Kino
Nigdy nie oglądam filmów. Jestem jednym z tych dziwnych ludzi, co nie ma Netflixa i nie widział ani jednego popularnego serialu.
Jeżeli zdarzy mi się już coś zobaczyć, to tylko jakiś lajtowy film dokumentalny o zwierzątkach. Chociaż swoją drogą filmy o zwierzątkach przestały być lajtowe, bo w każdym podkreślają, że to co podziwiamy na ekranie, przestanie istnieć w przeciągu kolejnych 50ciu lat. Ale to tak na marginesie.
Nie oglądam niczego z kilku powodów: nie umiem wysiedzieć 2 godziny patrząc się w ekran, uważam to za pożeracz czasu oraz – jako Wilczo Głodna – mam poczucie uczestniczenia w wystarczającej ilości dramatów ludzkich i nie potrzeba mi dodatkowych.
Ale chyba najbardziej nie mogę znieść mojej empatii dla bohaterów. Jeżeli obejrzę coś mocnego, przez kilka dni myślę o tych fikcyjnych postaniach i nie mogę w nocy spać. A przecież wiem, że to tylko film.
Jednak on tak bardzo mnie wciąga, że czasami o tym zapominam.
Zaczęłam rozmyślać na ten temat, po przeczytaniu komentarza pod moim ostatnim wpisem, który zacytuję.
Mówisz, że wszystko mija, kiedy przestaniemy angażować się w myślenie, odczepimy się od niego. Choć z drugiej strony należy obserwować myśli i emocje (czy nawet objawy psychosomatyczne) z boku bez oceny i emocji, ale…. to przecież sprawia, że nie odczepiamy się od myśli i one żyją dzięki naszej uwadze.
To jak to w końcu jest? Odczepić się od myślenia i dać mu odejść (zbyć), czy może jednak je obserwować? Ale czy to przypadkiem nie sprawi, że zaangażujemy się w nie na powrót i wrócimy do punktu wyjścia? Przepraszam, ale zgłupieć można.
No i tutaj przychodzi z pomocą analogia filmu.
Wyobraź sobie, że siedzisz w ciemnym kinie i oglądasz wzruszającą scenę pożegnania kochanków, którym – po tym wszystkim co przeżyli przez ostatnie 1,5 godziny – jednak nie udało się dogadać. Bardzo kibicowałaś tej pięknej parze i serce łamie Ci się na taki obrót spraw. Gardło ściska ze wzruszenia, a po policzku spływa pierwsza łza.
I nagle dzwoni komuś telefon.
Natychmiast uczucie wzruszenia wyparowuje, a w jego miejscu pojawia się irytacja na „niewychowanego chama, co to się jeszcze nie nauczał wyciszać dźwięku”. A zaraz potem odczuwasz lekkie zakłopotanie, że tak się dałaś wciągnąć w te melodramaty. Ukradkiem ocierasz łzę, upewniając się, że nikt tego nie widział. Film dalej uderza w smutne tony, ale Ty już nie możesz się aż tak zaangażować.
Odseparowałaś się od iluzji wykreowanej przez światło i dźwięk, rozgrywającej się na białym ekranie. Siedzisz teraz w fotelu, w pełni świadoma, że to tylko film. Ale zaraz znowu pozwalasz sobie zapomnieć, że to wszystko jest zmyślone i na nowo zanurzasz się w fabułę. Kto wie, może para jeszcze się zejdzie?
I tak samo jest z naszym życiem. Na ekranie naszego doświadczenia przesuwają się dramaty, komedie i horrory. Czasami trafi się jakieś romansidło lub film przygodowy. A projekcja tego wszystkiego pochodzi z naszego umysłu. Obraz jaki widzimy, jest zawsze odbiciem myśli, która w tym momencie „przelatuje” przez naszą głowę – nie zaś tak zwanej „zewnętrznej rzeczywistości”.
Pada deszcz: Ale dół. Pada deszcz: Doskonale. I tak miałam nigdzie wychodzić. Pada deszcz: Wszystko mi jedno, bo jestem szczęśliwa i jak dla mnie, może sobie padać do woli.
To co czujemy, nie ma żadnego związku z wodą kapiącą z nieba. Ma za to związek z tym, co myślimy, o tej wodzie kapiącej z nieba.
I niech Cię nie zwiedzie banalność tego stwierdzenia. To wgląd, który poprzestawiał do góry nogami (nie tylko moje) życie.
Pomyśl tylko; najdroższe produkcje Hollywood angażują jedynie dwa z naszych zmysłów, a oglądając je, możesz się popłakać, zezłościć, przestraszyć, roześmiać… W kinie naszego umysłu, wszystkie zmysły są zaangażowane. Nic dziwnego, że wciągasz się w te kreacje całą sobą. To dopiero jest iluzja doskonała!
I tu dochodzimy do sedna: jeżeli wiesz, że to tylko film, zwany życiem – jesteś wolna. I wcale nie znaczy to, że musisz oglądać go jak jakiś katatonik, totalnie odseparowany od swoich emocji. Absolutnie! Korzystaj z niego; śmiej się do łez, płacz, zachwycaj. Masz w ręku jednorazowy bilet na te cudowne przedstawienie nad przedstawieniami! Nigdy nie wiesz, kiedy będziesz musiała opuścić seans.
Oglądaj je i nie bój się. Jeżeli złapiesz się na tym, że widzisz horror i zaczynasz się bać, wróć do miękkiego fotela, w którym siedzisz. On zawsze jest w tu i teraz. W tu i teraz jesteś bezpieczna; cokolwiek działoby się na ekranie; rozwód, bankructwo, śmierć…
Bo cierpienie, moja kochana, jest wtedy, kiedy nie wiesz, że to iluzja. Ból – kiedy to wiesz. Ból mija naturalnie po jakimś czasie, cierpienie może trwać całe życie.
Płacz, ale nie rozpaczaj, nie trać wiary i nadziei. Ten seans też w końcu minie i pojawi się coś innego, lżejszego i równie absorbującego.
*
Komentarz czytelniczki ma swój dalszy ciąg, który też jest ciekawy.
Opisujesz stres w momencie, gdy go jeszcze nie ma (strach przed ciężkim treningiem) i tu patrzymy z boku, ale w momencie stresującej sytuacji też należy go obserwować oraz być w tu i teraz. A gdy tu i teraz są te myśli i uczucia, to przecież spowoduje to zaangażowanie się w całą sytuację, czyli dajemy myślom naszą uwagę…
Śmiem twierdzić, że jest zupełnie odwrotnie. „opisujesz stres, w momencie, kiedy go nie ma” – no właśnie wtedy i tylko wtedy on jest. Realnie czuję, jak zaciska mi się gardło, a ręce zaczynają pocić. Stres zawsze pochodzi z myśli, a nie z „zewnętrznych okoliczności”.
I dalej: „…w momencie stresującej sytuacji też należy go obserwować oraz być tu i teraz.” – Jeżeli dane zdarzenie jest tu i teraz i Ty też jesteś w tu i teraz (a nie w swojej głowie), to… sytuacja nie jest stresująca. Ona po prostu jest.
Podam przykład, gdyż wiem, że takie teoretyczne dywagacje, mogą człowiekowi usmażyć mózg.
A więc właśnie biegnie w Twoją stronę wściekły pies. Jest wielki, silny i toczy pianę z pyska. W tym momencie nie ma miejsca na rozważania, jakie to okropne i straszne i że „co to będzie, jak Cię ugryzie”. Twój umysł milknie, odwracasz się na pięcie i rzucasz do ucieczki. Sytuacja jest. Kropka.
Dopiero później, gdy wraca analityczne myślenie, pojawia się stres. O rany, przecież on mógł odgryźć mi nogę. O boże, co za nieodpowiedzialni ludzie, puścili tak psa bez kagańca! Roztrząsasz wszelkie możliwe scenariusze i nie możesz spać po nocach.
Umysł znowu zaczyna swoje podróże do przeszłości, przyszłości i wyobraźni. W rzeczywistości pies napadł na Ciebie raz, ale w Twoim umyśle robi to dziesiątki razy, każdego dnia i właśnie po raz kolejny szykuje się do ataku. Po raz kolejny wyświetlasz sobie film pt. „wściekła bestia i ja”. I boisz się – tak zupełnie realnie.
A jeżeli pojmiesz, jak działa umysł – ta doskonała kinowa iluzja – nie musisz czekać na efekt jego skoku. Możesz w każdej chwili obudzić się w swoim domowym fotelu, w którym właśnie siedzisz, bezpieczna w tu i teraz.
Aniu, albo ktokolwiek z Was,
czytaliście może książkę „Never Binge again” ? jeśli tak, co o niej sądzicie?
Słaba. Lepiej przeczytaj „Brain over binge”. Milion razy bardziej Ci pomoże.
Wow! Teraz zrozumiałam różnicę pomiędzy obserwowaniem sytuacji, myśli i emocji z boku (jak w kinie) a zaangażowaniem się w nie i wkręcaniem. W tym drugim przypadku nie ma opcji aby było to bez uczuć, które powodują mielenie tematu bez końca. Dziękuję! To rozwiązanie życiowych problemów, które sami sobie robimy. Opisałaś to lepiej niż E.Tolle :-)
Cieszę się. Komplement z górnej półki haha
Cześć Aniu. Przepraszam że nie na temat
Czytam bloga kupiłam. Książkę ( super laska). Zaakceptowała siebie… Ale. Jestem zawodniczka bjj. Twoje rady spowodowały że czuję się super….
Ale wszystko się zmienia jak przychodzą zawody.
Ten momentu wejścia na wagę… Waga mnie niedifiniuje… Ok… Ale jako zawodnik startujesz w kategoria w wagowych. Nikogo nie o chodzi jak wygladasz. Waga. To jedno. Co się liczy….
Jedząc normalnie wróciłam do wagi sprzed pierwszego odchudzania… 72kg przy 169… Super.
Pisałaś że organizm niedoprowadzo do nadwagi. A TU NIESPODZIANKA…
Proszę o artykuł dla zawodowych sportowcow co nie ruszają się od okazji i jedzą syf.
Proszę. Bo ja nie mam pomyslu… Nie che znowu wracac do liczenia i kontroli każdego kesa…☹️ Chyba muszę wybierać..
Ciekawe podejście do tego jest w książce kompulsywne jedzenie K.Hansen
Kochana, ale może to nie nadwaga! Może jako zawodniczka masz tyle mięśni po prsotu plus nie jesteś filigranowym chucherkiem z natury. Może bez sensu bijesz się z czymś co jest dla Ciebie normalne.
Moje pierwsze odchudzanie miało miejsce 22 lata temu.
A ja choruje na bulimię już 8 lat, z paroma przerwami może parotygodniowymi. Zamiast chudnąć jak na początku, zaczęłam tyć.
Od pewnego czasu co jakiś czas kluje mnie z lewej strony pod zebrem, morfologia niby ok, ale… boję się, że tak zepsulam swój organizm, że nie ma powrotu. Wpadam w jakaś formę nerwicy hipochondrycznej, boję się iść do lekarza, boję się diagnozy co w moim ciele jedt nie tak… Boję się śmierci, w ostatnim czasie zmarla moja mama i ukochana siostra, obie po 60-tce, ale strach ogromny i chęć podjęcia nogmalnego życia – również. Czy normalnie, czysto jedząc, wszystko wróci do normy? Ratunku!
Kochana, jedz normalnie, nie czysto. I wtedy tak, wszsytko wróci do normy.
Pozostaje nam najtrudniejsze zadanie życia: zaakceptować jaki film właśnie leci zamiast wcielać się w rolę krytyka filmowego…
Bardzo dobrze powiedziane!
Aniu, bardzo podziwiam Cię za Twój sposób myślenia. Sama, chociaż bardzo młoda, już zrozumiałam o co w tym wszystkim chodzi, między innymi dzięki Tobie, za co z całego serduszka dziękuję. Dzięki temu stałam się lepszym człowiekiem. Czuję się wolna.
„Oglądaj je i nie bój się. Jeżeli złapiesz się na tym, że widzisz horror i zaczynasz się bać, wróć do miękkiego fotela, w którym siedzisz. On zawsze jest w tu i teraz. W tu i teraz jesteś bezpieczna; cokolwiek działoby się na ekranie; rozwód, bankructwo, śmierć…
Bo cierpienie, moja kochana, jest wtedy, kiedy nie wiesz, że to iluzja. Ból – kiedy to wiesz. Ból mija naturalnie po jakimś czasie, cierpienie może trwać całe życie.”
Powiedziałabyś to komuś, kto właśnie dowiedział się o bolesnej, nieuleczalnej, postępującej chorobie?
Bez obrazy, ale ten cały tok rozumowania ma sens przy problemach właśnie kalibru bulimia, ale już nie przy np. wyniszczającyh, bolesnych chorobach na które nie ma lekarstwa.
Tak, właśnie to bym powiedziała takiej osobie. Tylko to ma dla mnie sens, jako pocieszenie; to że każdy jest bezpieczny w tu i teraz i nie trzeba bać się, tego, czego się doświadcza.
I że cokolwiek się stanie – będzie dobrze.
Ania, ja mam w sumie ten sam problem co autorka powyższego komentarza. Jestem osobiście entuzjastką 3P i bardzo pomogło mi zrozumieć siebie i swoją rzeczywistość, jestem naprawdę wdzięczna że na to trafiłam. Ale widzę też swoje uprzywilejowanie – jestem białą kobietą w europejskim kraju i tak dalej. Nie wiem, czy rzeczywiście ta filozofia ma sens dla ludzi, którzy żyją w krajach owładniętych wojną, czy są bezpieczni w tu i teraz. Pisałam ostatnio pracę o córce Fritzla i myślałam długo, jak zastosować 3P w takiej sytuacji, skoro z założenia jest to prawda uniwersalna. Czy osoba dla skrajnego przykładu więziona i torturowana – a niemało jest takich na świecie – może tej prawdy jakkolwiek użyć. Nic nie wymyśliłam.
Kochana, odpowiem na ten komentarz, ale tu muszę pomedytować dłużej jak to ubrać w słowa, ok?
Ale co da zamartwianie się? Co da narzekanie na los? Zmieni coś? Potupię nóżkami i choroba znika?Czyli nic tylko myśleć co się wydarzyło (pozytywy i negatywy z przeszłości) oraz czego się nie osiągnie lub co się wydarzy w przyszłości. Efekt: siedzi się w swojej głowie i ból staje się wtedy cierpieniem. Wtedy dopiero mamy horror… Więc lepiej jednak zaakceptować jaki film właśnie leci i oszczędzić sobie dodatkowego bólu. Bo życie czasem boli, tak samo jak czasem cieszy. A wszystko w nim mija: myśli, uczucia, ludzie, zwierzęta…..
Aniu. Jesteś niesamowicie zdeterminowana osoba. Podejmujesz ,,walke na argumenty” z zawodniczka bjj:) Przez lata zmeczyla mnie rywalizacja,, poboczna’ '( kat. Wagowe im jesteś niższej tym bardziej kobieca sportach walki… Zrozumie ta w temacie). Nie ukrywam.. . Twoja normalna/sensowna/logiczna argumentacja do mnie nie przemawia… Poszukam innej drogi posolkojac się Twoimi radami. Do bulimmi/ ortoteksji mi się wracac. Nie chcę. Fizycznie nie mam to siły.
Jeśli mogę krótko. Ja jakiś czas trenowałam trójbój siłowy i startowałam w IPF tam też są kategorie wagowe :) Bardzo się stresowałam przed ważeniem, bardzo, myśli anorektyczne nasilały się mocno… więc myślę, że częściowo rozumiem co masz na myśli, ale częściowo, bo ostatecznie każdy jest z nas inny! :) Gdybym miała coś dla Ciebie napisać to byłoby to to, żebyś poszukała pomocy najlepiej w realnym świecie :) Zarówno konsultacja z psychologiem sportowym jak i dietetykiem sportowym, poważna rozmowa z trenerem, a najlepiej cały pakiet! :) Taka współpraca może bardzo Ci pomóc! Powodzenia!
Kochana, nie podejmuję walki. Po prostu mówię jak jest. Można to wziąć lub zostawić. Ja tu tylko piszę :)
Kochana Aniu, mam pytanie.
Czy mogłabyś rozwinąć pewną kwestię, ponieważ czasem mówisz „to tylko myśli, nie trzeba się ich bać, bo nic nam nie zrobią” oraz jesteś przeciwna „tyrani pozytywnego myślenia”, natomiast w poprzednim poście napisałaś „myśli kreują naszą rzeczywistość”.
Według mnie to się kłóci i nie wiem którą myślą się kierować. Chciałabym to lepiej zrozumieć.
Będę wdzięczna <3
Ok, rozumiem. Może też napiszę na ten temat post. Muszę to – nomen omen – przemyśleć.
Dziękuję bardzo! ❤️ Ogromnie doceniam Twoje zaangażowanie, jesteś wspaniała! ❤️
Ponieważ pomiędzy tym jak widzimy wszystko negatywnie lub pozytywnie co jest tylko i wyłącznie naszym osobistym postrzeganiem/wyobrażeniem/interpretacją, co kreuje jak w danej chwili według nas wygląda świat, jest jeszcze środek który nazywa się rzeczywistość i właśnie o naukę spostrzegania rzeczywistości taką jaką jest naprawdę tutaj chodzi.