Krzywe zwierciadło
Przez wiele lat grałam przymusowo w taką okrutną grę:
„Zgadnij jak wyglądasz naprawdę”
Patrzyłam w lustro i jednego dnia wykrzykiwałam: Super, jest bardzo dobrze!
Drugiego widziałam ogromne uda i wystający brzuch.
Rano czułam się jak miss świata, wieczorem nie mogłam na siebie patrzeć.
Nawet idąc tą samą, długą ulicą raz łapałam swoje szczupłe odbicie w sklepowej witrynie, a w kolejnej – odbicie grubaski łapało mnie. Za gardło.
Jeden fałszywy ruch głowy i znikąd wypełzał i rozlewał się drugi podbródek.
Jeden nie taki skręt tułowia a jeszcze przed chwilą smukłe udo – pokryte teraz mchem cellulitu.
I to wszystko na moich oczach! Jak w jakimś koszmarnym śnie!
Z tą różnicą, że to się działo „naprawdę”.
Części mojego ciała mieszały się w tym chorym kalejdoskopie.
Raz wypadnie laska, raz wypadnie grubaska.
Nie znasz dnia ani godziny.
I to czasami jeszcze odzywa się echem.
Niespodziewanie tracę pewność co do tego jak wyglądam. Moje oczy mnie zwodzą.
Ale wiesz kiedy?
Kiedy zaczynam się na tym nadmiernie skupiać i zastanawiać.
Na przykład takie przejście z zimowych ciuchów na letnie, albo z letnich na zimowe.
Wyciągam je i przymierzam; które zostawić, które wyrzucić, jak leży zeszłoroczna sukienka?
Mój wygląd nagle wypływa na pierwszy plan.
Wtedy zaczynam czuć, że pół godziny przed lusterkiem to stanowczo za dużo i już sama nie wiem co widzę.
Albo jak przymierzę w sklepie coś za małego, a przecież to mój rozmiar!
I na chwilę głupieje.
Czy to ja, czy może rozmiarówka danego butiku?
Czy mogę ufać swojemu osądowi, skoro nie mogłam przez tyle lat?
No dobra, tak jest i nic na to nie poradzę. Ale teraz się z tego śmieję.
To mnie już nie smuci, nie drażni, nie wytrąca z równowagi.
Po prostu stoję i kontempluję zadziwiające właściwości ludzkiego mózgu.
Po czym lekkim wzruszeniem ramion strząsam stare obawy.
A może każda kobieta tak ma?
Może jeszcze nie raz będę wątpić, kiedy na dobre zaczną pojawiać się zmarszczki i siwe włosy?
Może to zupełnie normalne?
Wiem, że Ciebie to też trapi.
Czasami mieni Ci się w oczach.
Wyciągasz stare zdjęcia i widzisz wychudzoną chudzinę, a przecież pamiętasz jak dziś, że byłaś wtedy gruba!
Jak to możliwe?
Albo stoisz przed lustrem i próbujesz się połapać w tej dziwnej iluzji optycznej.
Nie bój się, to tylko nasza wilcza percepcja, krzywe zwierciadło.
Lek na to? Rób dalej swoje.
Po prostu zjedz kolejny normalny posiłek i nie schodź z dobrej drogi.
patrzeć i nie widzieć. to proces wypracowany do perfekcji. Zobaczyć ogląd sytuacyjny bez „zoomowania”. To co koi na chwilę to zagłuszanie własnych myśli opiniami faceta, czy przyjaciół „co oni we mnie widzą”. Ale czy nie jest to kolejne uzależnienie? Od innych? Nauczyć się patrzeć, patrzeć bez obrzydzenia, to kolejna bariera do pokonania, dla większości sądzę dłuższa od wypracowanego wilka
Bardzo dobry post, na czasie :) i te stare zdjęcia, które własnie niedawno oglądałam z towarzyszącą mi tą samą myślą. Spodnie z zeszłorocznych wakacji są dziś luźniejsze ale ten fakt jakoś mnie nie przekonuje bo poczucie „wielkości” mojego ciała (przy rozmiarze 34/36) jest solidnie zakorzenione. Mówię sobie wtedy, że to TYLKO ciało, z całym do niego szacunkiem, że JA to coś więcej. To mi pomaga zachować spokój.
Mnie się wydaje,ze lata swietlne mina az zacznę postrzegać siebie inaczej niz przez pryzmat ciuchow w rozmiarze xs. Teraz nosze S i w zwiazku z tym mam wieczny problem jak zrzucic te cholerne 3 kilo. W s jestem zerem w xs królową. Nad kiblem, ale z koroną. Obłęd.
No to czaj jak sie czulam, jak nosilam 42 (XL) … Swietnie to rozumiem.
Dzis mam 32 lata i donaszam ciuchy po 12letniej chrzesnicy, ktore sa na mnie za duze,a a w sklepie nawet XSki czasem sa za duze, na moich spodnicach jest napis: ”10-12 YO”.
Korona juz mi do tego kibla dawno wpadla i teraz staram sie ja wylowic i marze o czasie, gdy nosilam 36.
Przynajmniej moglam w sklepie i na flohmarktach znalezc ciuchy dla siebie, bo w 32/34 nie ma wielkiego wyboru, ale tez zylam w przekonaniu, ze to moj cel i szczescie.
No i mam :/
he he ja z kolei wręcz odwrotnie – przez długi czas nie miałam lustra (no oprócz małego w łazience) i nie mogłam widzieć siebie w tzw całej okazałości. I nie widziałam siebie, nie widziałam jak marnieję w oczach, dla mnie wyznacznikiem była waga a na twarzy wydawało mi się że jest ok. Jak rodzina mi zaczęła zwracać uwagę że strasznie schudłam to uważałam że się niepotrzebnie czepiają. Dopiero od jak zobaczyłam swoje zdjęcia z wycieczki we wrześniu zeszłego roku to się troche przeraziłam… bo faktycznie…. małe rączki, nóżki, i wielka głowa…. a od kilku miesięcy mam w końcu wielkie lustro na całą ścianę…. i dopiero teraz widzę do czego się doprowadziłam… hm…. a najbardziej niezrozumiałe dla mnie jest to, że z jednej strony chciałabym to zmienić tzn nabrać pełniejszych kształtów ale z drugiej strony perspektywa przybrania kilku kg na wadze przeraża mnie… przeraża mnie w tym sensie że później nie zahamuję biegnącej wagi w górę… i to tak masz babo dylemat.
Post idealny!
Męczy mnie nieustanne porównywanie wielkości moich ud do ud lasek na siłowni / ulicy / koleżanek. Nazywam je wielkimi żelbetonowymi klocami (słodko, prawda?).
I co najgorsze – one na serio raz wydają się wielkimi baleronami, a za chwile nawet fit!
Jeszcze lepszy absurd to taki, że gdy jestem na etapie czucia się baleronem, ale zważę się i okaże się, że schudłam – wtedy królowa! ABSURD!
Niestety jestem na etapie niezaakceptowania ud. Jem równo, zdrowo, czasem zdarzy się niestety wilk :( latam na siłkę no i w sumie, to jest po prostu chyba mniejsze zło..
Mam to samo. Latam na silke,srednio raz w tygodniu atakuje Wilk i wtedy przez około 2 następne dni czuje się grubo, natomiast wystarcza dwa dni zdrowego jedzenia i siłowni żeby czuć się już dobrze i myśleć że wcale taka gruba nie jestem a ten cellulit jakby zrobił się mniejszy.
Ten artykuł…. ojej on jest o mnie :-( Jak ja bym chciała to zmienić , ale coś mnie zatrzymuje i tkwię w tym chyba większość mojego życia a mam 42 lata. Zamiast cieszyć się tym co mam , zdrowiem moim ,moich bliskich, tym co osiągnęłam w życiu i tym co jeszcze jest przede mną , to ja ciągle się użalam :-( Wciągając w to moich bliskich którzy muszą na to patrzeć. Podobno jestem ładna i zadbana , tak mówi mi mój mąż i jeszcze parę osób, ale ja widzę kogoś innego :-( grubą…….. i wstyd dalej pisać co myślę o sobie :-( masakra …
Ha, to dokladnie o mnie !!
Wieczorem patrze w lustro i nawet jak zmyje makijaz, to mysle: ”O,Hania, wreszcie masz miesnie, troche przytylas, wlosy ci sie poprawily i dobrze (bo 42kg to zdecydowanie za malo jak na 32 latke 165 wzrostu) wygladasz na 16 lat, skoro ci tyle daja w sklepie, jak fajki kupujesz (tak, wiem, prawie rzucilam :) )” A potem wstaje rano, spogladam w to samo lustro i widze stara babe: zmarszczki, jakies przebarwienia, since pod oczami, obwisly brzuch (gdzie te miesnie z wczorajszego wieczora?), tylek i biust (albo to, co powinno byc biustem: gdzie te cycki, z ktorych jeszcze wczoraj bylam taka zadowolona ?? ), cellulit, przabarwienia, a na brodzie pryszcz wyskoczyl.
Co do zdjec z przeszlosci …
W wieku ok. 17 lat zrobilam sobie zdjecia ”motywacyjne”, czulam sie potwornie grubo, mialam tradzik (nie jakis straszny, ale dla mnie moja twarz wygladala jak pole wulkaniczne, a tu sie tylko tam czy siam krostki pojawialy) i wazylam 65kg. Wiec poprosilam wujka-fotografa, zeby cyknal mi pare fotek saute, dla motywacji. Czulam sie jak pryszczaty hipopotam, gdy zobaczylam te zdjecia (jedno w bikini, drugie w obcislej sukience, lososiowej, bardzo ladnej i eleganckiej, z niepopularnej jeszcze wtedy w ojczyznie marki H&M (no co, stara jestem), ktora w tamtym czasie robila naprawde swietne ciuchy, bardzo mi sie podobala, lecz jej nie nosilam, bo nosilam rozmiar 40-42, a sukienka miala 38 i bylam pewna, ze uwypukla dokladnie to, czego widac byc nie powinno i jeszcze w haftowanych dzinsach i kusej bluzeczce.
W ogole sie nie pomalowalam, na zdjeciach, we wlasnych oczach, wyszlam jak monstrum – pryszczaty hipopotam.
Gdy dzis, z pewna taka niesmialoscia, pokazuje te zdjecia znajomym (obojga olci) wykrzykuja na ogol: ”Hania! Wtedy wygladalas super, czego ty chcialas??! Jaki makijaz, przeciez tych pryszczy wcale nie widac, a gruba ? Po…lo cie ??”
Wiec widzimy wszystkie z perspektywy czasu, jak zmieniaja sie priorytety, dzis chce normalnie jesc i przytyc. A wtedy marzylam o szczuplej sywetce i musialam pchac reke w gardlo – dzis marze o tym, zeby nie pojawil sie odruch automatyczny …
no po prostu idealnie trafiłaś. Nieraz przeglądam zdjęcia, kiedy było 10 kg mniej i pamiętam jak wtedy miałam sobie wiele do zarzucenia…
A ja patrzę na zdjęcia sprzed sześciu lat i nie mogę się nadziwić jaka byłam piękna. Wtedy, na szczęście, byłam tego świadoma. Teraz 40 kg więcej… Naprawdę nie ma się czym zachwycać.
Jakieś 3-4 lata temu czytywałam sporo blogów fitnesowo-dietowo-outfitowo-motywujących. Z wnikliwością śledczego i dociekliwością naukowca analizowałam parametry lasek zamieszczających tam swoje zdjęcia oraz dane liczbowe. Oczywiście byłam wtedy pryszczatym hipopotamem (dzięki Hanna za to określenie – idealne :D) . Na jednym z blogów autorka prezentowała swoją idealną, sportową figurkę – stała tyłem do obiektywu w letnich biegowych outfitach. Była cudna. Taka zdrowa, jędrna i ponętna. Udało mi się tak wykręcić przed lustrem, aby – także w letnich biegowych outfitach – zrobić sobie identyczną fotę porównawczą.
Kiedy zestawiłam te fotki obok siebie…..
…..
Pewnie się domyślacie.
Z linijką w dłoni porównywałam na monitorze nasze talie, biodra, uda.
…..
Byłam IDENTYCZNA jak ta bogini.
Na innym blogu dziewczyna, która baaaaardzo dużo schudła – z ponad 100kg do ok 60 – i na zdjęciach wydawała mi się apetycznie drobna – podała swój wzrost i wagę. Była ode mnie 5 cm niższa i 5 kg cięższa. Jej BMI było o 4 większe niż moje.
To były ważne odkrycia na temat krzywego lustra.
I nigdy żaden siwy włos ani zmarszczka – mam 43 lata – nie były dla mnie powodem do zmartwienia. Natomiast każde 100 gram czy każdy 1 cm na plusie – drama na cały tydzień, do następnych pomiarów.
Lustra wciąż omijam wzrokiem.
Kochana, mocno trzymam kciuki za Ciebie.
Jakbym czytała swoje własne słowa, ta laska i grubaska na przemian i oglądanie się w witrynach sklepowych :( A zwłaszcza zdjęcia sprzed lat, kiedy jeszcze tkwiłam gdzieś w zawieszeniu między anoreksją, a bulimią i wyglądałam jak zagłodzone dziecko – co przyznaję w pełni przekonania – a wciąż pamiętam, jak gruba się wtedy czułam. Zresztą od niemała 10 lat ciągle czuję się gruba. Porównuję się ze wszystkimi koleżankami, przyjaciółkami, dziewczynami mijanymi na ulicy, a już najbardziej, kiedy chodzę na fitness. Czasami czuję, że nigdy nie będę mieć siły się z tego wyplątać…
Szkoda, że cały ten blog jest adresowany tylko do kobiet. Znacie może coś dla mężczyzn?
Nie sądzę niestety. Myślę jednak, że jeżeli przefiltrujesz te wszystkie damskie sprawy, znajdziesz tu dużo dla siebie. Bo zaburzenia podstawa jest ta sama.
A może mogę zrobić z Tobą wywiad? Właśnie z męskiego punktu widzenia?
Pytanie jak przestać tak patrzeć na siebie, gdy inaczej nie umiesz..
Pytanie jak przestać tak patrzeć na siebie, gdy inaczej nie umiesz..
Zacznij jesć w sposób niezaburzony, a zobaczysz, że zaczynasz inaczej na siebie patrzeć. Przysięgam.