Niedziela bez wilka: ważna lekcja Natalii
Kochana,
Jestem przykładem tego, że wszystko co mówisz i piszesz; cała Twoja METODA, jest PRAWDĄ.
Po ukończeniu Twojego kursu, w euforii i z motywacją sięgającą zenitu poszybowałam w kosmos ZDROWIA. Wszystko to po 15 latach zmagań; anoreksja, która przerodziła się w bulimię, latach terapii, niestworzonej ilości diet; z dnia na dzień zaczęłam jeść wszystko. Cudowne trzy miesiące, bez żadnych diet i w moim mózgu klapka z napisem: MAM PRAWO JEŚĆ WSZYSTKO, wskoczyła na właściwe miejsce.
Czułam się jak nigdy wcześniej; pełna siły i energii. Macierzyństwo w końca zaczęło mnie cieszyć, wróciłam do pasji i zainteresowań, przestał boleć brzuch. Około pół roku wcześniej byłam blisko stanu zapalnego w jelitach, miałam stwierdzone SIBO, a żadne antybiotyki nie skutkowały. Ja zaś myślałam, że taki mój wątpliwy „urok”.
Po raz pierwszy od 7 lat powiedziałam o tym mężowi; o napadach, o kompulsach. To było jakby ktoś zdjął mi z barków kilka ton zbędnego bagażu.
Po zdrowych trzech miesiącach zaczęłam odczuwać potworną zgagę. Jedzenie zalegało w żołądku i odbijało mi się straszne. Trwało to 2-3 tygodnie. Zaczęłam czytać na temat tych objawów i wszystko wskazywało na to, że mam mocno zakwaszony organizm. No tak; ser żółty w dużych ilościach, codziennie jakieś ciastko (nie małe, najlepiej czekoladowe), spore ilości kawy, jedzenie pomimo osiągnięcia stanu nasycenia (no przecież mogę jeść wszystko!!!)
No i co zrobiłam? Przeszłam na dietę „odkwaszającą”. Oprócz wyżej wymienionych produktów zrezygnowałam m.in z nabiału, białego pieczywa, czarnej herbaty. W końcu jak na rasową WILCZYCĘ przystało, działałam w systemie zero-jedynkowym. Jak coś robić, to na 1000%.
Jak się domyślacie, moja „nowa” dieta skończyła się napadem, a potem myślami o toalecie…
Mój gadzi mózg, po kilku miesiącach uśpienia, obudził się i zadziałał od razu, jakby z automatu – po raz kolejny uchronił mnie przed śmiercią głodową.
Uświadomiłam sobie, że znów kombinuję z jedzeniem, a w mojej głowie pojawiają się stare lęki i strachy. Ten epizod traktuję jako doświadczenie, jako lekcję. Z dnia na dzień wróciłam do życia bez diety, a w ramach „odkwaszania” piję tylko wodę z cytryną. Czarną herbatę zamieniłam na zieloną, a kawę – na inkę. Wierzcie mi, można się przyzwyczaić. Aczkolwiek jeśli pojawi się ochota na zwykłą kawę to po prostu ją wypiję.
A reszta jest po prostu NORMALNA!
Jaki jest z tego morał, który też potwierdza skuteczność METODY Ani?
1. My WILCZKI naprawdę musimy nauczyć się jeść na nowo. Jakby od początku nauczyć się rozpoznawać sygnały płynące z ciała. To, że MAM prawo do jedzenia wszystkiego nie oznacza, że rzeczywiście pochłaniam wszystko, nawet wtedy kiedy ciało mówi dość, lub daje wyraźne sygnały że coś mu nie służy.
Mój organizm „mówił mi”, pokazywał, że czegoś jest za dużo, lub że coś mu nie pasuje, a ja to ignorowałam, bo przecież wiem lepiej. (Znacie to???)
2. Jakakolwiek DIETA ograniczająca, NIE JEST DLA NAS. Kiedy słyszysz w swojej głowie: „tego ci nie wolno”, „tego nie możesz”, wiedz, że jesteś na złej drodze, a napad czai się z rogiem i prędzej czy później Cię dopadnie.
3. Wcale nie uważam, że już zawsze będę bulimiczką, a napady będą po prostu “wracać” co jakiś czas. Potrzebuję czasu by, nowe myślenie i podejście do jedzenia się ułożyło. DAM SOBIE potrzebny na to czas, spokojnie podejdę do tematu. Owe „zdarzenie” było dla mnie bardzo cenne. Już wiem, że chcę nauczyć się siebie na nowo! Zasmakowałam ZDROWIA, więc już nie odpuszczę!!!!!
Ściskam Was kochane Wilczki, a Tobie Aniu dziękuję.
Tak od 2 tygodni zaczęłam się stosować do zaleceń AniByło lepiejI co, zaczęłam po swojemuW piątek nie zjadłam śniadania w domu, tylko w pracy, w sobotę zakończylam jedzenie o 15.00, bo zjadłam duży obiad i nie byłam głodna, a w niedziele organizm zaczął znów wariować! Morał – nie kombinuj Wilczku!
Tylko się cieszyć, że ed nie zostawiło po sobie „pamiątki ” w postaci nietolerancji, insunoodporności lub innych paskudztw. Nie wszyscy mają tyle szczęścia, niestety. Kiedy przy wychodzeniu z zaburzeń poczułam, że mogę jeść wszystko i nareszcie jestem wolna; rzeczywistość szybko sprowadziła mnie na ziemię.. zero nabiału, zbóż i ziemniaków. Staram się do tego podejść z optymizmem ale jak pomyślę, że kiedyś mogłam jeść wszystko a teraz muszę kombinować jak koń pod górkę ..ech.. Dziewczyny! Im szybciej z tego wyjdziecie tym lepiej dla Was.