Niedziela bez wilka: 20 lat i 2 tygodnie Judyty
Cześć Aniu.
No dobra, pisze! Zbieram się do tej wiadomości od tygodnia. Od razu przechodzę do konkretu- dziękuje! Mam 37 lat. Byłam dość grubym dzieckiem (ach to wpieprzanie non stop u babci). Ok 15-16 roku życia zaczęłam się odchudzać- z mega skutkiem. Z grubej zamieniłam się w mega laskę! Miałam powodzenie, nie było faceta, który by się za mną nie obejrzał. I się zaczęło.
Głodówki, obsesyjne liczenie kalorii, odmawianie sobie dosłownie wszystkiego. Jeden cel- szczupłe ciało. I tak latami ciągnął się ten szit. potem doszły kompulsy- obżeranie się do bólu brzucha, na zmianę z karnymi głodówkami. Do tego doszło obsesyjne ćwiczenie. Ponad siły- 1,5 h dziennie 6 razy w tygodniu przy dwóch posiłkach dziennie, oczywiście bez węgli! I myślałam ze tak już będzie zawsze.
Aż pewnego dnia znalazłam Twój profil. Dziewczyno, zmieniłaś w jakieś 2 tygodnie coś, co trwało 20 lat! Wiesz coś się stało? Ja jem normalnie! Jem chleb, zwykle kanapki z serem! Jem duże śniadanie, nie liczę kalorii.
I potem do obiadu mam święty spokój. Obiad też jem z węglami, tez nie martwię się kaloriami. Ćwiczę tyle ile dam radę, na ile mam sile. To jest niesamowite! Przeszła mi w ogóle ochota na słodycze! Nie myślę o nich, są mi obojętne. Wcześniej codziennie miałam ataki na słodkie. Teraz nic. Nie jem już za wszelką cenę zdrowo, jem to co lubię. Mam więcej siły i czuje się o niebo lepiej!
Jestem najedzona, w dobrym nastroju, w głowie luz, w lodowce normalne jedzenie. To najlepsze co mnie mogło spotkać. Dziękuje za Twoje posty, stories i wszystko co tutaj robisz. Dla mnie okazało się to zbawiennie. Moje śniadanie i obiad to chleb, sery, kalorii pewnie milion, w zupie makaron, nie myślę w ogóle o tym, cieszę się pysznym posiłkiem a myślenie o jedzeniu poszło na bok. Twoje rady mnie po prostu ocaliły.
Dziękuje z całego serca!