Kredyt zaufania

Garść pytań od moich podopiecznych:

– Dlaczego na początku mogłam być na diecie 1500, 1000 lub nawet 500 kcal, nie miałam rzutów na lodówkę, a waga spadała jak szalona?
– Dlaczego mój chłopak ogranicza zboża z powodu choroby jelit i nigdy nie ma z tego powodu dziwnych myśli o zeżarciu wszystkiego w zasięgu wzroku?
– Dlaczego sąsiadka przeszła na dietę, schudła 5 kg i wcale nie skończyła z głową w siatce słodyczy?
– Dlaczego istnieją ludzie, którzy tygodniami stosują post przerywany i jakoś żyją?

Co tu jest grane? Przecież kiedyś to też nie było dla mnie problemem. Nawet jedzenie listka sałaty dziennie przychodziło mi łatwo. A teraz? Czy to jakiś autosabotaż?

Nic podobnego, a odpowiedź na to pytania jest, jak zawsze, bardzo prosta. To nie tak, że nagle straciłaś całą swoją silną wolę i dyscyplinę. Po prostu wykorzystałaś do zera kredyt zaufania, jaki każdy może zaciągnąć u swojego ciała.

Zobrazujmy to dobrze. Wyobraź sobie, że postanawiasz wstrzymać oddech. Jest to zachowanie, które bezpośrednio zagraża Twojemu życiu. Teoretycznie Twoje ciało powinno natychmiast Ci w tym przeszkodzić, odciąć świadomość (wywołać omdlenie) i przywrócić normalny oddech.

Tak się jednak nie dzieje. Kiedy postanawiasz przestać oddychać (robicie sobie zawody z chłopakiem, kto dłużej wytrzyma), ciało sprawia, że odczuwasz coraz większy dyskomfort. Po jakimś czasie uczucie jest nie do wytrzymania i bierzesz ogromny oddech.

Co by się jednak stało, gdybyś dalej obstawała przy swoim? W końcu zemdlałabyś. Kredyt zaufania by się wyczerpał i organizm powiedziałby „basta, to jest niebezpieczne”.

Tak samo dzieje się, gdy zaczynasz się głodzić. Najpierw Twoje ciało myśli sobie „Oho, chyba mamy jakiś kryzys. Jedzenia przychodzi znacznie mniej niż do tej pory, ale to nie jest żaden problem. Mamy w mięśniach glikogen, na bioderkach tłuszcz – w razie czego będzie co jeść.”

Sytuacja się przedłuża, a ciało wysyła coraz bardziej dokuczliwe sygnały głodu. Glikogen się skończył, tłuszczyk topnieje, a jedzenia nie ma i nie ma. „No ok, myśli ciało, tak też może być. Cholera wie, co się stało. Plony się nie udały? Mężczyźni nie upolowali mamuta? Sytuacja robi się nieciekawa, ale na szczęście wyostrzyliśmy apetyt naszego właściciela i jego wszystkie zmysły. Jak się tylko pojawi jakieś jedzenie w zasięgu wzroku, będzie trzeba je natychmiast capnąć

Znowu mija trochę czasu i w końcu ciało traci cierpliwość. Wystarczy tego dobrego! Widzisz te pączki, które mama kupiła dla gości? MASZ JE ZJEŚĆ. TERAZ!
I ani się obejrzysz, pączki zjedzone.

Potem następuje to, co opisywała setki razy na tym blogu: dalsze zatrzymanie metabolizmu, kompulsy, bulimia i cały ten jazz. No i tak mija sobie – powiedzmy – dziesięć lat. W końcu przychodzisz po rozum do głowy, przestajesz się głodzić i jakoś wychodzisz na prostą. Co się jednak okazuje. Wylazło Ci zapalenie żołądka, Hashimoto, insulinooporność czy jakieś inne cudo. To niestety bardzo częsty scenariusz.
Oczywiście nie dzieje się to, bo wyszłaś z ED. Choroba pojawiła się już wcześniej, ale dopiero teraz jesteś w stanie to zauważyć lub połączyć kropki.

Dostajesz od lekarza jakieś zalecenia dietetyczne; musisz na przykład uważać na podaż węglowodanów w diecie. I co się dzieje? Jak tylko próbujesz je ograniczyć, Twoje ciało totalnie wariuje. Ono mówi „nope, e-e, nie ma opcji” i natychmiast wywala Ci jeden wielki „error” w postaci rzutu na lodówkę.

Albo jest tak: jesteś w podróży i nie zabrałaś ze sobą kanapek. I na serio nie jak zjeść. I nagle łapiesz się na tym, że wpadasz w panikę, odstawiasz cyrk i zaczynasz płakać w autobusie (prawdziwe historie, znane też z autopsji). Po prostu czujesz, że umrzesz. Po fakcie wydaje Ci się to niezrozumiałe i przesadzone.

Lub zupełnie zwyczajnie, pomijając cały aspekt zaburzeń odżywiania: po pierwszej drakońskiej diecie, zakończonej – oczywiście – jojem, każda kolejna już nie była taka „łatwa i przyjemna”. Coraz trudniej było na nią przejść. Aż w końcu, po latach, doszłaś do takiego momentu, że jak tylko pomyślisz „od jutra dieta”, lecisz się objadać. To także prawdziwa historia niejednej z was.

Co się stało? No właśnie, skończył Ci się kredyt zaufania. Twoje ciało wytrzymywało twardo te wszystkie restrykcje, które mu fundowałaś, ale zostało przez nie tak straumatyzowane, że nie pozwoli Ci na ani jedną sekundę głodu. Nie ma takiej opcji!

I jak twój chłopak może spokojnie doczekać do spóźnionego obiadu, tak Ty zaczniesz płakać i trząść się już pół godziny później.
Po prostu on ma u swojego ciała kredyt zaufania, a Ty już nie. Ty masz jeden wielki minus na koncie, przekreślający wszystkie Twoje dietetyczne plany w zalążku.

A im gorsze restrykcje były, tym bardziej puste to konto. Przeczytaj chociaż historie ludzi, którzy cierpieli głód w obozach koncentracyjnych, a potem do końca życia chomikowali chleb po kieszeniach.
Przeczytaj też ten post „Eksperyment głodowy w Minnesocie”, w którym pewnie przejrzysz się jak w lustrze.

Na szczęście kredyt zaufania da się powoli odbudować. Zajmuje to jednak dużo czasu i pewnie nigdy nie będzie on już tak duży jak na początku (aczkolwiek mogę się mylić).
U mnie zajęło to pięć lat, zanim mogłam wyjść z domu na dłużej, bez myślenia kiedy zjem i czy na pewno mi wystarczy lub czekania głodna na obiad, bez panicznego zapychania się przekąskami.

Co trzeba zrobić, by tak się stało? Natychmiast przestać kombinować, głodzić się,  dietować i zacząć słuchać swojego ciała. A potem dać sobie czas i uzbroić się w cierpliwość; w dużo dużo cierpliwości. To naprawdę mała cena za normalne życie.

Published On: 16 kwietnia, 2021Kategorie: Nawyk
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

18 komentarzy

  1. Avatar
    Konsekwencje czynów 16 kwietnia, 2021 at 3:52 pm - Odpowiedz

    Dziewczyny, jakie macie powikłania no minionej bulimii? Ja, tak jak pisze Ania, ponad rok po normalnym jedzeniu wszystkiego, nadal mam ataki paniki, gdy robię się bardziej głodna a jedzenia nie ma i jak na złość mam wtedy problemy jelitowe (które ujawniły się po wyjściu z ED), trzęsące się lodowate ręce i jest mi nieadekwatnie do sytuacji słabo. Nie mówiąc o totalnie rozregulowanych hormonach (żeby było śmieszniej wcale nie kobiecych) a do tego przez wymioty nabawiłam się problemów z zastawkami w sercu i zepsutymi zatokami a w konsekwencji i zmianami w płucach. Jeśli któraś z Was też tak miała, napiszcie czy coś z tego wreszcie wróciło do normy? A dla reszty niech to będzie przestroga aby nie zaczynać tego piekła bo brak zębów to tylko początek…

    • Avatar
      Agata 17 kwietnia, 2021 at 8:14 pm - Odpowiedz

      Ja mam hashimoto… Na początku przed zdiagnozowaniem go, czułam się marnie… Byłam 3 miesiące po porodzie, więc moje samopoczucie definiowałam stanem połogu. Biorąc leki czuję się naprawdę dobrze. Dodam tylko, że jestem 2, 5 roku od mentoringu
      A wracając jeszcze do kredytu zaufania, to myślę i czuję, że odzyskałam swoją naturalność/ swoją naturę właśnie teraz. Pozdrawiam wszystkie wilczki. 3majcie się kochane. Życie czeka…. Warto…

      • Avatar
        Karina 18 kwietnia, 2021 at 2:20 pm - Odpowiedz

        Sprawdz poradnie medycyny zywienia sandiet. Znajdziesz ją bezporblemu w internecie zaróno na youtube jak i w googlach. Dziewczyny specjalizują sie w chorobach tarczycy. Na youtube mają fajne filmy jak zyc z hashimoto oraz jakie diety stosować. Do tego na stronie masz w zakładce sklep kilka fajnych webinarów lub ebooków dotyczących życia z tą chorobą. Mi bardzo pomogły :)

        • Avatar
          Agata 18 kwietnia, 2021 at 8:54 pm - Odpowiedz

          Oooo, super. Dzięki wielkie. Powiem Ci, że jeszcze się w tym gubię… Co i jak brać… Itd. W sumie to bardziej chodzi mi o suplementy. Jeden lekarz mówi tak, inny tak… Ale grunt, że z jedzeniem już dobrze i zaczęłam normalnie żyć.
          Bardzo dziękuję za rady.

        • Avatar
          Agata 18 kwietnia, 2021 at 9:04 pm - Odpowiedz

          Napisz mi jeszcze proszę jak Ty się czujesz mając hashimoto?

    • Avatar
      Daga 7 czerwca, 2021 at 6:04 pm - Odpowiedz

      U mnie insulinoopornosc stan przedcukrzycowym, jestem na lekach. uczucie zimna w rękach mimo że jem aktualnie 2000 i nie czuje głodu. Strach przed głodem jest ale pracuje nad sobą dopiero 2 miesiące. Gdy byłam na głodówkach miałam epizody uczucia nierównego bicia serca, przebadana niby ok. jestem niskociśnieniowcem, ciężko mi pobrać krew. Głodówki na zmianę z atakami kompulsji bez wymiotów przez 20 lat…

  2. Avatar
    Pora działać TERAZ 16 kwietnia, 2021 at 4:06 pm - Odpowiedz

    Warto zacytować tu fragment książki, którą KAŻDY OBOWIĄZKOWO POWINIEN PRZECZYTAĆ: 'Ostrzeżenie’ Watkins. Każdy dzień jest okazją duszy do nawrócenia. Nie troszcz się o jutro bo jutro nie jest nikomu obiecane. Obecny dzień ma dość swoich prób i krzyży.
    Biorę każdą chwilę pojedynczo bo ta jest w mocy mojej. Przeszłośc nie do mnie należy, przyszłość nie moja, czas obecny wykorzystać staram się całą duszą…

  3. Avatar
    Ciasto 16 kwietnia, 2021 at 5:59 pm - Odpowiedz

    To prawda.
    Jak się odchudzałam, a na drugi dzień miała być mała imprezka z pizza i ciastem, to chodziłam dzień wcześniej już po ścianach, żeby już to zjeść a jak już była ta pizza, rzucałam się na nią i zzeralam plus mnóstwo ciasta.
    Teraz, jak jem normalnie, w takiej samej sytuacji dzień wcześniej jestem spokojna, a jak jest już pizza i ciacho, patrzę na to bez emocji, biorę kawałek lub dwa, bo w więcej nie mieszczę i nie mam już ichoty, zjadam w tempie umiarkowanym, bo jest to dla mnie coś normalnego, ciało jest ogólnie syte i nie potrzebuje dostarczać dużej ilości pożywienia,
    Pozdrawiam Aniu

  4. Avatar
    Beata 18 kwietnia, 2021 at 11:37 am - Odpowiedz

    Kochana Aniu,
    Dobrze wiesz, jak ciężką drogę przeszłam w zaburzeniach odżywiania i choć nie trwa ona tak długo, jak w innych przypadkach, to z lekkiej nadwagi doszlam do skrajnego wyczerpania organizmu, następnie do zdrowej wagi, ale w ciągłych restrykcjach, mając w sobie mnóstwo lęku. Droga ta nie była usłana różami, miałam próby samobójcze, zmagam się z ostrą depresją. Były wzloty i upadki, ale byłaś ze mną, pomagałaś mi wyjść z każdego dołka nawet, jeśli ja już nie widziałam szansy. Doszlam do etapu, który kiedyś nazwałabym ścianą, a teraz ogromną szansą na zdrowie. Wiem, że muszę jeszcze przytyć, że skoro moje ciało nie pracuje prawidłowo, nie mam miesiączki, a myśli o jedzeniu mnie męczą, tzn ze jeszcze mój organizm potrzebuje pożywienia i odpoczynku. Czuję wielki strach, wręcz momentami panikę. Ale dzięki Tobie wiem, że nie ma innej drogi – albo pójdę przed siebie, przytyje, najem się wszystkim na co mam ochotę i w ilościach jakich potrzebuje, posłucham swojego ciała i zaufam mu, albo ciągle będę na restrykcjach, będę sobie wyliczać i płakać nad plasterkiem sera. Czy ta szczupła sylwetka jest warta takiej ceny? Płaczu, kłótni, depresji, myśli samobójczych, samotnych świąt i weekendów, tęsknych wspomnień na talerz z frytkami, drgawek na widok kawałka sernika? No nie! Ale jeszcze miesiąc temu nie dałabym rady tego napisać. Dzięki Tobie i ogromnemu wsparciu mojej Mamy i Chłopaka wiem, że moja wartość to nie ciało, a dusza. Mogę się śmiać, być wesoła, żartować, cieszyć się życiem. Ale żeby taka być, muszę jeść. Inaczej będę wiecznie zgorzkniała, skupiona na sobie, nie będę widzieć krzywdy, którą robię najbliższym. Warto zatrzymać się w miejscu i odpowiedzieć na kilka pytan, zastanowić się nad swoim życiem i podjąć właściwą decyzję. Uważam, że trzeba dużo dojrzałości i siły, wsparcia i motywacji, ale najważniejsze to nie zawrócić z obranej drogi i zmierzać ku wolności. Ja podjęłam decyzję, każdego dnia przeżywam to wszystko na nowo, ale zaciskam zęby i idę przed siebie. Mam ciągle w sobie te obawy, mam ciągle strach, ale otwieram się i wiem, że wraz z każdym zjedzonym posiłkiem dozywiam swój mózg i te lęki miną, tylko nie mogę im się poddać! I wiesz co Aniu? To w ogromnym stopniu dzięki Tobie. Dałaś mi siłę, pokazałaś, że życie może wyglądać inaczej, że nie musi być szaro-bure. Że we większym rozmiarze nadal będę, albo raczej dopiero wtedy będę świetna, bo będę sobą, będę zdrowa, będę mieć siłę i mogę przenosić góry. Dziękuję Ci za to, za każdego maila, za każdą motywacyjną wiadomość, za cierpliwość w tłumaczeniu jak małemu dziecku niektórych spraw. Wiem, że było warto. Jesteś Aniołem, którego spotkałam na tej okropnej drodze, który wskazał mi drogę wyjęcia z zaburzeń odżywiania. DZIĘKUJĘ!!! <3

    • Avatar
      Jagódka 18 kwietnia, 2021 at 12:40 pm - Odpowiedz

      Trzymam kciuki, super jesteś.
      Mam pytanie, czy Ty już masz prawidłowa wagę??? Przepraszam, że się ośmielam ale też mam kłopoty, nie pytam z ciekawości tylko.

  5. Avatar
    Beata 18 kwietnia, 2021 at 2:24 pm - Odpowiedz

    Tak Jagódko, ja mam wagę prawidłową (w sensie BMI w normie) od prawie roku. Przed odchudzaniem ważyłam około 10 kg więcej, ale samoistnie postanowiłam zatrzymać się na obecnej wadze i utrzymuje ją, niestety nadal brnąc w zaburzenia odżywiania i pilnując każdej zjedzonej łyżki.. Jestem tym już bardzo zmęczona, życie jest tak krótkie, a chciałabym zacząć normalnie funkcjonować i przestać się bać jedzenia, móc cieszyć się każdym dniem zamiast nerwów od rana, gdzie by uciąć kalorie, żeby nie zjeść za dużo.. A jakie kłopoty u Ciebie?

  6. Avatar
    Jagódka 19 kwietnia, 2021 at 12:49 am - Odpowiedz

    Dziękuję Beato za to, że odpisałaś. Ja … Mam tak, że też już u mnie waga w normie, ale zaburzenia odżywiania są nadal. Wygląda to tak, że wiem, że powinnam jeść do syta, ale nie udaje mi się podchodzić do tego na luzie. Przez dwa dni jem sobie normalnie, niczego nie ważę, ani potraw ani siebie, ale potem ogarnia mnie panika, znowu wyliczam kalorie, co prawda bez obcinania ich, policzyłam niby, ile mój organizm potrzebuje, i tego się ściśle trzymam, ale ważę wszystko, niczego nie dodaje, musi być w punkt albo ciut mniej… Ważę też wtedy siebie każdego dnia. Meczy mnie też, że dużo osób komentuje, ooo ciut przytyłaś, lepiej wyglądasz, oooo schudłaś, super wyglądasz, ooo coś Ci się przytyło, jedz mniej,,… Itp…
    Widzę, że jesteś Świetna dziewczyna. Super, że nasz tyle wsparcia.
    Pozdrawiam Ciebie serdecznie, wszystkiego dobrego!!!

    • Avatar
      Beata 19 kwietnia, 2021 at 7:14 am - Odpowiedz

      Znam to, o czym piszesz. U mnie nie ma swobody jedzenia, jem raczej monotonnie, więc wiem ile co ma kalorii i „czy mogę sobie pozwolić na coś więcej”. Generalnie nie przekraczam swojego CPM, wiem, że powinnam jeść więcej mimo odpowiedniej wagi, bo ciągle jest we mnie dużo lęku i restrykcji, ale jem racjonalnie, zamiast do syta. Myśli o jedzeniu męczą mnie non stop, ale boję się, że rzucę się na jedzenie jak już zacznę jeść. No i u mnie sporym problemem są przekąski, a raczej ich brak. Jem tylko konkretne posiłki, nie potrafię zjeść nawet plasterka jablka dodatkowo. Więc wiem o czym mówisz, pozornie wszystko jest z nami ok, a w rzeczywistości przeżywamy katorgę..

  7. Avatar
    Jagódka 19 kwietnia, 2021 at 9:10 am - Odpowiedz

    Też tak mam z przekąskami. Poza wyznaczonymi przez siebie porami posiłku nie potrafię nic włożyć do ust- blokada psychiczna. Do tego stopnia, że gdy przygotowuje wtedy dla rodziny np zupę, sos, mizerie, , cokolwiek nie jestem w stanie ani razu tego spróbować, czy jest doprawione. Co gorsza, poza porami posiłku nie jestem w stanie się nic napić,…nawet wody… To jest takie dziwne, ktoś kto tego nie przechodzi, nie zrozumie.
    Trzzymaj się Beatka.

    • Avatar
      Beata 19 kwietnia, 2021 at 2:02 pm - Odpowiedz

      U mnie z wodą, kawą czy herbatą nie ma problemu, ale np. jogurt pitny to już nie ma szansy. Chcę nad tym pracować, bo zbliża się lato i kiedyś uwielbiałam napić się koktajlu z ogrodowymi owocami. Mam mnóstwo samozaparcia i wiele zmian wprowadziłam z dnia na dzień, okazało się że nawet nie było to trudne i jest dużo, dużo lepiej, ale ciągle mam nad czym pracować. Cieszę się, że przełamałam się do jedzenia z rodziną przy jednym stole, bo wcześniej z powodu ojca nie dawałam rady, wspólnie jedliśmy tylko Wigilię i obiad może z raz w miesiącu. A teraz 3 posiłki każdego dnia! Dlatego nie chce się użalać, tylko iść do przodu, bo warto. Szkoda życia na zaburzenia odżywiania, u mnie i tak nie trwa to długo, ale jestem zmęczona taką wegetacją..

  8. Avatar
    Krewetka 18 sierpnia, 2021 at 10:03 pm - Odpowiedz

    Aniu, a co radzisz, bazując na historiach podopiecznych, kiedy właśnie już są problemy z cukrem, z jelitami itd,? Jak wtedy podejść do tematu? Słuchać lekarza i nie jeść węgli, bo cukrzyca, czy jeść mimo wszystko i liczyć na to, że się samo unormuje? Czuję się zgubiona :(

  9. Avatar
    idalia 14 maja, 2022 at 11:48 pm - Odpowiedz

    Wpis dotyczący odżywiania, ale ja mam wrażenie, że kredyt zaufania wyczerpalam także w zakresie aktywności fizycznej. Od kilku lat nie mogę już nawet zbliżyć się do formy, która kiedyś wyrobiłam. Ciągle chciałam więcej, szybciej, skuteczniej. i długo mi się to udawało. Z perspektywy czasu widzę jakie to było szaleństwo i jak wiele mogło znieść moje ciało. Bieganie 7 dni w tygodniu po 40 km połączone z wielogodzinnmi ćwiczeniami (codziennie), obowiązkami, praca, monotonnym niedojadaniem i ochlapami snu zemściło się. Stopniowo pojawiały się znaki by zwolnić ale ja postępowałam na przekór. I baterie siadły, a pokonanie 5 schodów przyprawiało mnie prawie o zawał serca. Długo z tego wychodziłam, zaczęłam jeść tyc, obiecywac że od jutra z tym koniec, że wrócę do dawnej formy choć trochę. I co z tego mam? Przegrane życie, relacje, siebie samą. Frustracja, zmęczęnie, niechęć, apatia i brak wiary że będzie inaczej.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 16 maja, 2022 at 11:53 am - Odpowiedz

      Kochana, ale przecież to jeszcze nie koniec. Może czas własnie przestać szarpać się ze sobą, odpuścić i pozwolić ciału wrócić do normy samoistnie? Myślę, że warto spróbować tak zrobić <3