Dupa Pawełka, czyli jak nie wpędzić dziecka w zaburzenia odżywiania

Tytuł dzisiejszego wpisu jest absolutnie tendencyjny, ale musisz mi to wybaczyć. Chcę w ten sposób zwrócić uwagę na dramat, który latami rozgrywa się w wielu domach, a jego  końcowym rezultatem jest potrzeba istnienia tego bloga.

Zaburzenia odżywiania nie biorą się z powietrza. To przede wszystkim sposób myślenia hodowany często od małego. Niestety niejednokrotnie dzieje się to z pomocą naszych bliskich, którzy sami nie mają zdrowego stosunku do jedzenia i tenże stosunek przekazują nam.

Dzisiejszy post kieruję do rodziców z zaburzeniami odżywiania, którzy nie chcą, żeby dzieci powtórzyły ich los, oraz tych których pociechy już ważą za dużo i wypadałoby coś z tym zrobić. Jak nie zrobić dziecku krzywdy w tej bardzo delikatnej materii?

Na wstępnie zacytuję tutaj moją podopieczną, która zrobiła polecone jej zadanie pisemne „Jak wygląda Twój przepis na problem? Gdybyś miała podać przepis na ataki objadania się, komuś kto ich nie ma, jakby on wyglądał?”

Przytoczę go, ponieważ to bardzo częsty scenariusz, który prowadzi do katastrofy:

 1.Zacznij w bardzo młodym wieku, najlepiej w okresie dojrzewania, ale nie z własnej potrzeby a ze „zmartwienia rodziców” poszerzającymi się biodrami/udami.

2.Cała rodzina idzie na dietę 1400kcal- na śniadanie zimna sałatka z samych warzyw, której nawet nie dokończysz, bo jest okropna. Na 2gie śniadanie bierzesz do szkoły rozwalające się kanapki z czegoś co miało być chlebem- z twarogiem i ogórkiem o wielkości połowy dłoni, które zrobiła Ci mama. Z zazdrością patrzysz na kanapki koleżanek z klasy, z szynką, z Nutellą, z pasztetem czy innym normalnym jedzeniem. Albo wafle ryżowe, bardzo fajny posiłek, w sam raz dla uczącego się mózgu. Zacznij przysypiać na lekcjach z braku energii…

3.Wracasz do domu ze szkoły OKROPNIE GŁODNA, a w domu nie ma jeszcze nikogo. Tak więc przewracasz do góry nogami wszystkie szafki aż znajdujesz je- SŁODYCZE. NARESZCIE tłuszcz i cukier, którego Ci potrzeba. Wyjadasz całą szafkę i zwalasz na brata. Brat też jest głodny i je wyjada, więc to po części zwykle prawda…A mama załamuje ręce jak to jest, że Wy to zawsze znajdziecie.
Tak zaczyna się przygoda z objadaniem.

4. Każde oszczędności z kieszonkowego, KAŻDE wydawaj na drożdżówki, wafelki, chipsy i wyjadaj w samotności lub w drodze ze szkoły. Albo lepiej, chowaj na „czarną godzinę” w biurku. W domu w końcu czeka super obiad, panga na parze, z warzywami na parze, zero tłuszczu, zero smaku, zero kalorii, energii, no mniam…trzeba się ratować! I tak „podjadaj” w każdej chwili samotności.

5.Schudnij, nie wytrzymaj, przytyj, „-Wzięłabyś się za siebie! „Od nowa- schudnij, nie wytrzymaj, przytyj, i tak od okresu dojrzewania do wieku 28 lat, kiedy już zupełnie zatracisz kontakt ze swoim ciałem i jego potrzebami. Nie wiesz, kiedy jesteś głodna, tak naprawdę to chyba cały czas, no bo czujesz, jak Cię ssie, co nie? Coś bym, coś bym… Z resztą nieważne, jak nie jesteś głodna to każda okazja jest dobra, żeby sobie podjeść. Smutna? Jedzenie. Wesoła? Jedzenie. Nudzisz się? Pewnie, że jedzenie. Czujesz się bezsilna wobec swojego obżarstwa? Zajedz to!
Mały wafelek, paczka chipsów do filmu, a potem na zmianę smaku coś słodkiego, bo już Cię mdli, co nie? A nawet jak Cię mdli i odstawisz te chipsy…to i tak wrócisz po nie za 2 godziny, akurat leżą i czekają, a Ciebie już w sumie nie mdli. Potem jeszcze tylko mini seans w głowie myśli „boże jaka jestem ohydna”. Ale zaraz po tym zapominasz o tej „uczcie”…aż do następnej.

6.Jedz cały tak samo małe porcje obiadu i śniadania, bo tak powiedział przecież super-dietetyk! Że tak już ZAWSZE musisz jeść, bo inaczej będziesz tyć. No logiczne, ja się nie znam, on się zna. Tak trzeba jeść i koniec. A słodycze…no przecież jak tylko przestanę, to schudnę! A przestanę od jutra!
7.Nie miej już siły na nic, nawet na kolejną dietę, o ćwiczeniach nie wspominając. Zaczęły się właśnie problemy ze zdrowiem- jelita, układ rozrodczy, stawy od nadwagi. Do tego problemy w pracy i spadająca samoocena. To też jest dobry powód, żeby zjeść czekoladę i na chwilę „wyłączyć się”, bo tak Ci dobrze jak ją zjesz. Albo i nie- czasem nawet nie smakuje- ale jest. To jest jedyne, co znasz, co łączy się dla Ciebie z ulgą, czymś przyjemnym lub swobodnym. Takie mikro wakacje, łuhu…

I inny list pokazujący początki całego tego cyrku:

Kochana, ze mną już o wiele lepiej, ale bardzo denerwuje mnie tak jak moja mama i siostra traktują mojego siostrzeńca. Owszem jest troszkę grubszy, ale 7 letnie dziecko przecież nawet nie zaczyna dojrzewać, a one na zmianę albo kupują mu bardzo dużo słodyczy i krzyczą, żeby ich nie jadł albo kompletnie drą się jak poprosi o cokolwiek i nie kupują.

Na przykład dzisiaj; chciał bułkę na śniadanie, ale moja siostra na to: NIE, PŁATKI SIĘ JE NA ŚNIADANIE PO BULKACH SIĘ TYJĘ (chodziło o kukurydziane płatki ze sklepu które ze zdrowiem mają bardzo mało wspólnego). Chcesz mieć dupę jak Pawełek?

Czasami się wcinam i tłumaczę im, że nie TYJĘ się od pieczywa, bo nie mogę słuchać, jak fundują mu zaburzenia odżywiania.
To tylko kiwają, wyklinają ze się chuja znam i mówią, że jak ja mam takie poglądy i nie jest szczupła, to one nie działają.
A na pytanie, to jak w takim razie osoba x je normalnie pieczywo i jest szczupła mówią, że ma DOBRE GENY.

Może ty też jesteś jedną z osób, które też przez to przeszły? Ja na pewno, chociaż w o wiele łagodniejszej formie. Mnie nikt tam nie odchudzał (nie tucząc uprzednio), ale całe swoje dzieciństwo słyszałam, że „na jedzenie trzeba uważać” i „jaki to ja mam spust, ojojku”. W efekcie już w wieku pięciu lat miałam początki paranoi, że jestem gruba, a w wieku 12 lat przeszłam na moją pierwszą dietę. Czy miałam nadwagę albo chociaż wyższą wagę niż trzeba? Nie, ale myślałam, że to jest normalne i że każdy tak robi.

No właśnie, każdy tak robi. Małe dziecko nie ma punktu odniesienia, do tego, co się dzieje w domu. To co mu przekażemy, będzie dla niego prawdą absolutną. Jeżeli krzyczysz na dziecko, ono będzie myślało, że wszędzie się krzyczy. Jeżeli je bijesz, będzie przekonane, że tak wygląda świat. Jeżeli zaś nauczysz je, że jedzenie jest wrogiem i „trzeba na nie uważać”. To Twoje dziecko w to uwierzy – możliwe, że na resztę życia.

No ale dobrze, to co robić? Jeżeli sama nie masz najzdrowszego stosunku do jedzenia, to jak nie zainfekować nim potomstwa?
Mam dla Ciebie kilka rad, chociaż teoretycznie nie mam prawa się tutaj wymądrzać, bo własnych dzieci nie mam. Mam za to doświadczenie w pracy z mamami z ED oraz córkami takich właśnie mam. No i sama jestem jedną z nich.

Po pierwsze: pozwól dziecku być swoim autorytetem w sprawach jedzenia.

Nie wciskaj, nie zmuszaj, nie szantażuj. Jeżeli młody nie chce czegoś dokończyć, to nie pchaj mu tego na siłę. Oczywiście nie chodzi o to by pozwolić dziecku żywić się słodyczami, ale o uczenie go, że sygnałów z ciała się słucha. Ileż to razy czytałam historie dziewczyn karmionych przemocą, wymiotujących kaszką z przejedzenia i obrzydzenia. To były pierwsze szlify w ignorowaniu tego, co organizm nam komunikuje.
Sama pamiętam jak na szkolnej stołówce nie można było odnieść talerza, jeżeli nie był on prawie pusty. Pan Adam stał i pilnował. Stres i trauma wciskania w siebie czegoś mimo mdłości, po dziś dzień przyprawia mnie o dreszcze.

Po drugie: Nie ucz, że jedzenie jest lekiem na „złe” emocje, nie nagradzaj nim, nie wynagradzaj innych braków.

Jeżeli jedzenie zacznie mieszać się małemu człowiekowi z zaspokajaniem jego emocjonalnych potrzeb – robi się niebezpiecznie. Ok, jedzenie może być fajne, zwłaszcza słodycze. Jednak zawsze musimy mieć na uwadze jego podstawowy cel: dostarczenie organizmowi energii do życia.
Jeżeli funkcja „rekreacyjna” zaczyna przyswajać tę podstawą, to nie jest to dobry kierunek.

Ucz swoje pociechy, że emocje się przeżywa, a nie zajada; że ok jest popłakać czy odczuwać frustrację. Nie trzeba tego „naprawiać” batonikiem.

Po trzecie: Nie rób ze słodyczy owocu zakazanego

Ustalmy coś raz na zawsze: słodycze nie są złe. Słodycze to po prostu wyroby spożywcze, których głównym zadaniem jest sprawienie nam sensualnej przyjemności, a nie odżywianie naszego organizmu. Nie ma sensu traktowanie ich w czarno – biały sposób; raz jak wroga, raz jak przyjaciela.

Polecam Ci mój stary post pod tytułem „Dobry rodzic”. Pisałam tam o tym, że warto być nim dla siebie. Mądry rodzic nie zakaże kategorycznie jeść słodkiego. Słuchaj, od dzisiaj ZERO czekolady i ciastek! Zjesz je sobie, jak się usamodzielnisz i wyprowadzisz z domu. To przecież byłaby tyrania!

Mądry rodzic nie powie też: Och kochanie, hulaj dusza, piekła nie ma. Jeżeli chcesz żywić się tylko cukierkami, to proszę. To byłoby skrajanie nieodpowiedzialne.
Mądry rodzić znajdzie balans w tych dwóch podejściach. Ciepły letni dzień i ochota na lody? Pewnie! Drałowanie wieczorem do sklepu po litr lodów, po to by zjeść je przed telewizorem? Niekoniecznie.

Po czwarte: bądź konsekwentny

Wróć do drugiego z cytowanych tekstów. Opisywany tam malec nigdy nie wie, czego ma się spodziewać. Czy dostanie słodycze, o które prosi, czy dostanie opierdziel z góry na dół? Tutaj opiekunowie sami nie widzą czego chcą – przede wszystkim od siebie, a jak więc mogą stworzyć jasne ramy postępowania dla kogoś innego?

Dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje i jeżeli wytłumaczymy im, że słodycze są dodatkiem do diety, a nie jej podstawą, one to zrozumieją i przyjmą jako normę. Tylko tutaj wszystko zaczyna się od nas. Jeżeli sami będziemy się miotać – nic z tego nie będzie.

Pamiętam, jak rozmawiałam kiedyś ze znajomą, która zapytała mnie o radę w sprawie dwójki swoich, otyłych już, synów. Powiedziałam, że rozwiązanie jest proste: nie kupować słodyczy i nie znosić ich do domu. Maluchy po jakimś czasie o nich zapomną. Kilkulatek sam sobie po czekoladę przecież nie pójdzie – a w tym wieku, to wiadomo: co z oczu, to z serca.

„No ale oni tak strasznie błagają. Ja nie mam siły im odmówić” – usłyszałam w odpowiedzi. No dobrze, a gdyby błagali o piwo czy fajki, to też by je dostali? Odpowiedzialnością rodzica jest postawić mądre granice i wytłumaczyć dziecku, dlaczego się je stawia, a potem się tego trzymać. Proszę rodziców o poprawienie mnie, jeżeli się mylę.

Po piąte: nie porównuj.

Zobacz, jak Piotruś chętnie gania za piłką, Gosia taka zgrabniutka, a ten Pawełek to leń śmierdzący. Nic dziwnego, że ma dupę jak szafa. Chcesz być jak Pawełek? No chcesz? Jak nie chcesz, to musisz uważać!
I co to dziecko ma niby zrobić z takim przekazem? Jak ma zaplanować i zaimplementować zmiany, skoro jego kilkuletni mózg nie spamiętał jeszcze wzystkich literek? Przecież nawet osobę dorosłą takie porównywanie zdołuje (o zobacz, jakie ona ma super nogi, wzięłabyś się za siebie), a co dopiero małego człowieka! Jeżeli myślisz, że takie gadanie jest dla niego motywujące -mylisz się. To podwalina pod kompleksy i totalny brak wiary w siebie. Przecież inni są ZAWSZE lepsi.

*

A co, jeżeli Twoje dziecko ma już nadwagę?

Tutaj też warto wspomnieć o kilku rzeczach. Proszę, nie katuj go sportem, nie wprowadzaj żadnej diety odchudzającej. Naprawdę, najgorsze co można zrobić to – mniej lub bardziej – zacząć głodzić dziecko w młodym wieku. Jego ciało i umysł, szybko zapamiętają, że jedzenie to „towar deficytowy”, że trzeba o nim myśleć i kombinować jak je zdobyć. A z drugiej strony – trzeba z nim walczyć. A przecież z własnego doświadczenia wiesz, że nie tędy droga. Diety nie działają – ani u dorosłych, ani u dzieci. Diety powodują obsesję, jo-jo i rozregulowanie organizmu. Kropka.
Zamiast tego zmieńcie nawyki żywieniowe.

I tu dochodzimy do najważniejszego; Twojej roli w tym procesie. Bo chyba sama czujesz podskórnie (albo wiesz to już ponad wszelką wątpliwość), że dzieciom można mówić różne rzeczy, ale jeżeli my będziemy postępować inaczej – to spłynie to po nich jak po kaczce.

Garść przykładów z mojego życia i życia moich podopiecznych:

– Mów dziecku, że sport to zdrowie, a sama siedź przed telewizorem.
– Powtarzaj, że papierosy to trucizna i chowaj się z fajami na balkonie.
– Opowiadaj jakie to oszczędzanie jest ważne, a sama wydawaj kasę na głupoty.
– Mów jak to trzeba być w życiu konsekwentnym, a potem rzucaj wszystko w połowie roboty.
– Kładź dziecku do głowy mądre rzeczy, że jest wartościowe i piękne, a potem sama wyklinaj się przed lustrem „za zbyt duże” boczki i wystający „bebech”.
– Ucz, że nie można oceniać innych, a potem komentuj wygląd każdej napotkanej kobiety.
– Opowiadaj jakie to pełnowartościowe jedzenie jest ważne, a sama odchudzaj się i obżeraj na przemian.
– Zdziw się, że dziecko jest dokładnie takie samo jak Ty, chociaż przecież mówiłaś mu zupełnie co innego.

I nie, nie chcę wpędzić Cię w poczucie winy. Wiem, że jesteś zapracowana i starasz się jak możesz, naprawdę. Wiem też, że wychowanie dziecka nie jest łatwe. Jednak, jeżeli chcesz dla niego lepszego losu, to sama musisz najpierw zafundować go sobie. Jak to powiedział Mahatma Gandhi „Bądź tą zmianą, którą chcesz widzieć w świecie.” I we własnym domu też; inaczej nie da rady.

*

Jestem bardzo ciekawa jak to wygląda z Twojej perspektywy. Jeżeli jesteś Dorosłym Dzieckiem Dietoholików (może założymy stowarzyszenie DDD?), opowiedz, jak to wyglądało u Ciebie. Czego się nauczyłaś przez swoje doświadczenia? Czego nie powtórzysz w wychowaniu własnych dzieci?

A może sama jesteś rodzicem i pragniesz dodać coś do mojej listy? Albo z czymś się nie zgadzasz? Daj nam znać. Stwórzmy kompletny poradnik jak wychować dziecko wolne od zaburzeń odżywiania.

Published On: 26 stycznia, 2021Kategorie: Ogarnąć jedzenie
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

19 komentarzy

  1. Avatar
    Anna 26 stycznia, 2021 at 7:54 pm - Odpowiedz

    Tu trzeba zacząć także od szkoły, nie tylko rówieśników ale i niestety często zaburzonych poglądów nauczycielek…. Proponuję szkolenia dla rad pedagogicznych, rodziców na zebraniach a do dzieci dotrze samo…. Temat szalenie ważny ale trzeba zapobiegać!

    • Avatar
      Magdalena 26 stycznia, 2021 at 9:51 pm - Odpowiedz

      Też tak uważam! W szkole nie ma nic o dietetyce jako takiej, piramidka żywieniowa to żadna informacja :/ Powinny być w podstawówce takie rzeczy jak podstawy higieny (u niektórych nadal widać braki), dbania o zdrowie, w tym też pielęgnację codzienną, etykieta czy praca zespołowa no i podstawy żywienia normalnego! Kurczę to naprawdę by się bardziej przydało dzieciom niż wypracowania, stresy testami czy zbijak na korytarzu aż do porzygu…..

  2. Avatar
    Marta 26 stycznia, 2021 at 9:35 pm - Odpowiedz

    Zeczeło się w zerówce – dziadek i babcia co jakiś czas kupowali mi ciasto z marcepanem.. no kochałam to ciasto.. ten marcepan. Więc jadłam ten kawałek i byłam szczęśliwa. I wtedy moje siostry pierwszy raz powiedziały mi: nie żryj tyle bo będziesz tłusta.. zobaczysz, w przyszłości będziesz na siebie zła za to co jesz.. no i zaczęłam zauważać że w sumie koleżanki w zerówce są szczupłe, a drugie grubsze.. Ale olałam temat.. i tak sobie żyłam. W 2 klasie wiedziałam że jestem za gruba. Tak. W wieku 9 lat. Ale moj tata chcial wyrobić 'odporność psychiczną’ i cały czas mówił jakim jestem okrąglaczkiem.. w wieku 11 lat moj kuzyn wymyślił mi nową ksywkę: pączek. Przy wszystkich z rodziny opisal mnie tak: tłuściutki, okrąglutki, smażony na głębokim tłuszczu – to właśnie ty. Kiedy miałam 13 lat, moja siostra miała anoreksje. Ja też chciałam. Ale dostałam bulimie.. no i poszło. Dzis mam 26 lat, od roku zaczęłam się ogarniać. Czasem zdarzają się wpadki, ale wiem że nie wrócę do tego pchania w siebie pod kurek i kończenia z głową w kiblu. Bo po tylu latach robienia sobie tego, kiedy przestałam to schudłam. Cale życie walczyłam o pieprzone 8kg, zarzygując się do krwii.. a kiedy przestałam, to one zniknęły.
    Wlasnie tego chce, żeby moje dzieci patrzyły na mnie i uczyły się co jest ok, a co nie. Bez kazań, morałów.. być wzorem..
    Mam dzis siostrzenice i ostatnio uderzyło mnie, kiedy 9 latka powiedziała do 6 latki – jak możesz tyle żreć, to był cały hot dog a ty chcesz drugiego ? Grubas.
    Boję się co będzie za parę lat..

  3. Avatar
    Ania 26 stycznia, 2021 at 11:25 pm - Odpowiedz

    U mnie w rodzinie mama i babcia się odchudzały, ale mnie to nie dotknęło. Dotknęło mnie jak babcia mówiła do mnie: Ty moja grubasico, niby tak serdecznie ale igły się wbijały. A mama zawsze mówiła że jak zacznę szybciej rosnąć w czasie dojrzewania to wyszczupleję. A ja miałam po prostu bardzo kobiecą sylwetkę. I z 65 kilo w wieku 14 lat dobiłam do 120 w wieku 30 lat. I dopiero po latach na twoim blogu dowiedziałam się że mam zaburzenia odżywiania, bo ciągle niedojadam. I kupowałam słodycze przed szkołą lub po szkole i jak nie było rodziców to jadłam ile się zmieściło… nawet kiedyś chciałam zacząć wymiotować, bo koleżanka mi „poleciła” jako sposób na odchudzanie, ale nie umiem wymiotować i to mnie chyba uratowało od poważniejszych chorób

    • Avatar
      Ania 26 stycznia, 2021 at 11:31 pm - Odpowiedz

      A teraz mam dwie córki i jedna ma pięć lat i już widać że ma pełniejsze uda i pupę i bardzo źle reaguje na komentarze że nabrała trochę ciała. Jest idealna, bardzo ruchliwa, je ile chce, słodycze staram się żeby jadły obie w weekendy, ewentualnie jak są goście to mogą. Druga jest niejadkiem ale staram się nie zmuszać jej do jedzenia i ostatnio teściowa się śmieje że ciągle je ale jest chudziutka jak patyk.

      • Avatar
        Ania 26 stycznia, 2021 at 11:33 pm - Odpowiedz

        *ja źle reaguję na komentarze innych o mojej córce

      • Avatar
        Marcelina 27 stycznia, 2021 at 10:42 am - Odpowiedz

        Nie będę się rozpisywać jak zaczęło się u mnie bo jest to historia podobna do wielu o których piszesz. Mam syna. 8 lat. Z mężem jesteśmy sportowcami. Na czas zawodów musimy zachodzić do kategorii wagowych a na codzień dbać o zbilansowana posiłki. Syn jest…. Monotematyczny żywieniowe. .. Je tylko pewna grupę posilkow. Niechetny do próbowania nowych rzeczy. Stosowslismy nawet porady psychiatry dziecięcego bo płakał przed jedzeniem czegoś nowego… Potrafił cały dzień pić tylko wodę.. podejrzewalimy lek przed jedzeniem… Ja jako była bulimiczka od razu byłam przerażona że popadnie w anoreksję. Chodzi do szkoły sportowej. Zdrowy. Generalnie jego,, kartoteka zdrowotna” jest pusta… Mamy kłopot z bilansami bo nie choruje. Wg ortopedy i lekarza sportowego.., jest,, zbity miesniowo’ ’ ( zresztą jak jego starzy:) z jedzeniem lepiej ( wyrósł z tego??) ale ostatnimi czasy zaczął się często ważyć… Czesto o wadze mówić… Przeraża mnie to. Nasz sport i praca męża wymaga kontroli wagi.Mam świadomość naszego ( wspólnego z mężem) ortodyksyjnego podejścia do jedzenia. Mężowi na bieżąco relacjonuje co piszesz na blogu. Kupiliśmy Twoja książkę. Staramy się,, normalnie jesc”. Zmieniliśmy kategorie wagowe na wyższą by nie,, zbijac wagi’ ’ cyklicznie co pare miesięcy. Hmm…uprawiajac zawodowo sport nie do końca można,, całkowicie odpuścić” kontrolę. Posiłkow…Jakieś pomysły by nie,, popsuc” syna???

  4. Avatar
    Marcelina 27 stycznia, 2021 at 10:45 am - Odpowiedz

    Nie będę się rozpisywać jak zaczęło się u mnie bo jest to historia podobna do wielu o których piszesz. Mam syna. 8 lat. Z mężem jesteśmy sportowcami. Na czas zawodów musimy zachodzić do kategorii wagowych a na codzień dbać o zbilansowana posiłki. Syn jest…. Monotematyczny żywieniowe. .. Je tylko pewna grupę posilkow. Niechetny do próbowania nowych rzeczy. Stosowslismy nawet porady psychiatry dziecięcego bo płakał przed jedzeniem czegoś nowego… Potrafił cały dzień pić tylko wodę.. podejrzewalimy lek przed jedzeniem… Ja jako była bulimiczka od razu byłam przerażona że popadnie w anoreksję. Chodzi do szkoły sportowej. Zdrowy. Generalnie jego,, kartoteka zdrowotna” jest pusta… Mamy kłopot z bilansami bo nie choruje. Wg ortopedy i lekarza sportowego.., jest,, zbity miesniowo’ ’ ( zresztą jak jego starzy:) z jedzeniem lepiej ( wyrósł z tego??) ale ostatnimi czasy zaczął się często ważyć… Czesto o wadze mówić… Przeraża mnie to. Nasz sport i praca męża wymaga kontroli wagi.Mam świadomość naszego ( wspólnego z mężem) ortodyksyjnego podejścia do jedzenia. Mężowi na bieżąco relacjonuje co piszesz na blogu. Kupiliśmy Twoja książkę. Staramy się,, normalnie jesc”. Zmieniliśmy kategorie wagowe na wyższą by nie,, zbijac wagi’ ’ cyklicznie co pare miesięcy. Hmm…uprawiajac zawodowo sport nie do końca można,, całkowicie odpuścić” kontrolę. Posiłkow…Jakieś pomysły by nie,, popsuc” syna???

  5. Avatar
    Billie Żółw 27 stycznia, 2021 at 3:02 pm - Odpowiedz

    Aniu, mam pytanie. Wiem, że nie jest ono związane z tematem, ale nie wiedziałam mówiąc szczerze, gdzie je zapisać, więc jeżeli komuś uprzykrzy to życie – proszę wybaczyć:)
    Od razu mówię – nie przejmuję się tym za bardzo. Waga to nie jest całe moje życie. Mam jednak wrażenie, że z dnia na dzień tyję/chudnę. Moim problemem na pewno jest brak regularności w jedzeniu, ale czy to może być przyczyną takich wahań? Dodam też, że widzę to po ubraniach. jest to dość denerwujące i mówiąc szczerze, nie wiem, skąd się bierze. Czy mogłabym prosić o poradę? Z góry dziękuję.

  6. Avatar
    Zofia 27 stycznia, 2021 at 3:12 pm - Odpowiedz

    U mnie „próby” odchudzania mimo normalnej wagi zaczęły się już w przedszkolu, z powodu wysmiewania przez rówieśników (wybrali sobie mnie na ofiarę)… Dobrze, że mam przynajmniej kochaną rodzinę, bo już wtedy miałabym zaburzenia odżywiania. Niestety te same osoby poszły ze mną do szkoły, potem zaczęła się choroba i tak w gimnazjum poszło.

  7. Avatar
    magda 28 stycznia, 2021 at 11:39 pm - Odpowiedz

    Ja pamiętam jakieś komentarze o mojej wadze już jak miałam ok 4 lat, a kojarzę to stąd, że mój brat 3.5 roku młodszy był wtedy niemowlakiem i mama mówiła mi, że jak przyniosę z drugiego pokoju jakieś pieluchy czy inne smoczki dla niego, to się poruszam i troszkę schudnę. Potem przez długi czas ojciec mówił do mnie „gruba”. Miałam może delikatną nadwagę jako dziecko, ale nie byłam otyła, ale całą rodzina mnie pilnowała, żebym za dużo nie jadła.

    Także od przedszkola do… mniej więcej trzydziestki cały czas byłam na diecie, co najmniej mentalnie, tzn uważałam, że powinnam schudnąć. I to niezależnie czy ważyłam 43 kg (bo mając jakoś ok 14 lat „wzięłam się za siebie” i doszłam do takiej wagi) czy w okolicach 60. Jeszcze mając koło 25 lat miałam cel żeby zejść poniżej 45 kg…

    Na szczęście nie doszłam do etapu, żeby wyjadać całą lodówkę na raz i iść do sklepu po dokładkę, ale całą blachę ciasta owszem zdarzało się (po 3 tyg diety pt. nie jem zbóż, strączków, nabiału i czegoś jeszcze, już zapomniałam… przypadek?). Tak się bujałam do czasu aż poważnie wkręciłam się w sport. Teraz pilnuję diety owszem, ale nie świruję na tle magicznego numerka na wadze. Trzymam wagę w pewnym przedziale, bo wiem, że wtedy mam najlepsze wyniki zarówno siłowe (gdzie lepiej być cięższym) jak gimnastyczne (gdzie wręcz odwrotnie ;) ). Nadal mój stosunek do jedzenia nie jest super luźny, znaczy nie jem zawsze tego na co mam ochotę, ale teraz to mój świadomy wybór. Z drugiej strony świadomie również rezygnuję ze wszystkich metod regulacji wagi, które wymagają dokładnego odważania i odmierzania jedzenia, bo wiem że dla mnie jest to prosta droga do katastrofy.

  8. Avatar
    Wiktoria 1 lutego, 2021 at 2:07 pm - Odpowiedz

    W zaburzenia odżywiania wpędziła mnie mama z tatą. Kiedyś z płaczem kazali mi stanąć na wadze (miałam może 14 lat) i waga pokazała 77kg przy wzroście 167cm, straszne! Zapisali mnie do dietetyka, chwalili za każdy kilogram w dół, przyklaskiwali silnej woli i po roku, gdzie ważyłam 40kg mając 170cm wzrostu nagle się obudzili. Zaczęli we mnie wpychać jedzenie, pilnować, żebym zjadała wszystko i tak oto z anoreksji wpadłam w bulimię. Ćwiczenia, kompulsy i wymioty. Trwa to już 6 lat, jako 20 latka przy 173cm ważę 65kg i ciągle dzięki rodzicom widzę hipopotama w lustrze. Już pominę fakt, że dietetyk okazał się niekompetentny, dla niego 40kg to była super waga i tak od 6 lat buduję poczucie własnej wartości na rozmiarze, wystających kościach i literkach na wadze. Z tego miejsca „dziękuję” mamie, tacie i dietetykowi za zepsuty światopogląd i fatalne relacje z jedzeniem. KTO TO WIDZIAŁ PROWADZIĆ 14-LATKĘ DO DIETETYKA? Musiałam sobie sama gotować, bo oni się zajadali tymi zakazanymi dla mnie produktami. Najgorsze dodam na koniec: mój starszy brat – zawsze szczupły, dostawał to, na co miał ochotę. Ja dostawałam suche mięso i okruchy sałaty. Przykre.

    • Avatar
      Sara 2 lutego, 2021 at 3:14 pm - Odpowiedz

      Bidulka….Przytulam mocno:*

  9. Avatar
    Magdalena 2 lutego, 2021 at 3:25 pm - Odpowiedz

    Cieszę się, że są takie miejsca w których można się dowiedzieć madrych rzeczy. Dziękuję za te słowa od serca które trafiają prosto do niego. Myślę tez, ze trzeba byc gotowym na to by je przyjąć, ze to jest bardzo trudne zauważyć ze to nasz sposób życia jest przykladem dla dziecka a nie to co próbujemy mu wmówić robiąc przy tym inaczej.

  10. Avatar
    Sara 2 lutego, 2021 at 3:31 pm - Odpowiedz

    U mnie było tak… Najpierw refluks żołądkowy, nie mogłam przez to jeść i dziadziuś(osoba, która trzęsła całą rodziną, ojcem,matką, potem przez jego wtrącanie był rozwód, tata zaczął pić i brać leki nasenne w konsekwencji zmarł) wmawiał mi,że mam anoreksje. Potem udało się podleczyć chorobę, odzyskałam apetyt i w konsekwencji zaczęłam tyć. Podobałam się sobie taka „większa”, zaczęły rosnąć piersi, biodra. Czułam,że staję się kobietką. Ale….No i tu się zaczęło..Ważyłam przy 164 cm wzrostu 57 kilo (o zgrozo) i dziadek zaczął na to zwracać uwagę. „Uuuu, teraz taka tłuściutka jesteś, albo anoreksja, albo grubas. Czy Ty nie umiesz normalnie jeść”? Potem uwagi ciotek, że grubasek, że pryszcze (tak, u nastolatki to coś niezwykłego, c’nie)?
    Zaczęłam się odchudzać. Tysiąc kcal, albo mniej.
    Kawałek ciasta tylko w niedzielę. Schudłam do 46 kilo. Opinia rodziny- za chuda. Tym razem miałam tą opinię głęboko w dupie, w końcu byłam chuda.
    Teraz szybkie podsumowanie. Moja waga waha się pomiędzy 47, a 49 kilo. Cały czas uważam, że jestem gruba. Głodzę się w tygodniu po to, żeby w weekend się nawpierd***ć. Nie wymiotuję w prawdzie później, ale czasami mam wrażenie,że to kwestia czasu. Od dwóch tygodni wiem,że choruje na celiakię, więc kolejne dieta, tym razem bez glutenu. Zaburzenia odżywiania…Problemy z alkoholem (też weekend), depresja…
    Tęsknie za tą dziewczyną o wadze 57 kilo, a jednocześnie jej nienawidzę.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 2 lutego, 2021 at 7:25 pm - Odpowiedz

      Kochana, wzięłabym Cię do siebie na mento. Serce mi się kraje jak to czytam…

      • Avatar
        Sara 3 lutego, 2021 at 1:33 pm - Odpowiedz

        Mam nadzieję, że dojrzeję do tego żeby się do Pani zgłosić.

  11. Avatar
    Klaudyna 5 lutego, 2021 at 3:48 pm - Odpowiedz

    Drogie Kobiety,

    wląśnie przeczytałąm artykuł, w którym przywołane są słowa ministra edukacji, ktore nawołują do systemowej przemocy przeciwko dziewczynkom. No krew mnie zalała, no! Może czas na jakiś protest?
    W skrócie – minister edukacji chce „walczyć z otyłością” w szkole, która szczególnie, jego zdaniem (statystyki mówią co innego, wystarczy spojrzeć na podstawowe źródła) dotyczy dziewczynek. Już widzę jak ta „walka” będzie wyglądałą. Poniżanie, dyskryminacja, zawstydzanie, stygmatyzowanie…..
    Wilczogłodna- co o tym myślisz?

    https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,26751361,co-czeka-uczniow-wracajacych-do-szkol-minister-czarnek-po.html#s=BoxOpImg6

    • Avatar
      Andzior 25 czerwca, 2021 at 11:59 pm - Odpowiedz

      ,,Systemowa przemoc przeciwko dziewczynkom”…hmm… Jak nie jestem zwolenniczką dorzucania dodatkowych zajęć uczniom, wszystko będzie zależało od podejścia w każdej ze szkół. Za wcześnie na takie wnioski, w mojej opinii. Ale zaciekawiły mnie te ,,podstawowe źródła” o których piszesz. Jeśli znajdziesz czas, podziel się, chętnie przejrzę.