O marzeniach
W końcu wyszła moja książka w wersji papierowej. Maleńki nakład, który jeszcze przed opuszczeniem drukarni rozszedł się w połowie.
Ale jest. Słowo znowu stało się ciałem.
Ale nie o książce chcę tu pisać, tylko o marzeniach właśnie.
Gdy byłam chora, nie miałam marzeń. Celowo dusiłam je jedno po drugim.
Bo po co mi one? W głębi duszy, byłam przekonana, że i tak się nie spełnią, więc po co się łudzić? Żeby potem cierpieć?
Ja się wewnętrznie poddałam. Wywiesiłam białą flagę.
Zamknęłam się w skorupie choroby. Tu będę mieszkać! W tym ciasnym światku! I precz z łapami!
Tak upłynęła ponad dekada.
Dopiero wiele lat później odkryłam, że można marzyć. Od tego zaczęło się moje zdrowienie.
Od myśli: Chciałabym żyć bez Wilka…
Następnie to marzenie poparłam działaniem, czyli przekształciłam je w cel. A resztę historii znacie.
Ta połamana osoba jaką byłam, nauczyła się chodzić, a potem biegać.
Teraz stwarzam rzeczy, które absolutnie nie miały szansy zaistnieć.
Wilk powiedziałby: publikować? podróżować? przyjaźnić się i kochać? Chyba śnisz!
Tak, śnię. Na jawie.
I właśnie wydałam książkę – najzupełniej papierową.
A przecież kilka miesięcy temu było to w ogóle niemożliwe! Za drogie, za trudne, niewykonalne.
A ja i tak o tym marzyłam, wbrew wszystkiemu.
I stało się.
Jak to mówił Jacek Walkiewicz – marzenia są odświętne, marzenia to luksus. Warto je mieć i pielęgnować to jedyne w swoim rodzaju pragnienie, które ze sobą niosą.
To pragnienie, z którego płynie siła do życia. Oj tak.
Jeżeli chcesz jeszcze „załapać się” na egzemplarz moich marzeń, kliknij TUTAJ
Jeśli, jest nieaktywny, znaczy, że nakład został już wyprzedany.
Jeżeli kupiłaś już mojego e-booka, sprawdź swojego maila, na którego wysłałam Ci specjalną zniżkę.
Ja już czekam na swoją <3 dziękuję!
Moze jakis post „wilk w domu z toba sam na sam” ;)
Jest podobny o tym co robić w przypadku ataku, ale jak będę miała jakąś inspirację to napiszę:)
Cześć, nie wiem, czy dotarły do Ciebie newsy z blogosfery, dziewczyna o nicku „Eris.” podszywa się pod różnych blogerów, m.in. pode mnie. Kradnie tożsamości, cudze prace tekstowe, graficzne, generalnie paranoja. Pod moim nickiem ukradła felietony Humanistki na Obcasach i grafiki kilku osób. Zapewniała, że prowadzi moje blogi (Karny Kaktus, Pomackamy, na którym też się udzielam), na różnych forach kopiowała opis mojego życia i mówiła, że pochodzi z mojego rodzinnego miasta (musiała dość dobrze stalkować mnie i moje blogi…). Dlaczego piszę? Bo pod Twoim nickiem również działa, np. tutaj: http://my-art.pl/portal.php?article=1
Na jednym z for, na których większość akcji miała miejsce, podawała się za autorkę Twojej strony (niestety możliwe, że została tam już zbanowana). Te fora to: fragowcy.pl / kuleczky.pl / unitedfrag.pl / csowicze.pl i wielu innych (lista wciąż rośnie). Eris podszywała się również pod Leleth, znaną tatuatorkę Fuki’ink i pewnie kilka innych osób. Występuje też pod nickami: Eris., Milejdi, Milejdi Eris., Discordia., Diskordia., Dyskordia. (i inne wariacje), Rosie. + te, które kradnie. Charakterystyczna jest kropka na końcu jej nicka, zwykle jej używa. Nazywa się Joanna Michalska, jeśli to prawdziwe dane. Mówi, że mieszka w Birmingham, ale jej IP wskazuje na Polskę.
Pomyślałam, że dobrze by było, gdybyś o tym wiedziała.
Pozdrawiam,
Deneve
Dzięki za info! Serio już ludzie nie mają co robić ze swoim czasem.
Szkoda tylko że z takiej choroby Wilczo głodna zrobiłaś sobie sposób na zarabianie pieniędzy…..Ja rozumiem wydać książkę i ją sprzedać, ale wszystko co jest na blogu jest płatne…Walczyłam z tą chorobą 11 lat, wyszłam z niej sama i jestem zdrowa od 5 lat.
Tak? Który z moich prawie 100 wpisow jest płatny? Który z 50ciu filmików? A wpisy na Insta, Snapchat też? Za który z tysięcy maili na które odpowiedziałam wzięłam kasę? Płatna jest tylko książka i mentoring (praca jeden na jeden).
Jak do tej pory zarobilam na Wilczej takie kokosy, ze ho ho. Zdolalam sobie opłacić hosting przez kilka miesięcy pod rząd. Luksus.
Rozumiem, że jak idziesz do jakiegoś specjalisty to też wymagasz, że przyjmie Cie za darmo?
A może ja mam wymagać od sklepikarza zakupów na kreche, bo przecież żyję misją?
Aniu, olewaj takie komentarze (tak, wiem, że łatwo powiedzieć). Zwykle pisza je osoby, które nic o Tobie nie wiedzą.
A propos pieniędzy – dietetyk, terapeuta, psychiatra, lekarz, coach, trener osobisty, wszyscy biorą pieniądze za swoją pracę, wiedzę, poświęcony czas. To jest normalne i nie trzeba się z tego nikomu tłumaczyć. Co jest dziwnego w braniu pieniędzy za uslugę, która komuś pomaga? Nie rozumiem, czemu ludzi tak to dziwi.
No wiem kochana, ale właśnie wczoraj zdałam sobie sprawę, że od roku nie kupiłam sobie nowego ciucha, bo wszystko idzie w Wilczą :)
I też, czego nie przeczytacie nigdzie, zrezygnowałam z pracy, żeby móc to robić. Więc jak czytam takie rzeczy, to po ludzku mnie boli. No cóż. Robię swoje. Życie jest piękne :D
A ja myślę że Ani za tą ogromną pracę pieniądze się należą. Wiem Aniu że wcale ich nie bierzesz. Ale, pomaganie zajmuje czas. Jeść coś trzeba. Dobra praca powinna być wynagradzana! Takie moje zdanie.
Krew mnie zalewa jak widze takie komentarze.. Aniu Ty jestes jak miód na serce, ja piszę do Ciebie w chwili kiedy nikt inny mnie nie rozumie, a Ty jesteś.. zawsze odpiszesz.
SAM, a może sama zabierzesz się za taką działalność?
Skoro to napisałaś, mogę się tylko domyślać, że pojęcia nie masz o tym co Ania robi oraz ile temu poświęca czasu kosztem swoich zarobków i życia prywatnego.
Choć oburzona Twoim komentarzem SAM, cieszę się, że sukces zawdzięczasz JEDYNIE SOBIE.
Ja osobiście potrzebuję Ani i tej społeczności by trwać w postanowieniach, potrzebuję tej „opieki” i wsparcia.
Choćbym miała wygrzebać ostatni grosz to z radością będę wspierać każde Jej działanie.
Aniu, choć e-book mam, z przyjemnością zamówiłam wersję papierową, by ją poczuć i mieć na widoku.
Proszę, nie przejmuj się takimi infantylnymi komentarzami.
ściskam:-*
SAM chyba nie do końca jesteś taka „zdrowa”,nikt zdrowy nie wchodzi na blogi o bulimii.Poza tym skoro twierdzisz ,iż wszystko na blogu jest płatne,to zapłaciłaś za wejście na niego ?zapłaciłaś za napisanie komentarza?Chyba cierpisz na schizofrenie..bo to co napisałaś to urojenia…brak słów.Ja rownież potrzebuję Ani i to co ta Dziewczyna robi dla Nas wszystkich chorych jest niepojęte..bo Ona z własnej woli,z szczerego serca..leczy dusze.Pozdrawiam..i trzymam kciuki za Nas wszystkie Dziewczyny..uda się :)
Co rusz tu zaglądam i podziwiam, podziwiam…Dużo wartościowych i mądrych rzeczy pisze tu Pani. Gratuluje odwagi i siły! Będę nadal tu zaglądać i trzymać za Panią kciuki. Nie chcę za bardzo słodzić…to nie w moim tonie;) ale naprawdę jestem pod wrażeniem. Marzenia zawsze warto je mieć… na przekór wszystkiemu, mimo wszystko
Mam, mam, już mam ją w swoich łapkach:):):):):)
Pachnie cudnie, pachnie wolnością.
Tak sobie właśnie pomyślałam, że Twój odręczny wpis na pierwszej stronie sprawia, że ta książka będzie „żywa”.
To tak, jakbyś była gdzieś blisko i czuwała…obserwowała i groziła paluszkiem, kiedy chcę otworzyć klatkę wilkowi;-)
Dziękuję Aniu za książkę i gratuluję pierwszego „dziecka”.
ściskam.