Jak jeść? Historia Anny
Pouczająca opowieść o tym, jak najprostsze rozwiązanie, jest najtrudniejsze do zobaczenia.
Oto historia mojej imienniczki, z która miałam przyjemność pracować.
Kiedy Ania napisała do mnie pierwszego maila z pytaniem jak jeść, byłam przekonana, że to czterdziestoletnia kobieta.
Jakim zdziwieniem było, gdy odkryłam, że ma dopiero dwadzieścia parę lat. Skąd to wrażenie?
Oddaję jej głos. Zobaczcie same:
Cofnijmy się w przeszłość o kilka tygodni. Jest 21 listopad 2016 roku.
Moje spuchnięte i sine od płaczu oczy, moje słabe, zmęczone ciało, moja głowa, której nie mam już sił dźwigać –
– głowa pełna natrętnych myśli, obsesji, jedzenia….
Nie chce żyć!!! To koniec!!! Nie mam już sił!!!
Mam dosyć życia które polega tylko na powstrzymywaniu się od jedzenia, kontroli a potem ciągu obżarstwa.
Tak bardzo nienawidzę mojego ciała, wagi która waha się 8 kg w przód i w tył, takiego beznadziejnego życia;
bez ambicji, nadziei i przyszłości – pełnego bólu i smutku.
Tak wyglądało 5 ostatnich lat mojej wegetacji.
Nie mogę powiedzieć, że to były jedyne moje problemy, ale one wydaja się gorsze od piekła mojego dzieciństwa i nastoletnich lat.
Wychowałam się w domu pełnym przemocy. Ojciec niemal codziennie bił i wyzywał mnie i moją mamę.
Przez 17 lat nawet nie miałam swojego pokoju.
Zmuszona byłam go dzielić z moją ciężko chorą mama , która wymagała i dalej wymaga opieki.
W moim domu rzadko gościły gorące posiłki a to dlatego, że ojciec nie dopuszczał nas do kuchni.
Żywiłam się głównie pierogami z baru, chipsami i słodyczami, jednak nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu.
Będzie się to wydawać dziwne, ale byłam szczęśliwa w tym małym chorym światku i nie walczyłam, by coś zmienić.
Dlaczego?
Odpowiedz jest prosta: Ja zwyczajnie nie znałam innego życia, więc innego nie pragnęłam.
Pewnego dnia zaraz po 17 urodzinach i po kolejnej awanturze, sińcu na nodze i guzie na głowie oraz groźbami ojca, że gdy skończę 18 lat odda mamę do hospicjum, a mnie wyrzuci na ulice…. przebrała się miarka goryczy.
Dopilnowałam aby kolejne lata życia ojciec spędził w wiezieniu, a ja skończyłam studia i znalazłam pracę.
Wszystko zaczęło się układać.
Dokładnie 5 lat temu w moje ręce wpadła książka o zdrowym odżywianiu, postach.
Po prostu chciałam trochę zrzucić.
Teraz przeklinam dzień w którym powzięłam myśl o zastosowaniu rad autora w życiu codziennym.
Od tamtego momentu głodówki na przemian z obżarstwem, wymiotami, środkami przeczyszczającymi i forsownymi ćwiczeniami, stały się rutyną.
z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Wiedziałam, że takie destrukcyjne zachowanie do niczego dobrego mnie nie doprowadzi. Anemia, zanik okresu, stan zapalny gardła, uszu, wzdęcia, zaparcia.
Wtedy postanowiłam zaufać pewnemu księdzu i zapytać o radę, jak wydostać się z tego bagna.
Ksiądz doradził umiar w jedzeniu i piciu oraz co tygodniową głodówkę (sic!) i modlitwę.
Niestety nie poskutkowało.
I dalej tak mijały kolejne lata.
Aż w końcu poznałam chłopaka – dziś męża.
Początkowo starałam się ukrywać mój problem, ale zbyt długo to nie trwało.
Nie da się być tak blisko i oszukiwać na każdym kroku.
Za jego namową zgłosiłam się do dietetyka nr 1.
Przemiła Pani zaleciła dietę garściową czyli 5 garści jedzenia dziennie (!!!).
Wytrzymałam kilka dni po czym rzuciłam się na jedzenie jak oszalała.
Za kilka miesięcy odwiedziliśmy Panią dietetyk nr 2,lecz i tu otrzymałam dietę 1000 kcal.
Pani nr 3 dieta 1200 kcal.
Kolejna moja wizyta była w gabinecie psychiatrycznym , gdzie Pani psychiatra roztrząsała moje życie seksualne szukając przyczyn obżerania.
Kolejna pani psychiatra stwierdziła zaburzenia na tle nerwicowym spowodowane dzieciństwem i przepisała leki psychotropowe.
Następnie spróbowałam psychoterapii gdzie przez 6 miesięcy rozmawiałam z terapeutką o uczuciach jakie żywię do rodziców.
Temat wreszcie zszedł na moją pra pra pra babkę, która prawdopodobnie cierpiała głód, a teraz ja powielam jej życiorys.
Śmiać się czy płakać?
W końcu ze łzami w oczach zapytałam: Niech mi Pani powie co Pani je! – Była zdrowa i szczupła – Ja nie wiem, co mam jeść! Powiedziała, że to mój najmniejszy problem i żebym nie odwracała uwagi od prawdziwej pracy.
Nie powiedziała co je.
Aż w końcu w internecie trafiłam na przeczytałam o cudownej leczniczej diecie która rewelacyjnie poprawia metabolizm i wręcz uzdrawia metabolic balance.
Bez namysłu znalazłam panią z moich okolic, która pracuje na tej diecie.
Zgłosiłam się tam ponad 3 miesiące temu. Cały program miał trwać 6 miesięcy, ale dzięki bogu, nie dotrwałam do jej końca .
Na diecie jadłam ok 750 kcal.
Nie wiedziałam, że to nie jest ok. Nie miałam pojęcia jak powinien jeść zdrowy normalny człowiek, dlatego poinformowałam ją o mojej chorobie i całkowicie zaufałam.
Na diecie bez obżarstwa udało mi się przetrwać pierwsze 3 tygodnie. Czułam się słaba, nie miałam sił nawet chodzić, zapominałam o wszystkim, a co najgorsze nieustannie kłóciłam się z mężem.
Wyżywałam się na nim, krzyczałam, wszędzie widziałam problem, śniłam, marzyłam o jedzeniu , oglądałam kulinarne portale, blogi, gazety.
Aż przyszedł 3 dniowy ciąg jedzenia do bólu.
Czułam się jak śmieć, który nie potrafi zapanować nad swoim apetytem, słabościami.
Pani dietetyk zagrzewała mnie do walki o nową lepszą wersje siebie. Uczyła ,że nad silną wolą pracuję się latami i z czasem napady będą pojawiać się coraz rzadziej.
Mhm…
Dieta była pełna absurdów, które poważnie uszkodziły moje myślenie o jedzeniu. Widziałam tylko białko, tłuszcz i węglowodany. Bez przerwy myślałam o insulinie, która blokuje spalanie tłuszczu.
Stałam się kaleką, która nie posiada funkcji trawienia węglowodanów, których bałam się jak ognia (Jadłam 1 kromkę chleba i jabłko poza tym białka, tłuszcze i warzywa.)
Następnie na diecie wytrzymałam 2 tygodnie żeby upaść i odurzyć się jedzeniem.
Potem było już tyko gorzej psychicznie i fizycznie. Nie cieszyło mnie już nawet 8 kg ubytku na wadze.
Ja chciałam JEŚĆ!!!! Chciałam żyć, by móc JEŚĆ.
Czułam coraz większe poczucie winy, słabości, braku kontroli.
Dodatkowo dobijały mnie kłótnie ze wszystkimi osobami blisko mnie. Nikt nie rozumiał dlaczego zachowuje się jak opętana – opętana rządzą jedzenia, jak dzikie zwierze.
Codziennie powtarzałam sobie, że ostatni raz się najadłam i już jutro będę silniejsza, dam rade.
Wracałam do diety i co?
Te same obsesyjne myśli wołające: Najedz się ten ostatni raz!!
Wpadałam w tygodniowe ciągi jeden za drugim. Kilogramy wróciły, chęć dalszej walki odeszła…
Pani dietetyk cały czas twierdziła, że to moja trzustka, że insulina, że to ze mną jest coś nie tak, a nie z dietą.
A ja po prostu byłam… głodna.
Teraz można wrócić na sam początek listu.
Aż tu nagle, olśnienie! Pomyślałam o Wilczo Głodnej.
To moja ostatnia deska ratunku, śmierć albo życie.
Napisałam do Ani z prośbą o pomoc, mentoring. Udało się! Moja bohaterka z bloga, telewizji, gazet i radia odpisała niemal natychmiast. Zgodziła się!! Nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam jak nadzieja rozlewa się po moim całym ciele!!
Dziś po 2 tygodniach intensywnej pracy z Anią mogę stwierdzić, że nie jestem tą samą zmęczoną życiem dziewczyną.
Ania nauczyła mnie słuchać swojego organizmu, żyć z nim w zgodzie.
Wcześniej nie zwracałam uwagi na zapotrzebowanie energetyczne organizmu, nie liczyłam się z nim.
Dziś wiem że moje ciało walczyło o przetrwanie, broniło się przed śmiercią!
Ania pokazała mi, że będąc na głodowej diecie niszczę swoje zdrowie psychiczne i fizyczne.
To nie moja trudna przeszłość, ale głód doprowadzał mnie do impulsywnych zachowań, obsesji jedzenia, nerwicy, depresji.
Z naturą nikt nie wygra. Nie możesz powiedzieć organizmowi: Od dzisiaj żyjesz na połowie porcji i bez węglowodanów i liczyć, że będzie ok!
Ciało i tak brało sobie te kalorie, ale w taki sposób, że siebie znienawidziłam.
Zrozumiałam, że to nie ja jestem słaba, nie mam słabej woli czy wybujałego apetytu. Ja zwyczajnie jestem głodna!
Nie można mieć silnej woli kiedy każda komórka Twojego ciała krzyczy o jedzenie, prawda??
Wiele lat myślałam, że jestem chora, uzależniona od jedzenia, cukru, że mam nerwice.
A to wszystko NIEPRAWDA! Jestem ZDROWA!
Obsesyjne, uporczywe myśli o jedzeniu ucichły, wystarczy że jem zgodnie z potrzebami organizmu. Teraz wreszcie mogę zacząć żyć. Czuję, że urodziłam się na nowo.
Zaczynam cieszyć się jedzeniem, które było dla mnie zakazane. Chcę odkrywać jego nowe smaki.
Jem po to by żyć.
Jedzenie to TYLKO JEDZENIE, nie ma żadnej magicznej mocy. To ja mu ją nadałam
Ale odczarowałam ten przeklęty urok.
Dopiero teraz widzę, że poza czynnością jedzenia, kłótni, boleści brzucha czy godzin spędzonych w ,, kiblu ” jest jeszcze życie; czas na przyjemności, pasje i plany, które już robię.
Moja historia pokazuje, że w Polsce brakuje odpowiednich ludzi, którzy potrafią nam pomóc. Tylko błagam, nie mówcie, że jestem odosobnionym przypadkiem. Bo NIE jestem.
Ja miałam szczęście, że trafiłam na Anie, która uratowała życie mi, i dzięki temu również moim bliskim.
Dziękuje Aniu.
Ania
Aniu, dziękuję Ci za to świadectwo i za miłe słowa o mnie. Cudownie jest wiedzieć, że praca, którą wykonuję przynosi tak niesamowite rezultaty.
A was chciałabym zapytać, jakie macie doświadczenia z psychologami, psychiatrami, dietetykami?
Często zarzuca mi się, że jadę po ich metodach, po całości.
Ciągle dostaję właśnie takie listy i takie wyciągam wnioski.
A więc teraz chcę usłyszeć wasze historie. Czy Ania miała po prostu gigantycznego pecha, czy faktycznie tak jest?
Znam mądrych dietetyków, psychologów (najlepiej psychodietetyków) czy psychoterapeutów, którzy nigdy by nie wrzucili klienta w tak destrukcyjny wir. Niestety, opis doświadczeń tej dziewczyny ukazuje, że są na rynku również osoby niekompetentne, których działania bardziej szkodzą niż pomagają. Ale wiem z doświadczenia, że można dostać dobrą, rzetelną pomoc, która prowadzi klienta do zdrowego myślenia o jedzeniu i regulacji relacji z jedzeniem tak, jak działania p. Ani.
Witaj Aniu!! Moje doświadczenie z dietetykami są zerowe, nie odważyłam się z nimi współpracować właśnie przez doświadczenie innych które wyglądały tak: niby dieta dopasowana ale do tego ogromna ilość potwornie drogich suplementów na odchudzanie, rezultat: spadek wagi, jeszcze chudsze konto bankowe, rezygnacja z usług dietetyka no i wtedy mega bum czyli kilogramy na plus i nadal chude konto bankowe bo dużo kasy idzie na jedzenie. Drugi przykład super dietetyka, niby dieta dopasowana ale osoba korzystająca z usług odkryła że dieta jest zerżnięta z netu jako przykładowy jadłospis.
Jeśli chodzi o psychologów, psychiatrów czy lekarzy to szukają „dziury w całym” idą tym tropem co nie trzeba i potrafią tylko przepisywać psychotropy. Jechałam na psychotropach może rok, oczywiście nie codziennie bo przy takim użytkowaniu stawałam się warzywem, człowiek któremu przestaje zależeć nawet na rodzinie, po prostu tylko siedzisz przed tv albo śpisz. A jak już jest szczyt szczytów to jesteś nawet gotowy się zabić, właśnie pod wpływem takich leków. Ja się z orientowałam w porę, plus pomoc męża bo walczył o mnie dlatego żyję.
To jest nie prawdą że jedziesz po tych wszystkich specjalistach na całego, po prostu znalazłaś inną, bardziej skuteczną metodę, bierzesz to nie jako choroba tylko jako nałóg i to już zmienia myślenie!! Uświadamiasz że niczego nie osiągniesz jeśli nie dasz czegoś od siebie. Chcesz mieć piękne ciało ??? To zawalcz o nie, ale samym siedzeniem na kanapie niczego nie osiągniesz. Chcesz przestać się objadać?? Skończ z restrykcją, słuchaj organizmu, trzymaj się regularności. A słodycze… hmmm też gdy widzę słodycze to kwiczę, ale z nimi jest jak z papierosami. Palacz na początku jak rzuca fajki to nawet 5 km od siebie wyczuje dym fajki i już go ciągnie, i albo się powstrzyma, stłumi to wołanie „zapal, zapal” i po jakimś czasie już nawet osoba paląca przy nim nie będzie robić na nim wrażenia albo się podda i zapali i wtedy będzie palić. Więc kiedy widzisz słodycze i wyprzesz z głowy „zjedz,to tylko batonik” to coraz rzadziej będzie cię ciągnąć do tego, no albo się poddasz i wiesz jak to się skończy.
Ja w swoim życiu miałam taką sytuację ze słodyczami po urodzeniu dziecka. Przed ciążą, porodem jadłam słodycze nie umiałam się nim oprzeć, ale kiedy urodził się syn karmiłam piersią, i kusiły mnie wszystkie słodkości musiałam z nich zrezygnować dla jego dobra i tłumaczyłam sobie „nie jedz tego, bo będzie miał kolkę, będzie bolał brzuch i będzie nie przespana noc, albo że dostanie alergii”. To jest przykład jak można sobie przetłumaczyć jedzenie słodyczy. Głośno trzeba powiedzieć NIE!!!!!! I postawić sobie argument.
A Tobie Aniu strasznie, strasznie z całego serducha dziękuję !!!!! Jesteś wspaniała !!!
Pozdrawiam
Aniu bardzo gratuluje Ci drogi jaką przeszłaś, to niesamowite! Cieszę się Twoim szczęściem teraz. Chciałabym wypowiedzieć się z perspektywy osoby, która chorowała na zaburzenia odżywiania (co prawda nie bulimię akurat) jak i studentki drugiego roku psychologii zafascynowanej szczególnie psychoterapią i psychodietetyką. Jest mi wstyd za takich specjalistów, tzn. takich, którzy wystawiają tak absurdalne tezy po kilku spotkaniach i wierzą w tak szalone rzeczy, jak np. pomysł z głodującą babcią. Nie uważam też za rozsądne, mówienie , że choroba ta bierze się tylko i wyłącznie z jednej konkretnej rzeczy np. zaburzeń seksualnych, kiedy jest ona zaburzeniem wieloczynnikowym i bardzo indywidualnym, wrzucanie wszystkich do jednego wora jest nieporozumieniem! Co nie zmienia faktu, że rozmowa o kontekście seksualnym, sama w sobie jest ważna w celu poszukiwania hipotetycznej przyczyny czy oswojenia się z tą sferą. Myślę, że rozmowy o uczuciach i rodzicach też mogły wnieść wiele dobrego w pani życie , oczyścić i poukładać relacje. Leki same w sobie również wcale nie są złym pomysłem i mogą pomóc, ja też brałam antydepresanty i poprawiły mój komfort funckjonowania na czas walki z chorobą. Jest też trochę prawdy w tym, że zaburzenia jedzenia to nie tylko sprawa jedzenia i wiem to ze swojego prywatnego doświadczenia, ale krzywdzące jest skupianie się tylko na wnętrzu, kiedy tu i teraz nie wiemy jak sobie radzić z jedzeniem, które jest obecne w naszej codzienności i nie pozwala w tej sytuacji myśleć o niczym innym. Dlatego tak ważne jest wybranie odpowiedniej terapii, która łączy też w sobie praktyczne wskazówki , np. terapia poznawczo-behawioralna. Warto dobrze rozejrzeć się w nurtach (bo są przecież różne szkoły i metody psychoterapii, mniej ub bardziej słuszne), wybrać jak najbardziej świadomie. Piszę ponieważ, nie chciałabym, żeby ktoś pomyślał, że terapia przy zaburzeniach odżywiania jest niepotrzebna i wszyscy psychoterapeuci są źli. Ja miałam dwie terapeutki. Obie bardzo mi pomogły choć w zupełnie inny sposób ( do jednej chodzę dalej) . Mimo, że często irytowały i bolały mnie niektóre tematy, które poruszałyśmy to koniec końców, gdy emocje opadły okazywały się krokiem milowym do stanięcia w prawdzie o sobie a tym samym akceptacji siebie takiej jaką naprawdę jestem (łącznie z ciałem). Dietetycy na których trafiałam też nie byli tacy źli, ale to akurat wynika ze zrobionego przeze mnie porządnego reaserchu przed wyborem, albo poleceniu przez terapeutkę kogoś kto nie zaproponuje mi diety 1000 kalorii. Jeśli dietetyk ma zerowe wykształcenie w zakresie zaburzeń odżywiania to można mu podziękować na wstępie. Podsumowując: płakać mi się chcę na myśl, że doświadczyła pani tyle przykrości, ze strony niektórych specjalistów i cieszę się, ze ostatecznie trafiła pani na Anię, z drugiej strony jednak chciałabym przekonać wszystkich, że są prawdziwi specjaliści w swoich dziedzinach, którzy potrafią naprawdę wiele zmienić i można trafić w swojej drodze na prawdziwych aniołów (lekarzy, dietetyków, psychoterapeutów) tak jak mnie się to udało we wszystkich tych przypadkach. Myślę, że mimo wszystko warto podejmować psychoterapię w zaburzeniach odżywiania :) Na swoim blogu piszę o tej tematyce, gdyby ktoś był zaintersowany tozapraszam :) Jeszcze raz bardzo dziękuję za to piękne świadectwo <3
Bardzo mądre słowa. Jaki jest adres Twojego bloga? :)
O rany….
O swoich przygodach z lekarzami,pseudodietetykami i psychiatrami mogłabym chyba książkę napisać….
Pierwszy raz w czasie anoreksji 17 lat temu.13-nastoletnia dziewczynka zagłodzona na 43 kg przy 165 cm wzrostu.
Zostałam wpakowana do szpitala i utuczona do 55 kg.Bez żadnej diagnozy i jakiejkolwiek pomocy psychologicznej.
WWtedy właśnie”nauczyłam się” bulimii która towarzyszyła mi przez kolejne lata….
Skończyłam szkołę, w międzyczasie nawet urodziłam dziecko….
Tylko bulimiczne napady coraz bardziej mnie męczyły…
W wieku 23 lat zagłodzona do wagi 47 kg przy 170 cm wzrostu.Lekarz rodzinny skierował mnie do psychiatry.
Ten stwierdził depresję i zapisał leki obniżające apetyt(na napady objadania)”Pomogło” tak bardzo że dalej żarłam ale nie zależało mi już na tym żeby zwracać.Efekt?Plus 20 kg w ciągu MIESIĄCA!Byłam odurzona jedzeniem i lekami….Nie zależało mi na niczym….
Bolał każdy skrawe ciała, którę dosłownie pękało od tak szybkiego tycia….
Całe pokryło się rozstępami a ja nadal nie mogłam przestaç jeść.Przerażona mama zaprowadziła mnie do znalezionego naprędce dietetyka który okazał się dietetykiem od cukrzyków który wszystkim bez wyjątku przepisywał tę samą dietę.Mnie też.Nie wytrzymałam nawet jednego dnia….
Kiedy ważył mnie na drugiej wizycie nie mógł uwierzyć że”na jego diecie”przytyłam 10 kg w ciągu dwuch tygodni Myślał że zepsuła się mu waga.
W ciągu pół roju przytyłam wtedy 46 kg….
Kiedy przestałam jeść tony psychotropów i nagle zobaczyłam się w lustrze byłam załamana.
Następne 2 lata wciąż miotałam się plus minus 10 kg.
Zmeczona tym wszystkim sama tym razem zapisałam się do innego psychiatry.Kiedy powiedziałam z czym przychodzę wydarł się na mnie na całą przychodnię że przyszłam go wkur……ć i zmarniwać jego cenny czas po czym wygonił mnie z gabinetu bo on ma na poczekalni „prawdziwych”pacjentów….
Kiedy miałam 26 lat trafiłam na oddział zamknięty gdzie choć trochę mogłam odpocząć od siebie samej.
Zaraz po tym do specjalistycznego ośrodka leczenia zaburzeń odźywiania.
Terapie grupowe i indywidualne.Było różnie.Ale najważniejsze że zaprzyjazniłam się ze wspaniałą Panią doktor która bardzo chciała mi pomóc.Psychiatra i psychoterapeutka.
Spotykam się z nią juź prawie 6 lat.
Z pomocą w wychodzeniu z choroby przyszła mi……druga ciąża…
To wtedy zaczęłam obserwować swój organizm.Ješć to co słuźy mojemu ciału.Zaskoczona zaobserwowałam kiedy jem to co kaze mi organizm to nagle znikaja napady objadania!
Po ciąży jednak zaczely dokuczac mi straszne bole ktore okazaly sie nerwica.
Wyslano wiec mnie do psychiatry.Ten wysluchujac mojej historii stwierdzil ze:Z bulimii sie poprostu wyrasta gdyz nie widzial jeszcze 50-siecioletniej bulimiczki!
Kazał mi wiec odstawic od piersi kilkumiesieczne dziecko,brac fluoksetyne iiiii…..czekac…..
Nie zapytalam na co..wychodzac z gabinetu recepte wyrzucilam do kosza.
Kiedy córka troszkę podrosła wróciłam na roczną terapię do dawnej pani doktor.
Mniej wiecej w polowie terapi trafiłam Aniu na twojego bloga.
I zaczelam zdrowiec!!!!!!.Terapia dobiega końca.Co tydzień dojezdzam na nia do miejsca oddalonego o 60 km.
Ale z pomocą bloga i twoich ksiazek zdrowieje.Naprawde!
Wlasnie na terapii robimy ostateczne podsumowanie i okazuje sie ze osiagnelam wszystkie cele ktore sobie na jej poczatku zalozylam
Moja terapeutka zachwycona bo”udalo jej sie mie pomoc” a ja zachwycona obecnym stanem.
I tylko ja sama wiem ze najwiecej zawdzieczam Aniu tobie….
Gdybym cie nie spotkala w sieci mogloby mnie tu juz nie byc.
A terapia moze nie pomogla w bulimii ale tez wiele jej zawdzieczam.
Szkoda ze kilkanascie lat temu nie spotkalam wad dwóch na mojej drodze
Przepraszam najmocniej za błędy ortograficzne i brak odpowiedniej interpunkcji.
Tak jest jak pisze się w emocjach.
Mam nadzieję mimo wszystko że mój przekaz będzie dość czytelny
Ja od października chodzę do psychologa, do czego po części zmusiła mnie mama. Sama nie porusza już tematu i myśli że skoro mam lekarza to sprawa załatwiona. Niestety psycholog szuka problemów w moim dzieciństwie, wmawia mi zly wpływ trenera i przyjaciół, szuka winy w rodzicach i rodzeństwie. Chodze do niej raz na tydzień i nienawidzę tej godziny i kasy która muszę na nią zmarnować aby uspokoić mamę. Odcinam się od tego co mówi lekarz, sama sobie radzę metodą prób i błędów, jest cholernie ciężko, ale czuję że tylko ja sama mogę sobie pomóc. Moja psycholog wydaje mi się niewykwalifikowana
Byłam na Metabolic Balance – wywaliłam ponad 2500zł na pseudo dietetyka, zeby dostać pseudodietę z kalorycznością 750kcal. Pani dodatkowo chciała mnie oszukać na wizytach (w planie jest 10 obowiązkowych) ona dawała 5. Po interwencji u guru metabolic balance Polska przeniesiono mnie do innej dietetyczki, ktora dosc dlugo mailowo mnie wspierala, ale dieta juz nie dzialala bo od takiej ilosci kcal wlosy wychodzily mi garsciami, mialam doły, nerwice, bylam agresywna i nie chudlam! Organizm sie tak zbuntowal, ze jak tylko zjadlam cokolwiek poza planem buuum kg rosly, az mam 20 kg wiecej jak przedtem!!! Nigdy wczesniej czegos takiego nie przezylam. Nie polecam Metabolic Balance to jest po prostu glodowka wyniszczajaca organizm.
Chciałam napisać, że osoby które wykształciły się żeby m.in. nas leczyć nie są tak naprawdę do tego przygotowane. Statystycznie przy odrobinie rozeznania można trafić na jedna na pięć osób. Wynika to wówccza ze zdobytego klinicznego doświadczenia. Tak czy inaczej wychodzi słabo. Niemniej zastanawiam się czy rzeczywiście jest to słabość specjalistów, czy też nasza słabość do zmiany. Prawda, jak zwykle jest gdzieś na środku.
Ja zachorowałam na bulimię majac 23 lata i choruje tyle samo, czyli… polowe mojego życia. Jakaś pani doktor nie widziała 50 letniej bulimiczki… no jeszcze troszkę mi brakuje. Majątek wydałam na różne terapie, psychoanaliza, terapia poznawczo-behawioralna, a nawet ustawienia Hellingera (a propos głodującej prababki). Lata na fluoksetynie, po której czułam sie na nieustającym haju, jakby po paru drinkach, co wcale jednak nie zahamowało napadów obżarstwa. Były tez medytacje, seanse w transie, ch…e muje dzikie węże… I co? I nic. Syty głodnego nie zrozumie. Coś w tym jest, ze alkoholikom pomaga klub AA, a nam Wilczoglodna. Kilka miesięcy pracy z materiałami Ani dało mi więcej niż lata innych metod. Dzięki kursowi świątecznemu po raz pierwszy od x lat ( nawet nie pamietam ilu) przeżyłam „czysta” Wigilie. Wróciłam do swojej dawnej pasji, dyscypliny sportu która kiedyś z sukcesami ćwiczyłam. Odzyskuje nowe życie. Jeszcze nie jestem zdrowa, ale wiem ze wkrótce będę. Dziękuje kochana Aniu!
To był PAN doktor kochana
W moim wieku lub nawet młodszy zresztą. I przypuszczam że wieeeeelu rzeczy jeszcze nie widział
Nie obrażając młodych lekarzy oczywiście bo moja kochana Pani Doktor też jest młodziutka ale wspaniale wykształcona do pracy z osobami z ED,pełna zapału do leczenia i pomocy im
O matko Kochane nawet nie wiedziałam, że dietetycy są tacy beznadziejni! Ja osobiście nie odważyłam się do żadnego zapukać, bo i po co… Jednak moja przyjaciółka jest dietetyczką i zawsze twierdziła, że wygłodzony organizm (po anoreksji, głodówkach, ograniczeniach…) potrzebuje wartości odżywczych i odpowiedniej liczby kalorii, dlatego rzuca się na jedzenie (bulimia i kompulsywne obżarstwo), by nadrobić „ubytki”. Proponowała mi, abym jadła przynajmniej 2000 kcal dziennie, ale w tamtym okresie byłam mądrzejsza eh. Teraz jestem tego świadoma! Chciałam tylko przekazać, że nie wszyscy specjaliści są beznadziejni, tylko dlaczego jest ich tak mało, dlaczego po studiach popełniają tak karygodne błędy (jak np. zbyt mała liczba kalorii)? Dzienne to wszystko. Czasem myślę, że sama byłabym lepszą dietetyczką po tym wszystkim, co przeszłam hehe (ale to tylko moje zdanie i moja obecna świadomość) :)
Słoneczka trzymam za Was kciuki! <3
*Dziwne to wszystko (przepraszam za błąd).
Moja terapeutka ciagle każe przypominać sobie sytuacje z dzieciństwa i szuka w nich złego drugiego dna, sytuacji których w życiu nie pomyslalabym ze mogłyby byc zle bo dobrze wspominam dzieciństwo. Cała winę moich zaburzen odzywiania zwala na rodzicow i rozmawiamy głównie o nich. Pogorszyły mi sie relacje z rodzicami. Mowi ze rozmowy o jedzieniu nie sa ważne a źródło.. Obwinia moich rodzicow a jednocześnie mowi ze nie moge ich zmienić. Mam wrazenie ze czeka az skończę 18lat zeby powiedziec mi ze mam uciec z domu..
Mam doświadczenia z kilkoma psychologami – niestety jedna pani głupsza od drugiej :/ oraz z trzema psychiatrami… Nie chcę się rozwodzić nad każdą z tych znajomości, ale jak przykład podam ostatnie dwie „terapie”. W pierszej przychodni pan doktr po ok 4 minutowym wywiadzie zapisał mi lek psychotropowy, a psycholog kazała wypisywać na kartce moje cele życiowe (jakie haha, wtedy nie miałam nawet pomysłu jak ruszyć z miejca..) i tyle. Druga terapia rok później – psychiatra, umęczona pani ok 40, która na dzień dobry wysłuchała z czym przychodzę, zapisała sobie wagę i wzrost i stwierdziła że „To bardzo, bardz cieżki przypadek.. Tyle lat ED, bardzo ciężko to będzie wyleczyć”, bardzo optymistycznie! Psycholog na początku wydawała się pomocna, zaczęłam mieć wiarę że coś mi w głowie poustawia.. nawet jeśli nie z ED, to chociaż pomoże mi ogarnoś życiowe demony, bo byłam wtedy na bardzo trudnym etapie życia, szczgólnie pod względem rodzinnym/braku pracy itp, miałam tez ciężką nerwicę i nie dawałam sobie już rady.. Skończyło się tak, że owa pscholog rozmawiała ze mną coraz ostrzej i ostrzej, jako ze odmawiałam brania psychotropów, uwazała ze cała sytauacja to moja wina i sama sobie nie chcę pomóc.. na koniec bardzo poraniła moje uczucia i poprostu nie stawiła się na kolejne wizyty.. Po tym unikam jak ognia wszelkich klinik i psychologów w szczególności..
OMG ….czytając historię Ani… popłakałam się. Rozumiem cały ból, który jej towarzyszył.
U mnie nikt oprócz mnie nie wie, że mam Wilka, nawet mąż i 2 dzieci, a wcześniej rodzice i trójka rodzeństwa też nie wie…
I to mnie powstrzymywało przed terapią… nie chciałam by ktokolwiek się dowiedział, że mam taką straszną tajemnicę… prędzej bym wybrała śmierć niż ujawnienie prawdy….
W końcu jednak jakoś w listopadzie 2016 (czyli niedawno), zaczęłam szukać pomocy, gdyż jak już myślałam o zbliżających się Świętach to dostawałam zimnych dreszczy, i o mojej rodzinie jak ich oszukuje, o sobie jak coraz bardziej siebie nienawidzę. Stwierdziłam, że bardziej robię to dla nich, bo siebie uważałam za dno.
Po krytycznym momencie, gdy omal nie udławiłam się rzygając masło orzechowe i miałam śmierć w oczach – stwierdziłam dość! Nie mogę umrzeć tu tak przy kiblu!!!!
I zaczęły się poszukiwania terapii…. Miałam tylko jedno w głowie, musi mnie terapeuta zrozumieć.
I tak natknęłam się na Blog Wilczo Głodna – no tak to o mnie- pomyślałam. Wiele razy nazywałam swój głód wilczym, gdyż mimo, że mogłam już być napchana jedzeniem do granic możliwości to dalej byłam głodna.
Zaczęłam czytać blog Anny i czułam się niemal tak jak by ona czytała mi w myślach!!!
Zaczęłam stosować się do rad Ani i pierwszy od 15 lat przeżyłam „czyste święta”.
Jeszcze przed świętami miałam kryzys, gdyż nie wiedziałam co jest jeszcze moim zapalnikiem…. Po 2 tygodniach czystości, niestety wilk mnie dopadł z całą obrzydliwym końcem. Okazało się, że mam 1 głupi zapalnik…serek śmietankowy typu Almette….. głupie… bo myslałam, że to może chleb będzie lub mięso lub czekolada, a tu nie serek śmietankowy ( i różne jego inne smaki.
Jem teraz 5-6 mniejszych posiłków, nie odchudzam się i jakoś idzie.
Jeszcze do niedawna miałam natrętne myśli, gdy sie troszkę najadłam lub gdy zjadłam słodycz by pójść sobie to wyciąć…. ale odganiałam je… już kilka razy nawet klęczałam przy kiblu, ale wstawałam, robiłam miętę na trawienie i tłumaczyłam sobie , że to normalne że czasem się więcej zje.
Dziś nadal pilnuje godzin, tego co jem…ale już w tak krótkim czasie widzę efekty. Wiem , że mam kryzysy między 10 a 15 i wtedy po prostu nie wchodzę do kuchni lub zjadam 2 śniadanie i opuszczam kuchnie. Idzie mi coraz lepiej. Jedzenie traktuje jako jedzenie, nie mysle już o nim cały dzień tylko co 3 godziny.
Czytam wszystkie wpisy, bardzo mi wszystko pomaga. :-)
Dzięki Anno za Twoją odwagę, gdy mojej mi zabarakło.
PS. O sobie też już zaczynam myśleć coraz lepiej i praktycznie nie mam kompleksów.
Dla takich listów robię to co robię. Serio.
Marii
Witam serdecznie ja też jestem w tej samej sytuacji przeżyłam okropne chwile szukam kogoś z kim wiem ze mogła bym na ten temat pogadać czuje się jak by jedyna taka sama w tym wszystkim. O mnie też nikt nic nie wie a mam męża od 8 lat i córkę. Chce to pokonać chcielibyśmy mieć drugie dziecko. Ale psychicznie chce się podnieść. Potrzebuję pomocy boję się że sama nie dam rady; (.
I ja również podzielę się swoimi przeżyciami odnośnie psychologów. Pierwszy raz trafiłam na młodą psycholog która zajmowała się takimi osobami jak ja bardzo się ucieszyłam ponieważ wymiotowałam ok 7 lat. Pierwsze spotkanie oczywiście jako tak opowiedziałam jej swoje życie kazała mi napisać list” do samej siebie” a w nim opisać swoje życie i przesłać do niej a ona przeanalizuję moje życie jeszcze raz itd… no spoko oczywiście szukanie przyczyn w ojcu usilne próbowanie pogodzić się z ojcem ha mimo że on nie za wiele chce mieć coś wspólnego ze mną.. ale musiałam to zrobić BEZSENSU! Ponieważ to był prywatnie nie miałam kasy na cotygodniowe wizyty powiedziałam że chcę pracować ale co 2 tyg bo nie wyrobie finansowo, a ona do mnie z tekstem ” Dziewczyno terapia to terapia musi być systematyczna inaczej to nie ma sensu, wiele jest dziewczyn które są bardzo chętne na Twoje miejsce , więc zdecyduj się albo co tydzień albo rezygnujemy” Myślę no to ok zrezygnuje nie będziesz się tak odnosić do mnie, i zaczęłam szukać dalej, między czasie zaczęłam zaglądać na wilczo głodną i znalazłam 2 psycholog przez skaypa bo nie chciało mi się jakoś wychodzić poza dom i opowiadać o moim problemach, znalazłam bez problemu wizyta 100 zł za /godz no ale spoko skoro miało mi to pomóc to okej niech i 100 zł będzie powiedziała ze możemy co 2 tyg się spotykać . 1 spotkanie dalej opowiadanie o swoim życiu i wracanie do tych bolesnych wspomnień no ale dobrze czego się nie robi dla zdrowia, pani psycholog wszystko sobie zapisała bardzo pięknie przyszło 2 spotkanie a ona… zgubiła kartę z zapiskami i średnio wiedziała o czym ze mną ma rozmawiać coś tam jej przebłyskiwało co jej powiedziałam ale nie za bardzo się czuła w temacie.. mówiła że musimy taki pakiecik 10 spotkań przejść że to mi pomoże na pewno.. tłumaczyła mi skąd moje lęki wysyłała jakieś materiały których nie za bardzo rozumiałam .. aż kiedyś na spotkaniu powiedziała mi ” no wiesz jak Ci ciężko to wyjdz na spacer albo zjedz kostkę czekolady” że co ?????? kostkę czekolady??? Kobietka chyba zrozumiała że to co powiedziała to niestosowne.. napisałam od razu maila do Ani z tą kostką czekolady bo sama nie miałam uwierzyć co ta psycholog do mnie mówi… mail od Ani mnie uspokoił Dziękuje Ci Aniu :*** i wiecie co jeszcze było to 7 bądz 8 spotkanie to i tak cud że tyle wytrzymałam postanowiłam przed sobą że przyznam się do błędów które popełniłam w życiu że może nie żyłam tak pięknie i moralnie że wiele kłamałam że postępowałam często bardzo bardzo zle ze nie moralnie że zadawałam się z mężczyznami tylko po to żeby zapomnieć o tej głupiej bulimii i wiecie co ?? dostałam taki opieprz jak nigdy w życiu od nikogo ” że jak ja się zachowuje / zachowywałam jak mogłam tak postąpić ,jak mogłam tak zrobić, gdzie moje jakieś zasady etyka życia, jak mogłam tak grzeszyć bezwstydnie itd ” było mi tak wstyd bo bardzo ciężko było mi się przyznać do błędów a kiedy już… to zrobiłam zjechano po mnie z góry na dół jak po szmacie jakiejś mimo iż zapłaciłam 100zł za godzinę terapii i podziękowałam tej pani…. Nie chcę już słyszeć o psychologach itd może wy trafiacie inaczej czego wam życzę niestety ja wyszłam z choroby sama z pomocą Ani błoga filmów książek , i obym już nigdy nie pobłądziła nie na pewno będzie dobrze!! pozdrawiam
Kurde, ja bym Cię wyciągnęła z tego za pół tej ceny, w połowie tego czasu. Masakra.
Ja próbowałam z 3 psychologami, który słysząc o moich problemach przytakiwali, radzili panować nad ilością jedzenia (hehe) i zapraszali na kolejną wizytę za 2 tyg (za 120-150zł) i 2 dietetykami. Jeden z nich obciął mi kcal do 1200, drugi 1500. Opcja nr 2 wydawała mi się oczywiście rozsądniejsza, ale w dalszym ciągu było to za mało, gdyż codziennie uprawiałam intensywnie sporty. Nie wierzył mi, ja uwierzyłam jemu, po 3 dniach skończyło się kompulsami, bulimia wróciła.
A ja wróciłam do żywych dzięki Tobie. To niewiarygodne jak „szara postać” może zmienić życie tylu ludzi. Taka skromna, niedoceniona, nie wyskakująca z TV ubrana w body z hantelkiem w ręcę.
DZIĘKUJĘ. Więcej innym razem, mam ściśnięte gardło.
Dziękuję kochana :)
Może i nie wyskakuję z TV, ale czuję się przez was niezwykle doceniona każdego dnia. To niesamowite!
I szara też nie. Szara byłam, gdy siedziałam w zaburzeniach.
Trzymaj się kochana i nie daj się już więcej namówić na jakieś głupie diety!
Dietetyk – nawet ok, na pewno pomaga zdrowym osobom, które nie mają wiedzy co i jak jeść. Wytyczne dla mnie były niezłe i ilość kcal też, potwierdził tym to co sama wiedziałam ;) jednak nie pomogło mi to, sama przecież próbowałam podobnego odżywiania wcześniej ale teoria to jedno a praktyka….
Psycholog – na NFZ, totalna masakra byłam tylko raz i nie wiedział co ze mną zrobić, mogłam przyjść i się wygadać, dla mnie to żadna pomoc.
Psychiatra – super motywująca i profesjonalna pani doktor, mam leki i jest lekka poprawa, zobaczymy co dalej :)
Byłam teź 2tyg na diecie dr Ewy Dąbrowskiej, to taka pół głodówka lecznicza – o dziwo też mi to pomogło, taki detoks od cukru dobrze mi zrobił, niestety efekt zaprzepaściłam ale chcę jeszcze raz spróbować bo nie było negatywnych efektów, nie rzuciłam się od razu po na jedzenie tylko po jakimś czasie stopniowo problem wrócił, chyba nie chciałam się wyleczyć….
Niedawno zakończyłam współpracę z panią psycholog, która próbowała mnie nakierować na wniosek, że moje zaburzenia to wynik problemów małżeńskich. Wszystko ok, ale ed mam od 20 lat, a męża znam od 8. Więc to raczej problemy małżeńskie są wynikiem ed, a nie odwrotnie. Odpuściłam terapię, bo szkoda mi pieni3dzy i czasu na drążenie w niewłaściwym miejscu.
A co do dietetyków… Dieta 1000, 1200, 900 kcal. Nawet od lekarza dostałam jadłospis na 1400. Niby lepiej, ale wciąż za mało.
Tiaaa standard
Ja też miałam trudne dzieciństwo i to nie zmienilo mojego podejscia do jedzenia.zawsze byłam szczupła i nie miałam problemów z wagą. Nie mam pojęcia skąd u was dziewczyny takie zaburzenia. Pytam z ciekawosci, bo nie moge kompletnie zrozumiec tematu. Jak mozna nie wiedziec jakie ma sie zapotrzebowanie i jakie porcje sobie nakladac. W internecie przeciez jest milion stron na ktorych mozna wyliczyc sobie swoje dzienne zapotrzebowanie. Tu przydaje sie waga kuchenna. Kompletnie tego nie rozumiem. Nigdy nie przyszlo mi do glowy wymiotowanie. Odzywiam sie zdrowo, ale gdy mam na cos ochote to po prostu to jem i nie mam wyrzutow ze to zjadlam dlatego, ze zycie jest za krotkie zeby sobie odmawiac. Gdy sie objadam to znak, ze mojemu organizmowi potrzeba energii i pozwalam na to, trwa to jeden/ dwa dni i tak nie mam przez to wyrzutow. Dziewczyny radzę nie czytac kolorowych gazet ktore pokazuja przerobione kobiety do nienaturalnych rozmiarow. Tak na prawde ludzie maja w dupie to ile wazycie i jak wygladacie, ze tu wam cos wystaje, ze tu kg za duzo. Na prawde nikogo to nie obchodzi. Gdy to zrozumialam, nie mam zadnych kompleksow. Cieszcie cie zyciem i jedzeniem, bo po to jest, zeby sie nim cieszyc, a nie przez nie cierpiec
Kicia, po prostu przyjmij że tak bywa; że ludzie wpadają w nałogi, zaburzenia, że sobie nie radzą, że staczają się na dno. Ty nigdy w to nie wpadłaś, bo się nie zaczęłaś odchudzać. Chwała Bogu!
Tylko chcę prosić Cię o jedno; jeżeli w życiu spotkasz kogoś uzależnionego, kogoś z bulimią i anoreksją, nie oceniaj, nie udzielaj rad, że „wystarczy jeść, zobacz jakie to proste”. Powiedz takiej osobie „Nie rozumiem, ale widzę, że cierpisz i jestem z Tobą”. Tylko tego nam trzeba. Dziękuję i ściskam :*
Moje wizyty u dwóch dietetyków skończyły się tak samo. #1 – cudowna dieta 1200 kcal i poddanie się po kilku tygodniach. Rzucenie się na jedzenie i oczywiście kto był temu winien? No ja, nie dieta.
Nr #2 – miałam jeść wszystko ale ograniczyć ilość. Czyli tak zwana dieta MŻ. Mniej z(r)yj ale ile konkretnie to już nikt nic nie mówił. Ogólnie to była porażka zakończona zaburzeniami odżywiania. Ale teraz współpracuję z świetną panią psycholog i powoli się podnoszę. Już rozsądnie.
Ja trafiłałam na kiepskich lekarzy, ale w końcu trafiłam na dobrego (psychiatrę, mam dwubiegunówkę i bed). Raz trafiłam na (cenzura) ginekologa (zanik okresu po diecie 1000 kcal), podczas wizyty popłakałam się (był chamem, a ja byłam zagubioną owieczką). Pewna psychiatryczka, gdy dowiedziała się że jestem biseksualna (pytała o stosunki z mężczyznami), powiedziała, że BRAKOWAŁO MI CZUŁOŚĆI ZE STRONY MATKI (badumsss).
Naprawdę trudno trafić na dobrego specjalistę.
Prawda, można źle trafić, a w końcu chodzi o nasze zdrowie. Ja miałam szczęście, no ale też szłam z polecenia, więc wiedziałam, że nic mi nie grozi, bo idę do specjalisty. Ja byłam u pani psycholog – Aneta Cieślak. Jestem bardzo zadowolona. Do tej pory zajadałam swoje lęki. Terapia pozwoliła mi je sobie uświadomić i zacząć z nimi walczyć. Dieta to też istotna rzecz oczywiście, ale nie warto pracować z dietetykiem, który zaleca ci dietę cud. Trzeba jeść zdrowo i smacznie… inaczej idzie oszaleć, trzeba tylko walczyć z odruchem zajadania stresu i to właśnie robię 1 w tygodniu na spotkaniach w Psychologgi.