Udziecinnienie
Jestem sobie przedszkolaczek, wciąż grymaszę i wciąż płaczę.
Mam trzy latka, trzy i pół, sięgam głową ponad stół.
Tylko że lat mam dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści trzy, a nie trzy.
Ale fakt; stół znajduje się na wysokości moich oczu i przesłania mi cały świat.
Bo w bulimii jesteśmy jak dzieci; duże dzieci, które nigdy nie dojrzały.
Rozmawiałam z jedną z moich Wilczyc i ona mówi mi tak:
Skończyłam studia, wyszłam za mąż, pracuję, płacę podatki, planuję założyć rodzinę.
Patrząc z boku, można powiedzieć, że jestem dojrzałym, pełnoprawnym członkiem społeczeństwa.
A tu guzik prawda, Ania! Jestem rozkapryszonym bachorem, którego wydumane potrzeby są na pierwszym miejscu; przed wszystkimi i wszystkim.
Potrafię się popłakać i zrobić scenę swojemu facetowi, bo mimo schodzenia całego miast wzdłuż i szczerz, nie znaleźliśmy lodów bez cukru.
Wyżywam się na bliskich, bo przytyłam 200 gram lub zjadłam coś „zakazanego”.
Robię problem, bo zbliża się pora mojego karmienia, a nie zjem przecież na mieście jak człowiek. Zjem swoją warzywną papkę w domu; jak niemowlak.
Obżeram się słodyczami po nocach, wykradam je po cichu z szafki. Nasłuchuję czy mąż śpi, a potem zakradam się jak złodziej do kuchni. No ludzie no…
Przepuszczam na to pół wypłaty, a przecież chcemy kupić w przyszłym roku mieszkanie.
Czy to jest zachowanie dorosłej kobiety? Nie! To jest zachowanie dzieciucha. I to takiego usmarkanego do pasa.
Znasz to? Czułaś się tak? Jakbyś przez zaburzenia odżywiania nigdy nie dorosła do swoich lat? Jakbyś zatrzymała się w rozwoju na etapie przedszkola?
Kwestie pieniędzy, odpowiedzialności czy dojrzałości emocjonalnej w ogóle się nie liczą. Liczą się cukierki.
Ja byłam tam przez bardzo długi czas. Lata mijały a ja tkwiłam w tym dziwnym udziecinnieniu. W dorosłym ciele mieszkała rozwydrzona pięciolatka bez kontroli.
Teraz patrzę na to trochę z żalem, bo mimo, że w końcu udało mi się dojrzeć, poraniłam bardzo dużo osób po drodze, zrobiłam wiele głupot, rozpuściłam majątek…
Najbardziej oberwało się moim partnerom życiowym – i byłemu i obecnemu. Bo to wszystko zawsze było ich winą – to oni, w moim mniemaniu, mieli mnie naprawić, zapewnić komfort psychiczny i dać poczucie własnej wartości. Tego właśnie oczekiwałam; że ktoś mnie weźmie i ogarnie.
A to przecież tak nie działa. Trzeba samemu wziąć odpowiedzialność za siebie.
No i tutaj kółko się zamyka, bo jak masz to zrobić skoro masz mentalność dziecka? Dzieci nie muszą być za siebie odpowiedzialne, od tego są rodzice. I takim rodzicem był dla mnie – chcąc, nie chcąc – każdy mój facet.
Tak jak moja zacytowana wyżej Wilczyca, pamiętam wszystkie niefajne akcje, jakie robiłam swojemu ukochanemu. Byłam złośliwa, kapryśna, roszczeniowa. Kiedy na przykład T. mówił mi jak ważne jest oszczędzanie, kiwałam głową, po czym wymykałam się do sklepu i wydawałam na słodycze całą moją ciężko zarobioną dniówkę. Albo „mdlałam” na ulicy, bo nie mogliśmy znaleźć żadnej restauracji. Dorosła baba.
Czy wiesz, że mówiłam i myślałam o sobie jako o „dziewczynie”, a nie „kobiecie” do trzydziestego pierwszego roku życia? Jakoś słowo „kobieta” w ogóle nie przechodziło mi przez gardło. Zastanawiałam się wielokrotnie dlaczego. Teraz wiem, że nie dlatego, że czułam się tak młodo, tylko tak nieporadnie.
Dopiero gdy zostawiłam ten cały cyrk za sobą, dojrzałam. I to raz dwa.
Kiedy weźmie się tę odpowiedzialność za siebie, można zrobić wszystko; nawet wyjść z bulimii, która tak bardzo upośledza, tak bardzo podcina skrzydła.
Czas zasłużyć kochana, na ten dowód osobisty.
*
A Ty jakie masz odczucia apropos swojej dojrzałości? Czy zgadzasz się ze mną, że zaburzenia odżywiania zatrzymują nas w czasie? Czy Ty też czujesz, że etap rozwoju na którym jesteś, jest nieadekwatny do Twojego wieku?
Porozmawiajmy o tym w komentarzach, bo sama zastanawiam się czy większość z nas tak ma.
*
Bycie dorosłą nie znaczy, że trzeba być poważną.
Zbliża się premiera mojej najnowszej książki „Super Laska”, której przesłanie jest jak najbardziej serio, za to forma jak najmniej!
Uczę jak jeść normalnie, przez zabawę i obrazowe porównania.
Zerknij na stronkę mojej książki, weź udział w konkursie i wygraj mój kurs online!
Ja mam 32 lata i od niedawna czuję się na tyle dzięki Ani;* Ale dużo we mnie dziecka w sensie egoistycznym.Nie mogę (mam obawy) przed nową pracą a mam ambicie.Obserwuje jak inne koleżanki,młodsze ode mnie są na samodzielnych stanowiskach a ja taka wylękniona i wystraszona chociaż mam powody,żeby czuć się pewnie (różne kursy,studia) a w tej kwestii czuję się jak dziecko.A jednak mając te 32 lata chciałabym mieć pracę na umowę i mieć w tej sprawie równowagę finansową.Dla mnie to byłaby właśnie dojrzałość.
Podpisuję się.
Ja przejrzałam na oczy i dojrzałam w przeciągu sekundy.
Zobaczyłam i zrozumiałam wszystko czarno na białym wielkimi literami kiedy Mój ukochany postawił mi ,że albo z tym kończę i zamiast myśleć tylko jak skończona egoistka o swoim wyglądzie,wadze wezmę się w końcu za siebie,swoje zniszczone zdrowie, zacznę jeść ile potrzebuje ,owszem będzie mnie kochał ale to wykończy mnie,jego naszą miłość.
To mnie obudziło.Tylko jego to obchodziło ale już nie dawał rady,ja też..
Podkreślił ,że mnie kocha ale dopóki będę krzywdzić siebie nie będziemy nigdy normalnie funkcjonować.
Bo on nie może nic więcej zrobić to mój wybór.
Zapewnił ,że nie ma znaczenia czy przytyje zawsze ze mną będzie,zresztą po tym co ze mną przeszedł nie mam wątpliwośći.Mam ogromne szczęście.
Dostałam w twarz kiedy dotarło do mnie jak śmieszne miałam priorytety i jak one zniszczyły mi ogromną część życia.
Owszem nie jest łatwo ale teraz już wiem co jest ważne i chcę się skupiać na tym żeby żyć a nie zabijać.
Bo to właśnie robimy wilczyce zabijamy siebie i swoich bliskich a za co .? Za chudą du*ę? Warto?
Za chudą dupę. Dokładnie! Brawo kochana!
Wszystko ładnie pięknie zgadza się i podpisuje się pod tym mam to samo ale cuda raczej nie istnieją i co mam zrobic skoro nie wiem jak to zmienić ? Nie pstrykne palcami i nie sprawie ze choroba minie, zniknie bo to byłoby za proste chyba co? W końcu niczego innego nie chcemy jak z tego wyjść i to jest ten problem , ze nie wiemy jak
Na pytanie „jak” odpowiada ten blog. Poczytaj, zobacz. Ja wyszłam z tego za pstryknięciem palcami, bo zrozumiałam że nikt mi głowy do kibla nie wpycha, że ja to robię, że to nie choroba tylko nałóg – taki jak fajki na przykład. Fajki można rzucić raz dwa. Pstryk. Dokonałam swojego własnego cudu, a potem pokazałam Wam jak to zrobić. Ty też możesz, kochana.
Ale Ja nie wymiotuję. Skoro to jest takie proste to czemu problem trwa tyle lat i zmaga się z nim tyle osób? Bloga Słońce czytam od zimy, uważam , że jesteś fantastyczna i podziwiam to co robisz. Ale przeraża mnie trochę to podejście „pstryknięcia”. Bo ja z tym gównem walczę od lat , nie chcę niczego innego jak tylko wyzdrowieć i chwilami są efekty owszem. Ale co z tego jeżeli średnio na 2 kroki w przód 5 robię w tył…… Trochę przykro mi po dostaniu takiej odpowiedzi. Najwyraźniej może to ze mną jest coś nie tak i to Ja jestem jednak oporna i nic już do mnie nie przemawia.
Prawdziwa prawda… ja mam 28 lat a moja dojrzałość emocjonalna była na poziomie przedszkolaka…odkąd się uleczyłam z Bulimi rozwinęłam się trochę ale mam wrażenie ze w moim przypadku ta dojrzałość emocjonalna zawsze zostanie w tyle w porównaniu do mojego wieku. Co do uleczenia z bulimi naturalnie zawdzięczam to Ani. Nie czytałam wszystkich jej wpisów i może nie stosowałam wszystkich rad. Mnie uleczył fakt, ze to od niej pierwszy i jedyny raz usłyszałam ze z bulimia można poradzić sobie samemu ! Bez długoletnich grzebiących w duszy terapi i leków…powiedziała ze oba dała radę wiec to jest możliwie i dzięki temu niemożliwe stało się możliwe…było czasem ciężko ale z biegiem czasu jak o tym myśle czasem wydaje mi się jakby się to stało za pstryknięciem palcami…Ania pstryknęły
Cudnie. Dziękuję za świadectwo, kochana! A dojrzałość przyjdzie. Zobaczysz.
Trafione w punkt .. od ponad 4 lat mam bulimię i wymagam od wszystkich zrozumienia moich fochów humorów nerwów spowodowanych problemami z bulimia . Moje posiłki zakupy wszytsko jest najważniejsze ! Jestem mama i córka jest dla mnie całym światem jednak czasem mam wrażenie ze egoistyczna smarkula która nie widzi jak krzywdzi innych i siebie ..
Ten post jest bardzo trafiony (jak zreszta kazdy inny) ze wzgledu na to, ze kiedy juz przyjdzie ten moment, kiedy zdajemy sobie sprawe, ze chcemy skonczyc z tym nalogiem, to zaczyna sie swojego rodzaju walka. I wygranie jej kojarzy sie z wygraniem wojny. Ale jest to tylko wygranie bitwy, i to tej pierwszej. Do wygrania wojny trzeba stoczyc jeszce pare bitew.
W moim przypadku bylo to jak zerwanie kurtyny. Przedstawienie sie skonczylo, swiatla zapalone. Obnazona rzeczywistosc:
1) jestem kompletnie niedojrzala – dokladnie to, o czym piszesz, Aniu – wydaje mi sie, ze mam 17 lat, a nie 32. Nazywalam sie „dziewczyna”, „kobieta” wrecz brzmiala obrazliwie;
2) w bloto wywalona rownowartosc paru mieszkan, zero oszczednosci… Wczesniej odwolywalam sie do ciaglego zycia chwila. Prawda byla wiadoma – sklep, zarcie, kibel, sklep, zarcie, kibel… Aha i 'work outy’ (najlepiej po dwie godziny w ciagu pracy);
3) utraty tejze zlotej pracy – doskonale platnej, rozwojowej, konsekwetnie – utoniecie w dlugach, prawie utrata mieszkania ze zwgledu na brak kasy, prawie bankrutctwo; moja rodzina musiala sie zadluzyc, zeby mnie wyratowac (mam poczucie winy na maxa i to byl chyba tren moment, kiedy postanowilam sie z tego wyciagnac za wszelka cene);
3) faceci – oddzielny temat, a raczej dramat, o ktorym Ania tez pisala. Poza popadaniem w tzw. wspoluzalenione zwiazki, gdzie facet nastawiony jest na moje 'churagany’, zawsze wybieralam 'dziecinnych’ facetow, ktorzy niewiele osiagneli, albo w wieku 40 lat byli (jak ja) na poczatku drogi (chcieli zostac znanym muzykiem, skomponowac jakis wielki hit, kupic samochod, etc.), czyli mieli dobre intencje, ale jakby 20 lat za pozno. Oczywiscie wszyscy byli hipsterami, pili tylko craft beer, nosili podkoszulki z myszka miki i ciagle grali w gry komputerowe;
4) rodzina – tez wielki kubel zimnej wody na leb, bo zaszlam w przypadkowa ciaze (juz po wyjsciu z bulimii) i niestety moje podejscie do calej sprawy bylo godne pozalowania – to pokazalo mi jak bardzo ciagle bylam niedojrzala. Strach przed powiedzeniem rodzinie, przypadkowosc sytuacji, paniczny strach przed zmianami mojego ciala (przytyciem), przekonanie, ze 'przydarza mi sie’ 'to’ w bardzo mlodym wieku (33 lata) – te wszystkie aspekty spowodowaly, ze poronilam. I bylo to najsmutniejsze wydarzenie w moim zyciu. Naprawde, czulam gleboki zal i smutek. Pokazalo mi to, ze pomimo tego, ze jest ze mna duzo lepiej, jesli chodzi o zachowania typowo bulimiczne, to jeszcze ciagle brak mi dojrzalosci, jeszcze ciagle musze nad soba pracowac.
Co zauwazylam, nie wiem jak to jest w przypadku innych wilczyc, to to, ze tak jak moglam rzygac i jakos ciagnelam przez 16 lat, tak po 'przebudzeniu’ i powiedzeniu temu dosyc, w aspektach, gdzie na maxa nie domagam,zachodza w moim zyciu dosc gwaltowne wydarzeniami, ktore zazwyczaj wiaza sie z wylaniem kubla zimnej wody na leb, otwieraja oczy na osciez i nie mam innego wyboru, jak tylko DIAMETRALNIE sie zmienic. W wiekszosci przypadkow, po prostu dorosnac…
Kochana, bo życie zawsze nam wyleje ten kubeł zimnej wody na głowę, kiedy trzeba. Super. Budź się.
Niestety u mnie tez tak bylo – jeden kubeł zimnej wody za drugim wylewaja mi sie na głowe… obudzilam sie,postanowilam zmienic o 180 stopni i wtedy uruchomila sie kaskada bolesnych utrudnień, ktorym musze stawic czoła… a nie mam juz moich kojacych spotkan z kiblem, ktore byly jak katharsis…oczyszczaly glowe ze wszystkuch dylematow…pozwalaly toczyc sie w trybie constans po tych samych torach…teraz zycie mnie boli..
Ale mysle,ze tak musi byc orzez jalis czas,bo w koncu odczuwam cos naprawde..nie zajadam problemow…musze lonsekwencje sych dzialan przyjac na klate…wszystkie.
Mogę Ci tylko powiedzieć, kochana, że będzie dobrze. Zobaczysz.
Jakbym czytał o sobie :D
U mnie największe otrzeźwienie przyszło mi wtedy gdy robiłam to co kocham – windsurfing. Kiedyś nie mogłam się doczekać, kiedy będzie wiatr, kiedy będę na wodzie, będę czuła słońce, wiatr i wodę. Czułam ekscytacje na samą myśl.
Parę tygodni temu pojechałam nad morze – pogoda moich marzeń, idealne warunki. Poszłam pływać. Oczywiście będąc blisko totalnego dna dietowego. Żarcie na przemian z głodówką, przeczyszczaniem i wykończeniem sportowym (130 km biegania w miesiąc przy diecie 1000 kcal – geniusz, nie ma co. Przy okazji, schudłam tylko 1 kg)
Wracając do owego dnia: byłam sam na sam z naturą i zorientowałam się, że myślę tylko o tym, jak dużo kalorii uda mi się spalić, oraz co później zjem. Zaburzenia odżywiania odebrały mi radość z rzeczy, która dawała mi kiedyś największą radość na świecie. BASTA. Nie bedzie nałóg kradł mi życia.
P.S. Ja mam tak samo! Jestem 32 letnią dziewczyną! Ciągle powtarzam – dobrze się czuję w środowisku młodszych ludzi, bo ja jestem emocjonalnie niżej niż rówieśnicy. O matko! A związek? Swego czasu zakładałam sobie bransoletkę na rękę, żeby mi przypominała, że mam nie być „bitch” dla mojego chłopaka. A dlaczego byłam? Bo byłam non stop głodna.
Niestety muszę się zgodzić z tym, ze zaburzenia odżywiania maja wpływ na rozwój. 8 lat temu stałam przed wyborem studiów. Byłam zdecydowana co do kierunku i tego co chce robić. Kochałam przyrodę i wszystko co z nią związane. Świat stał przede mną otworem i równocześnie byl zagadka, której rozwiązania nie mogłam się doczekać. Ekscytowałam się nawet tak małymi stworzeniami jak mrówki, które godzinami mogłam obserwować i podziwiać jak tworzą wspólnie jeden organizm. O wszechświecie chciałam wiedzieć wszystko oraz ze wszystkich sił go chronic Nadszedł czas studiów, zorientowałam się ze dużo przytyłam i coraz bardziej chłopak się ode mnie odsuwa. Zaczelo się wtedy kiedy zauważyłam ze mój chłopak ogląda idealne panienki w internecie. Dalszego scenariusza łatwo się domyślić.. Dieta niskowęglowodanowa- juhuuu 30 kg mniej w pół roku. Dalej potoczyło się szybko. Brak sił, brak skupienia, coraz gorsza pamięć i niestety nie poszło mi na studiach. Z czasem czułam się jeszcze bardziej otumaniona i głupsza. Znajomi sie wykruszyli( wiadomo ja muszę jeść hiper mega dietetycznie i nie ma odstępstwa) a tym co zostali wmowilam ze nie toleruje glutenu. W pracy tez, wiec imieninowe i urodzinowe ciastka nie są mi nawet proponowane bo wiadomo -gluten. I po pracy do sklepu, do domu i sruuu do toalety. Normalnie zachowanie genialne i taaaaakie dorosłe;/ nie będę już przytaczala innych kłamstw bo jak to pisze z każda chwila czuje się bardziej niezręcznie. Czerwienie się jak mała dziewczynka przyłapana na gorącym uczynku.
Ale po co Wy się tak wszystkie męczycie przy tym odchudzaniu? Co to za problem zrzucić nawet 15 kilo RZECZYWIŚCIE zbędnego tłuszczu? Wystarczy odstawić gotowce, wysoko przetworzone produkty i produkty odzwierzęce – mięso, nabiał, jajka. (Polecam „Nowoczesne zasady odżywiania” prof. Collina Campbella). Do tego aktywność fizyczna – bieganie, siłownia, rower. Ja wsuwam do syta. Dziennie wcinam ok. 2500 kalorii zawarte w blisko 3 kg jedzenia, w tym jest 1 kg owoców i 1 kg warzyw, reszta to zboża (dużo :-), strączki, orzechy, grzyby). Więc na pewno się nie głodzę. Ważę 55 – 56 kg przy wzroście 167 cm, więc można? Można. Na słodycze, chipsy i inny syf zwyczajnie nie mam ochoty.
Sekret tkwi w podejściu – bo można albo tęsknić za tymi lodami których się nie zje i wtedy tak, wtedy rzeczywiście jest to męczarnia i poświęcenie, balon w pewnym momencie pęka i dostajesz ataku. A można myśleć o tej furze kolorowych pyszności które czekają w kuchni i wtedy jest radocha (Campbell zaleca 90% jego diety i 10% na niezdrową żywność – chleb z masłem od babci czy ciacho u cioci). I to samo trening – można go kojarzyć z tym niesamowicie cudownym zapachem poranka w lesie, albo z solarium czy sauną bo solidnym złachaniu się na bieżni, czy nawet po prostu z tym najwspanialszym uczuciem kiedy można się wreszcie walnąć na materac i chwilę poleżeć z nogami do góry co nawiasem mówiąc jest bardzo skuteczną a nie wiedzieć czemu mało znaną metodą na regenerację nóg i przeciwdziałanie żylakom. A można mieć do siłowni takie podejście jak zaprezentowała Ania w najnowszym poście i wtedy cóż… ja po jego przeczytaniu miałam ochotę uwalić się w fotelu, najlepiej z paczką ciastek. Czy o to Aniu ci chodziło?
Nie wiem o co biega z tym odchudzaniem. Ale ok. Ja Wam zdradziłam prostą metodę na zgrabną figurę bez cierpienia, a Wy proszę za to napiszcie mi jak sobie radzicie z emocjami, bo ja z nimi sobie z kolei nie radzę i one u mnie powodują ataki obżarstwa. Co robicie gdy np. Wasza mama obraża się śmiertelnie bo nie macie ochoty na przyrządzone przez nią specjalnie dla Was skąpane w smalcu tłuste wieprzowe kotlety nadziane boczkiem i żółtym serem, pomimo tego że mama wie że jesteście wegankami? Taka przykładowa sytuacja. Albo np. kiedy Wasz mąż czy chłopak komentuje każde Wasze zachowanie, wypowiedziane zdanie, torpeduje każdy pomysł, wyśmiewa się w Was, wyzywa od idiotek, kretynek i durnych p…zd? Co robicie gdy czujecie się na każdym kroku kontrolowane i w każdej Waszej wypowiedzi ktoś doszukuje się aluzji pod swoim adresem? Pytam bo widzę że Wy odchudzające się dziewczyny macie wspaniałe, tolerancyjne i wspierające Was otoczenie. Proszę o kilka wskazówek jak sobie radzić w takich sytuacjach inaczej niż przez zamknięcie się w pokoju z torbą jedzenia jako jedynym miejscu gdzie nikt nie widzi, nie ocenia, nie krytykuj, w momencie gdy zamknięcie się w pokoju z torbą jedzenia jest JEDYNYM dostępną okazją kiedy nikt nie widzi, nie ocenia, nie ubliża, nie ma pretensji i nie krytykuje. Piszę o sytuacji kiedy rada typu zadzwoń do przyjaciółki odpada bo jedna przyjaciółka za granicą, druga w pracy a trzecia się rozwodzi i sama potrzebuje wsparcia. Siłownia zamknięta bo jest 22, spacer odpada bo leje jak z cebra a galeria handlowa po której można by się powłóczyć zamknięta bo jakiś kretyn wymyślił zakaz handlu w niedzielę. Poradźcie mi coś. Pozdrawiam
Odstawianie pewnych grup żywności też prowadzi do kompulsów. u mnie zawsze tak jest, z deszczu pod rynne, w koncu sie rzucam bo mam zbyt male zroznicowanie i powieksza sie ilosc zakazanych produktow, takze dzieki za takie rady …….
Mam podobny problem co Krysia. Jedzenie na zagłuszenie emocji. Kiedyś były to inne formy autoagresji: okaleczenie, alkohol, inne używki o których tutaj nie będę pisać, uciekanie, wieczne uciekanie. Kiedy kolejny raz upadasz, słyszysz tylko słowa krytyki,kiedy wreszcie krzycząc i próbując okazywać emocje, próbować się bronić w odpowiedzi otrzymuje się jeszcze większą porcję przykrych słów, wyśmiewania.. .to pozostaje nic innego, jak zamknąć się od środka, jakoś zagłuszyć emocje kotłujące się w środku. Jedzenie skutecznie 'wycisza’. Jeszcze do tego dodając problem z nerwicą, całą masą fobii, problemem z używkami (leki, papierosy) nie jest tak łatwo. Tak, już słyszałam od bliskiej osoby: „idź się zabij lepiej’ ale nawet na to, na ten krok, który być może byłby wybawieniem nie mam zwyczajnie siły. Znowu jest coraz gorzej. Wstaję bo muszę, bo rodzice, bo bliska osoba, bo trzeba jakoś udawać. Noszę tak maskę, która coraz słabiej się trzyma i egzystuję. Czasem są dni, kiedy potrafię spojrzeć w lustro i spróbować się uśmiechnąć, dodać sobie samej otuchy i spróbować walczyć. Tych dni jest coraz mniej a spoglądanie w lustro boli,bardzo boli. Nie będę oryginalna kiedy powiem,że tęsknię za swoim chudym ciałem. Za dniami kiedy nie paraliżował mnie nieuzasadniony lęk. Kiedy jedzenie było mi obojętne a każdy dzień był pełen nowych, ciekawych wydarzeń. W sumie, nie wiem czemu odważyłam się cokolwiek tutaj napisać. Możliwie dlatego,że widzę tutaj tyle podobnych mi osób a ja sama staram się dać sygnał: 'jestem tutaj, sama nie dam rady, ja nie chcę żyć. Nie tak’.
Co do samego tematu posta jest w nim wiele prawdy. Każdy ma w sobie takie wewnętrzne dziecko i to jest piękne, jednak jak z każdym dzieckiem trzeba odpowiednio postępować, wychowywać i uczyć, by nie próbowało przejąc kontroli i tupnięciem metafizycznej nóżki przewracać nam w głowie.
Krysiu kiedy bliscy dowiedzieli się o bulimii zaczęli kontrolować mnie z każdej strony. Doszło do tego ze lokalizowali mój telefon :) Poprosiłam ich kiedyś żeby kiedy u nich jestem nie proponowali ciastek, chipsów itp. Bo powoduje to napady. Oczywiście odpowiedz- no przecież od jednego kawałka nic ci się nie stanie… próbowałam wytłumaczyć, pokazałam bloga Ani, bo jest tutaj to opisane w przystępny sposób. I zaczęły się wymuszone wizyty u terapeuty i psychiatry. Od psychiatry dowiedziałam się, ze „nikogo nie obchodzi to ze sobie rzygam i interesować nie będzie” ( co jest prawdą jak sobie teraz o tym myśle. ;) ) i dostałam skierowanie do psychiatryka. W psychiatryku powiedzieli ze nie mogą mi pomoc. Chociaż ostatnio lepiej sobie radzę. Mam wrażenie ze jak mniej katuje się na siłowni mi pomaga ;)
Krysia jesli chodzi o siłownie zamkniętą to mozna włączyc treningi na YT i cwiczyc w domu, nie trzeba do tego siłowni.
Krysiu, chcesz rady? Zerwij z chłopakiem, który sabotuje Twoje działania i krytykuje każdy krok, o ile jest świadomy, że Cię to rani. Może nie jest świadomy- powiedz mu to prosto w twarz, bez uciekania się do subtelności, wypunktuj z listą zachowania, które sprawiają, że jesteś smutna czy nieszczęśliwa- pamiętaj, że to Twoje uczucia, i one są ważne. Bo może nie wie jak Ty to czujesz. Albo postanowi wziąć pod uwagę Twoje uczucia i zacznie Cię szanować i wspierać (choć może się z Tobą nie zgadzać!), wtedy jest materiał do pracy nad związkiem, albo postanowi to olać i Cię wysmieje- wtedy jest opcja zerwania toksycznej relacji. Chyba, że torpedowaniem działań nazywasz pilnowanie, żebyś nie rzygała i się nie głodziła- wtedy mu kibicuję.
W przypadku mamy- uświadom sobie, że to jej uczucia. Jest dorosłą kobietą, więc powinna mieć narzędzia psychologiczne żeby poradzić sobie z tym, że podjęłaś inne wybory życiowe niż wsuwanie kotletów. Powiedz jej w jaki inny sposób może Cię dopieścić i zadbać (mamy i babcie często dopieszczają jedzeniem, a przecież równie dobre może być wspólne pójście na masaż, spacer czy do kina i ploteczki), doceń trud włożony w przygotowanie obiadu, ale stanowczo postaw granice. To jej uczucia- możesz zapewnić ją, ze jest dla Ciebie ważna, że jest doceniana, ale to ona musi sobie poradzić z emocjami wywołanymi odrzuceniem kotleta.
Też mam takie poczucie… Zaburzenia odżywiania spowodowały, że zainteresowali się mną rodzice i teraz nadal się interesują. Podoba mi się to, może dlatego nadal w tym siedzę.
Poza tym wydaje mi się, że na przykład anoreksja jest głównie OBJAWEM chęci cofnięcia się w czasie, albo zatrzymania rozwoju. Zanika miesiączka, zanikają piersi itd. Interesują się bliscy. To bardzo wygodna opcja.
Więc myślę, ze udziecinnienie jak najbardziej idzie w parze z zaburzeniami odżywiania. To może właśnie jakiś lęk przed dorosłością powoduje zaburzenia odżywiania.