Buddyjscy mnisi i kobieta

Dwóch buddyjskich mnichów – jeden młody, a drugi stary – przemierzało pieszo Tybet. Szli ramię w ramię pogrążeni w milczeniu i kontemplacji. Koło południa dotarli do wsi, którą poprzedniej nocy nawiedziła spora ulewa i zmieniła główną drogę osady, w jedno wielkie błocko.

Na skraju tego błocka stała bogato ubrana, młoda kobieta i próbowała przekroczyć to, co jeszcze wczoraj było ubitym traktem. Jakże żałośnie wyglądały te wysiłki. Jedną stopą opierała na twardym gruncie, drugą usiłowała postawić przed siebie. Za każdym razem jednak, cofała ją w przerażeniu, kiedy błoto zaczynało pochłaniać czubek jej atłasowego pantofelka. Oczy dziewczyny wyrażały strach i desperację.

Starszy mnich podszedł do kobiety, bez słowa złapał ją w pasie i przesadził na drugi, suchy brzeg. Nie oglądając się za siebie i nie czekając na podziękowania, poszedł dalej. I znów wędrowali nasi mnisi ramię w ramię, pogrążeni w ciszy.

Mijały godziny i kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, młodszy mnich w końcu nie wytrzymał. Bracie! – zawołał – dlaczego pomogłeś tamtej kobiecie? Przecież dobrze wiesz, że nam, mnichom, nie wolno dotykać kobiet! To wbrew naszym ślubom!

Starszy mnich spojrzał spokojnie na swojego wzburzonego kolegę i odrzekł: Ja postawiłem ją na ziemi wiele godzin temu. Czy ty nadal ją niesiesz?

*

Tę historię opowiedziałam ostatnio mojej podopiecznej, kiedy ta zwierzyła się mi, jaki to miała „stresujący tydzień” i że nie może sobie z tym poradzić. Teraz, mimo tego, że jest weekend, nie potrafi po prostu wyluzować i cieszyć się wolnym dniem. Czuje, że musi to wszystko z siebie wyrzucić i odreagować, bo inaczej eksploduje.

To siłą rzeczy przekłada się na relacje w domu (napięcie, irytacja), ale także na jedzenie, które – tradycyjnie – działa jak remedium na stres. I co teraz? Jak sobie z tym dać radę?

Jak zawsze, bardzo prosto, ale wcale nie mówię, że to łatwe.
Po pierwsze zdać sobie sprawę z tego, że nie ma czegoś takiego jak „stresujący tydzień”. To percepcja wynikająca z największej pomyłki świata – z przekonania, że czujemy coś innego niż swoje myśli w danym momencie, że czujemy jakiś „zewnętrzny świat”. No bo powiedz mi, jak tydzień może być stresujący? Co w nim niby takiego jest? Czy tydzień może wysyłać jakieś denerwujące fluidy wprost do naszej głowy? Jak to miałoby niby działać?

Tydzień może być po prostu wypchany po brzegi zadaniami. To jest jednak w swojej istocie zupełnie neutralne. Stres jest tylko funkcją rozpędzonego umysłu, który powtarza sobie tak: Jestem przy zadaniu pierwszym, a powinienem być już przy drugim. Jestem przy zadaniu drugim, a powinienem być przy trzecim. Ale zaraz, zaraz… czy to pierwsze mi w ogóle wyszło? A co z zadaniem czwartym? Czy z nim się wyrobię?

To jest właśnie stres, to jest jego definicja – to błądzenie myślami po wszystkich innych czynnościach, które właśnie „powinno się” robić, zamiast być tu i teraz, w tym co się robi. Nie ma więc „stresujących tygodni”. Są tylko stresujące myśli w danym momencie.

Po drugie: w naturze nie ma czegoś takiego jak „odreagowanie”. To tylko kolejny koncept, sen. Pomyśl przez chwilę, jaki to absurd. Jest weekend. W związku z tym jesteś w domu, a nie w pracy. Wyspałaś się, pobiegałaś, zjadłaś fajne śniadanie… a czujesz stres. Dlaczego? Czy widzisz gdzieś swojego szefa, idącego do ciebie z kolejnymi papierami? Nie. Czy właśnie dzwoni Twój służbowy telefon? No nie!

Gdzie to więc jest? Tylko w Twojej głowie, wyświetlane jak replay z gry. Ty ciągle niesiesz tę kobietę, której stopy dotknęły ziemi, kiedy zamknęłaś za sobą drzwi biura w piątek wieczorem. Niesiesz ją i czujesz jej ciężar. Postaw ją w końcu i zobacz, że TERAZ nie dzieje się żadna z tych rzeczy, które sobie wyobrażasz i których WYOBRAŻENIA „musisz” odreagować.

Moja podopieczna westchnęła w nagłym zrozumieniu, a potem wyznała, że czuje ogromną ulgę. I że cudownie, że rozmawiamy w sobotę rano, bo dzięki temu będzie miała zupełnie inny weekend, niż ten, na który się zapowiadało – pełen prób odreagowania wykreowanego, wskrzeszonego z pamięci stresu, który istnieje już tylko jako wspomnienie, jako myśl – myśl, której wcale nie trzeba myśleć następnego dnia, ani już nigdy.

I stres zniknął, jak ręką odjął, a w jego miejsce pojawił się śmiech. Taki śmiech słyszę tylko od ludzi, którzy naprawdę pojęli ten Boski żart o myślach.

*

Serdecznie zapraszam na kurs „Pokonaj wilka, odzyskaj siebie”. To już za tydzień!

Published On: 2 marca, 2021Kategorie: Psychologiczna rozkminkaTagi: , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

7 komentarzy

  1. Anna 2 marca, 2021 at 8:02 pm - Odpowiedz

    Ks. Pawlukiewicz przytacza tą historię w pięknej książce 'Wstań, albo będziesz świętym albo będziesz nikim’ Gorąco polecam!

  2. Paulina 4 marca, 2021 at 1:30 pm - Odpowiedz

    Dziękuję Ci. Czytam Twój blog i płaczę. Właśnie skończyłam 29 lat, z bulimia zmagam się od 14 roku życia. Próbowałam terapii, zrezygnowałam po kilku spotkaniach. Kilka pierwszych postów na tym blogu dało mi więcej niż godziny rozmów z terapeutka. 4 dni temu powiedziałam dość. Nadal wymiotuję, ale byłam w stanie ograniczyć to do 1 i później 2x w ciągu dnia. 2 dni były całkiem bez wymiotów. To jest olbrzymi sukces, wymioty 5-10x dziennie to była normalka. Najbardziej pomaga myśl ” to nie Ty, to twój nałóg”. Myślę że mój nałóg zmarnował mi życie. Przez to m.in rzuciłam studia (filologia) i skończyłam w sklepie. Chociaż wiem, że jestem inteligentna i mądra nie było mnie stać na nic wiecej. Nie wiem gdzie jest ta ambitna dziewczynka która byłam, ale pragnę by wróciła. Powiedziałam swojemu partnerowi o tajemnicy która skrywam. Jest mi lżej, nie czuję się samotna w tym. Wciąż bardzo się wstydzę, mogę rozmawiać o tym tylko wieczorem, przy zgaszonym świetle, bez patrzenia w oczy. Za to co robisz masz zarezerwowane miejsce w niebie. Trzymaj za mnie kciuki. Paula

    • Kate 5 marca, 2021 at 10:08 pm - Odpowiedz

      Co prawda nie jestem Anią, niemniej również trzymam za Ciebie kciuki <3

    • Wilczo Glodna 9 marca, 2021 at 10:20 am - Odpowiedz

      Trzymam kciuki kochana <3

  3. R. 12 marca, 2021 at 9:10 am - Odpowiedz

    Ten wpis na pewno baaardzo mi pomoże i bardzo za niego dziękuję, ale z drugiej strony (bo nic w końcu nie jest czarno-białe). Nie uniesienie danego problemu na swoich barkach, tylko nieustanne go omijanie nie prowadzi nad do rzadnych rozwiązań. Bo jeśli pomyślimy o stresującej sytuacji, po to, żeby być hipotetycznie przygotowanym np. na daną rozmowę (bo dzięki temu potem będziemy się mniej stresować i będziemy bardziej pewni siebie) to jest to coś dobrego. A całe życie nie można omijać stresujących pociągów (uwielbiam to porównanie) bo niczego się w żhyciu nie nauczymy. I teraz moje pytanie. Jak wsiąść do tego pociągu i dojechać do stacji ROZWIĄZANIE, a potem z niego wyjść, żeby nie zatruwać sobie całego weekendu albo urlopu?
    Z tego postu teoretycznie wiem już JAK wsiąć do tego pociągu W MOMENCIE W KTÓRYM MI PASUJE, a nie kiedy ten pociąg nadjeżdza i to on ma jakąś absurdalną władzę na de mną. Tylko jak to zrobić w praktyce?

    • R. 12 marca, 2021 at 9:12 am - Odpowiedz

      o matko! Żadnych* !!!
      I dziękuję za odpowiedź jeśli się taka pojawi.

    • Wilczo Glodna 12 marca, 2021 at 10:02 am - Odpowiedz

      Kochana, a sądzisz że stresowanie się problemem jakkolwiek go rozwiąże? Zwróć uwagę, że ja nie mówię o omijaniu problemów i nie myśleniu o tym jak coś rozwiązać: ja mówię o niemyśleniu stresujących myśli, a to zupełnie – ale to zupełnie – dwie różne rzeczy.
      Możesz przygotować się do rozmowy w spokoju umysłu, bez wsiadania w pociągu typu „o Jezu, a co jak mi się nie uda”. Możesz przed weekendem załatwić ważną sprawę, bez robienia dramatu w swojej głowie.
      Rozumiesz kochana? Tu pomyliłaś trochę robienie rzeczy z myśleniem o nich.