Komu potrzebna jest dieta?
Zazwyczaj praca ze mną na mentoringu zaczyna się od totalnej rewolucji w głowie mojej podopiecznej. Zdzwaniamy się na krótką rozmowę, podczas której rozwalam jej na dzień dobry wszystkie mity, jakie ma jeszcze w głowie na temat jedzenia, zaburzeń odżywiania i sposobu wyjścia z nich.
Za okno wylatuje bajka, że to będzie ciężka, dłuuuuga praca. (Nie, to będzie zmiana myślenia.) Albo ta, że bulimiczką jest się do końca życia, i „to” zawsze może wrócić. Nic z tych rzeczy. Bulimiczką jest się do kiedy się objada i wymiotuje i ani dnia dłużej. A samo nic nie wraca. To nie rak.
Pada także ten największy przesąd, że trzeba będzie jakoś specjalnie jeść by a) wrócić na dobre tory, b) pozbyć się nadwagi, którą Wilk nieodmiennie ze sobą przynosi. Że trzeba będzie być na diecie.
Yyyy… nope.
Kilka dni temu miałam taką właśnie dyskusję z moją nową podopieczną i ten ostatni koncept, poraził ją totalnie. No ale jak to? Przecież TRZEBA zrobić deficyt, by schudnąć! No ale to co? Mam jeść co mi się podoba, bez patrzenia na kalorie i makro? I będzie dobrze?
I w końcu padło to sakramentalne pytanie, o którym jest ten właśnie wpis: To dla kogo i po co w końcu jest dieta?
I moja odpowiedź – totalnie bez zastanowienia: Dla jej autorów, do nabijania sobie portfela kasą.
Tak, dla tego właśnie celu istnieją diety.
*
Jednak już następnego dnia zweryfikowałam odrobinę swój zdecydowany pogląd.
Rozmawiałam z moją inną podopieczną, która jest już u mnie od miesiąca. Od miesiąca się nie objada, a niedawno chwaliła mi się zdjęciem swojej bluzy, którą kupiła przed naszą współpracą, a która teraz na niej wisi. Oczywiście wszystko to przy normalnym jedzeniu uwzględniającym okazjonalne pierogi i gofry (Dżizas Krajst!)
Tak się składa, że Joanna jest też pielęgniarką i kiedy zaczęłyśmy temat, sprostowała trochę moje myślenie.
Ależ oczywiście, że dieta jest potrzebna! Na przykład pacjentom chorym na wątrobę. Tutaj jest wprost niezbędna, by wrócić do zdrowia! Także tym z cukrzycą bardzo się przydaje. No i jeszcze wszelkim alergikom i nietolerującym laktozy i innych glutenów. W takich przypadkach wprowadzenie ograniczeń i struktury w jadłospisie jest zasadne i bez tego ani rusz!
Co do reszty, nie jest, nie było i nie będzie. Kropka.
No dobrze, ale to jaki jest w takim razie lek na nadwagę czy otyłość? Jaki jest przepis na szczupłą sylwetkę? Co w takim razie powinniśmy zrobić, jeżeli nie to, co nam kładli do głowy od kołyski??? Ano odpowiedź na to pytanie jest, jak zwykle, banalnie prosta. Powinniśmy zacząć się ODŻYWIAĆ.
Co to znaczy? Już to samo słowo ma w sobie „życie”, „od-życie”, jak odnowienie. Coś, co to życie traciło, wraca do niego i trwa nadal, w pełni sił. Jakie to piękne, że mamy coś takiego jak jedzenie – pyszne, przyjemne, niezbędne, dobre….
„Odżywiać” znaczy dawać swojemu ciału wszelkie potrzebne substancje odżywcze, wtedy, kiedy ono się tego domaga i w takich ilościach w jakich się domaga. Nie karmić go syfem i przetworzoną żywnością. (I błagam, przeczytaj to, co ja tu faktycznie piszę, a nie to co Ci się wydaje, że mam na myśli. Mówię „nie karmić”, a to znaczy „nie czynić z tych produktów nasze jedzeniowej bazy”. Można je jednak jeść, jak normalny człowiek, w umiarkowanych ilościach.)
Odżywiać się to nie kombinować, nie cudować, nie wydziwiać. Słuchać swojego ciała. Ono nigdy się nie myli, ono nie ma żadnego innego interesu jak tylko utrzymać się w zdrowiu i zapewnić Ci długą, owocną egzystencję w tym życiu.
Autorzy modnych diet, mają w tym zgoła inny interes. Puśćmy ich z torbami. Już czas.
*
Właśnie taki tekst jest mi potrzebny, raz na jakiś czas by sobie czytać, czytać i czytać. Już,już,już prawie znowu zglupialam, no bo wiosna się zbliża,trzeba coś że sobą zrobić. I znowu kalkulator,makro i zapotrzebowanie. Bieganie. Dobra,biegać lubię,ogólnie uwielbiam być w ruchu … I kurczę,znowu zaczęłam jeść wg niby zapotrzebowania, po treningu piłam szejka bialkowego,no bo niby jest mi potrzebny, choć wcale głodu nie czułam. No u koniecznie do godziny po bieganiu. A gdzie ten mój głód? Nie dobijam kalorii,głodna nie jestem ale muszę coś zjeść. Eh,paranoja! I co jakiś czas wracam właśnie do takich Twoich tekstów „Wilczogłodna” i wracam na właściwe tory! Słucham siebie,jem kiedy jestem głodna, pije kiedy czuję że potrzebuje, jem to na co mój organizm ma ochotę, a czasem i coś slodkiego-no bo czemu nie? Uwielbiam cukierki trufle,zjem 1go..wystarczy. Kanapkę że smalcem teścia-omnomnom. I tak mi dobrze!!! DZIĘKUJĘ Uwielbiam Cię czytać! Tu jest tak mądrze!:)
też zaczynam jeść normalnie, doszłam do tego po tylu nieudanych dietach… owszem, zmieniam swoje nawyki żywieniowe, bo chcę być zdrowa, ale koniec z liczeniem kalorii, tego nie jem bo za późno, bo coś tam… tym razem postaram się słuchać swojego ciała. dziękuję, Aniu!
Dzięki tobie wyrzuciłam fitatu do kosza i teraz naprawdę czuję się wolna jak nigdy w życiu. Czasami odzywa się jeszcze głosik w głowie mówiący mi, że nie mogę czegoś zjeść, bo jest tłuste/słodkie/niezdrowe, ale szybko go zagłuszam. Po latach widzę, jaka kiedyś byłam ślepa, zatruwając sobie życie schematem „wszystko albo nic”. Naprawdę można czasem odpuścić ćwiczenia i zjeść lody wieczorem, świat się nie zawali. Kalkulatory kalorii i diety są nam do niczego niepotrzebne, jeśli uczciwie traktujemy swój organizm.
Ja też! Ja też dzięki Ani,wyrzuciłam do kosza fitatu!
Ja od ponad roku jestem anorektyczką ważę 42 kg przy 1.62 masz jakieś rady dla tych właśnie osób.? Widzę jak to zatruwa mi życie jak dużo się zmieniło oczywiście na niekorzyść.. Zero znajomych bo przy spotkaniach wypadach pizza hamburger a to zło.. Wiecznie wściekła płaczącą z byle powodu.. Każdy widzi jak wyglądam ale przecież każdy ma swoje życie swoje problemy… Rozumiem że trzeba zmienić myślenie ale mimo że staram się myśleć pozytywnie czuje taki ścisk w sercu taki bezsens totalny ZGRZYT .. Jak bym oszukiwała sama siebie bo w końcu jest źle..
Dziendobry, no co powiedziec?! Pani Ania ma recje i chuj! Przepraszam, ale inaczej tego nie powiem! Nie mialam moze nigdy anoreksji czy bulimi, ale do jeszcze nie dawna bardzo duze problemy z jedzeniem! Uprawiam duzo sportu, zaczelam robic jakies glupie diety w wieku 14 lat, glodzilam sie, efekty jojo byla zawsze predzej czy pozniej! Na przemiane glodowka i obrzarstwo po 5000 kcal!!!! Teraz mam 29 lat i dzieki pomocy Pani Ani wyleczylam sie z tego wszystkiego i wygladam i czuje sie lepiej niz kiedykolwiek w moim zyciu! Mam wytrenowane cialo i jestem szczupla i to bez liczenia kalorii! A najwarzniejsze w tym wszystkim to, ze jestem szczesliwa bo czuje sie wolna! Nie zartuje, jem tyle ile chce i jak czuje sie glodna, nie licze kalorii i makro, ale odzywiam sie tak do 90% bardzo zdrowo i wegansko, ale jem tez slodycze i pizze i wszystko w sumie ile mi sie chce, tylko wlasnie jak nakarmisz cialo wszystkim co mu potrzebne, to nawet nie ma sie ochoty na chipsy i slodycze! serio nigdy w zyciu bym nie pomyslala ze tak moze byc!!! Kiedys myslalam ze jak bym mogla jadlabym je codziennie, a tak no mi sie czasem zdazy tak co dwa tygodnie, ale konczy sie na JEDNEJ PACZCE I JEDNYM BATONIE/PACZKU itp! Serio Pani Aniu jest Pani Aniolem i jestem Pani bardzo wdzieczna za wszystko!
Jakbym czytała o sobie, toćka w toćke. Pozdrawiam
Czesc Aniu, im wiecej zastanawiam sie nad tematem wygladu, wagi i diet, tym bardziej dociera do mnie w jaki absurd nas wkrecono (teoria spiskowa :) Ktos wmowil nam, ze jezeli bardzo sie postaramy, to osiagniemy „idealna” (?) sylwetke, tylko muismy sie o to „postarac” – mniej jesc, wiecej cwiczyc, ograniczyc to i tamto.
A przeciez na chlopski rozum – przy takej roznorodnosci budowy ciala, jaka oferuje rasa ludzka, nie bedziemy wszystkie mialy 90-60-90. Gdybysmy wszystkie mialy byc smuklymi sarenkami, to tak mialybsmy zaprogramowane geny. Jak sarenki :) A tymczasem wiekszosc kobiet (i mezczyzn) ma przeciez „zwykla”, przecietna sylwetke, i to jest ok.
Sama lapie sie na tym ze (przymierzajac ciuchy) czesto mysle „musze schudnac”. To troche swiat na opak, jezeli chcemy dopasowac sylwetke do ubrania, a nie na odwrot, co? Nie bede pisac o tym jaka krzywde robia nam Insta i inne media, promujac nierealny/idealny obraz kobiety. Jednoczesnie same dokladamy cegielke do tego nierealnego wizerunku. Jako fotograf marze o tym, zeby przecietne kobiety pozowaly mi do zdjec, ale najczesciej spotykam sie z odmowa, bo „jestem za gruba, za stara, za…”. Wiec skad maja sie brac w mediach profesionalne, dobre zdjecia zwyklych kobiet, jezeli same dbamy o to, by nas w mediach nie bylo. I kolo sie zamyka.
Mysle tez czesto o tym jak skupiamy sie na utracie wagi, jako metodzie do osiagniecia szczescia. Za pol roku lato, wiec juz zaczynaja sie dyskusje o schudnieciu do bikini. Jakby to mialo zagwarantowac wspaniale wakacje. Sesja fotograficzna – jak schudne, slubna sukienka – koniecznie wymarzona taka, do ktorej trzeba zrzucic 10 kg.
Gdyby cala ta energie poswiecic na cos fajnego, spacery, czytanie, bycie z bliskimi…
Temat rzeka, sciskam.
Artykuł w samą porę. W ubiegły piątek zainstalowałam fiatu bo naogladalam się filmów pewnego trenera z YT że bez tego redukcja będzie ciężka.. a mam BMI w normie, przy dolnej granicy.. Dzięki Twoim artykułom i filmom z 39/40 kg przytyłam 10 kg w ciągu 8 miesięcy, dzięki Tobie zaczęłam rozumieć że trwanie w niedowadze nie ma sensu (zaliczona depresja, pobyt w szpitalu z powodu infekcji z którą odżywiony organizm spokojnie dałby sobie sam radę, anemia, brak miesiączki – dużo by mówić). Cały czas jednak chodzą za mną myśli że skoro już dobilam do wagi w normie to muszę teraz się pilnować (trzymam wyliczoną kaloryke na zerowym bilansie) i czasami celowo jem mniej jeśli dzień wcześniej zjadlam, np. 7 jabłek (przy BMI ==18 nauczyłam się extreme hunger w zdrowszej wersji, tj. owoce/ziemniaki z keczupem zamiast słoika masła orzechowego i połowy pizzy(serio!)). Na początku roku postanowiłam jeść normalnie (w zdrowej wadze) kiedy jestem głodna i.. waga poszła do góry o 3 kg, to przeraziło mnie na tyle że w poprzednim tygodniu znowu rzuciłam się na rady trenerów/dietetyków i innych fit ekspertów z internetu. Dlatego na zakończenie tego komentarza ponownie pozwolę sobie podziękować za ten post. Mam nadzieję że kiedyś mi się uda całkowicie od tego uwolnić i zaakceptować siebie w wadze 52 kg przy 161 cm, mimo że najlepiej czuje się ważąc 48 i jest to w normie BMI.. Dobra, wybaczycie te smęty byłej (?) anorektyczki. Pozdrawiam wszystkie Wilki!