Jak cofnąć czas?
Chciałabyś czasami cofnąć czas?
Zacząć wszystko jeszcze raz, ale tym razem dobrze?
Ja też.
Tak, wiem, to głupie, przecież widziałam obrazki motywacyjne – Nie można napisać nowego początku, ale można dopisać inny koniec. No jasne, jasne.
A ja jednak bym chciała – zacząć żyć na pełnych obrotach o wiele lat wcześniej, a nie dopiero przy trzydziestce. Bo przecież życie z Wilkiem toczyło się tak opornie, jak przy zaciągniętym ręcznym.
Trzymałam w sobie to marzenie bardzo długo, aż w marcu zeszłego roku wpadłam na szalony pomysł: Zrealizuję je!
Gotowa wizja tego, jak to zrobię spłynęła na mnie pod prysznicem. Ociekając nią, wyskoczyłam jak oparzona i wytarłam dokładnie w karki notatnika.
Wiem, co muszę zrobić, aby cofnąć czas!
Napiszę książkę dla młodszej Siebie!
Wyjaśnię, że można osiągnąć wymarzoną sylwetkę, wdrażając dobre, potrzebne nawyki. Że nie trzeba się głodzić i katować. Nauczę, jak być wdzięczną za to co mam, jak nie ulegać negatywnym myślom i jak wyrażać własne zdanie. Pokażę, że ciało to przyjaciel, a nie wróg.
Bo ja nigdy tego nie wiedziałam. Działałam w dwóch trybach – albo obrona, albo atak – w stosunku do siebie oraz innych ludzi.
Nikt nie powiedział mi, że można inaczej.
W momencie prysznicowego oświecenia wiedziałam już dokładnie co napiszę – od pierwszej litery do ostatniej kropki. Tak jak to było w przypadku pierwszej książki, wystarczyło tylko przepisać ją z głowy. Łatwizna.
I wiedziałam od początku, że będzie to o wiele większy projekt. Czułam to i spokojnie czekałam na okazję.
Aż zostałam zaproszona na TEDx Kraków i tam po prelekcji podszedł do mnie szef wydawnictwa i zapytał czy napiszę coś dla nich.
Już napisałam, odpowiadam.
Mam znowu 15 – 20- 25 lat. Biorę do ręki swoją książkę.
Tylko, że nie mam już na imię Ania.
Jestem Kasia, Julka, Hania, Dorota. Mieszkam w dużym mieście, w miasteczku, na wsi. Chodzę do szkoły, albo już pracuję. Mam tak jak kiedyś mysie, brązowe włosy, albo urodziłam się przepięknie ruda.
Czytam swoje-nieswoje słowa i uczę się, że można być tak po prostu szczęśliwym. Nie trzeba z nikim walczyć, ani nikogo pokonywać. Nawet siebie.
Cofam film i wymazuję złą przeszłość.
Już nie moją osobistą, ale czy to ma jakieś znaczenie?
Marzenie się spełnia.
Piękne jest to co robisz. Piękne, dobre i mądre.
Jestem z Ciebie Aniu dumna.
Ale z siebie też, bo spełniam moje własne marzenia.
Kupuję dzieciom upominki, zamiast sobie ciastek.
W sobotnie wieczory chadzam do kina a nie do kibla.
Biegam, nie po to żeby się ukarać, ale po to
żaby poczuć rześki poranek i posłuchać wróbli.
Zaczynam widzieć, słyszeć i czuć.
Przy Twojej wielkiej, nieocenionej pomocy zaczynam żyć.
Dziękuję.
„żaby poczuć rześki poranek i posłuchać wróbli.”
ŻEBY poczuć rześki poranek itede.
Żaby jeszcze se śpią w najlepsze, czemu akurat nie należy się dziwić :)
Przepraszam, że może piszę nietematycznie do postu, ale chciałabym Ci podziękować. To dzięki Twoim postom, radom czuję, że wreszcie zaczynam wychodzić na prostą z moją obsesją jedzenia, niejedzenia, kompulsywnego objadania się, ćwiczenia do momentu w którym czuję, że nie dam rady już, że za chwilę porzygam się (przepraszam za słowo) ze zmęczenia. Mam dopiero 16 lat, a z zaburzeniami jedzenia zmagam się od roku. Na początku głodziłam się, co wpłynęło też na moje zdrowie. Całe dnie chodziłam bez energii i życia, jadłam najwyżej parę jabłek i jakieś warzywa. Schudłam 9 kilo przez dwa miesiące. Później był okres względnego spokoju, który trwał miesiąc, półtora? Jadłam normalnie, nie objadałam się, nie głodziłam. Potem wpadłam w kompulsywne objadanie się. Wracałam do domu ze szkoły i jadłam wszystko jak śmieciarka. Kolejna, trzecia z kolei bułka z serkiem? O, spaghetti które zostało się z obiadu. Pączek, który mama kupiła rano w sklepie. Paczka herbatników? Przecież i tak już zawaliłam, co mi szkodzi. I tak było codziennie. Każdego wieczoru obiecywałam sobie, że następnego dnia będzie lepiej, że dam sobie radę. Wpadłam w błędne koło. Straciłam panowanie nad jedzeniem. Jadłam by się pocieszyć, że jem i zawalam wszystko, że tyję, że przestaję spotykać się ze swoimi przyjaciółmi, bo jestem gruba i nie mam ochoty z nikim się spotykać. Powiedziałam o tym mojej mamie, by mi pomogła i mnie pilnowała,ale skończyło się na słowach „jak się chce, to się je”. Wreszcie trafiłam na Twojego bloga. Twoje wpisy mi pomogły. Naprawdę. Coś zmieniło się w moim myśleniu i od dwóch tygodni jestem czysta. Czuję się świetnie, mam pełno energii, jestem wreszcie szczęśliwa i czuję, że odzyskuję kontrolę i zdrowe relacje z jedzeniem. Przepraszam jeśli napisałam to chaotycznie, ale musiałam.
dziękuję.
Dzięki :) :) za wszystko! za książkę którą nie rozstaje się od piątku, wracam po kilka razy w to samo miejsce, czytam, pisze do przyjaciół, zadaje pytania. Dziękuję Ci za ten wpis, przez dłuższy czas tak bardzo chciałam cofnąć czas i zacząć wszystko od początku, że po prostu przestałam funkcjonować w teraźniejszości. Dziękuję, że w książce napisałaś o terapeutach i metodach- mam rozgrzebane przez nich dzieciństwo, rozłożone na czynniki pierwsze i zastanawiałam się jaki to ma sens? żaden bo co mi da wiedza kiedy zaczął się problem…. chce wyjść z tego bagna a nie zastanawiać się kiedy i dlaczego…
Pięknie Ci w długich włoskach Aniu :)