Nawet jak jest ok i tak z tyłu głowy mam, że znowu będę się obzerac. U mnie jest w życiu tak źle i mam tak dużo stresu, że to niestety jedyna forma przyjnosci. To żałosne ale tak jest. Żarcie to jedyne co mi w życiu zostało. Nie mam bulimii – nigdy nie nauczyłam się wymiotowac co też mnie dolowalo. Od kilku lat, po prostu kompulsy :(
I nie jestem gruba. 174cm obecnie po przybyciu 7kg ważę 63kg. Ale nie jestem zgrabna tylko tzw skinny fat. Potraficie sobie wyobrazić co się dzieje z ciałem jeśli od 15 lat czyli przez połowę swojego życia się najpierw chudnie 6kg potem tyje 6kg i tak w kółko
Aktualnie znowu jestem w wadze jak miałam 15 lat. Całe moje życie to koszmar ED. A zaczęło się banalnie i niepozornie. Do tego olbrzymie problemy w życiu których sobie nie wyobrażacie…
Przynajmniej udało się mi rzucić fajki i antydepresanty.
To chyba przez to rzuciłam się znowu na żarcie.
Stwierdzilam ze lepiej wypalić 4 fajki niż rzucić się na żarcie. Uspokajaly, odprężaly, bez bólu brzucha i uczucia ociężałości… Asentra trzymała mi emocje na poziomie i chemiczne uczucie szczęście.
I złudne poczucie ze teraz dam radę. I to chyba było zwolnienie mechanizmów obronnych dla wilka. Cóż. Został jeden nałóg jeszcze. Choć teraz ciągnie mnie do alkoholu ale sobie tłumacze ze to moje chore skłonności do nałogow i nie mogę sobie kolejnej biedy narobić.
Jestem teraz w dołku swojej fali, czekam na dno żeby sie odbić.
Z zewnątrz ludzie myślą piękna, mądra, szczupła, zgrabna, wykształcona, ambitna, uśmiechnięta, sympatyczna.
Gdyby wiedzieli jakie sekrety mnie przytłaczają, co musze nosić sama na barkach, jak bardzo nienawidzę tego życia, jak bardzo chce uciec, jak mnie życie dotknęło i nie chodzi mi o ed bo to mój najmniekszy problem.
Ha
Miały być gratulacje ale wylalam trochę żółci. Przepraszam, nie chce mi się nawet tego czytać i kasować.
Wiecie co. To jest strasznie upokarzajace ze nie radzę sobie z żarciem czyli fizjologia. Przez to właśnie mam niskie poczucie własnej wartości które zażeram i koło się zamyka. Żarcie, kompulsy -> niskie poczucie własnej wartości -> żarcie, kompulsy -> niskie poczucie własnej wartości.
Wow. Właśnie odkryłam źródło swojego niskiego poczucia własnej wartości do którego psycholog dotrzeć nie umiał…
Jestem w szoku.
Gdy trzymam wilka za pysk to czy jestem 6kg cięższa czy lżejsza czuje się jak na haju. Szczęście, pewność siebie, poczucie że mogę wszystko.
Może czas pójść w nowy nałóg…
Pięknie się czytało Twój komentarz. Jak napisałaś, wylałaś trochę żółci, może nawet w tym wywodzie dosięgnęłaś dna, które umożliwiło Ci dostrzeżenie odpowiedzi. Ja bym się też jarała tym, że jestem bez wilka. Nawet jeśli wpadniesz w tarapaty nawrotowe, nikt nie mówi, że od razu masz być czysta do końca. 3 miesiące bez to sukces ogromny. 3 miesiące obżarstwa nie są najlepsze, ale dokonałaś już zmiany. Postanowiłaś i wykonałaś jakąś część planu. Poczekaj aż się totalnie na siebie wku….wisz za to obżeranie i znowu zacznij być dla siebie dobra. Tak naprawdę my z góry zakładamy że będzie tak lub siak. a co jeśli tym razem będziesz jadła to co zdrowe, pożywne i smaczne 4 m-ce? Żyłaś tak 90 dni. To mnóstwo czasu. Bardzo Ci tego gratuluję!!! Forbes powiedział: Zbyt wielu ludzi przecenia to, kim nie jest i nie docenia tego, kim jest.
Dokładnie rozumiem co masz na myśli… Jesteś w tym sama, nawet nie ma się komu wyżalić, bo wiesz ze w 100% spotka Cię niezrozumienie…
Ale… na każde zło jest ratunek. Jeżeli masz figurę skinny fat, to może pomogą ciężary?
Joanna ja też byłam tam gdzie Ty i czułam się strasznie nieszczęśliwa i jedzenie faktycznie było dla mnie JEDYNYM ratunkiem.Wiesz co zrobiłam?odcięłam się od ludzi,który sprawiają że mam ciągłego doła,poszłam do pracy do której chciałam bo wiedziałam że nie będzie dla mnie zbyt dużym stresem.Zrozumiałam,że jednak ja sama mogę wiele zmienić,wiele sobie ułatwić.Spróbuj ,założę się że jest kilka takich spraw które możesz sobie ułatwić.Przemyśl to proszę.
Bardzo się cieszę, że trafiłam na ten artykuł.
Moja przygoda z wilkiem trwała 3 lata, aż spróbowałam leczyć się farmakologicznie. Pomogło. Wilka nie było, lecz po pół roku przerzuciłam się na kompulsy i tak przez kolejne dwa lata aż do przedwczoraj. Dzisiaj dzień 2 normalnego jedzenia, podoba mi się podejście do tego bez stresu. Chociaż w moim przypadku na dzień dzisiejszy nie jest to strach przed zwiększoną wagą, lecz strach przed spożywaniem produktów, które wpływa na moje stany depresyjne. Wygłodzony organizm nie chce być już głodny. Teraz to rozumiem ! Ściskam wilczyce i wilków.
Ja miewam różne „okresy”, raz nie wymiotuję przez miesiąc, potem dwa, trzy. Myślałam, że z tego wyszłam, ale po 3 latach wróciło. Z tego się nie wychodzi. Mój kumpel (tak, facet) nie ma bulimii, tylko kompulsy, mówił, że od ponad 5 lat był „czysty”, a miesiąc temu znowu popłynął. Wystarczy jakiś bardziej stresujący etap w życiu (jesteśmy już dorosłymi ludźmi, nie nastolatkami), wypadek, trauma, rozstanie czy coś gorszego i człowiek pęka.
Nie zgadzam się. To nie „wraca” samo, z powietrza. My to wracamy – dietą, nawet tą nieświadomą czyli nie jedzeniem w stresie (przecież niektórzy tak reagują na stres). Nie jesteśmy nakręcanymi małpkami, jesteśmy ludźmi. Zawsze możemy wybrać swoją reakcję nawet na najgorsze wydarzenie życia.
Trafiłaś w sedno Aniu. Po śmierci męża schudłam te 7kg i moje problemy z ED wydawały się mi tak infantylne wtedy. Myślałam, że tragedia mnie uleczyła. A ja po prostu miałam nieświadomą dietę. Nie jadłam ze stresu. A teraz jak już pogodziłam się z sytuacją po prostu pojawił się ekstremalny głód. I wszystko wróciło.
Także biorę się znowu za to z głową.
Trafiłam na Wilczogłodną przed wakacjami. Najpierw na YT, zaczełam słuchac i stosować rady Ani. Obrzęki twarzy i łydek, moja zmora od lat, ustąpiły po kilku dniach. W końcu widzę w lustrze siebie i mam odwagę założyć szorty.Waga też powoli spada, ale to już mniej istotne niż kiedyś.
Zauważyłam to samo z częstym sikaniem. Od czego to jest?
Strasznie mocno gratuluję i dziękuję za taki wpis.
Karo gratuluję przepięknej pracy!!! Cudownie się czyta opowieści dziewczyn jak dają radę wilkowi. Ten wpis uświadomił mi jak ważne jest ciało, ile nam daje sygnałów i komunikatów o tym że dzieje się z nim coś ważnego. Jest takie mądre. Czasem też potrzebuje czasu. my tak czesto- w zaburzeniach odżywiania już w ogóle- je olewamy, wrecz niszczymy. Karo, jeszcze raz wielkie gratulacje!!! Trzymaj się dzielnie!! ❤❤❤