Niedziela bez wilka: wędka Michaliny
Napisałam do Ciebie ponad 2 lata temu, gdy dopiero rozpoczęłam studia i już wtedy chorowałam od czterech lat. Ty odpisałaś, a to było bardzo ważne dla mnie. Przeżyłam dużo od tamtej pory. Znalazłam w sobie siłę, żeby zawalczyć o prawo jazdy i wyjazd na Erasmusa do Włoch.
Ostatni raz wymiotowałam tuż przed wyjazdem (wrzesień 2019). Jednak to był dopiero początek zdrowienia. Nie miałam pojęcia jak dużo jeszcze jestem w stanie osiągnąć.
Byłam tak zagubiona, tak samotna i tak nie przekonana o własnej wartości i skuteczności, że wciąż zastanawiałam po co ja mam podejmować jakiekolwiek działania by sobie pomóc, skoro moje życie jest skazane na porażkę (19-latka!!!).
Łzy mi się cisną do oczu, jak o tym pomyślę, że tak źle wtedy o sobie myślałam. Zazdrościłam wszystkim, którzy w swoim wieku nastoletnim rozwijali jakieś konkretne pasje, kiedy całe moje życie było spowite szarością. Miałam problemy właściwie ze wszystkim. Do teraz analizuję wszystkie swoje lęki, które towarzyszyły bulimii. Choć może były ze mną od dzieciństwa, a może pojawiły się wskutek niej?
W każdym razie coś kliknęło mi w głowie. Do tamtej pory moja chęć wyzdrowienia była sinusoidą. Balansowałam pomiędzy chęcią bycia silną, mądrą, niezależną kobietą a marzeniem o poddaniu się, zniknięciu ze świata. Nie sądzę, by kiedykolwiek to była depresja, ale zawsze, gdy „byłam w niżu” naprawdę chciałam się poddać i jakoś naturalnie zniknąć ze świata. Jednak w końcu wskoczyłam na szalkę chęci życia.
Jejku, jest tyle rzeczy, ile chciałabym Ci opowiedzieć!
Zaczęłam wierzyć w siebie, przestałam ignorować religię, zaczęłam myśleć o życiu jako o boskim darze, zaczęłam czytać, pisać, oraz najważniejsze – uporządkowałam swój dialog wewnętrzny i przestałam się kopać.
Poszerzyłam swój punkt widzenia. Wzięłam dziekankę. Wyjechałam z przyjaciółmi do pracy we Francji. Tam zdążyłam wpaść też w pułapkę ortoreksji. Na szczęście jakoś intuicja podpowiedziała mi, by dalej ruszyć sama. Trafiłam do Londynu, potem wróciłam do rodziców do Polski. Po Nowym Roku wróciłam do UK i w ten sposób wylądowałam w mieście koło Manchesteru.
I tu dochodzę do sedna, przez te wszystkie podróże, Ty byłaś mi autorytetem i przyjaciółką. Miałam dużo monotonnej pracy i dużo czasu na myślenie. Dzięki Tobie, moje myśli podczas zmywania/sprzątania itp. szły w dobrym kierunku. Jeszcze jak rozmawiałam z kimś po angielsku i tłumaczyłam komuś sens tego co wyniosłam z Twojego filmu to czułam, że zdrowieje. Mówiłam na przykład o „stawianiu kropki”, albo że pomiędzy impulsem a reakcją jest krótki moment na decyzję i od jakości tych decyzji zależy jakość naszego życia.
Zaczęłam dbać o jakość swojego życia. Wiem, że mam jeszcze dużo do przepracowania. Być może kiedyś jeszcze pójdę na ogólną psychoterapię, żeby pozbyć się lęków. Ale aktualnie robię to co ciągle powtarzasz – słucham się siebie. Ufam sobie, wierzę w siebie, zachowuję zdrowy stosunek do siebie i to chyba działa. Mogłabym tak jeszcze pisać i pisać, ale chcę po prostu żebyś wiedziała, że masz jedną osobę do martwienia się mniej. Dałaś mi wędkę a ja nią zarzucam. Zaprowadziłaś mnie na dobrą stronę.
Pomogłaś mi uświadomić sobie, że muszę o siebie dbać i mi samej musi na sobie zależeć, bo tego nikt za mnie nie zrobi, a jest to klucz do szczęścia i za to Ci będę wdzięczna do końca życia.
Wielki szacunek, podziękowania i podziw dla tego co robisz,
Michalina