Świadectwa
Dzisiaj chcę Ci przedstawić trzy poruszające świadectwa Wilczyc, które pokonały zaburzenia odżywiania wykorzystując wiedzę znalezioną na tym blogu. Nie były one ani u mnie na kursie, ani na mentoringu, ani nawet za bardzo ze mną nie korespondowały. Po prostu czytały i działały.
Proszę, zainspiruj się tymi historiami i zobacz, że Ty także możesz wyjść z kołowrotka rujnującego Ci życie.
Nie, to nie jest łatwe. To wymaga wiedzy (Wilczo Głodna do usług) i własnej pracy (liczę na Ciebie), ale jest to proste; proste i piękne. Zupełnie tak jak sama natura, która zadba o Twoje uzdrowienie, kiedy tylko przestaniesz jej przeszkadzać.
Kilka lat temu
Hej!
Nie wiem czy pamiętasz, ale pisałam do ciebie maila jak miałam 15-16 lat i zmagałam się z bulimią. Chciałam ci podziękować za to ze po prostu jesteś. Czytałam twojego bloga i oglądałam dużo twoich filmików na YouTube, dzięki którym uświadomiłam sobie że niszczę swoje ciało od środka. Chodziłam do psychoterapeuty i też bardzo mi pomógł. Tłumaczył, że nawet jak zjem słodkiego batona i zacznę się uczyć to i tak mój mózg zużyje całą tę energię.
Dzięki tobie zaczęłam się interesować dietetyką i mam zamiar zostać psychodietetykiem i pomagać ludziom z zaburzeniami odżywiania.
Teraz normalnie jem, dbam o siebie i nie przejmuję się tym, że przytyję pół kilo jak kiedyś. Jesteś naprawdę wspaniałą osobą i podziwiam cię za to robisz dla nas wszystkich.
Buziaki,
Monika
Rok temu
Nie chcę się rozpisywać, ale w skrócie: w zeszłym roku o tej porze ważyłam 54 kg przy wzroście 180 cm. Dziś patrząc na te zdjęcia, płaczę. Teraz jestem o 20 kg „grubsza”, ale jestem szczęśliwą i piękną kobietą z pełnymi biodrami i fałdką na brzuchu. No a przede wszystkim jestem w 10tym tygodniu ciąży!!! Moje hormony zaczęły pracować dopiero w listopadzie. Odblokowała się przysadka i powoli zaczęło wszystko wracać do normy.
Z zaburzeń wyszłam dopiero wtedy, gdy zaczęłam jeść tyle ile chciałam i to co chciałam i – uwaga – to wcale nie były śmieci i słodycze!
Postanowiłam jeść to na co mam ochotę. Wytłumaczyłam sobie, że ciało wie co robi i nie pozwoli sobie na nadwagę. Ciężko było wymieniać całą garderobę jak rosłam, ale wiedziałam że jeśli chcę odzyskać zdrowie i mieć dziecko – nie ma wyjścia.
Dziś jestem totalnie wolna od myślenia o jedzeniu. Jem kiedy mam ochotę i różnie; raz zdrowo, raz mniej zdrowo, ale nie myślę o tym!
To niesamowite, ale widocznie to wszystko było po coś. Obiecałam sobie i mężowi, że już nigdy, przenigdy nie podejmę się odchudzania, a paradoks był taki, że ważąc 54 kg dalej miałam moją fałdkę na brzuchu, szersze biodra i spore uda.
Wszyscy boją się przytyć, a prawda jest taka, że nasz organizm wie ile ma ważyć. Moja waga, zanim zaszłam w ciążę zatrzymała się na około 73 kg i stała w miejscu. Teraz będziemy rosnąć, ale to będą najpiękniejsze kilogramy w moim życiu.
Pozdrawiam i całuję gorąco,
A.
Tydzień temu
Cześć Aniu Kochana,
Jak to się mówi, nawet nie wiem od czego zacząć. Po masie diet, trenerów, instagramowo-fejsbukowych, inspiracji i rozpaczy TRAFIŁAM NA TWÓJ BLOG, BLOG-CUD.
Nie wymiotowałam nigdy, ale jadłam tony śmieci i słodyczy, kompulsywnie, zawsze sama i w ukryciu jak przestępca najgorszy. Ale w sumie przestępcą byłam. Okradałam siebie i swoje ciało.
Dzisiaj minął siódmy dzień beznapadowo, bez marzenia, pragnienia i przymusu obżarstwa oraz włożenia w siebie tony słodyczy.
Ale od początku: zawsze byłam „przy kości”. Od kiedy pamiętam dietowałam się na przemian z objadaniem. Dziś mam 32 lata, przed kilkoma miesiącami skorzystałam z diety trenerskiej…. schudłam. A potem zaczęło się podjadanie. Ciało zaczęło się dopominać o spłatę długu… z dużym procentem. Przytyłam, rzecz jasna. Wpadłam w taką pułapkę – emocjonalne i mentalne więzienie, że takiego strachu jeszcze nigdy nie czułam. Ja, wysokie czarne ściany, jedzenie i czarna rozpacz, żeby pasowało kolorystycznie. Nie wiem jakim cudem wklepałam coś w Google i pojawiłaś się TY – anioł nasz.
Jestem osobą wierzącą, więc to chyba była boska interwencja, bo byłam na takim dnie rozpaczy zapętlona, że tylko Pan Bóg wie. „Uzdrowienie” moje to jak zrzucenie ciężkich łańcuchów z rąk, zdjęcie maski z oczu i złapanie świeżego powietrza po latach siedzenia w ciasnej celi.
Wystarczy zacząć JEŚĆ DOBRE ŚNIADANIE I NORMALNY OBIAD. Koniec.
Czyli mój sposób to:
1. Wartościowe niemałe śniadanie,
2. Normalny obiad,
3. Wykluczenie wszelkich sztuczności,
4. Mówienie do siebie z miłością,
5.Słuchanie CIAŁKA MOJEGO NAJPIĘKNIEJSZEGO na świecie. Ja swoje pytam „Co teraz chcesz?” Spać? Jeść? Kawę?
6. Wiem co to „Wilk”, a co to naturalny głód. I również do nich mówię.
7. Jestem „słodyczoholikiem”, więc owoce muszą być w menu, bo jak ich nie będzie to po jakimś czasie rzucę się na tonę słodyczy. Znam siebie już doskonale.
8. I tak wiem, że „tam głęboko” jak mi Wilk mówi: fastfood – to wiem, że ciało chce mięsa i węglowodanów, jak mówi słodycze – to wiem, że ciało dostanie cukier z owoców.
9. Myślę „naprzód”. Ile godzin nie będę mogła jeść. Czyli np. 5 godzin będę pracować i sama sałatka nie wystarczy, bo potem rzucę się na byle co. Dokładam więc np.porcję owoców i mleko kokosowe, orzechy, kanapkę z szynką. I trwam pięknie 5 godzin do następnego „naturalnego ssania”.
Zdarzyły się dwa cuda: wczoraj zjadłam dwie czekoladki do kawy i koniec. BEZ 20 KOLEJNYCH. To nie zdarzyło mi się nigdy, przenigdy, bez trzęsących rąk i obsesyjnych myśli. Dziś 3 ciasteczka i znów na luzie.
Oczywiście jeszcze „praca domowa” do odrobienia przede mną. Muszę nauczyć się myśleć „po środku”. Już nie kodem zero-jedynkowym – wszystko albo nic. Czarne, albo białe.
Przepraszam swoje biedne piękne ciało. Oprócz wartościowego jedzenia, balsamuję je, perfumuję, CAŁUJĘ za te wszystkie lata cierpienia, które mu zadałam.
Otworzyłaś Aniu kolejnej osobie drzwi do Pałacu ze złota, gdzie gra spokojna muzyka, gdzie nie ma już strachu o jutro. To zaledwie tydzień „na czysto”. Może to wcześnie i euforycznie, ale skoro przez „naście” lat nie wytrwałam pół dnia bez stresu jedzeniowego, to moje siedem dni nie są przypadkiem i chwilowym „Totolotkiem”.
Mogłabyś Aniu machnąć na nas ręką po zamknięciu swojej historii, ale jesteś. Jesteś i dajesz nam życie. Dziękujemy Ci za to, niech Cię Pan Bóg błogosławi.
Malwina
Bardzo wam dziękuję dziewczyny za te słowa. Naprawdę to właśnie dzięki nim codziennie rano wstaję z nową siłą i determinacją, żeby pokazywać wam drogę wyjścia z tego piekła.
Kochana, a teraz TWOJA kolej. Czekam na Twoje świadectwo!
*
Korzystając z okazji, ogłaszam oficjalnie, że 15 marca zaczynamy nowy, wegański jadłospis sportowy! Jest to pyszna rozpiska na 2300 kcal dla aktywnych osób. Oczywiście możesz modyfikować kaloryczność wedle własnych potrzeb, o czym będę dużo mówiła. (Ja sama potrzebuję tylko 2200 kcal)
Na wiosnę zamieńmy zmęczenie na wspaniałą kondycję, a poczucie porażki na radość życia.
Śledź teraz bloga, bo za kilka dni zacznie się sprzedaż przedpremierowa ze zniżką.
Dołączysz?
Potwierdzam.
Po natrafieniu na bloga Ani, po 15 latach walki z soba, przestalam sie glodzic. Wczesniej nie przyszlo mi to do glowy. Nie przytylam. Czasem zdarza mi sie zjesc (troche) za duzo (kwestia nawyku) ale przez 90% dnia jestem wolna: nie mysle o jedzeniu, nie patrze na jedzenie, nie licze kalorii, nie wmawiam sobie, ze gdybym byla szczuplejsza, to bylabym szczesliwsza. Jestem szczesliwa i wolna – jem to, co chce.
Dziewczyny, przestancie z soba walczyc, a wszystko samo sie ulozy :-)
Cześć dziewczyny! Pewnie,że się ułoży… tylko u niektórych w pół roku, a u niektórych może przez 5 lat lub i dłużej. Do Ani mam ogromny szacunek bo ten blog to ewenement, tylko po 1,5 roku od ostatniego ataku u mnie wciąż jest bez zmian źle. Co z tego,że stosunek do jedzenia jest OK, jak rosnę w oczach a układ hormonalny padł i do teraz się nie podniósł pomimo brania leków. Może w przypadku innych dziewczyn to nie ma miejsca, a ja jestem jakimś dziwnym przypadkiem, ale co z tego że bez trudu opanowuję ataki, a czuję się jak kupa g……. Trzymam kciuki za wszystkie Wilczyce, żeby miały siłę wyjść z tego bagna, możecie obrzucić mnie hejtem, ale ja nie będę godzić się na wymienianie garderoby z roku na rok. I tyle na ten temat. Może jestem nienormalna, ale nie liczę na sixpacka czy inne wizualne rzeczy tylko dbam o siebie i trenuję, a moje ciało wymyka się z pod mojej kontroli. JA TAK NIE CHCĘ…wyszłam z bulimii a chce mi si wyć.
Justyna. Ja mialam anoreksje. Nawet jak juz z niej wyszlam ale wciaz jadlam troszke za malo. Niby normalnie ale dzis wiem ze tamto to tez bylo jeszcze za malo. Nie mialam miesiaczki przez jakies 5-6 lat. Az nastal dzien gdy sie zakochalam, zjadlam porzadny obiad, usmiechnelam sie do siebie, polubiłam siebie i miesiaczka nagle wróciła. Wszystko jest gdzies w glowie. Dziś jestem szczęśliwą mamą jedynaczki :) Wszystko wróci, powodzenia!
Wiesz to,że się nie objadasz to nie musi się równać pełni szczęścia i euforii.Może na to liczyłaś?nie wiem czy Cię dobrze zrozumiałam,ale sam fakt nie objadania się jest ważny przy wyjściu z kompulsów (praktycznie rzecz biorąc najważniejszy),ale są też emocje,uczucia,uzupełnienie pustki po tych wszystkich napadach,znalezienie tego”zamiennika”.Ja najbardziej doceniam to,że się nie objadałam jak właśnie zdarzy mi się ten cholerny atak.Ale Ty chyba nie chcesz sobie tego przypominać,żeby wiedzieć po co w ogóle trafiłaś na tego bloga i po co te wszystkie starania??? Ja biorę dwa rodzaje hormonów i wszystko we mnie”szaleje”więc wiem o czym mówisz.Ale dopóki się nie objadam to trzymam się pionu bo zdecydowanie psychika a nie kilogramy są dla mnie najważniejsze.głowa do góry,bądź dla siebie wyrozumiała:*
Dzięki za odzew Edyta P. :). TYLKO ja wcale nie czuję pustki, mam w życiu wiele powodów do radości, uważam jedynie że to cholernie niesprawiedliwe że mój wygląd teraz jest o wiele gorszy niż w zaawansowanej fazie choroby…ale masz rację-może sukcesem jest już sama droga jaką przeszłam…tylko ja koniec z chorobą wyobrażałam sobie inaczej niż w rzeczywistości to u mnie wygląda. Za bardzo to wyidealizowałam ten moment. Pozdrawiam
Być może,ale może on jeszcze nadejdzie?kto wie:) ja widzę po sobie,że jak się nie objadam to są takie momenty w ciągu dnia,że czuję ,że przez to więcej tracę niż zyskam,ale są też takie chwile,że się naprawdę cieszę a już ZAWSZE najbardziej doceniam to właśnie po ataku.Widzę wtedy,że każda minuta bez objadania miała wielki sens i widzę,że życie bez objadania jest dla mnie chyba najważniejsze.
Pozdrawiam również i trzymam kciuki za Ciebie:*
Witaj Aniu!
Dzięki Tobie od pół roku jestem zdrowa. Pozbyłam się wilka raz na zawsze z mojego życia, ale tylko wilka. Kalorie nadal siedzą mi w głowie :( Mam problem, który znów składnia mnie do myśli o dietach… Kiedy przestałam się objadać schudłam ok.7kg, samoistnie. Jednak teraz zauważyłam, że zaczynam puchnąć, czuję się cięzko i znów nie komfortowo. O nadwyżce kaloryczej nie ma mowy, jestem pewna, że nie jem za dużo. Raczej trzymam się granicy 1500-1800kcal. O co chodzi? :(
Jesz za mało kochana i spowolniłaś metabolizm. Przy takich kalorykach organizm łapie każdą kalorię i przekształca ją na tłuszcz, jakby to miała być jego ostatnia. O to chodzi, słońce.
Dziękuję za odpowiedź :)! Więc jeśli już od dziś zacznę jeść więcej ok.2100 kcal, będę tyć żeby później mogło się wszystko wyregulować?
Kochana Aniu, ja również się pod to podpisze. Przypadkowo wpadłam na Twojego bloga i od tamtego czasu wszystko się zmieniło, na początku zaczęłam płakać w jakim gownie tak naprawdę tkwię, ale po przeczytaniu tych postów doszło do mnie ze nie mogę dluzej tak zyc. Uświadomiłam sobie, że natura jest najważniejsza i z nią powinnam zyc w zgodzie. Teraz kiedy jem zdrowo nie mam ochoty na słodycze i fastfoody, a nawet kiedy je zjem to nie dają mi żadnej sadysfakcji i normalnie mi już nie smakują, a ponadto nie dają sytości, wiec wole je unikać. Kocham moje życie i pokochałam moje ciało, wraz z piersiami, które po nagłym przytyciu zrobiły się bardziej zwisające, ale już się tym nie przejmuje-akceptuje sama siebie i jestem coraz bardziej pewna siebie i swojej wartości. Dziękuje Ci za to wszystko!! Kocham
Dziękuję bardzo! Ściskam i także kocham! :*
Przez rok nie wymiotowałam. Byłam z siebie niezwykle dumna! I po roku, w styczniu? Nawrót…. około miesiąca.
Poczułam się jak przegrana… Jak frajer, no bo przecież myślałam, że osiągnełam sukces życia (bo jego uratowanie) a tu ZONK.
Uznałam, że nie będę tego traktować już jako przegranej, tylko jako potknięcie. od 2 tyg jestem „Czysta”.
Niestety mimo tego niewymiotowania przez rok – GŁOWA POZOSTAŁA TA SAMA.
Czy Wy rozumienie, że ja potrafiłam mieć spieprzony urlop bo uważałam, że mam grube uda / obłe ramiona ? / posturę kloca / żelbetonowego bloku / kłody? Pomijając świadomie tu wymienione wyzwiska na temat swojego ciała, które wg osób „zdrowych”
są nieadekwatne do tego jak wyglądam, niestety głowa pozostała ta sama.
Czy kiedyś się to skończy? Czy kiedyś przestanę się ciągle oglądać, analizować i ustawiać dzień pod jedzenie? Stresują mnie autentycznie spotkania towarzyskie i domówki pełne zapalników. A stresują mnie właśnie gdy nie wymiotuje. Gdy byłam w toku psychozy z kiblem twarzą w twarz, to wiadomo – Spuszczałam poczucie winy ;) Bez wymiotowania – większy challange.
Aniu może któryś z tych tematów będzie bliższy którejś z nas…
„Swiadectwo” po 7 dniach… :DDD no chyba sobie zartujesz