Jak sobie wybaczyć?
Taka dyskusja na Wilczym Stadzie:
Jak pogodziłyście się z latami zmarnowanymi na ED, samoocenę bliską 0, stratą czasu na ED i innymi kwestiami związanymi z nałogiem?
Właśnie z tego wyszłam i widzę jak straszliwy miałam obraz siebie przez najlepsze lata mojego życia: 16-22.
Czuję, że pewne rzeczy umknęły mi miedzy palcami, np. kontakt z ludźmi, działanie w organizacjach, radość z życia, wyjścia ze znajomymi, cieszenie się, że jest się studentem i bycie tym studentem…
Jednak patrzę na facebook znajomych i przez ED zmarnowałam sobie kawał życia osobistego. Widzę jak nawet większe dziewczyny ode mnie cieszyły się życiem i miały gdzieś wygląd, bardzo mądrze.
Przez 6 lat skupiałam się tylko nad wyglądem, nie wychodziłam np. bo źle wyglądam, nie umawiałam się zbytnio z chłopakami, bo „za gruba”, nawet pisali do mnie fajni mężczyźni, ale nie zauważałam tego wcale, żeby byli zainteresowani. Teraz czytam swoje wiadomości i nasuwa mi się „wow, ten chłopak marzeń, kiedy stwierdziłaś, że za wysoka liga chciał się z Tobą umówić”.
Straszliwie tego żałuję, czasu na ED i właściwie 6 lat najlepszych lat doła i ciągłych depresji, robienia sobie krzywdy. Wiem, że te nastroje powodowało ciągłe jechanie na głodzie.
***
Jak wam się udało zamknąć przeszłość?
To ciągle do mnie wraca, przykre wspomnienia, żałowanie najlepszych lat na ED („jaka byłam głupia!”), dawania się wykorzystywać, psuje humor na cały dzień…
***
Nie umiem wybaczyć, hm, światu? Losowi? Przeznaczeniu? Tych straconych lat, tego braku znajomych, zabawy. Mam pretensje do świata, dlaczego akurat JA? Plus złość i gniew, Rady w stylu 'realizuj marzenia, żyj!’ są spoko, ale moim zdaniem ważniejsze jest nauczyć się wybaczyć. I tego, zwłaszcza z moim charakterem, nie umiem. Nie umiem pozbyć się myślenia 'WY, wy wszyscy, którzy się do tego przyczyniliście, SCZEŹNIJCIE W PIEKLE’… A wybaczyć samej sobie to już w ogóle, kosmos. :(
***
15 lat myślenia o żarciu… Czasem jestem na siebie wściekła.
No właśnie, jak wybaczyć sobie tę straszną, bezsensowną głupotę, jaką było ED? Kiedy w końcu staje się po drugiej stronie, można naprawdę złapać się za głowę: tyle lat w ześlepieniu, podczas gdy rozwiązanie było przez cały czas na wyciągnięcie ręki!
Znasz to? Mi takie myśli też przychodziły do głowy, ale szybko je odgoniłam. Bo co to da?
Zobacz, straciłaś 15 (20, 10, 5) lat, zupełnie tak samo jakbyś „straciła” je w więzieniu, w chorobie, w nieszczęśliwym małżeństwie. Tak po prostu potoczyło się Twoje życie. Fakt, dokonałaś złych wyborów, ale przecież to ludzka rzecz i zdarza się nawet (szczególnie!) najlepszym. Błędy to tylko lekcja i każdy dostaje swoją.
Przecież gdy w to wchodziłaś, nie chciałaś zniszczyć sobie życia; chciałaś tylko trochę schudnąć. Miałaś dobre, naiwne intencje.
Zobacz tę dziewczynę, którą byłaś wtedy, na pierwszej głodówce, na diecie… Spójrz jaka ona młoda i niedoświadczona; prawie dziecko. Jak możesz gniewać się za jej lekkomyślność?
I jak możesz się gniewać na siebie teraz? Już nie jesteś tamtym naiwnym podlotkiem (studentką, młodą kobietą). Ty – teraźniejsza- spłaciłaś już karę za jej błąd. Uniewinnij się i oczyść z zarzutów. Wybacz tej głupiej smarkuli, bo jej i tak już dawno tu nie ma. Nie męcz siebie za jej grzechy.
Wybacz także wszystkim innym, oni nie wiedzieli co robią. Tak, podali Ci truciznę, ale po co pijesz ją do dzisiaj? Nie wystarczy już?
Wybaczanie to i tak czyn czysto egoistyczny – uwalnia tylko i wyłącznie Ciebie. Ten, któremu wybaczasz, nawet nie musi o tym wiedzieć. Zrób więc sobie tę przysługę.
Teraz jesteś tu, nie tam. W końcu sobie poradziłaś, odwaliłaś kawał dobrej roboty. Nic tylko pogratulować!
I co teraz? Postanawiasz żyć tą okropną przeszłością do końca życia? Zmarnować ODZYSKANE, wydarte wilkowi lata na płakanie nad nią? Przecież właśnie wyszłaś na wolność, na słońce, na świat, a zamykasz na to wszystko oczy?
W takim razie decydujesz, że Twoja głowa dalej tkwi w tej klatce, a na klatce kładziesz gruby koc. Żadne smaki i zapachy teraźniejszości nie mogą się przez niego przedostać. Jest ciemno.
A przecież masz już wolne ręce, możesz go zdjąć. Dlaczego wybierasz dalsze duszenie się w żalu? Nie dosyć czasu już zmarnowałaś?
Nie czyń przyszłości zakładnikiem przeszłości, bo to wielka strata.
Jeżeli nawet byłaś w tym bagnie przez 5 lat, 10, 15 lat to jest ciągle tylko kilka – kilkanaście procent Twojego życia. A Ty postanawiasz oddać wilkowi 100%? Sama z siebie?
Mówisz, że zmarnowałaś najlepsze lata. A skąd wiesz? Nie baw się w Boga. Nie masz pojęcia co jeszcze jest Ci pisane.
Dla mnie najlepsze lata zaczęły się właśnie wtedy, gdy z tego wyszłam. Ja po prostu postanowiłam, że teraz jest mój czas – mój, nie wilka. Ty też możesz to zrobić, tylko zdejmij ten koc.
Z przeszłością i tak nie da się już nic zrobić. Nic a nic. Nie ważne czy biadasz nad nią i żałujesz, czy wyciągasz z niej wnioski – ona pozostaje dokładniuśko taka sama i zawsze poza Twoim zasięgiem, za plecami.
Jedyne co możesz zrobić to wyciągnąć z niej naukę. Odrób więc tę lekcję – „Już zawsze będę o siebie mądrze dbać” – i zamknij zeszyt.
Zrozum, każdy w końcu jest zmuszony odpuścić przeszłość. Ty także. Ale po co robić to na łożu śmierci? Równie dobrze można zrobić to teraz i zaoszczędzić sobie X lat.
A teraz pójdź o krok dalej i podziękuj za to co Cię spotkało. I poczekaj chwilkę, zanim wykrzykniesz oburzona, że zwariowałam.
Mi bulimia dała bardzo dużo.
Na przykład radość jedzenia; bez strachu i wyrzutów sumienia. Dla większości ludzi to czynność prozaiczna, a dla mnie to dar, codzienny cud, który nie przestaje mnie zadziwiać.
Dała mi szacunek do czasu. Wiem jak ulotne jest życie. Nie będę więc trwonić ani sekundy na robienie czegoś, czego nie chcę, na kłócenie się, na słuchanie negatywnych krzyków z telewizora, na autodestrukcję, na złe myśli.
Nauczyła mnie też doceniać wszystko co mam. Kiedyś żyłam za karę, na nieprzyjaznym świecie wśród złych ludzi. Teraz wiem, że po prostu nosiłam zniekształcające rzeczywistość okulary. Zdjęłam je i nie mogę nadziwić się tym wszystkim kolorom możliwości.
Bulimia dała mi empatię. Już nie oceniam ludzi jako: brzydki, gruby, głupi, debil. Wiem, że za każdym zachowaniem stoi czyjaś historia, czyjś ból, brak pewności siebie. Teraz widzę człowieka, a nie „kretyna”.
No i oczywiście dała mi Wilczo Głodną. Mi i Tobie. Po stokroć było więc warto.
Jeżeli pytasz raz po raz: Dlaczego ja?
Odpowiedz: A dlaczego nie? i idź dalej.
Ja też wiele straciłam i czasu niestety nie cofnę.ale wierze,że wszystko jeszcze przede mną..Jedynym moim plusem zaburzeń odżywiania jest to,że potrafię się cieszyć z byle drobiazgów dnia codziennego.Wręcz zarażam tym innych i wprowadzam słońce tam gdzie się tylko pojawię:)) To mi dały lata stracone i nie wiem czy dziś bym taka była gdyby nie to co przeszłam…..Też jestem za tym,żeby tego nie rozpamiętywać,bo najważniejsze jest to,że już się tam nie jest…czas odciąć się od tego i wyobrazić sobie,że nigdy ten problem mnie nie dotyczył i …żyć! Tak bardzo chcieć żyć!!!!! .P,S Wbrew pozorom trzeba też nauczyć się żyć bez wilka i się w tym odnaleźć.Jakby nie było był z nami prawie codziennie,powoli zabijał to fakt,ale została po nim pustka i trzeba ją czymś wypełnić i może stąd te powroty do tego co było….
A zauważyłaś, że rozpaczając nad tym, co straciłaś, nadal „TO” tracisz? Zamiast skupiać się na chwili obecnej, ciszyć się i przeżywać wszystko z radością, czas przelatuje Ci na rozpamiętywaniu co Ci uciekło. A „TO” nadal Ci ucieka.
Niby Ci żal, ze zmarnowałaś swoje życie, a nadal je marnujesz.
Powiedziałam sobie : WYSTARCZY, KURWA WYSTARCZY. Wstań kobieto z kolan. Patrzysz w przeszłość i się nienawidzisz. Za miesiąc,rok, chcę być z Ciebie dumna.
Nie jest łatwo, ale jaaaaaaaaaaaak warto! Patrzysz na ciasto i na patrzeniu się kończy. Nie rzucasz się na jedzenie. Nie rzygasz. Nie myślisz „Brzydzę się sobą” „To już ostatni raz”…
Żadna rzecz nie jest warta naszego cierpienia, a tym bardziej jedzenie.
Pięknie opisany klucz do prawdziwego szczęścia <3
Ktoregos dnia zapytalam siebie 'dlaczego ja?’ I odpowiedzialam dokladnie tak samo jak ty: 'a dlaczego nie?’. No bo dlaczego nie? Komus przytrafila sie zlamana noga a mnie anoreksja bulimiczna. I juz. Stalo sie. Nie ma nad czym biadolic. Nie wiem czy jestem z tym pogodzona w 100% ale staram sie nie definiowac przez to samej siebie. Czasem jest ten zal, tesknota za tym czego nie mialam, co mnie ominelo… ale to glupie zalowac i tesknic za czyms co nie bylo naszym udzialem. Wole brac udzial w zyciu ktore jest teraz niz rozpamietywac cos czego nie bylo.
Ten czas,kiedy zadręczałam się pytaniami „dlaczego ja??!!!” minął bezpowrotnie.Gdzieś po drodze dotarło do mnie,że takie samobiczowanie się jedynie umacnia mnie w ed, sprawia,ze nienawidzę siebie jeszcze bardziej. Pewnie, żal za zmarnowanych 20 lat jest gdzieś tam z tyłu głowy,ale nie myślę o tym, nie zastanawiam się już.Zyję chwilą obecną, jestem już zdrowa i wolna od ed. Co mi dało te 20 lat? nic pozytywnego, niestety. Przed anoreksja i bulimią byłam naprawdę fajną i wartościową osobą,straciłam to na bardzo długo…teraz powoli staram się wrócić do tego stanu.Nie zyskałam tego dzieki ed, bo taka własnie byłam zanim zaczeło sie piekło. Co zyskałam? dostałam taki „prezent” od ed… całkowicie zniszczony,ledwo funkcjonujący organizm,który teraz z całych sił probuję ratowac wraz z tabunem lekarzy. Nie zawdzięczam nic ed, nie mam tez im za co dziękować….to,że teraz wracam do bycia sobą sprzed choroby jest jedynie ” powrotem ” własnie, a nie czymś nowym, innym,czego wczesniej nie zaznałam
Aniu, mam problem ze sobą. Nie wiem czemu i skąd wzięło się u mnie poczucie niższości. Zawsze byłam jakaś inna, specyficzna… Chodziłam swoimi ścieżkami i byłam spokojnym dzieckiem, ale strachliwym, często też marzyłam. Mam zoofobię (tak naprawdę nie wiem skąd) i to w dużej mierze przyczyniło się do tego, że czułam się gorsza, jakaś dziwna. W gimnazjum zaczęły się u mnie dosyć poważne problemy, bo izolowałam się od moich rówieśników. W tym okresie też zaczęłam się niezdrowo odchudzać. Nigdy nie miałam i nie mam chłopaka, przyjaciół też nie, bo ja chyba nie umiem zadbać o relację z kimś, pielęgnować jej. Nie angażuję się, bo tak jest „bezpieczniej”. Bałam się, że nie jestem wystarczająco interesującą osobą i „normalną”, aby ktoś chciał się ze mną przyjaźnić albo pokochać mnie. Miałam koleżanki, znajomych, ale nigdy nikomu nie pozwoliłam się do siebie zbliżyć. Dlaczego ja tak mam? Dlaczego nie umiem inaczej…?
Mam niestety podobnie. Bardzo często czuję się z tym beznadziejnie, mam ochotę się zaangażować, znaleźć w końcu swoją bratnią duszę i już jestem o krok od tego, żeby pokazać swoje prawdziwe ja, żeby nie tłumić się i wejść w głębsze relacje, wyjść do ludzi, ale wtedy paraliżuje mnie jakiś strach przed odrzuceniem i pochłonięciem przez kogoś. Tak jakby przeszkadzała mi moja samotność, a z drugiej strony kurczowo się jej trzymam, bo przez to czuję się bezpiecznie, mam swój świat i tak mi lepiej. A to co najlepsze być może na mnie nie czeka, bo mam jakąś blokadę.
Ja nie muszę sobie nic wybaczać, bo pomimo ED, które w praktyce towarzyszą mi całe życie – z tym że z różnym nasileniem (były wielomiesięczne przerwy, kiedy prowadziłam tzw. normalne życie) zrealizowałam wszystkie swoje marzenia i plany, łącznie z podróżami. Po prostu jedno z drugim pogodziłam (nie wymiotuję, więc trochę mi było łatwiej, jak sadzę) lub się przyzwyczaiłam, nie wiem. Na pewno moje życie bez ciągłych myśli o jedzeniu pożądanym i zakazanym byłoby lepsze, pełniejsze i bogatsze, ale cóż, jest jak jest. Udało mi się nawet schudnąć 20 kg, utrzymać wagę, ale ED nie do końca się pozbyłam, powiedzmy mocno je ograniczyłam lub zamieniłam na inne (teraz mam coś w rodzaju ortoreksji). Nie zamierzam się nad sobą użalać ani tego roztrząsać. Idę dalej.