Uzależnienie od wymiotów

Z góry przepraszam za dosadność i graficzność tekstu. Pisanie o wymiotach to nie spacer w parku. Starałam się jednak zrobić to i z taktem i, jak zawsze, w swoim stylu. Mimo ciężaru tematu, życzę przyjemnej lektury.

*

Jak same doskonale wiemy wymioty to kompensacja zjedzonych kalorii. Robimy to po to, by nie przytyć po ataku jedzenia. Jest to dla nas ulga psychiczna – obżarłam się, ale nie poniosę żadnych tego konsekwencji.

Wymiotujemy także dlatego, żeby poczuć ulgę fizyczną. Ilość jedzenia którą pochłaniamy przyprawia o ból brzucha i zawroty głowy. Najprościej jest to z siebie wyrzucić i więcej nie cierpieć.
Zgadza się? Zgadza.

Każdy kto twierdzi inaczej; na przykład że wymioty to wyrzucanie złości na ojca, matkę, babcię i nauczycielkę z trzeciej klasy, która prychnęła jak recytowałaś wierszyk, jest… zapewne psychologiem, który takich teorii nauczył się z książek i nigdy w życiu nie spędził jednego dnia na głodówce czy nad kiblem.
Tak, jestem świnia i znowu jadę po ludziach (a raczej po teoriach, bo do ludzi nic nie mam), ale to dlatego że uważam takie myślenie z bardzo, ale to bardzo niebezpieczne.
Nie raz mentorowałam dziewczynom, które uprzednio całymi latami szukały „przyczyn” wymiotowania w dzieciństwie – same powoli zaczynając w to wierzyć – po czym okazywało się, że one po prostu są głodne i dlatego się obżerają. A że lubią swój rozmiar S i nie chcą zamienić go na XL, wymiotują.
Sprawa rozwiązała się „sama” po wprowadzeniu racjonalnego odżywiania, pomimo tego że ojciec tyran i nadopiekuńcza matka pozostali tak samo toksyczni jak byli.

Skąd moja mocna reakcja? Ano stąd, że zastanawiam się, co by było gdyby zamiast omawiać kwestie nie mające związku z teraźniejszością, zapytać taką dziewczynę „A co ty dziecko jadłaś dzisiaj na śniadanie?” i naprawdę zająć się problemem.
Co by było gdyby ktoś zapytał o to mnie, gdy miałam 15 lat? Zaoszczędziłabym pieniądze, czas, życie? Fajnie byłoby mieć życie, hmmm.
No dobrze, nie mogę się wściekać o to, że nikt jakoś jeszcze nie wpadł na najprostsze rozwiązanie. Muszę po prostu o nim pisać i robić wszystko, by dotarło pod strzechy.
A więc do rzeczy; miało być o uzależnieniu od wymiotowania.

Tak, jak najbardziej istnieje coś takiego.
Nasz mózg ma niesamowitą właściwość tworzenia nawyków z każdej wykonywanej przez nas czynności. Nawet z czegoś tak kuriozalnego jak opróżnianie żołądka.

Jak powstaje nawyk? Bardzo prosto; przez powtarzanie.
A jak działa? Działa na zasadzie odpalających się po sobie sekwencji zdarzeń.
Czy kiedykolwiek paliłaś papierosy? Ja tak, i to bardzo dużo. A przecież zaczynałam od popalania jednego dziennie.
Na przestrzeni lat nawyk jednak zrobił swoje. Bo jedna sprawa to nikotyna, a druga to wieczny dylemat: co zrobić z rękami? Przecież one same sięgają po zapalniczkę, kiedy przychodzi czas na przerwę lub chwilę relaksu. Tak zaczyna się łańcuch zdarzeń zakończony ostatnim sztachnięciem się i zgnieceniem papierosa w popielniczce.
Im więcej takich chwil w ciągu dnia, tym więcej fajek i tym większe uzależnienie i psychiczne i fizyczne.

wymiotów

Tak samo jest z pozytywnymi nawykami – na przykład bieganie, czy chociażby mycie zębów – nadchodzi dana pora dnia (wieczór) albo pojawia się inna „wskazówka”* (taka ładna pogoda), a my zupełnie automatycznie maszerujemy do łazienki lub wkładamy strój sportowy, po czym wykonujemy daną rzecz od początku do końca.

A co, kiedy naszym nawykiem stało się już nie tylko jedzenie, ale także wymiotowanie?
Wtedy te dwie czynności zazębiają się w iście śmiertelnym uścisku. Już nie obżerasz się tylko dlatego, że tak każe Ci twój mózg. Obżerasz się też po to by poczuć ulgę po wymiotach. I tu sprawa nieco się komplikuje.

Poczucie ulgi to przecież nic innego jak wyrzut najprawdziwszych endorfin. Mózg uzależnił się od nich – od spełnienia, od zakończenia cyklu, momentu aaaahhhh jak dobrze, „podrapania się” tam gdzie swędziało.
To także coś w stylu mini skoku na bungee. Mamy wyrzut adrenaliny – serce bije szybciej, wszystkie mięśnie się napinają, a nasze ciało doświadcza czegoś ekstremalnego. Yes! Czuję że żyję!
Po trzecie, to także zwiększenie produkcji dopaminy podczas oczekiwania na daną czynność. Ojej, zaraz poczuje te wszystkie silne doznania!
To wszystko tworzy trujący koktajl bólu i przyjemności w naszej głowie. A my upajamy się nim… do porzygu.

Czy pójdę za daleko porównując to wszystkie uczucie napięcia i spełnienia, do spełnienia w akcie seksualnym? Do orgazmu? Przecież tutaj działa ten sam mechanizm; narastające podekscytowanie, które ulatnia się po jego zaspokojeniu, po czym buduje od nowa.
Swoją drogą, od seksu też można się nieźle uzależnić, ale to inna historia.

*

Ja osobiście, także potrzebowałam samej czynności wymiotów, aczkolwiek widzę to jasno dopiero z perspektywy czasu. Często nie miałam ochoty na jedzenie, ale jadłam i tak, tylko po to by móc coś zwrócić. Wpychałam wtedy żarcie z myślą: Kurcze, byłoby przyjemniej robić to z apetytem, no ale cóż; jak go nie ma, to trudno. Po czym szłam się „spuścić”. Ble? Jasne, że ble.
Gdybym nie świadomość, że byłam po prostu ofiarą swojego mózgu, spaliłabym się ze wstydu na samą myśl o tym.

Powody tego zachowania były zazwyczaj dwa: albo czułam męczące napięcie (w związku z jakimiś emocjami lub i bez związku), albo nie wiedziałam co innego mam ze sobą zrobić (miałam taki nawyk, zwyczaj).
Praktykowałam wymioty przez tyle lat, że nie mieściło mi się w głowie, by na przykład poczytać książkę, jak mam wolną chatę. Zmarnować taką okazję? Szłam więc do sklepu, nawet bez specjalnego entuzjazmu.
Cel był jednak zawsze tylko jeden: odurzyć się, poczuć ten haj.
Coś co zaczęło się tylko jako kompensacja, stało się nieodzowną częścią mojego życia, kropką nad i w cyklu błędnego koła mojego nałogu.

Kiedy skończyłam z obżeraniem się, brakowało mi tego – poczuć to chore katharsis, dać sobie kopa adrenaliny, podrapać „swędzący mózg”. Z tym trzeba było też sobie poradzić.

No właśnie, jak? Tak jak z każdym innym nawykiem.

1. Po pierwsze nazwać go po imieniu – To jest myśl nawykowa. Ona nie ma realnego znaczenia. Mój mózg ją produkuje, tylko i wyłącznie dlatego, że tak się nauczył.
2. Odseparować się od niej – To nie jestem ja. To mówi mój nałóg. Ja nie jestem swoim nałogiem. Jestem (imię i nazwisko) i chcę robić w życiu (to i to), a nie żreć i wymiotować.
3. Zignorować – Bla bla bla, wilku, pitu pitu. Ja robię swoje bez względu na to co ty uważasz, pa!

Dokładnie pisałam o tym tutu.

Podsumowując: nie daj sobie wkręcić, że za wymiotami stoi coś więcej niż chęć kompensacji (uniknięcie konsekwencji obżarstwa) i nawyk (uzależnienie od endorfin odczuwanych przez nas jako poczucie ulgi i chwilowej euforii).

Aby pozbyć się i jednego i drugiego musisz poczynić dwa kroki:
1. Zlikwidować powód do wymiotów, czyli przestać się głodzić i obżerać.
2. Oduczyć swój mózg tego nawyku. (tak jak powyżej)

Wygląda to może na ogrom pracy, ale uwierz, jest to prostsze niż Ci się wydaje.
Już samo dożywienie organizmu błyskawicznie zmniejszy chęć objadania się i wymiotowania do minimum (dziewczyny z mentoringu, powiedzcie, że to prawda).

Na koniec pocieszenie; to co opisuję na szczęcie nie dzieje się od razu. Od samych wymiotów uzależniasz się dopiero po dłuższym czasie ich praktykowania. Nie dopuść więc do rozmnożenia swoich nałogów, jeżeli jeszcze tego nie doświadczyłaś.
Jeżeli zaś dotyczy on Ciebie – działaj by się go pozbyć.

W obu przypadkach zacznij już dziś.

*Sięgnij po książkę Charlesa Duhigga „Siła nawyku”
Published On: 10 kwietnia, 2018Kategorie: TU ZACZNIJ, Bulimia i kompulsyTagi: , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

16 komentarzy

  1. JoannaR 10 kwietnia, 2018 at 12:04 pm - Odpowiedz

    Droga Aniu :)
    Świetny tekst, jak zresztą każdy na Twoim blogu.
    Jestem trochę „obok” tematu dzisiejszego wpisu, bo nie wymiotuję po ataku obżarstwa. Nie umiem, nie wychodzi mi, choć kilka razy próbowałam. Ale ataki obżarstwa trzymają się mocno…
    Moje pytanie dotyczy nawyków.
    Przez bite 6 miesięcy – od września 2017 do marca br ćwiczyłam 6 razy w tygodniu i jadłam „normalnie” – bez głodzenia się, ale i bez słodyczy. Wydawało mi się, że chyba nawyk ćwiczeń powinien już się trwale zakorzenić… Oczywiście – po pół roku oczekiwałam efektów (mam te 10 -15 kg na plusie). Efekty były moim zdaniem niewspółmierne do podjętych kroków – straciłam zaledwie ok 5kg… Z dnia na dzień przestałam ćwiczyć, momentalnie wróciłam do starych nawyków żywieniowych… Jestem w kropce. Ile czasu może trwać wyrabianie nowych, lepszych nawyków????

    • Asia 6 sierpnia, 2018 at 2:35 pm - Odpowiedz

      Mam podobne nastawienie, jakiś rok temu osiągnęłam szczyt wagi prawie 90kg zrzuciłam w dobrym tempie tj ok 4miesiace 15kg później przytylam 4kg teraz staram się znowu zrzucić i idzie mi zupełnie inaczej, nie ma takiego szybkiego spadku wagi staram się przestrzegać diety chociaż czasem coś zjem kalorycznego….zmierzam do tego że czasem mam ochotę rzucić to w cholerę ale wiem że będę znowu bardzo gruba i zła na siebie. Czuje się osaczona przez przez świat który pokazuje mega chude modelki oraz przez większość znajomych które kontrolują wszystko co jedzą i rywalizują która jest najpiekniejsza oraz głupie komentarze.

  2. Ela 10 kwietnia, 2018 at 7:45 pm - Odpowiedz

    Aniu, wszystko co napisałaś to szczera prawda. Jestem weteranką, która wymiotuje już 40 lat. Znamy się. Zawsze czytam to, co piszesz. Nie wszystko mnie dotyczy bezpośrednio, nie bardzo odnajduję się w gronie młodych dziewcząt. Ze starszymi ( hm, mocno starszymi ) osobami jest nieco inaczej, inne zapotrzebowanie kaloryczne itd, ale oczywiście mechanizmy rządzą te same. Wymiotowanie daje mi tę euforię, o której piszesz. Tak, to jest jak orgazm, katharsis, na to się czeka, to się prowokuje, tego się pragnie. Tylko bulimik jest w stanie zrozumieć to dziwne i – dla innych ludzi – obrzydliwe zachowanie. Przerwa w monotonnym acz szczęśliwym życiu, moment ekstazy, po którym wyciera się usta, załzawione oczy i wychodzi z łazienki jak gdyby nigdy nic. Jednak nie taka sama, bo odprężona. ” Zrobiłam to, mogę pracować dalej „. Nastąpił reset i komputer działa jak nowy. Do następnego razu, na który nie czeka się długo. Jestem uzależniona od wymiotowania chyba bardziej niż od jedzenia. Ono służy mi do wykonania misji, bo jak rzygać z pustym żołądkiem? Wiem jakie to niebezpieczne, ze wszystkiego zdaję sobie sprawę, ale jak inaczej osiągnę uczucie ekstazy i oczyszczenia? Na tę chwilę nie wiem, potrzebuję tego, chcę, boję się rozstać, po prostu się boję.

  3. Ola 10 kwietnia, 2018 at 9:44 pm - Odpowiedz

    Chorowalam ponad 20 lat, praktycznie bez dnia przerwy, wszystko to co pisze Ania to prawda. Na początku wymioty miały służyć tylko kompensacji po obzarstwie, potem wymiotowalam po normalnych porcjach , nawet dietetycznych, a potem po wszystkim, nawet wodzie. Pamiętam, a było to ok 16 lat temu, jak przerazilam się że ja pije ta szklankę wody tylko po to by mieć czym wymiotować i tak pod rząd 20-30 razy. Kochałam to, to było takie uffff, taka ulga, katharsis właśnie. Przeraźliwy wstyd czułam, że dla mnie nie ma w tym nic obrzydliwego więcej. Jak to dobrze, że o tym piszesz..że nie jestem jedyną osobą na świecie..że to po prostu nałóg. I tak, potwierdzam, jedząc normalnie, uczciwie, ochota na obżarstwo spada do takiego poziomu że dasz radę sobie z tym poradzić. A po miesiącu dobrego jedzenia zostają tylko myśli i pragnienia by się objeść, które nie zrobią nam krzywdy! Z wymiotami jest krótka piłka, odstawiasz i koniec, nie ma że boli. przez jakis czas jest coś w rodzaju delirki, odwyku, a potem przychodzi prawdziwe katharsis, wolność. Dziękuję Ci Aniu bardzo za ten post:*

  4. Waniliowa 11 kwietnia, 2018 at 6:23 am - Odpowiedz

    A ja mam tak ze jak wpadnę w ciąg to mogę to robić i nie czuje ze jest to coś nienaturalnego. Wręcz czasami czuje ze nie chce mi się jeść ale zjem bo mam dziwne uczucie w żołądku… jakby wodę która chce wyrzucić.
    Z kolej jak nie wymiotuje przez min 10 dni to czuje ze wymiotowania jest nienaturalne, trudne i ze tego nie chce. I nie robie. Do póki nie ma wpadki… albo okazji.. ja właśnie tak mam – będę w domu sama przez 5 godz i co niby mam ze sobą zrobić. ..

  5. Monika 11 kwietnia, 2018 at 10:51 pm - Odpowiedz

    Znam to uczucie… ale nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób. Mnie natomiast zastanawia inna kwestia. Wymiotów,których nie trzeba wymuszać. Po każdym posiłku,czy to po odrobinie sałatki,czy shakeu białkowym, wymioty idą same,jak ukrywanie się dziecku… nie może być to kwestia przejedzenia się bo czasem ilości są naprawdę malutkie

    • Karolina 12 kwietnia, 2018 at 4:40 am - Odpowiedz

      Nie jestem pewna ale może być to refluks żołądka czyli cofanie się treści pokarmowej po spożytym jedzeniu .. bulimiczki po pewnym czasie rozniez mogą dorobić się tego świństwa

  6. Ola 12 kwietnia, 2018 at 5:48 am - Odpowiedz

    A ja myślę że refluks refluksem(mam niby stopnia 1 czyli minimalny) czy tam niewydolnosc zwieracza przełyku sobie, ale głównie chodzi o przyzwyczajenie głowy i odpowiednie, przez lata ćwiczone napinanie mięśni brzucha. Mam nadzieję że mi to przejdzie, bo wiem, że teraz wystarczy się pochylić i za kilka sekund byloby po wszystkim..

  7. Joanna 12 kwietnia, 2018 at 9:23 am - Odpowiedz

    Wreszcie ktoś napisał o tym prosto z mostu – bardzo cieszę się, że to byłaś Ty. Chociaż osobiście nie spotkałam psychologa, który rozdzielałby w bulimii jedzenie od wymiotów.

  8. Ski 12 kwietnia, 2018 at 9:57 am - Odpowiedz

    a czy ktos mi doradzi jak wytrzymac na diecie przy insulinoopornosci, ktora wymaga jedzenie co min 4 godziny i ze zmniejszona iloscia wegli?

  9. Joanna 12 kwietnia, 2018 at 10:14 am - Odpowiedz

    A nie mozesz jesc co 3? Moja przyjaciolka dostala zalecenie, ze nie powinna robic wiekszych przerw miedzy posilkami niz 3h

  10. Ola 12 kwietnia, 2018 at 11:35 am - Odpowiedz

    Zmniejszona ilość węgli? Właśnie nie, powinno się jeść produkty o niskim indeksie glikemicznym ale węgle złożone są jak najbardziej wskazane, 70% zapotrzebowania, np wszelkie rodzaje kasze, ziarna, warzywa głównie surowe, bo już np obróbka termiczną zmienia indeks glikemiczny i np. Surowa marchewka jest ok a gotowana mniej

    • Ski 12 kwietnia, 2018 at 1:59 pm - Odpowiedz

      ta dieta zostala ustalona w oparciu o moje wyniki badań i rzeczywiscie pomaga, ale wytrwać na niej to jest wyzwanie psychiczne. Pomocy;(

      • Karolina 12 kwietnia, 2018 at 3:08 pm - Odpowiedz

        To masz odpowiedz . Żeby walczyć z konsekwencjami bulimii ( insulinoopornośc jest zapewne jedna z nich ) trzeba wyjść z bulimii . Moim zdaniem powinnaś jeść mądrze i rozsądnie ale nie możesz ba Boga ograniczać znowu produktów w tym węglowodanów bo napady będą cały czas ..

  11. Zuza 12 kwietnia, 2018 at 9:16 pm - Odpowiedz

    Aniu, czy mogłabyś kiedyś napisać o jedzeniu przetworzonym i nieprzetworzonym i doprecyzować jeszcze raz, co to dokładnie znaczy? Jeżeli hummus, to czy musi być domowej roboty? I czy cieciorka musi być własnoręcznie ugotowana, a nie z puszki? Byłabym ogromnie wdzięczna! Jesteś wielka!

  12. Eliza 15 kwietnia, 2018 at 4:37 pm - Odpowiedz

    Bardzo się cieszę, że o tym napisałaś i mam nadzieję, że mi to trochę pomoże, bo uzależnienie od wymiotów jest u mnie silne niestety… Dziękuję!