Ale moje „ale” było za duże
Chciałam
W końcu zjeść do syta, ale pomyślałam, że przytyję
Zachowywać się normalnie, ale zapomniałam co to znaczy
Skończyć z restrykcjami, ale nie wiedziałam jak
Nie mieć zaburzeń odżywiania, ale nie rezygnując z rozmiaru XS
Już już się za to zabierałam, ale wypadło coś innego
I znowu zapomniałam
Chciałam
Mieć okres, ale bez jedzenia więcej
Schudnąć, ale szybko. Na wczoraj
Poczęstować się na imprezie, ale nie wystarczyło mi odwagi
Odpuścić ze sportem, ale trzeba było spalić tę ostatnią „nadwyżkę kaloryczną”
I tak tak prawie, ale jednak nie dzisiaj
Chciałam
Mieć szczupłe ciało, a mam ciało chore
Być królową Instagrama, a stałam się jego ofiarą.
Nie objadać się w końcu, ale jakoś tak wyszło
Nie przeczyszczać się, ale dyskomfort był za duży
I obiecuję że to zrobię, ale potem: od poniedziałku, nowego roku, od urodzin.
Chciałam
Mieć fajne życie, ale się nie udało
Cieszyć się z głupot, ale miałam depresję
Zdobywać świat, ale nie miałam na to siły
Być dobra dla innych, ale byłam na to zbyt głodna i wściekła
A teraz jest już za późno
Chciałam być wolna, ale się bałam
Na nagrobku wyryją mi ilość kilogramów, które udało mi się ważyć.
Bardzo przemówił do mnie ten tekst. Ja ciągle myślę, że jestem za gruba, a życie mi ucieka tylko na myśleniu o tym…
Mocne.. Łezka poleciała…
Kilka dni temu zmarła moja znajoma – od lat zmagała się z otyłością i cukrzycą. To, co uderzyło mnie najmocniej, to myśl, że podobny los może stać się moim udziałem za x lat o ile nie wezmę za siebie odpowiedzialności i skończę z moimi „ale…”. Ponownie zaskakuje mnie ten brak troski o samą siebie: karmiąc piersią syna z AZS nie miałam problemu, by trzymać się diety; z zaniedbaniami dietetycznymi męża walczę jak lwica, żeby czuł się dobrze; a ja sama… jak zwykle znajduję jakieś bezpieczne „ale”. Ale nie poddaję się w dojrzewaniu. Powodzenia Wilczyce!
Beznadziejny ten wpis. Zapychacz, byle coś wrzucić
Mało konstruktywny komentarz, moim zdaniem bardzo ładny wpis i do mnie przemówił. To że nie przemówił do Ciebie nie znaczy, że jest beznadziejny.
Łatwo tak po prostu napisac”beznadziejny zapychacz”…i co ulzyloCi Adrian,ze wyrzygales gowno wart komentarz…poczules sie lepszy,madrzejszy…osoby wilczoglodne i wogole uzaleznione moga w100%identyfikowac sie z tym trche jakby wierszem ale najlepiej tak po polsku podciac skrzydla zeby przypadkiem ktos nie poczul sie lepiej…bo czytajac wpis p.Ani mozna poczuc ulge,ze jest ktos kto nas rozumie.
Troche sie rozpisalam w poprzednim komentarzu a chodzilo mi o to,zebys nie”plul jadem”na prawo i lewo a take negatywizmy zachowal dla siebie:)
Tak, życie mi ucieka. Myślę jedynie o jedzeniu kaloriach, ćwiczeniach. Mówię sobie „od jutra zjem więcej kalorii” i stojąc w sklepie wybieram produkty najmniej kaloryczne. Mówię sobie „co z tego jak dziś nie poćwiczę” kończę jednak płacząc z bólu podczas intensywnego treningu, nawet w środku nocy. Ja chyba nie potrafię… To jest ode mnie silniejsze. Widząc się w lustrze myślę „czemu inni mogą jeść ile chcą, a są chudzi?”. Wszyscy dookoła zauważyli zmianę, to już nie jestem ja.
Kochana, to chodź do mnie na mentoring. Pokażę Ci jak przezwyciężyć ten strach. Strach jest w swojej esencji tylko myślą, niczym więcej, naprawdę. Tylko trzeba to zobaczyć.