10 powodów, dla których powinnaś przestać liczyć kalorie już teraz

Kalorie to nasza wilcza zmora. Zaczęło się w dobrej intencji; chciałaś schudnąć, poprawić sylwetkę, zrobić wrażenie na swoim byłym… i sięgnęłaś po liczenie kalorii. Przecież wszyscy to robią i każdy mówi, że tylko deficytem zbijemy wagę. No a jak go zrobić? Najlepiej wyliczając go skrupulatnie!

Na początku szło świetnie, a kilogramy leciały jak szalone. Potem jednak coś się stało; niekontrolowane napady na jedzenie, wzrost wagi, płaczliwość, zmęczenie psychiczne… I ani się obejrzałaś, a wpadłaś w sidła kalkulatorka i Fitatu, które zaczęły rządzić twoim życiem.

Teraz już sama nie wiesz co robić. Rzucić to? Kontynuować? Czy da się jeszcze wyciągnąć z tego coś pozytywnego? Ja sądzę, że nie i oto powody, dla których powinnaś przestać liczyć kalorie już teraz:

  1. Kalorie są wymyślone przez ludzi. To nie jest naturalny sposób regulacji przyjmowanego pożywienia. Ludzkość radziła sobie bez nich przez tysiące lat i jakoś nie wymarła z utuczenia czy głodu. Także większość ludzi na tej planecie, nie liczy kalorii, a mimo tego wygląda normalnie. Pomyśl tylko; czy każdy szczupły człowiek jest szczupły, bo sobie coś wyliczył? Zazwyczaj jest niestety odwrotnie: ci na wiecznej diecie, są najwięksi!

 

  1. Wartość kaloryczną danego jedzenia wylicza się, spalając je w specjalnym piecu, a przecież Twoje ciało nie jest żadnym piecem. Jest biologicznym, żywym tworem, które rządzi się prawami Natury. Nie masz pojęcia o większości procesów w nim zachodzących i nie wiesz, jak przyswaja ono pokarm. To o wiele bardziej skomplikowane niż 2+2.

 

  1. Gotowanie zmienia wartość kaloryczną produktów; na przykład taki indeks ich glikemiczny. Wyliczysz starannie wartość składników na zupę, a ta zupa będzie już czymś innym niż tylko sumą swoich tych składników. Nigdy nie przewidzisz wszystkich konsekwencji obróbki pokarmu.

 

  1. Liczenie kalorii jest niedokładne. Badania pokazują, że wartość kaloryczna danych produktów, może różnić się nawet o 20% od tego, co napisane jest na opakowaniu. I już widzę ten popłoch w oczach niektórych z was. To ja teraz będę odejmować od wszystkiego 20% aaaa!  Niech Cię ręka boska broni tak robić! Jeżeli tu jesteś, to i tak pewnie jesz za mało.

 

  1. Liczenie kalorii separuje nas od naszego ciała; sprawia, że go nie słuchamy. Zamiast tego słuchamy naszego umysłu, który zaczyna nieudolnie sterować naszymi potrzebami ciała. To trochę tak, jakby posadzić szympansa za sterami pasażerskiego boinga i kazać mu lecieć. Wsiadłabyś? Twoje ciało to doskonały superkomputer. Nie zastępuj go liczydłem.

 

  1. Nasze zapotrzebowanie na kalorie różni się każdego dnia. Raz miałaś ganiane w pracy, a potem poszłaś na długi spacer i zjadłaś tego dnia 2000 kcal, bo tak wyliczył Ci kalkulator. (Haha, pewnie wyliczył Ci z 1531, ale to tak na marginesie.) Następnego dnia siedzisz w domu, w pantoflach, przed telewizorem i też jesz 2000 (1531)? I gdzie tu logika?

 

  1. Licząc kalorie robimy sobie za duży deficyt. Raczej rzadko słyszę o tym, żeby ktoś uciął tylko 200 kcal od tego co jadł wcześniej, do swojego idealnego zapotrzebowania. Zazwyczaj każdy tnie do 1800- 1600 czy nawet 1200 kcal. No i potem dziwimy się, że się rzucamy na jedzenie.

 

  1. Liczenie kalorii wyczerpuje nas mentalnie i wpędza w obsesję. Tracimy spontaniczność i radość jedzenia. Wszystko trzeba zważyć i wklepać w apkę. A jedzenie na mieście? Przecież nie wiemy co tam jest w tym garze! No to może lepiej zostaniemy w domu? Nie zliczę nawet ile razy słyszałam o zerwanych przyjaźniach czy związkach z tego właśnie powodu. Powoli zamykamy się swoim małym światku wagi i wartości kalorycznych. O niczym innym nie potrafimy myśleć.

 

  1. Zaczynamy się bać jedzenia, sytuacji towarzyskich, siebie… Ta czynność nas absolutnie stresuje, a stres to kortyzol i adrenalina. Jesteśmy ciągle wkurwione, niespokojne, niemiłe dla bliskich. To powoduje dalszą izolację i smutek, co… sprzyja objadaniu się. A wspomniany kortyzol stawia kropkę nad „i’, ponieważ promuje tycie i utrudnia schudnięcie. Ja zawsze powtarzam swoim podopiecznym, że mniej jej zaszkodzą te „niezdrowe i kaloryczne” lody, zjedzone na spacerze z rodziną w ciepły dzień, niż stres, który sobie zafunduje, nie jedząc ich.

 

  1. Zaczynamy myśleć czarno- biało. Dzielimy jedzenie na dobre i złe; be i cacy. A jeżeli wpadnie coś „be”, no to hulaj dusza, piekła nie ma i objadamy się do oporu. A potem znowu wracamy skruszone do tyranii liczenia każdej kalorii z każdego kęsa jedzenia. Brrr

No dobrze. Co więc proponuję zamiast liczenia kalorii? Używanie swojego zdrowego rozsądku, który jest o wiele bardziej elastycznym narzędziem. Myślę, że spokojnie zaświta Ci do głowy, żeby zjeść kanapkę zamiast drożdżówki czy zamienić oranżadę na wodę z cytryną. Nie trzeba ku temu skomplikowanych obliczeń i cudów-wianków. Wystarczy chwilę się zastanowić.

*

Osobną kategorią jest tu także liczenie kalorii na tak zwanym 'recovery”. Często moje podopieczne z dużą niedowagą, dostają od dietetyka jadłospis na np. 2200 kcal i dziwią się, że nic nie przybierają. To są praktyki bardzo niebezpieczne, bo hamują naturalny głód ekstremalny, o którym wielu dietetyków (oczywiście nie każdy) zdaje się nie wiedzieć.

Żeby odbudować ciało, musisz odpalić wrotki i jeść, ile wlezie. A  będzie to coś w okolicach 4000-10000 kcal, czego oczywiście nie polecam liczyć.

Więcej o tym mówiłam w tych postach: Głód ekstremalny, Eksperyment w Minnesocie.

 

 

Published On: 1 czerwca, 2021Kategorie: Ogarnąć jedzenie
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

12 komentarzy

  1. Avatar
    Marcelina 1 czerwca, 2021 at 3:15 pm - Odpowiedz

    Super post. W szczególności zaintrygowal mnie podpunkt 2. Nigdy nie zastanawiałam się w jaki sposób wyliczona została kaloryczność produktu. Jak wyliczono wartość napojów?? Czy jest to w ogóle możliwe? Czy ktoś – odchudzający – się nad tym zastanawiał? Przyjęliśmy te wartości i podporzadkowalismy świat pod te cyfry.
    Niesamowite. Czuję że nas oszukano/jesteśmy oszukiwanie… jak… ,, psy Pawlowa”…

    • Avatar
      Zofia 1 czerwca, 2021 at 11:27 pm - Odpowiedz

      Co do psów Pawłowa, mam wrażenie, że całe dzisiejsze społeczeństwa są kierowane w podobny sposób, na tych samych mechanizmach, przez korporacje i polityków… niestety.

  2. Avatar
    Patrycja 1 czerwca, 2021 at 5:19 pm - Odpowiedz

    Nie rozumiem za bardzo, że trzeba słuchać swojego ciała. W jaki sposób należy to robić? Skąd mam wiedzieć czy moje ciało czegoś chce?

    • Avatar
      Zofia 1 czerwca, 2021 at 11:33 pm - Odpowiedz

      A jak to robią małe dzieci? Czują głód. Czasami mają na coś ogromną ochotę (i nie chodzi mi tu o każdą ochotę, każdego dnia, np. na tabliczkę czekolady)np. w trakcie wyjazdu na wakacje, to po prostu to jedzą. Myślą o jedzeniu tylko, gdy faktycznie są głodne lub widzą coś bardzo smacznego. Zresztą, ochota na konkretne składniki też jest sygnałem z ciała, że czegoś nam brakuje, że coś jest nie tak. Żeby słuchać ciała, wystarczy przestać przesadnie analizować to, co i kiedy jemy i po prostu jeść (oczywiście warto odżywiać się w większości zdrowo, bo narobimy sobie niedoborów i chorób).

      • Avatar
        Ciasto 2 czerwca, 2021 at 8:38 am - Odpowiedz

        Dzieci trzeba pilnować żeby zjadły.
        PrEciez one niechętnie jedzą zupę, obiad, kanapkę, bo są zazwyczaj zbyt zajęte by siedzieć spokojnie i jeść, Wola iść się bawić.

        • Avatar
          Zofia 2 czerwca, 2021 at 1:31 pm - Odpowiedz

          I to jest często błąd rodziców. Że zmuszają „bo jest pora jedzenia”

        • Avatar
          Magda 7 czerwca, 2021 at 11:51 am - Odpowiedz

          Ja nie zmuszam córki do jedzenia. Karmiłam piersią do 18msc. Do roku pila bardzo dużo mleka i próbowała różnych posiłków. Po parę łyżek zwykle zupki/papki no i do tego BLW, kładłam kawałki jedzenia i sama decydowała ile i czego zje. Teraz ma dwa latka i pytam na co ma ochotę. Jak nie ma ochoty to albo kładę coś w jej zasięgu albo po prostu robię coś dla siebie i męża, zwykle jak patrzy jak coś jemy, albo widzi coś na stole to w końcu się decyduje po jakimś czasie. Słodycze są ale oczywiście nie nielimitowane, wolę zdrowe desery i owoce i w sumie tak jemy też z mężem więc córka nie bardzo widzi żebyśmy się jakoś szczególnie objadali czekoladą itp. Wiem, że często w takich sytuacjach wstępuje u dzieci niedobór żelaza ale problem rozwiązałam domowym sokiem z czarnej porzeczki. Córka lubi też buraki i je mięso, nie jakoś dużo, chociaż ma takie dni, że zje więcej. Jak jest chora to też nie widzę powodu by wpychać w nią dużo jedzenia. I tak wtedy głównie leży. Najważniejsze żeby piła dużo. Moja mama zmuszała młodszą siostrę np do jedzenia ryb i teraz pomimo, że siostra jest już dorosła to ryby nie ruszy ‍♀️ Nic dobrego z tego nie wynikło. Ja zawsze uwielbiałam jeść i co, jedyne czego nie jem to sałatka ziemniaczana do której zjedzenia kiedyś zmusiła mnie babcia. Dziecko które ma dostęp do jedzenia i picia, w zdrowej sytuacji oczywiście, nie padnie z głodu. Jedyne na co trzeba uważać to ten niedobór żelaza bo powoduje to brak apetytu i przez to wszystko nakręca się coraz bardziej.

        • Avatar
          Magda 7 czerwca, 2021 at 11:58 am - Odpowiedz

          Co ciekawe ludzie często zwracają mi uwagę na to, że moja córka jest niejadkiem. Wydaje mi się, że mamy trochę mylne pojęcie tego ile dziecko powinno zjeść, co do wielkości tych porcji. Skoro córka ma dobre wyniki i dobrą wagę to skądś się to musiało wziąć. Pomimo, że wydaje się, że nie je dużo ;)

      • Avatar
        Patrycja 2 czerwca, 2021 at 2:15 pm - Odpowiedz

        A co jeśli jestem już wyuczona kcal produktów, wiem co ile ma kcal i też sobie wyliczyłam, że mam jeść To 1800 żeby utrzymać wagę bo tyle jadłam zawsze i waga się utrzymywała dlatego wiem, że nie mogę więcej i się boję jeść więcej i te kcal same mi się w głowie liczą

  3. Avatar
    Asia 3 lipca, 2021 at 4:57 pm - Odpowiedz

    Bardzo się cieszę, że trafiłam na ten post. Sama 2-3 lata temu, żeby osiągnąć wymarzoną sylwetkę wszystko ważyłam i liczyłam. Końcowo doszło do tego, że wyliczalam co do mililitra ilość mleka na kolację (nie mogłam wypić więcej niż 60ml, żeby zgadzały się kalorie i makroskładniki) albo że mogę zjeść 5 a nie 6 pomidorków cherry. Skończyło się to znienawidzeniem siłowni, zdrowego trybu życia i wszystkiego, co początkowo uświecało mi osiągnięcie wymarzonego celu. Miesiąc temu wróciłam na siłownię, a dieta… Pilnuje tylko, żeby pić przynajmniej 2 litry dziennie, posiłki jem z głową, po prostu robię mniejsze porcje i jem o stałych porach, i nigdy lepiej się nie czułam.

  4. Avatar
    Elżbieta 27 kwietnia, 2023 at 9:01 pm - Odpowiedz

    To wszystko prawda pod warunkiem, że nasze ciało pracuje prawidłowo i odczuwa głód i sytość. Nie zawsze tak jest niestety. Zaburzenia metabolizmu, hormonów trawiennych po wielu dietach, wtedy warto przez jakiś czas liczyć, żeby wiedzieć ile to jest porcja Zjem obiad i mogłabym kolejny, moje ciało nie odczuwa sytości. Argument, że tysiące lat ludzie żyli bez liczenia to jak argument, że bez prądu też żyli, bez leków i samochodów, bez mierzenia temperatury i cukru po posiłkach. Co do dzieci to gdyby pozwolić im jeść co chcą, żywiłyby się głównie węglowodanami.

    • Avatar
      Wika 21 kwietnia, 2024 at 10:20 am - Odpowiedz

      A skąd takie przekonanie, że gdyby zostawić dzieciom wolną rękę w wyborze jedzenia to jadłyby tylko węglowodany? Sa dzieci, które nie lubią przysłowiowej buły i nie czują się najedzone po takim posiłku. Moje dzieci lubią pizzę, pierogi, naleśniki itd, ale potrafią też domagać się jajek, mięsa, sera, papryki czy ogórków kiszonych. Widzę wyraźnie, że szukają równowagi, bo po momentach węglowodanowej obfitości nagle na obiad zjadają samo mięso i warzywa na parze a ryżu czy ziemniaków nie chcą ruszyć albo z kanapek zjadają sam ser z rzodkiewką a chleb zostawiają. Innym razem na odwrót. Obaj są zdrowi, szczupli i ruchliwi, więc chyba wszystko z nimi ok.