Czym jest akceptacja siebie?

Ostatnio dostałam pytanie od czytelniczki, które brzmiało mniej więcej tak: Aniu, jak Ty to robisz, że akceptujesz siebie w pełni i kochasz swoje ciało wraz z każdą jego niedoskonałością? Jak osiągnęłaś taki stan pełnego szacunku? Napisz coś o tym, bo ja też tak chcę.

Zadumałam się na chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Bo prawda jest taka, moje drogie, że ja tego stanu nie osiągnęłam i najpewniej nigdy go nie osiągnę. Nawet nie będę próbować, bo wygląda to dla mnie dość nierealnie. Nie sądzę też, że istnieje na Ziemi człowiek, który może śmiało powiedzieć, że jest w tym miejscu. No może tylko trzylatki, które jeszcze nie wiedzą, że „trzeba” oceniać i porównywać swoje ciało z innymi, pacjenci z demencją, którzy już tego nie wiedzą i ludzie, którzy dostąpili oświecenia i na takie problemy patrzą z wyrozumiałym uśmiechem. Cała reszta, chcąc nie chcąc, widzi swoje niedoskonałości i nie uważam, że je jakoś strasznie kochana.

Ale może nie o to tutaj chodzi? Jak dla mnie, akceptacja siebie, nie oznacza automatycznego pałania miłością do każdego aspektu swojej fizyczności. To nie jest tak, że osiągasz jakiś Święty Graal samorozwoju i od tego momentu nie oceniasz negatywnie swoich niekorzystnych zdjęć, nigdy nie myślisz, że jesteś gruba, brzydka czy nie taka. Za to zawsze, ale to zawsze, świecisz pewnością siebie, wyrażasz się o sobie tylko dobrze, a na plażę maszerujesz w kusym bikini i z podniesioną głową. I wszyscy zazdroszczą Ci charyzmy.

Bzdura!

Jak to wygląda w rzeczywistości? Powiem Ci na swoim przykładzie, bo uważam, że jednak akceptuję to jak wyglądam i kim jestem. Jednak mimo tego, mam do siebie czasami jakieś „ale”. Nie podoba mi się jak wyszłam na zdjęciu i stwierdzam, że mam grube ramiona. Bywa, że krzywię się przed lustrem do swojego odbicia i wzdycham, że wolałabym wyglądać inaczej. Kiedyś miałam kompleks okrągłej buzi i czasami wciąż zdarza mi się z tego powodu marudzić.

W sumie, to dość podobnie myślałam o sobie 10 lat temu. Tylko różnica między tamtą mną, a mną teraz jest taka, że ja tych marudzeń nie biorę na serio. Rzadko kiedy zwracam na nie uwagę i nie daję sobie nimi zepsuć humoru. A już na pewno nie próbuję robić nic w kierunku zmiany „na lepsze”!

Wiem także w głębi serca, że to co myślę, nie jest prawdą. Każdy czasami wychodzi dennie na zdjęciach, a moja buzia wcale nie jest jakaś okrągłą. To tylko moja nieszkodliwa wkręta. Nieszkodliwa, bo nie idzie za nią żadne działanie typu próba diety, klajstrowanie się tapetą czy zakrywanie włosami. Twarz jest jaka jest, whatever. Inna nie będzie.

Myślę, że wymaganie od kogokolwiek, by bez zastrzeżeń i zająknięcia był zawsze na 100% w zgodzie ze swoim ciałem, jest kolejną formą wyścigu szczurów. To stawianie sobie nierealnych wymagań, a potem frustrowanie się, że się ich nie osiągnęło. I oczywiście ocenianie się za to. Kolejny medialny standard, do którego nie dajemy rady doskoczyć. Sądzę jednak, że wcale nie musimy. No chyba, że mamy ambicję zostać jakimś cyborgiem.

Czym więc jest – według mnie – prawdziwa akceptacja siebie? To wyjście na plażę, mimo poczucia, że jestem gruba i każdy się gapi. To szacunek do swojego ciała; szacunek, a nie koniecznie wielka miłość. To danie sobie przestrzeni na czucie się gorzej, ale nie pozwolenie na to, by to poczucie zrujnowało Ci dzień. Akceptacja siebie to słuchanie wewnętrznego dialogu, który nawija, że jesteś nic nie warta, przy jednoczesnym poczuciu, że to nie prawda. I że Twojej wartości jako człowieka nie określają kilogramy, zmarszczki, cellulit czy fałdy.

Myślę, że to jest prawdziwa dojrzałość; być niedoskonałą, wiedzieć o tym i być z tym ok. I oczywiście nie mówię, że należy się zapuścić i nie zaadresować problemu groźnej nadwagi lub nie wyleczyć zepsutych zębów. Jednak to, że trzeba coś z tym zrobić, podpowie Ci Twoja intuicja.

Mówię tylko, że nie kupuję ani opcji zmieniania się na siłę, ani piania z zachwytu nad każdą swoją nierównością czy włoskiem. Te ścieżki prowadzą w przepaść. Z jednej strony mamy wysyp zaburzeń odżywiania, u kobiet, które zagalopowały się dążąc do „ideału”, z drugiej coraz częstsze przekonywanie nas, że kliniczna otyłość jest spoko.

A jeżeli miałabym wnieść tym tekstem jakiś postulat, brzmiałby on tak: Daj sobie tyle miłości na ile Cię stać i nie przejmuj się, jeżeli nie jest jej wiele. Ale cokolwiek by się nie działo, szanuj swoją cielesną powłokę, nawet jeżeli nie zawsze pasuje ona na Ciebie jak ulał. I nawet wtedy, gdybyś chciałabyś, żeby było inaczej.

*

Jeżeli potrzebujesz pomocy w prawdziwym zaakceptowaniu siebie, zgłoś się do mnie na coaching. Jeżeli chcesz, żebym pomogła Ci dojść do ładu z jedzeniem, zgłoś się do mnie na mentoring. 

Published On: 3 września, 2021Kategorie: Psychologiczna rozkminka
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

4 komentarze

  1. Avatar
    3 września, 2021 at 2:58 pm - Odpowiedz

    Kiedy myślę o akceptacji siebie i miłości do siebie to nasuwa mi się taka myśl, że warto patrzeć na siebie tak, jak patrzy się na inne osoby, które się kocha. Kiedy patrzę na swojego narzeczonego to dostrzegam pewne rzeczy, które mogły być „lepiej”, że urósł mu brzuszek, ze czasem ma gorsza cerę itp. Ale nie zmienia to moich uczuć wobec niego, szacunku, akceptacji i miłości, którymi go darze i nie próbuje go zmieniać. I moim celem jest patrzeć na siebie tak samo.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 14 września, 2021 at 3:33 pm - Odpowiedz

      Dokładnie <3

  2. Avatar
    Ilona 4 września, 2021 at 2:53 pm - Odpowiedz

    A ja naprawdę kocham się za to jakim człowiekiem jestem, nie za to jak wyglądam. Dla mnie to tylko powłoka, która nie jest wcale taka ważna. Wiele lat pracowałam na swój charakter, zmieniałam cechy, których u siebie nie lubiłam i robiłam rzeczy które mnie przerażały, ale często była to jedyna droga do zmiany na lepsze. I dzisiaj mogę śmiało powiedzieć że uwielbiam siebie! A niedoskonałości ciała też widzę, ale kto by się tym aż tak przejmował? Co ciekawe mam sporą nadwagę i może dlatego nie mogę schudnąć, gdyż ja siebie i tak kocham pomimo nadwagi i ten problem nie jest dla mnie tak ważny, aby dieta i odchudzanie stało się moim priorytetem.

  3. Avatar
    Just nature 15 lutego, 2022 at 10:50 pm - Odpowiedz

    samoświadomość i akceptacja siebie i swoich wad to podstawa! to naturalne że każdy ma wątpliwości, ale uwierzmy w siebie bardziej