Niedziela bez wilka: Julka, jedyna osoba, która musi się pilnować, by schudnąć.
Kochana,
Piszę do Ciebie z podziękowaniami. Nie znamy się, nigdy wcześniej nie rozmawiałyśmy, ale czytam regularnie Twojego bloga. Przewertowałam już wszystkie posty od początku i aktualnie czuję się wolna w sferze jedzenia, jak nigdy wcześniej.
Z zaburzeniami odżywiania miałam styczność już od końca szkoły podstawowej, gdy to po komentarzach koleżanki na temat mojej wagi, przestałam jeść śniadania i zaczęłam mdleć w szkole. Okres gimnazjum był najbardziej burzliwy, zaczęłam stosować liczne głodówki, obcięłam kalorie do minimum i trochę schudłam. Następnie przyszły coraz częstsze napady i genialny pomysł – wymioty. Skończyłam z naprawdę sporym jo-jo, okaleczonym ciałem i rozwaloną psychiką. Historia jakich multum.
Przez następne lata nie było dnia, gdy nie myślałam o jedzeniu, o kaloriach, testowałam coraz to nowsze diety, wykluczałam wszystkie składniki pokarmowe po kolei każdy. Byłam na keto, na baletnicy, sokowej. Wleciały też jakieś posty 14 dniowe (ałe szczęście wytrwałam maks trzy dni) – Dąbrowska, frutarianizm, jakieś cud diety wojskowe i wojenne (?).
Gdy teraz na to patrzę, widzę, że moje życie opierało się tylko na tym; na dietach i co mogę jeść, a czego nie. Tyle lat zmarnowanych, tyle wakacji, na których nic nie użyłam. A to nie poszłam pływać, bo broń boże, żeby mnie ktoś widział w bikini, a to siedziałam jak kołek w restauracji nad morzem, ze szklanką wody w ręce, podczas gdy inni jedli frytki i po prostu cieszyli się chwilą.
Odkryłam twojego bloga kilka miesięcy temu, przeczytałam kilka artykułów, ale nadal robiłam po swojemu, bo naprawdę wierzyłam, że ja jestem inna i że na mnie to nie zadziała, że nie wrócę do żadnej genetycznej wagi, i że ja po prostu muszę się pilnować, żeby schudnąć. Nawet to, że robię to samo od tylu lat a efektów nie ma żadnych, nie dało mi do myślenia.
Wchodząc w okres szkoły średniej czułam, że tamto bagno mam już za sobą, jednak nieświadomie zaczęłam przywiązywać ogromną wagę do zdrowej żywności i wpadłam w sidła ortoreksji, o czym też pisałaś i jestem Ci za to wdzięczna. Miałam dużo takich epizodów, gdy wracały stare schematy; raz bez powodu zjadłam całą blachę ciasta i byłam tak przejedzona, że żeby lepiej się poczuć poszłam zwymiotować.
Mówiłam sobie, że to normalne czasem się przejeść, a że tak dobrze mi idzie wymiotowanie, totalnie bezszelestnie i sprawnie, to co mi szkodzi nie skorzystać? Wierzyłam, że jest już ze mną dobrze, ale dopiero po analizie Twych postów poznałam prawdę. Zrozumiałam tak wiele rzeczy! Naprawdę nie rozumiem, tak jak i Ty zapewne, dlaczego ta naturalna prawda nadal jest zagłuszana przez krzywdzące, fałszywe tezy i przekonania.
Trochę się rozpisałam, a chciałam tylko podziękować, bo wiem, że masz masę wiadomości. W końcu zrozumiałam wiele ważnych i prawdziwych kwestii, wyszłam z tego dna po prawie 6 latach obsesji, diet, notorycznych wymiotów i braku akceptacji własnej osoby, a to wszystko dzięki Tobie, Twoim postom na blogu i filmom! Tylko tyle i aż tyle. Naprawdę jestem Ci bardzo wdzięczna, że mogłam się opamiętać jeszcze na początku mojej życiowej drogi, że teraz wejdę w 17 rok mego życia bez tej kotwicy u nóg.
Szanuję za to co robisz, życzę Ci jak najlepiej i wierzę, że w końcu twoja mądrość (i wiara w mądrość naszych ciał) dotrze do ogółu społeczeństwa.
Ściskam,
Julka
Droga Aniu, powiedz mi proszę, jak mają się twoje metody typu zaufanie ciału, jedzenie intuicyjne, genetyczna waga itp. do osoby takiej jak ja, z zaburzeniami hormonalnymi, która musi brać hormony i ma przez to liczne problemy z organizmem? Jak ma się jedzenie przy głodzie i tego, na co ma się ochotę do organizmu w „ciągłym stanie przedmiesiączkowym”, do uszkodzonej przysadki? Marzę o wyjściu z ed i uwierzeniu w to, co piszesz, o byciu wolną od jedzenia i odchudzania, ale nie jestem w stanie, po tylu zmianach w moim ciele, po zabiegach i podczas brania leków, zaufać swojemu ciału i dawać mu tyle, ile się domaga…
Zosiu, mam podobne problemy i dalam rade, poczatkowo jest trudno, ja zaczelam z dnia na dzien, przede wszystkim odizoluj glod prawdziwy od hormonalnego, chodzilam jak na szpilkach, bo ciagle glodna, zwlaszcza na maczne rzeczy, zrobilam mix ziaren w mlynku i do kazdego dania, nawet kanapek sypalam zeby sie odzywic, po dwoch miesiacach, dwoch! Jestem wolna, jem co kilka godzin, jem slodycze co jakis czas, organizm nie wola tak bardzo jak wczesniej, najpierw sie odżyw i sluchaj glodu, jedz jak jestes glodna, takie proste glupie a takie prawdziwe, serio dziala, tylko jeden myk, narazie pilnuje co jem, zeby nie przesadzac z iloscia, i widze ze systematycznie zoladek je mniej, kiedys jajecznica z 5 jajek teraz z 2 i wystarczy, ale zacznij odrozniac glod prawdziwy od tego co w glowie siedzi trzymam kciuki ♥
A jak z wagą? I czy jesteś już odzywiona w pełni? Skąd mam wiedzieć, czego potrzebuję, żeby nie mieć ochoty na słodkie, mączne itp.?
Hej, mam nietypowe pytanie. Czy to normalne, że napady jedzenia występują u mnie z obniżonego nastroju, a nie ze złych emocji (tak mi się przynajmniej wydaje)? Chodzi o to, że nie chcę się objadać, ale kiedy tego nie robię to żadna czynność nie sprawia mi przyjemności, zazwyczaj jest tak popołudniami. Czy to jest kwestia jakichś zaburzeń, które trzeba najpierw rozwiązać (np. skłonności do depresji), czy to objaw uzależnienia od jedzenia i minie, gdy oduczę swój mózg objadania się? Dodam, że chodzę na psychoterapię, ale być może potrzebna jest wizyta u psychiatry?
Źle to ujęłam, jako obniżony nastrój mam na myśli praktycznie obojętność na bodźce zewnętrzne, a nie negatywne emocje, np smutek, gniew.
Tu chyba odpowiadam na to :) https://www.youtube.com/watch?v=apQ1tftsFQI
Oj to durne odchudzanie… Nie wiemy, co przez to tracimy,… dopiero po zmądrzeniu widzimy, jakie byłyśmy głupie… Ja do dziś pamiętam wszystkie Święta, które zmarnowałam, bo się akurat odchudzałam…. Pamiętam dokładnie te wszystkie niezjedzone potrawy, te babki wielkanocne, ciasta i karpie świąteczne, stojące na stole… I smutne spojrzenia osób, które to dla mnie zrobiły, a ja tym po prostu wzgardzilam, no bo to tłuste, a to węglowodany, a ja przecież te kalorie muszę liczyć… Do dziś żałuję i płaczę nad każdym kawałkiem ciasta, szynki i sałatki z majonezem, którymi wtedy głupio wzgardziłam…
Spokojnie, kochana. Jeszcze będzie wiele okazji do spróbowania. Spokojnie.
Dziękuję Aniu <3