Niedziela bez Wilka: Agencja Demonów Ziutki
Droga Aniu i Drogi Piękny Człowieku,
Na Twojego bloga trafiłam parę razy podczas mojej przygody z zaburzeniami odżywiania, jednak zawsze sobie mówiłam, że to chyba nie ja jestem adresatem. Ja po prostu musze jeść mniej, bo jestem za gruba. Ona to chyba pisze o jakiś skrajnych przypadkach i w ogóle co…, że mam jeść właśnie więcej? Przecież wiem, jak się to skończy, lepiej nie będę tego czytać.
Jednak dziś trafiłam tu znów, a dziś jestem już po drugiej stronie- po Twojej stronie, a zaprowadziły mnie tam różne rzeczy. Oto moje wyznanie;
Latami ukrywany, skrywany, także przed samą sobą, problem postanowił oficjalnie wyjść z jaskini mojego ciała, stanąć przede mną i przyznać, że został zdemaskowany i musimy powoli się pożegnać. Podczas, gdy to pisze- On pakuje walizki, by raz na zawsze odejść. Demon, który zbuntował mnie przeciwko wszystkim i sprawił, że stałam się swoim wrogiem.
Zaburzenia odżywiania. Po przesłuchaniu wielu opowieści innych, stwierdzam, że historia jest, jak każda inna. O dziewczynie, która usłyszała parę rzeczy, których nie powinna. Ona chciała jedynie jakoś tak pewniej się czuć, a w imię tego, poświęciła całą swoją energię, silną wolę, a później pewnie i trochę zdrowia psychicznego.
Demon ma swoje sposoby i dokładnie wie, gdzie ktoś na niego czeka. To tak jakby istniała jakaś Agencja Demonów Żywieniowych, która rozsyła swoich pracowników do miejsca zapotrzebowania. Być może współpracują z Agencjami Demonów od Uzależnień, które w swojej ofercie mają działy Palaczy, Demony Narkotykowe, Alkoholowe, Demony od drobnych kradzieży.
Ich siedziba mieści się na tej samej ulicy co agencja Demonów Depresji, Demonów Lękowych, czy tych od wszelkich Natręctw. W każdej agencji jest szereg Demonów z różnym stażem. Jedni dopiero wrócili z długoletnich misji, a inni to młodzi adepci szukający wrażeń.
Kontrole nad nimi sprawuje Zarząd- Biuro Obsługi Demonów, w skrócie BOD. Ich zadaniem jest stałe poszukiwanie potencjalnych Kandydatów, a następnie dopasowania do nich odpowiedniego Oprawcy.
Proces trwa następująco; Kandydat obserwowany jest latami i istnieje cała baza danych na jego temat. W archiwach są wczesne wspomnienia, doświadczenia, kartoteka wszystkich relacji, upodobań oraz nawyków. Pod koniec Analityk szacuje powodzenie misji zgodnie z tymi informacjami, słabość ofiary i ustala zarys planu. Dobierany jest odpowiedni Demon, który po krótkim wprowadzeniu i przeszkoleniu, zostaje wysłany do nowego Klienta.
Wyobrażam sobie mojego Demona, który popijając rano kawę przegląda notatki mojego życiorysu i ustala swoją strategię. Potem – ponad 5 lat temu staje u progu moich drzwi, do których nie potrzebował nawet klucza. Doskonale wiedział, jak się do mnie dostać. W zasadzie drzwi były już dawno uchylone w oczekiwaniu na tego wyjątkowego gościa.
Poczucie samotności, zmian lub może właśnie ich brak, to idealne warunki, by Demon wpadł do nas z wizytą. Myślę jednak, że nie ma tu żadnego schematu i każdemu z nas może przydarzyć się przypadkowe zaścielenie dla niego łóżka.
Prawdziwe problemy jednak powoli się do mnie zbliżały i miały mi się przedstawić jako nowy, atrakcyjny przyjaciel, w pięknym stroju. Ubrany w wyprasowany garnitur, prawdopodobnie w kapeluszu i z elegancką walizką, wślizgnął się do mojego życia. Wpuścić go nie było trudno, ponieważ byłam w tedy nieco pozostawiona sama sobie.
Zarówno ja; jak i On mieliśmy dla siebie teraz mnóstwo czasu i przestrzeni, by poznać się, zrozumieć, polubić. I od siebie uzależnić. Ah, jakże było nam w tedy dobrze. On pozwolił mi bardziej polubić siebie, a ja coraz bardziej się nim opiekowałam. On dawał mi siłę, motywację i powody do dumy, a dzięki temu dostawał coraz to nowsze nagrody.
Dał mi nadzieję, o którą nawet nie prosiłam, a ja oddałam mu całą siebie. Aż w końcu spał w moim łóżku, nosił moje ubrania i patrzył na świat moimi oczami. Zawładnął moimi czynami, a co gorsza- moimi myślami. Karmił się komplementami i przewagą nad innymi. I nigdy nie było mu dość.
Karmił się także moim cierpieniem, a ja nieświadomie przybijałam mu kolejną piątkę, myśląc, że to nasz wspólny sukces. Stworzył nowe wymagania, a ja próbowałam im sprostać mając nadzieję, że będziemy się dalej tak świetnie razem bawić.
Nie mogłam się jednak bardziej pomylić. Mój nowy przyjaciel zaczął coraz więcej wymagać, a mi było coraz ciężej za tymi wymaganiami nadążyć. Chciałam jednak zawalczyć o te relacje- w końcu tyle mi dała. W końcu to On pomógł mi spojrzeć na siebie inaczej, pokazać mi, jak wiele mogę. Uwierzyłam, że jesteśmy jednością i bez Niego nie będę mogła być już nigdy pełna.
Bez Niego już nic nie osiągnę i nie będę wiedziała, jak podejmować słuszne decyzje. Te, które miały mnie przecież zbliżyć do naszego wspólnego celu- bycia jeszcze coraz chudszym. Chociaż oboje już nie wiedzieliśmy, ile to jest to „jeszcze” i jaką jednostką mierzyć to „coraz”. Gdy tylko nasuwały mi się myśli, że może to już tu- może jestem już u celu, Mój Przyjaciel groził odejściem. Dodatkowo mówił, że zabierze mi wszystko i nie po to współtworzył ze mną to Imperium by teraz dać mi je zniszczyć.
I tak tkwiłam w tej relacji, godząc się na to, czego ode mnie wymagał. Czasem mnie karał, a czasem nagradzał. I nie mam wątpliwości- rządził On, decydował, jak się widzę, co mówię i co robię. Oddałam mu ster, moim życiem kierowała teraz Agencja Demonów Żywieniowych, a cały zarząd wraz z szefem urządzili z tego powodu imprezę, świętując i zbijając toasty kolejnego sukcesu.
Być może mój Demon pojawił się tego dnia również na tym przyjęciu, zostawiając mnie na chwilę samą. I jak każdy, kto zostanie na chwilę spuszczony ze smyczy- postanowiłam wykorzystać moją chwilę wolności. I muszę przyznać, że smakowała ona niesamowicie. Smakowała ona ciastem czekoladowym jedzonym, podczas gdy przecież była godzina treningu. Maślano nutellowo-chmurkowy smak rozkoszy i grzechu.
I gdy brałam już ostatni kęs- nagle zza rogu wyłonił się On, napawając mnie wyrzutami sumienia, wciskając mi teraz do buzi łyżki frustracji i powodów do żałowania. Miał być to jednak ostatni raz, a z tym mieliśmy sobie poradzić dodatkowym wysiłkiem. Tylko, że nie mogłam zapomnieć o tej chwili wolności i zapragnęłam doświadczyć jej jeszcze chociaż raz.
Za każdym razem, gdy On spuszczał mnie ze wzrok- rzucałam się biegiem do sklepu, po trzy, po siedem batonów zanim mnie nakrył, próbowałam szybko je pochłonąć. Nigdy jednak nie udało mi się przed nim ukryć. Karał mnie kolejnymi restrykcjami, sportem, karał mnie nawet swoimi różnymi innowacyjnymi sposobami.
I jakże byłam naiwna myśląc, że to przed NIM uciekam do WOLNOŚCI. Długo zajęło mi zrozumienie, że tak naprawdę przyjął On po prostu nową, jeszcze silniejszą postać. Oszukał mnie jak jeszcze nigdy wcześniej i tak naprawdę dopiero teraz osiągnął swój największy cel. Wprowadził mnie całkowicie w zaburzenia odżywiania. Już nie te, podczas których ktoś się o Ciebie zmartwi i zabierają Cię ambulansem z zajęć wychowania fizycznego, a później stajesz się bohaterem Rozmów w Toku.
A w takie, w której w zasadzie z zewnątrz wyglądasz jakby było z Tobą już w porządku, jednak wewnątrz toczysz walkę ze samym sobą, na każdym kroku.
I pewnie w pewnym momencie mogło Go już nawet przy mnie nie być, bo doskonale nauczył mnie tak wielu schematów działania, tego jak żyć i jak się karać i jak szukać w tym wszystkim nadziei, której już dawno nie ma. Lata doświadczenia utwierdziły mnie w tym, że tak ma to wyglądać, a schemat jest prosty; codziennie budzić się, by nienawidzić się bardziej i mieć do siebie coraz więcej wstrętu.
Przyzwyczajona do swoich błędów byłam już na nie gotowa, wiedziałam, kiedy się pojawią. I ciężko byłoby opisać wszystkie gierki jakie grałam sama ze sobą, a jakie przed innymi, jak wiele rzeczy straciłam i jak bardzo się bałam.
Tak samo ciężko opisać jak wielkim zaskoczeniem było dla mnie tak proste odkrycie; a gdyby tak przestać być swoim wrogiem i uznawać to za oczywistość? Gdyby tak ze sobą współpracować w tym życiu? Tym razem z tym kogo najbardziej znamy i znamy od zawsze- ze sobą. Gdyby tak się raz na zawsze polubić? Gdyby tak przestać się bać i bez strachu oblizać, wiecie… te mieszadła miksera całe w cieście przed pieczeniem, całe z surowej mąki i cukru. Bez strachu i konsekwencji.
Być może na Jego miejscu musi pojawić się coś przed czym tak długo broniliśmy się cały ten czas i to, co uznaliśmy za wroga, ale z pewnością zajmował On tyle miejsca w naszym życiu, że znajdzie się też mnóstwo przestrzeni na ten zapomniany spokój, radość i wolność.
Chyba nigdy nie zrozumiem skąd na świecie taka pogoń za płaskim brzuchem i jeszcze trochę mi zajmie zanim pozwolę sobie rozluźnić mój ze spokojem, ale już dziś patrzę jak zatrzaskują się drzwi za moim Demonem i mam nadzieje, że już nigdy tu nie wróci ani nie zaatakuje nikogo, kogo znam.
I wiem, że niektórzy będą kurczowo się Go trzymali, bojąc się przejść na tę drugą stronę i niektórzy tak jak ja- pomyślą „to całe zamieszanie na tym blogu to chyba nie do mnie”, ale jeśli już tu jesteś, jesteś wpisałeś w wyszukiwarkę hasło związane z obsesją na punkcie jedzenia, to masz problem.
Ale jest dla Ciebie i rozwiązanie; przejść jak najszybciej na naszą stronę. Oblizujemy tu mieszadła z miksera i nie boimy się rozluźnić brzucha, tylko pozwalamy mu by miał swój kształt. Bo my mamy swoje kształty, bo każdy jest wyjątkowy!
Ziutka
Trafiam tu kolejny raz by poczutać i podskórnie czuję, że jeenaj by znależć pomoc, bo nie bez kozery od dwóch lat, które minęły odkąd przypadkowo tu trafiłam wciąż wracam. Tu uwaga, nie z zaburzeniami odżywiania a z nalogiem palenia papierosów. Widzę wiele podobieństw w mechanizmach opisywanych przez Anię uzależnieńem z uzależnienirm od nikotyny i pewnie też z innymi uzależnieniwmi. Stale tu wracam jakbym ppdskórnie szuksła deski ratunku przed zrujnowaniem zdrowia. Zastanawiam się czy Ania podjęłaby się mentoringu dla innych problrmów.
Tak, oczywiście. Już to robię od jakiegoś czasu: https://wilczoglodna.pl/coaching/
Zapraszam!
Ziutka, masz tak świetny sposób pisania, że pochłonęłam Twój list jednym tchem. Życzę Ci siły, życzę Ci całej Ciebie tej prawdziwej i może napisz książkę ;D
Ziutka masz lekkie pióro, Super wykorzystaj to, pozdrawiam i zdrowia życzę :)
Niesposób nie zauważyć przyjemnego stylu, ale ostatecznie chyba nie o to chodziło:) Mimo wszystko, gratuluję pięknej analizy!
Pięknie napisane.