Wolność po latach w bulimii
Dzisiaj prezentuję list Pauli, która zmagała się z bulimią przez pół swojego życia.
Kiedy się do mnie zgłosiła, pomyślałam sobie „O rany, będzie ciężko” – obsesja na punkcie wagi, brzucha, kalorii, wyglądu, strach przed jedzeniem, problemy żołądkowe, nienawiść do siebie i cała masa innych kwiatków.
Na początku faktycznie szło opornie, aż do jednej naszej rozmowy, gdzie dotknęłam Paulę w czuły punkt: „Karzesz się jedzeniem/niejedzeniem. A czy ukarałabyś w ten sposób swoje dziecko?” I coś kliknęło. Fizycznie wręcz poczułam jak w głowie mojej podopiecznej wszystko wskakuje na właściwe miejsce.
Czy od tego czasu poszło jak z płatka? Nie. Nie raz miałyśmy cięższe momenty, ale mimo wpadek i potknięć, Paula wstawała i parła do przodu.
Czasami z dnia na dzień następowała taka zmiana, że aż łapałam się za głowę. Na przykład: Jednego dnia był straszny problem, by zjeść lody na mieście (bo co z posiłkami, co z kaloriami?), a za dwa dni widzę że wjeżdżają lody bez najmniejszego zająknienia o tym – jako deser, a nie posiłek, czy jego część. No po prostu kroki milowe!
Pozwólcie, że oddam jej głos:
Kochana,
Chciałam Ci jeszcze raz podziękować za wszystko co zrobiłaś i robisz dla Nas! Dla Osób które chociaż w najmniejszym stopniu zmagają się z zaburzeniami odżywiania.
Postanowiłam, że w ramach podziękowań na koniec napisze taki list do Ciebie.
Decyzja o mentoringu była jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. Podjęta właśnie teraz w wieku 26 lat. Czy za późno? Nie wiem, może i szkoda tych 13 lat życia w zaburzeniach odżywiania, ale wiem też, że czas w którym zdecydowałam się na ten krok był jedną wielką metamorfozą w moim życiu. Jak wiesz nie byłam tą bulimiczką, która rzyga po kilka razy dziennie i głodzi się na przemian uprawiając sport w każdej postaci do wycieńczenia. Ten etap udało mi się chociaż trochę załagodzić podczas terapii u psychologa, która jak się teraz okazało była czymś w rodzaju rozmów z Gadzim Mózgiem. Ale jednak wciąż siła z jaką gadzi do mnie mówił była większa. Niby potrafiłam się zdrowo odżywiać (zdrowo i mało jak teraz na to patrzę) potrafiłam nie wymiotować.. mój rekord w ciągu tych 13 lat to lekko ponad miesiąc czasu. Z jednej strony czułam się do dupy z tym, że nawet w tej bulimii już nie potrafię być „idealna”, że wcale nie rzygam jakoś dużo bo przecież inne dziewczyny potrafią więcej, a z drugiej pytałam siebie „Co Ty dziewczyno pierdzielisz? Idealna w rzyganiu? Przecież Ty chcesz z tym skończyć.”
Jakiś czas temu trafiłam na Twojego bloga. Na początku czytałam go z doskoku. Potem obejrzałam parę filmików. Ale wciąż wydawało mi się to takie nierealne i odległe. Dopiero jak poszłam do pracy, tam jedna z dziewczyn ( Pozdrawiam Cię Asiu! ) zapytała: „Widziałam, że obserwujesz Wilczogłodną…” Już wiedziałam, że Ona mnie zrozumie. Jak się okazało też zdarzało jej się objadać kompulsywnie, też czuła że czasami traci kontrolę nad jedzeniem i że jest to jej obsesją. Jak to w pracy, codziennie coś tam gadałyśmy. To Ona jako pierwsza namówiła mnie do mentoringu. Zawsze większe zmiany w moim życiu odbijały się napadami i rzyganiem. Myślałam, że to sposób na stres… owszem ale to był nawyk! Mój mózg zakodował że w taki sposób najlepiej pozbyć się stresu. A przecież stres towarzyszy nam codziennie. Więc co? Mam już tak do końca życia? W sumie nawet miałam już myślenie, że się z tym pogodziłam…że już do końca życia wymiotowanie będzie jak mycie zębów. Nie umiałam nawet zrozumieć dlaczego bliscy, którzy o tym wiedzieli reagowali z taka troską? Przecież dla mnie to była codzienność coś normalnego…. NORMALNEGO!?
Kolejną Osobą jak wiesz, był mój Chłopak, któremu tak naprawdę zawdzięczam.. nawet nie wiem czy to się da jakoś zliczyć w każdym razie bardzo dużo. To On ostatecznie namówił mnie na mentoring. Poznał mnie już z tą chorobą. Chciał poznać jak wygląda ta obsesja. Rozmawiał, pytał, czytał Twoje posty. Nie zmuszał do jedzenia. Chciał słuchać tego co mówię. Nie zawsze też potrafiłam jasno wytłumaczyć pewne schematy myślenia w tej chorobie. Za to Twoje wpisy były rewelacyjnym źródłem wiedzy i możliwości zrozumienia tego uzależnienia dla osoby, które nie ma z tym styczności. Zwłaszcza że pewnie jak każda z nas czytając Twoje wpisy zastanawia się jak to jest możliwe, że to o czym piszesz jest jakby Twoim scenariuszem? Dowiadujesz się, że ten sposób myślenia jest takim samym schematem u większości osób z ED.
Wracając. Gdyby nie mój Chłopak, jego wsparcie, wyrozumiałość i cierpliwość, byłoby ciężej. Nie chce mówić że to by się nie udało, ale na pewno było mi dzięki temu łatwiej. Miłość osoby, która Cie akceptuje taką jaką jesteś pomimo choroby i jest w stanie przejść przez to z Tobą, to jedna z największych motywacji.
Na początku zastanawiało mnie jak 30 dni moze zmienić 13 lat schematu. Przecież tyle razy próbowałam. Ale jak sama powiedziałaś: Po Mentoring często sięgają już Osoby, które w żaden inny sposób nie poradziły sobie z tym gównem.
Powiem Ci, że to powinien być PIERWSZY krok do wyjścia z ED, a nie ostatni! Jestem kolejnym Twoim małym cudem. Tak moge to tak nazwać. Nie dlatego że przeszłam mentoring, ale dlatego że zobaczyłam że sie da! Teraz wszystko zależy ode mnie. Czy osiądę na laurach i wrócę do schematów? Możliwe że będę miała podknięcia, ale wiem jak sobie z tym radzić. 30 dni to czas, w którym można wyrobić nawyk, a konsekwencja pozwala go kontynuować. Tak jak byłam konsekwentna przez 13 lat w ED, tak teraz będę konsekwentna w życiu…życiu, a nie istnieniu…
Mała zmiana jedzenia, a ile drobnych zmian w życiu. Nagle okazało się, że sport może być przyjemnością, a nie sposobem na schudnięcie. Bo pomimo że uwielbiam sport, w pewnym momencie był to sposób na spalenie kcal, a więc obsesja – zero przyjemności, sam stres.
Nagle spotkania z przyjaciółmi stały się kolorowe, zaczęłam w nich uczestniczyć, a nie przez cały czas myśleć o tej tabliczce czekolady i chipsach na stole. Zaczęłam dostrzegać to, co się w około dzieje, zaczęłam mieć czas na spacer, na książkę, na film, bo myślenie o jedzeniu już nie zaprząta mi głowy.
Czy moje ciało się zmieniło? Czy schudłam, przytyłam? Nie wiem. Dalej nie uważam że jest idealne, dalej widzę ten gruby brzuch, duże uda, poliki jak u chomika… Ale wiem, że to tylko schemat myślenia i że nie to jest najważniejsze. Potrafię już po jedzeniu (kiedy ten brzuch jest naturalnie większy) wyjść do ludzi bez napiętego brzucha i stresu, że ktoś zauważy, że on jest większy niż rano. Zaczęłam z nim rozmawiać, dotykać, śmiać się z nim. I wiesz… on naprawdę odpowiada. To niesamowite!
Obsesja jedzenia, która na każdym kroku niszczyła mi życie jak tylko mogła…. I nagle wyrzucenie tego myślenia zmienia życie w każdym detalu. Pytanie jak to zrobić? Zacząć jeść! Banalne? No nie do końca! Bo jak zacząć jeść? Przecież to są węgle, tłuszcze, calorie! To tuczy, bedziesz gruba bla bla bla… Ale kurcze… Teraz naprawdę rozumiem co miałaś na mysli mówiąc, że dbając o swoje ciało i jedząc zdrowo nie przytyjemy, a co lepsze – nie będziemy miały napadów! Oooo taaak! To był szok! To też mnie zastanawiało przed mentoringiem. Jak to możliwe, że nie ma się napadu?? A no tak! Jak organizm dostaje wszystko czego potrzebuje, to nawet ta cała półka ze słodyczami w sklepie nie robi na Tobie wrażenia! Rozumiesz? Przejść przez półkę z Milką bez ani jednego obsesyjnego pytania w głowie? Bez walki z samą sobą czy może po nią jednak sięgnąć ? Jeszcze miesiąc temu myślałam że to niemożliwe. No jak widać możliwe! Można żyć zdrowo! Można żyć i traktować jedzenie jako coś dobrego! Normalnego! Można żyć jak kiedyś, jak beztroskie dziecko które kończy posiłek jak jest najedzone i sięga po jednego loda czy batonika, a nie 1 kg słodyczy.
Kurcze, chyba się rozpisałam.. Zapewne nieskładnie, bo to zlepek myśli, które do tej pory powodują, że czuję się podekscytowana i szczęśliwa! Mimo to i tak nie jestem w stanie zawrzeć wszystkich zmian jakie dokonały się podczas mentoringu! Jedno wiem; WARTO! Nie wiem jak Ci podziękować! Na pewno chciałabym kiedyś osobiście móc Cię uścisnąć i podziękować! (Zapraszam więc do Wrocławia :D )
Ps. Czekam na książkę, gdzie zbierzesz wszystkie swoje, wpisy które do tej pory wydałaś! Już szykuje dla niej honorowe miejsce!
Bo wiesz..? Myslę, że ona będzie motywacją i częścią układanki życia każdej z osób po mentoringu. Taki symboliczny klucz do wolności, szczęścia, miłości, życia.
Dziękuję!
Paula
Paula zgodziła się odpowiedzieć bezpośrednio na wasze pytania, jeżeli macie jakiekolwiek: [email protected]
I jeszcze słowo ode mnie: Kochana, wykonałaś kawał dobrej roboty! Brawo!
Wielkie zazdro i szacun. Fajnie, że ma ludzi, którzy ją wspierają. Ja nie mam ani takiej koleżanki, ani chłopaka. Rodzina też uważa, że problem nie istnieje. Nie, nie jestem nastolatką, ale choruję od 15 roku życia. Jestem z tym całkiem cała.
Kochana w wieku 16 lat wykrzyczałem ojcu wprost ze chce sie leczyć i mam bulimię. Wyparł to z siebie.. przez 13 lat bylam w tym sama. Chcialam byc.. na własne życzenie. Czulam sie bezpiecznie w swojej klatce jednoczesnie karząc sie za to ze nie jestem zbyt silna, ale przeciez i tak nikomu nie zalezy.. to co mi ma zależeć?? Tak wlasnie mi! To przeciez moje zycie! Tak jak pisalam, dzieki obecności Chłopaka mialam spore wsparcie, ale to ja musialam stoczyć walkę z sama soba. Twoje zycie, Twoje wybory.. mozesz naprawde mozesz to zmienic!!! Na to nigdy nie jest za pozno!!!
Ja nie mam wsparcia w nikim. Mój chłopak mnie nie zrozumiałam. Kiedyś w płaczu opowiedziałam mu o wszystkim. Zareagował tak, ze pożałowałam to po 3 minutach. Bo niby „wystarczy tego nie jeść, to proste”. A później strasznie mnie kontrolował zwracając uwagę na każdy posiłek. Wiec jak nie miałam myśli napędowej i chciałam zjeść normalny posiłek, to za każdym razem go wywoływał. Teraz myśli ze mi przeszło… ale cały czas słyszę „Boże ile Ty jesz..” i to chyba mnie blokuje najbardziej przed normalnym jedzeniem. Obiad nakładam podobnie, dla mnie trochę mniej, ale dokładam sobie sporo surówki albo warzyw. On ich nie lubi i nie rozumie ze to ze taka porcja to ja nadal mam mniej niż on…
Kochana, myślę, że unikanie tego tematu i udawanie, że wszystko jest okej to najgorsze, oszukujesz wtedy samą siebie.. Porównywanie tego co jemy do tego co jedzą inni.. Skąd ja to znam.. Nawet na mentoringu pisałam Ani, że obsesyjnie analizuje swoje porcję do porcji Chłopaka czy każdej innej osoby w towarzystwie której jadłam. Zawsze musiałam mieć mniej bo wtedy czułam się bezpieczniej.. Ale to nie jest prawda.. Co lepsze wypierałam z siebie ze zapotrzebowanie na kalorie każdy z nas ma inne i nie można tego porównywać bo to tylko jeszcze bardziej nakręcało mnie w tej całej chorej obsesji jedzenia.. Coraz bardziej zaciskało pętle w której i tak już się dusiłam..
Jestem z Ciebie bardzo dumna i życzę Ci wytrwałości . Pamiętaj, ze zawsze jestem z Tobą i będę Cię wspierała bez względu na wszystko. Kocham Cię najbardziej na świecie. Mama
O, jakie to kochane :) Mama na pewno bardzo szczesliwa! Biedni nasi rodzice, ktorzy widza nasze cierpienie, a nie moga nic na nie poradzic.
Chcialabym zauwazyc, jak ogromna role w wychodzeniu z bulimii odgrywa milosc drugiej osoby, ktora odwzajemniamy, oraz nadzieja na wspolna przyszlosc. Ania, jak i autorka Brain over Binge oraz autorka Your Bulimia Recovery (Shaye Boddington), Ty Paulino, jak rowniez i ja – wszystkie bylysmy „blogoslawione” kochajacym, wspierajacym partnerem i dobrym zwiazkiem. Zapewne sa przyklady dziewczyn, ktore wyszly z tego bedac calkiem same, choc osobiscie nie spotkalam sie z tym jeszcze. Ja nadal niszczylabym swoje zycie i siebie, gdyby nie moj partner, ktory pomagal na ile potrafil (np przygtowywal mi z miloscia jedzenie do pracy i nalegal na wspolne kolacje). Poprosil, ze od teraz mam zawsze mu powiedziec, jesli 'to’ zrobie. Postanowilam sobie, ze nigdy go nie oklamie – nie zaslugiwal na oklamywanie go. I to postanowienie zakonczylo moja ponad 4-letnia chorobe, podczas ktorej jadlam/wymiotowalam po kilkanascie razy dziennie, jak nie wiecej – co-dzien-nie. Bo nie chcialam mu mowic o wpadkach (a „muscialam”), wiec nie mialam wyjscia – musialam przestac to robic. To, oraz wiara w piekna przyszlosc razem, wdziecznosc za to, co mnie spotkalo sprawilo, ze jestem juz wolna – z dnia na dzien, od ponad pol roku.
Dla mnie w mojej bulimii problemem bylo obzeranie sie – a nie wymiotowanie – to bylo, jak zwyklam myslec: 'Naturalna (haha..) konsekwencja’ chorego obzerania sie. Nie moglam jednak przestac obrzerac sie, nie zamykajac na zawsze furtki do zwracania. Wiem, jak to brzmi – jakbym radzila bulimiczkom aby 'przestaly wymiotowac’ i wtedy wroca do normalnosci. Co za glupia rada, to jakby radzic alkocholikowi, aby przestal pic! Jednak to nie to samo, bo o wielu przypadkach, jak u mnie, wymioty byly konsekwencja jedzenia za duzo (jedzenia non stop..). A nie da sie tyle zrec wiedzac, ze 'nie da sie’ tego zwymiotowac po kilku minutach. (Zdaje sobie sprawe, bo sama tez tam bylam w pewnym sensie, ze przy czyms w stylu anoreksji bulimicznej wymiotuje sie nawet pol jablka, kazde jedzenie, a nie tylko 'za duzo’ – w takim wypadku to co napisalam wczesniej nie bylby akuratne).
Milosc i mocne postanowienia sprawily, ze wyszlam z tego bagna. Moje postanowiania i 'silna wola’ byly motywowane miloscia i perspektywa wspanialej przyszlosci razem, spelnieniem marzen – przyznaje bez wstydu, ze bez nich nadal tkwilabym w bagnie, myslac, ze 'nie warto’ tylko dla siebie, bo i tak zabraknie mi silnej woli.
Czy ktoras z was tutaj wyszla z tego bedac calkiem sama? Chetnie o tym poslucham i pewnie nie ja jedna :)
Ja wyszłam z anoreksji i bulimii całkiem sama,po 20 tu latach cięzkiego chorowania i bez żadnego wsparcia ze strony bliskich :) To była tylko i wyłącznie moja decyzja – że nigdy nie wrócę już do zaburzeń odżywiania, nie dam sobie przyzwolenia na ani jedno wymiootowanie, napad, glodzenie się. Od tamtej pory się tego trzymam. Byłam tym przypadkiem,któremu po 10 latachleczenia – niezliczonych ośrodków,szpitali,terapii-nikt już nie dawal najmniejszych szans a tu niespodzianka! Dodatkowo, przez caly ten czas wychodzenia na prostą nie mialam lekko- sama wychowuję córkę, pracuję na dwa etaty, 7 dni w tygodniu, jestem przemęczopna,przez ten czas była też możliwośc,ze strace dach nad glową,, było mnóstwo stresu,strachu i działy się rzeczy ,o których tutaj nie będejuz pisała…ale nie poddałam się ani razu. Wcześniej,przez te 20 lat chorowania wymiotowałam po kilkanaście razy dziennie,codziennie, łącznie z okresem ciąży…i nie potrafiłam przestać. Glodziłam się tez do granic możliwości. Zawaliłam wszystko w swoim życiu przez ed! Dodatkowo mam jeszcze borderline i bipolar,więc stany depresyjne i okresy manii byly nie do zniesienia! Były próby samobojcze,depresje,samookaleczanie….a dzis? Jestem ZDROWIUTKA!Mam cudowne relacje z jedzeniem, czerpię z życia pełnymi garściami :) Nie ma we mnie nic,co zostało z czasów ed :) Także da się samemu z tego wyjść :)
Brawo Kamila, co za ozdrowienie, niemal cud! Widac ze mialas niesamowiscie ciezko – dziecko i strach utraty dachu nad glowa to chyba 'najlepsza’ motywacja.
Cześć dziewczyny :)
A ja wyszłam sama :) tzn z pomocą Ani, jej bloga, filmików i innych zagranicznych źródeł o tej tematyce :)
Oczywiście, wciąż jestem w procesie, ale czuję że zdecydowanie jestem na najlepszej drodze.
Ani moi przyjaciele, ani partner nigdy nie wiedzieli i pewnie nie dowiedzą się o moim problemie. Zawsze wydawało mi się i zapewne tak jest, że najlepiej może zrozumieć mnie osoba, która ma podobne doświadczenia.
Sama o siebie zadbałam, sama się z sobą ułożyłam, pogodziłam i zaprzyjaźniłam.
Także uważam, że dla KAŻDEJ/ KAŻDEGO z nas jest to dostępne :)
Super, gratulacje. Pozwole sobie nadmienic, ze nie napisalam, iz 'nie da sie’ z tego wyjsc samemu :). Powodzenia na dalszej drodze.
Ja powiedziałam kiedyś (byłemu już) chłopakowi, że miewam napady (nigdy nie rzygałam, mam zdiagnozowaną bulimię atypową), szybko tego pożałowałam, bo – buuuum! – nie zrozumiał.
Teraz mam nowe życie, nowy dom, z dala od nierozumiejącej rodziny (tak, tak, też mnie nikt nie rozumiał, a matka wręcz potępiała), nową pracę, nieźle zarabiam, sama kontroluję to, co jem (nie jestem zależna od nikogo), ale dalej zdarzają mi się „wpadki” (czyt. napady, bez rzygania, bo nie rzygałam). Zawsze czuję wewnętrzną pustkę, a głód często myli mi się z niepokojem (mam też zdiagnozowaną nerwicę). Mam wrażenie, że żrę, by tę pustkę zapełnić.
Z jednej strony uwielbiam ten blog za podejście Ani, z drugiej – czuję się często wyobcowana, nie mogę się pochwalić” sukcesami” niewymiotowania po napadzie, bo… ja nigdy nie wymiotowałam. Więc mam wrażenie,że stoję w miejscu i NIC się nie dzieje.
Kochana wymiotowanie to po części konsekwencja złej relacji z jedzeniem i nie każdy musi wymiotować by mieć wlasnie taką niezdrową relację. Dlatego sukcesem nawet najmniejszym i krokiem w przód będzie nie karanie siebie złym mysleniem o sobie, zwłaszcza po napadzie… Bo to tylko zapętla ten chory mechanizm! Dopiero spojrzenie na sama siebie z miłością już niesie zmiany i to też te w podejściu do jedzenia, życia.. „Pokochanie siebie” brzmi abstrakcyjnie? Wiem dla mnie było to niemozliwe przez 13 lat.. Ania na mentoringu pokazała mi, nakierowała na drogę bym zaczęła lubić samą siebie :) Udało się!
I Tobe Ktosia życze byś pokochała i spojrzała z miłością na siebie i swoje zycie.
Chylę czoła przed autorką listu! Naprawdę uwielbiam czytać że ktoś z tego wyszedł i jest zdrowy ale niestety jest to dla mnie abstrakcją, nie potrafię sobie wyobrazić normalnego życia bez całego tego bagna.
Jestem chyba po prostu beznadziejnym przypadkiem, któremu nic ani nikt już nie pomoże. Czytam bloga, kupiłam kurs przerobiłam go dwa razy a mimo to nadal w tym tkwię.
Staram się każdego dnia ale już pomału tracę nadzieję że i ja kiedykolwiek będę zdrowa, mi chyba po prostu pisane jest żyć z tym dopóki któregoś dnia nie pęknę i nie skończę z sobą a sama nie wiem ile jeszcze tak pociągnę.
Trzymam kciuki za wszystkich którzy jeszcze z tym walczą a dziewczynom które z tego wyszły gratuluję z całego serducha.
Kasiu, dla mnie to też było abstrakcją.. Myślę, że każda osoby, która zgłaszała się na mentoring tak naprawdę nie do końca była przekonana czy się da.. Poza tym nie ma beznadziejnych przypadków! Wszystko zależy od nas samych! Ania za nas tej walki nie stoczy, ani chłopak, mama, przyjaciółka. Oni mogą jedynie pomóc nam wytrwać w tym okresie „przemiany” kiedy racjonalne myślenie nie ma miejsca. Czasem trzeba zaufać komuś, zaryzykować, spróbować odejść od schematów i odseparować się od swoich destrukcyjnych myśli by potem móc poznać siebie na nowo jako wolną osobę i zaufać samej sobie. Wizualizacja siebie jako zdrowej w przyszłości tez jest małym bodźcem który pomaga. Za to przekonywanie samej siebie ze to się nie uda i że zawsze będzie już tak źle (a wiem jak to jest bo sama tak robiłam) jeszcze bardziej umacnia nas w tej chorej relacji z jedzeniem.
Nie poddawaj się! Stawką jest Twoje szczęście :)
Kasiu, mam dokładnie tak samo! Jakby brak mi tego punktu przełomowego, tego totalnego dna, po którym kiedyś zawsze przechodziłam na dietę (krótką, bo tylko do momentu rozgrzeszenia za wcześniejsze obżarstwo a kiedyś jeszcze zwracanie). Teraz stoję w miejscu, a właściwie nie – idę wagą w górę. Nie pomaga mi też fakt, że przez to wszystko „dorobiłam się” Hashimoto, z którym jakoś sobie nie radzę, czuję się pozostawiona sama sobie… Jeśli chcesz, napisz do mnie: [email protected]
Bardzo mocno gratuluję Pauli i Tobie Aniu. Paula musi być supersilna, po prostu przez lata tego nie widziała ;)
Aniu, a ja z innej beczki. Nie wiem, czy jestem odosobnionym przypadkiem, czy ktoś jeszcze tak ma. Mianowicie ciągle czuję się nie tyle zdrowa, co za mało chora. Mam wrażenie, że nawet pisząc do Ciebie będę Ci zawracać dupę, kiedy dookoła jest tyle dziewczyn, których życie jest naprawde zagrożone. A ja? Próbowałam wymiotować, ale nigdy się nie nauczyłam. Co prawda od 10 lat jestem na wiecznej diecie i skaczę 10kg w jedną, 10 w drugą, mam napady obżarstwa i przyznam, że wsprost uwielbiam się przejadać, uwielbiam to uczucie, kiedy pada postanowienie „teraz będę jeść” i ta bezkarność „dobra, od jutra się odchudzam, więc dzisiaj mogę”. Wiem, że mam problem, działam nawet troszkę z terapeutą (jako nastolatka dojrzewałam szybko i bujnie, co nie podobało się mojej mamie), ale kiedy patrzę na moje życie nie wydaje mi się, żebym była naprawdę, tak naprawde poważnie chora. Po prostu – żrę, bo jestem uzależniona, czasem utrzymam wagę rok, ale z reguły jojuję sobie wesoło, ale ciągle mam wrażenie, że to jeszcze nie jest stan do wzięcia się za to. Głupie, wiem. Mam nawet poczucie, że nie jestrem odpowiednią osobą na wilczogłodnej ;) Bo nigdy nie zatrzymał mi się okres, włosy nie lecą, zęby w normie, nigdy nie zemdlałam z głodu. I kiedy czytam te wszystkie ludzkie tragedie tutaj to myślę sobie, że jestem szczęściarą i nie ma co marudzić na swoje życie. Co byś poradziła, Aniu?
Witaj w świecie kompulsji. Mając powoli to za sobą, moge Ci doradzic skorzystać z rad blogowych Ani i starać sie jeść normalnie!! Wyrzucić z głowy „głodne wieczory=dobre wieczory”. Zrób experyment przez 3 tygodnie i staraj sie jeść normalnie, bez deficytów. Rozmawiaj ze sobą… tak ze sobą! Powodzenia :)
Kochana czytam Twój komentarz i przypominam sobie jak pisałam do Ani na początku i nawet w tym liście.. że moje myślenie sprowadzało się do „nie jestem idealna w bulimii”. To jest podobne to Twojego stwierdzenia „.. czuję się nie tyle zdrowa co za mało chora”. Czy to też nie jest oznaka braku miłości do siebie? Każdy z nas zasługuje na szczęście i miłość. Niedawno doszło do mnie że Ania podczas mentoringu zadawała bardzo trafne pytania. Pytania które pokazały, ze pokochanie siebie to nic złego, nic pysznego. Wręcz odwrotnie jak kochasz siebie to i dla świata masz więcej miłości :) Poza tym czasem ciało nie daje od razu znaku, ze jest źle. Przestawia się na tryb oszczędzania. Osobiście dobre kilka lat potrafiłam się głodzić na przemian z napadami i wymiotami, po czym szłam na trening (a nie należały do lekkich) a potem wracałam do nauki. Brak snu, brak jedzenia, ciągły stres, mocne treningi, wymiotowanie, ciągła nauka i ogólnie funkcjonowanie na pełnych obrotach.. i co? Tłumaczyłam sobie, że skoro daję radę i nie wyłysiałam do tej pory, nie zemdlałam i wychudzona też nie jestem to znaczy że mogę dalej rzygać, tkwić w bulimii… Zębów na szczęście nie straciłam ale utraciłam wolność, szczęście a dostałam niekończący się strachu przed jedzeniem i ciągłe myślenie o nim. Nawet w nocy nie umiałam zasnąć ze strachu że obudzę się gruba, a każda drzemka kończyła się koszmarami na ten temat..
To co pisze Asia to bardzo dobra rada! To deficyty powodują ze wpadamy w kompulsy dlatego normalne jedzenie to klucz! Nie każdy też wie ile znaczy „normalnie”, ale Ania na swoim blogu już nie raz pisała na ten temat. Warto wrócić do tych wpisów :) To działa! :)
Dziękuję kochane! Słowa wsparcia zawszse dużo dają i być może już bym się złamala, bo waga mimo regularnych lekkich treningów i jedzenia zdrowo oraz wtedy, kiedy jestem głodna ciągle stoi. Zazwyczaj w takich sytuacjach rzucałam się na jedzenie, a teraz wszystko na spokojnie, bo wiem, że może to już nie czasy chudnięcia 10kg w dwa tygodnie, ale czuję, że jestem na dobrej drodze do pięknej sylwetki i czystego umysłu ;) Korzystam z rad Ani, ale to już moje trzecie podejście, ciągle tkwiłam w systemie „wszystko wiem, ale i tak mi nie wychodzi”, jednak tym razem mam żelazne postanowienie jeść normalnie i nie ciąć kalorii. Tutaj jednak pojawia się problem – na oko wydaje mi się, że jem za mało jednak. Bo jak niektórzy wychodzący z ED mam zaburzony mechanizm głodu i odczuwam go rzadko. Zd rugiej strony już przenigdy nie będę liczyć kalorii, bo chcę sluchać ciała, tylko eh, jak słuchać ciała, które jeszcze jest chore? Ania mówiła, żeby zmusić się do jedzenia w miarę regularnie, ale nie chcę, naprawdę nie chcę już grzebać w kaloriach i na zawsze zapomnieć ile kcal ma jajko, a ile jabkło a ile frytki. I tego życzę wszystkim z Was bo to dopiero dwa tygodnie bez wilka a życcie bez cyferek to ogromna ulga! Ściskam Was mocno i gratuluję wyjścia z kompulsji ;* niegługo do Was dołączę
Brawo Pauluś!!!!
Trafiłam na bloga dzięki mojej Sylwii, która rozumie temat bulimii, pod wieloma odsłonami. A Paule rozumiałam bardzo dobrze, choć ja byłam kompulsywna nie bulimiczna. PAULA- kawał dobrej roboty!!! Na pewno daje dużo siły, poczucie ze ktoś Cię rozumie. A Ania rozumie. DZIĘKUJĘ Ci Aniu za tego bloga, za Twoje wsparcie, za wytłumaczenie jak zachowuje się głodny organizm i że powrót na właściwe tory, jest prostszy, niż mogłoby się wydawać. Dużo siły dziewczyny!
Paula, wielkie gratulacje! Sama dobrze wiem jakie to uczucie być po tylu latach zdrowym, w moim wypadku jeszcze z ” ogonem” chorobowym, ale zdrowym! Bez wsparcia faceta albo rodziny też jest to możliwe ! dziewczyny, ja ukrywałam hardkorową bulimie przed chlopakiem a potem mężem od zawsze, ukrywałam mentoring u Ani! O niczym nie miał zielonego pojęcia! Jesli TY chcesz to możesz też być zdrowa. I wsparcie najbliższych jest pewnie ważne ale nie niezbędne. Warto
Nie wymiotuję od września 2016. Wcześniej 9 lat bulimii plus wczesniejsze 5 anoreksji. O bulimii nikt nigdy nie wiedział i się nie dowiedział oprócz Ani. Uzdrowily mnie jej posty, filmiki i emaile. Na mentoringu nie byłam. Aniu dzięki Tobie moje życie odmieniło się o 180 °! Za darmo! Niech Bóg Ci wynagrodzi za dobro jakie robisz, za czas jaki poświęcasz każdej z nas. Nie ma prezentu ani słów które by były moim podziękowaniem dla Ciebie !! :) Buziaki!
Kurcze przepraszam wpisalam przez pomyłkę Ani maila !! Patrzę a Ania się wyświetliła! A te słowa ode mnie Byłej bulimiczki. Aniu przepraszam, ale jakby ktoś nie wierzył to pisz podam swojego maila jakby jakas duszyczka chciała ze mną korespondować.
Haha, ok. Dzięki za sprostowanie, bo byłoby że sama sobie prawię komplementy. :P
A tak na serio, to dziękuję za ciepłe słowa! Trzymaj się kochana :*