Niedziela bez wilka: Alicja i wolność myślenia
Hej,
No dobrze, to idzie moje świadectwo po mentoringu. Chciałam bardzo przemyśleć tę wiadomość, ale najlepsze rzeczy wychodzą mi na spontanie (teraz już to wiem).
A więc do rzeczy; okazuje się, że bez naklejki bulimiczki czy alkoholiczki jestem całkiem fajną osobą. Jestem przede wszystkim SOBĄ, taką jaką chce, jaka odpowiada mnie, a nie innym.
Teraz rozumiem, że tkwienie w tak zwanej strefie komfortu, pod szyldem „ch***wo, ale stabilnie” było największym ograniczeniem jakie – o zgrozo – nałożyłam sama na siebie. Poczucie, że nie ma żadnej „strefy komfortu”, pozwoliło mi na totalna wolność, myśli, słów i czynów.
Bo te myśli, które męczyły mnie przez 12 lat i „zmuszały” do samozniszczenia to tylko myśli, opinie, punkty widzenia, spostrzeżenia – nic więcej. Czy opinia może być dla mnie zła albo dobra, szkodliwa lub bezpieczna? No nie, bo jest moja i być może mogą ją podważyć jakieś silne argumenty, ale to ja zdecyduje, czy je przyjmę czy odrzucę.
Nie muszę się wstydzić czy bać swoich myśli i opinii. Nawet jestem z nich dumna, bo są moje, niezależne, nikomu nieznane! Ta wolność myślenia przyniosła mnóstwo dobrego, trochę złego (ale hej! nie myślę, że świat się na mnie uwziął!), co strasznie mi się podoba. Życie to jednak nie linia prosta; na szczęcie, bo wtedy byłoby dość sztywno.
I jak żarcie i picie miały dla mnie kiedyś jakiś mistyczny sens, tak teraz go straciły. Dużo fajniej jest iść na rower niż zjeść cala pizzę przed tv.
Jako świadoma osoba, nie bojąca się swoich myśli, wiem, że nie dam im już więcej takiego sensu i mocy. One się jeszcze pojawią, ale co mi zrobią, jeżeli ja z nimi nic nie zrobię? To jest właśnie ostateczna wolność myślenia, o której zawsze mówisz.
Każdy z nas jest inny, specyficzny i wyjątkowy więc cieszmy się z tego i doceniajmy swoja niekonwencjonalność. Poza tym, kiedy współgramy z własnym wnętrzem, to zewnętrze to pokazuje.
Dzięki, Ania za pokazanie drogi do tego.