W czyich rękach jest nasze poczucie własnej wartości?

Chciałabym dzisiaj zacytować dyskusje, jaka toczyła się ostatnio na Wilczym Stadzie.
Często widzę takie wpisy, ale jeden z komentarzy, jaki pojawił się w odpowiedzi, był naprawdę godny uwagi. Poruszył on kwestię jeszcze tutaj nie omawianą.

Wpis brzmiał tak:

Wczoraj czułam się wyjątkowo dobrze ze sobą. Tak jak wcześniej pisałam, zaczęłam w końcu pracować nad samooceną. Wystroiłam się elegancko – nie w za duże worki – a w koszulę i spodnie z wysokim stanem.
Wszyscy mówili, że wyglądam świetnie. Nawet wstawiłam zdjęcie na Instagrama (co ostatnio nie jest zbyt częste) i co? Po chwili moja „koleżanka ” napisała do mnie na prive, że wyglądam jakbym była w ciąży.

Momentalnie zniszczyło mi to dobry nastrój, a nad ranem skończyło się zwróceniem posiłku. Znowu wszystko poszło się brzydko mówiąc jebać. Teraz jak o tym myślę to żałuję, że w ogóle przejęłam się słowami tej dziewczyny. To nie pierwszy uszczypliwy komentarz z jej strony. Nie raz krytykowała mój makijaż, kiedy wszyscy wokół się nim zachwycali.
Kochane i kochani, miejcie wyjebane w takie teksty, bo niektórzy ewidentnie chcą nas tylko upodlić i zniszczyć to, na co ciężko pracujemy, by samemu poczuć się lepiej.

*

No tak, zgadzam się. Miejmy – za słowami autorki – wyjebane. To w ogóle osobny temat, o którym jeszcze napiszę, bo nie mogę patrzeć, jak oddajemy stuprocentową władzę nad sobą, ludziom, których ani nie lubimy, ani nie cenimy (a w tym wypadku komuś kto me ewidentne problemy ze sobą). Tak jakby te osoby były tego choć trochę warte.
Ale ja nie o tym. Ja o tym, o czym mówi poniższy komentarz do tego wpisu.

*

Myślę, że podchodzisz do tematu od złej strony. Przynajmniej tak to brzmi w moim odczuciu – odczuciu osoby, która wypracowała sobie samoocenę nie do zdarcia, po tylu latach walki o dobre samopoczucie. Już w drugim zdaniu wspominasz, że „wszyscy mówili, że wyglądasz świetnie”.
A co, gdyby tak nie powiedzieli? Co, gdybyś na starcie usłyszała negatywną opinię na temat swojego stroju?

Samooceny nie zbudujesz na robieniu czegoś (ubieraniu, malowaniu się) dla innych. Jeśli zrobiłaś to dla siebie samej, to super, ale w takim wypadku myśl o ocenie innych nie powinna zaprzątnąć ci głowy. Fajny strój sprawia, że czujemy się dobrze, to prawda, ale nie powinien mieć aż takiego znaczenia. To samo z naszą wagą.
Wysoka samoocena (moim zdaniem) bierze się ze środka. To takie uczucie, że nieważne czy jesteś w dresie, czy spocona, czerwona i śmierdząca biegniesz dziesiąty kilometr przez centrum Berlina (to ja), czy siedzisz w szpilkach za 500 zł w drogiej restauracji, czy przytyłaś 3 kg – wiesz, że jesteś tak czy siak za*ebista.

To nie jest w żaden sposób atak, ale zastanów się, czy wstawianie zdjęć na Instagrama w ogóle jest jakąkolwiek oznaką… poprawy samooceny? Ja mimo tego, że czuję się ze sobą bardzo dobrze i uwielbiam swój wygląd, nie posiadam Instagrama i nie czuję ŻADNEJ potrzeby wstawiania gdziekolwiek moich zdjęć. Uważam, że celem mediów społecznościowych, a zwłaszcza Instagrama, jest budowanie sobie fałszywego poczucia własnej wartości na podstawie serduszek i komentarzy randomowych osób, które nie mają absolutnie żadnego znaczenia w prawdziwym życiu.
Ja doszłam do wniosku, że nie potrzebuję jakiegokolwiek udowadniania, że jestem super, albo że super się ubieram, bo sama dobrze o tym wiem.

*

Trochę głupio tak zakończyć ten post, ale nie wiem co jeszcze właściwie miałabym tutaj dodać? Myślę, że ten krótki wpis oddaje całą prawdę. Jeżeli poczucie WŁASNEJ wartości budujemy na ocenie INNYCH, to nie jest to poczucie własnej wartości i kropka. To jest najwyżej poczucie dopasowania się do tych chorych, narzuconych, wyśrubowanych norm społecznych, które ten problem – w pierwszej kolejności – stworzyły.

A Ty co sądzisz na ten temat? Czy też oddajesz swoje poczucie wartości w ręce innych?

Published On: 30 kwietnia, 2019Kategorie: Psychologiczna rozkminkaTagi: ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

20 komentarzy

  1. Natalia 30 kwietnia, 2019 at 3:52 pm - Odpowiedz

    Brzmi świetnie, komentarz bardzo trafiony, ale jak taką samoocenę osiągnąć? :( Przydałby się post z taką instrukcją krok po kroku.

    • Wilczo Glodna 30 kwietnia, 2019 at 6:15 pm - Odpowiedz

      Kochana, ale tu nie trzeba nic „osiągać”, nic robić. To jest już w Tobie, tylko przywalone różnymi wierzeniami i głupotami. Czy jak byłaś mała musiałaś to jakoś osiągać? Po prostu czułaś się warta.
      I to dalej JEST w Tobie i zawsze będzie.
      Słynny cytat z Michała Anioła: Zapytano go, jak on to robi, że z bloku marmuru stworzył taką piękną rzeźbę. On na to, że ta rzeźba zawsze tam była, on tylko usunął zbędny marmur zasłaniający ją.
      Przemyśl to słońce.

      • Kasia G. 6 maja, 2019 at 11:40 am - Odpowiedz

        Na szczęście już tak nie jest. Najlepsze jest to, że mam co do tego pewność – odkąd wyprowadziłam się z domu byłam tam dwa razy – na święta. W Boże Narodzenie usłyszałam 4 razy (czyli praktycznie codziennie), że przybrałam na wadze. Na Wielkanoc – raz. Za każdym razem to stwierdzenie było opakowane w inne słowa, mniej lub bardziej żenujące. Nie było mi przykro, smutno, źle, nie ćwiczyłam po 4 godziny za każdym razem, gdy coś takiego słyszałam. Ale przykre jest to, że ludziom wydaje się, że mogą sobie pozwolić na coś takiego (zwłaszcza, że WIDZIELI – nie wiedzieli – że wcześniej coś było ze mną nie tak, kiedy byłam nienaturalnie chuda i słaba). I teraz te słowa nic dla mnie nie znaczą – oprócz tego, że są potwornie denerwujące.

  2. Ag. 30 kwietnia, 2019 at 5:16 pm - Odpowiedz

    Świetny komentarz i taki prawdziwy.za często pozwalamy innym mieć władzę nad tym jak się czujemy i co myślimy o sobie.ja też zrozumiałam to dopiero niedawno a szkoda bo zmarnowałam za wiele chwil na analizowaniu tego co ktoś o mnie powiedział albo przepłakiwaniu nocy po krytycznych uwagach.zwlaszcza w ostatnich miesiącach wszystko to się zintensyfikowało bo zostałam mamą.okazuje się że wszystkim dookoła daje to jakby przyzwolenie do oceny macierzyństwa i setek „dobrych” rad. Jeszcze trochę i chyba miałabym potężną nerwicę i niską samoocenę bo przecież wszystko robię źle! Ale postanowiłam że nie dam się i będę wychowywać córkę po swojemu.A ponadto jestem zajebistą mamą i jeśli ktoś uważa inaczej to trudno bo mam to gdzieś.

  3. Anna 30 kwietnia, 2019 at 9:58 pm - Odpowiedz

    Dokładnie tak, ja nie mam facebooka, innych mediów społecznościowych, instagrama czy innego badziewia. Przy czym jestem normalną osobą, mam 32 lata, pracę, którą lubię i męża. Nie rozumiem fenomenu wchodzenia na „czyjeś” profile i tracenia na tym połowy życia, serio. Nie mam telewizora, na Pudelka wchodzę raz na miesiąc a i tak się po tym czuję, jakbym była brudna więc myślę, żeby to ograniczyć ;> W każdym razie bardzo się cieszę, że jestem poza tym wszystkim. I bez tego nie jest łatwo w dzisiejszym swiecie

  4. Magda 1 maja, 2019 at 7:50 am - Odpowiedz

    Hej. Jesteśmy zwierzętami „stadnymi” i zawsze będziemy szukali chociaż trochę akceptacji. Tu jednak mamy szansę wymienić się swoimi pomysłami na zwiększenie poczucia własnej wartości z pominięciem „stada”. Miałam wiele kompleksów, ale po latach doszłam do tego, że zamiast z nimi walczyć i poświęcać im uwagę lepiej jest zadbać o siebie, znaleźć sobie jakiś styl, zająć się tym, co się lubi, dobrać sobie prawdziwych znajomych (nie ilość, tylko jakość jest ważna), ponadto nie założyłam żadnych mediów typu „fecebook” itp., można też pomagać w miarę możliwości (jeśli czujesz się na siłach, to wolontariat…a jeśli nie – to możesz chociaż dokarmiać koty). Przy okazji poznajesz fascynujących ludzi. Do tego podróże – nawet wypad na rower do parku. A kompleksy? Nie musi mnie lubić cały świat. Nawet obiektywnie piękne osoby mają zawsze swoich hejterów.

  5. Emilia 1 maja, 2019 at 5:19 pm - Odpowiedz

    Mysle, ze nie ma jedej recepty, jak taka dobra samoocene osiagnac. Ja zaczelam od zidentyfikowania przyczyna, dla ktorej ja mialam niska w niektorych momentach zycia. U mnie okazalo sie, ze moi rodzice zawsze mnie krytykowali i nie zbudowalam sobie w dziecinstwie dobrej oceny siebie. W doroslym zyciu, udalo mi sie podniesc swoja samoocene, ale to wszystko bylo dosyc chwiejne, i zawalilo sie jak stracilam kontorle nad jedzeniem. Terapia pozwolila mi uporac sie z przeszloscia (wystarczylo doslownie kilka sesji u mnie), a blog z jedzonkiem. Nagle moja samoocena jest wysoka :) Ja na zlosliwy komentarz kolezanki bym odpowiedziala cos w stylu:’Dziekuje. Ciaza to piekny stan’.

  6. Joanna 1 maja, 2019 at 8:09 pm - Odpowiedz

    Bardzo mi się podobają Wasze Dziewczyny wpisy. Chcę czuć się dobrze sama ze sobą. Nie chcę się porównywać z innymi i albo się poniżać albo wywyższać. Jednak nie koniecznie mi to wychodzi. U mnie zaburzenia jedzenia jednak są związane z emocjami. Nastrój poprawiam sobie jedzeniem chociaż tak naprawdę zajadajac tylko go pogarszam. Odreagowanie stresów to niestety też żer. A przez to pogarsza mi się samopoczucie i samoocena. Trudno mi znaleźć złoty środek. Jeść tyle aby nie ograniczać i nie zarzerac. I tak jest zdecydowanie lepiej z m.in. Anią ale nie mam jeszcze nie stabilnej sytuacji z jedzeniem. Pozdrawiam serdecznie

    • Emilia 2 maja, 2019 at 2:57 pm - Odpowiedz

      Mnie pomogl dzienniczek emocji -jak chcialam zjesc, mialam tez opisac emocje- czy to tylko glod w zoladku, czy glod w glowie czy chec polepszenia nastroju. identyfikowalam sytuacje i emocje, ktore sprzyjaja jedzeniu i staralam sie zastanowic dlaczego. Jak uswiadamilam to sobie, to potrzeba jedzenia znikania. Na emocjonalny glod, tkroy dopada mnie kolo 17, mam 3 sposoby: 1. drzemka (nawet 15 min) – u mnie to najskuteczniejszy sposob jak na razie, 2. telefon do kolezanki, 3. sport.
      Jak poralam sie z jedzeniem, by sie pocieszyc, nadal mialam napady. Zwiekszenie ilosci kalorii w ciagu dnia do mojego zapotrzebowania rozwialao problem. Po prostu moj organizm byl glodny.

      • Joanna 2 maja, 2019 at 3:47 pm - Odpowiedz

        Dziękuję Emilio za podzielenie się Twoim doświadczeniem. Wiem że dzienniki emocji pomagają. Swego czasu też je prowadziłam. Najgorzej jak taki pęd jest w głowie i trudno się skupić na emocjach bo zajedzenie jest wtedy na pierwszym miejscu. Niby proste zajmij się czymś innym a nie jedzeniem a takie trudne. Ale może rzeczywiście wieksza kaloryczność będzie pomocne w tym procesie. Na nie zajedzenie – drzemka – niestety ja tak nie umiem. Mam problem ze spaniem. Problem z jedzeniem i emocjami spowodował że nie śpię dobrze. Muszę wspomagac się proszkami. Drzemka w ciągu dnia chociaż chciałabym nie uda mi się. Mimo wszystko Dziękuję za podzielenie się Twoim doświadczeniem.

        • Emilia 2 maja, 2019 at 8:23 pm - Odpowiedz

          Asiu, ze snem bywa roznie jeszcze niestety. Pierwsza drzemke udalo mi sie zlapac po tyg prob. Teraz jest lepiej, ale czasami drzemka trwa tylko 5 min. Powtarzam sobie mantre „zoladek jest pelen, jestes najedzona, spokojnie” i przewaznie to mnie usypia z kazdym dniem jest latwiej a glod emocjonalny mniejszy i latwiejszy w kontroi. Mam nadzieje, ze uda Ci sie znalezc swoj sposob. Mnie pomaga mysl, ze to normalne i przejdzie

  7. Marta 2 maja, 2019 at 8:07 am - Odpowiedz

    Aniu dziękuję Ci za te mądre słowa. Są one kwintesencją tematu poczucia wartości. Ostatnio zbyt często oddaje je w ręce innych zapominając że to poczucie WŁASNEJ wartości.

  8. Kate 2 maja, 2019 at 9:17 am - Odpowiedz

    Dokładnie tak się dzieje z nami gdy swoją samoocenę i pewność siebie budujemy w oparciu o nasze zewnętrzne „właściwości” czyli na przykład wygląd, a to tak nigdy nie zadziała bo takie poczucie własnej wartości jest jak balonik, który uniesiony chwilowym wiatrem unosi się wysoko ale wystarczy go delikatnie przekłuć i ląduje zmięty i zniszczony na ziemi.
    Poczucie własnej wartości powinno pochodzić z naszego wnętrza. Prawdziwe poczucie własnej wartości to świadomość własnych uczuć, emocji pragnień, tego czego chcemy a czego nie chcemy. To świadomość siebie samych, to życie w harmonii ze sobą i swoimi potrzebami. I tylko tak zbudowane poczucie własnej wartości przetrwa.

  9. Klara 2 maja, 2019 at 2:43 pm - Odpowiedz

    Post bardzo trafiony. Ja sama mam poczucie własnej wartości na poziomie Rowu Mariańskiego i jeden nieprzychylny (albo chociaż nie całkiem pozytywny) komentarz potrafi zepsuć mi nastrój na resztę tygodnia. Tu nawet nie chodzi o „pięknie wyglądasz”, bo temu nie ufam, wiele osób skomentowałoby tak u mnie przyrost wagi. Satysfakcję daje „Chudo wyglądasz/jakbyś była chora/zjedz coś/zaraz się złamiesz”. Pamiętam, że kiedyś opierałam samoocenę na czymś innym, mianowicie na swoich talentach i intelekcie, z czego jeszcze czasem posiłkuję się tym drugim. Talenty zdołałam głęboko zakopać, ze względu na kilka bolesnych zawodów (też notabene wywołanych opiniami innych ludzi na temat mojej twórczości jakiejkolwiek) i teraz już jestem w bardzo smutnym punkcie, w którym utrata wagi i utrzymywanie jej na niskim poziomie stanowią mój jedyny całkiem własny, okupiony cierpieniem i utratą zdrowia – sukces. To jedyne co mnie cieszy, jedyne co mam. Więc podziwiam osoby, które potrafią na to zobojętniec i czują się z sobą dobrze zawsze i pomimo wszystko. To naprawdę cenna umiejętność, bo mam silne przeczucie, że nienawiść do własnych niedoskonałości i wieczne karanie ciała kiedyś mnie wreszcie zabiją. A to wszystko dlatego, że jestem dla siebie nic nie warta.

    • Joanna 2 maja, 2019 at 4:01 pm - Odpowiedz

      Klaro Przepraszam ale bardzo mnie przeraził Twój wpis. Rozumiem że bardzo Ci trudno wyjść z zaburzeń. Mi również zaakceptować siebie w większym rozmiarze nie bardzo trudno. Ale Ania mi kiedyś napisała że jeżeli masz jeszcze marzenia, chcesz coś zobaczyć, poznać coś to jesteś Ty a jezeli chcesz być tylko chudą i to jest jedynym celem to jest anoreksja. Wtedy dało mi to kopa że i obudziło mnie że jednak bycie chydym jako cel najwyższy w życiu nie jest moim celem. Jest coś więcej. Nawet zwykłe odwiedziny psa w schronisku to jest fajniejsze od bycia chudą. Ale żeby odwiedzać tego psa muszę i chce się odżywiać po to aby móc się tym cieszyć. Bo jak będę niedożywiona to trudno mieć większe wartości niż myśli obsesyjne o zajęciu. Klaro naprawdę Ciebie rozumiem. Mi też jest ciezko ale spróbujmy odżywiać się i żyć bo życie jest tylko jedno i szybko mija. Sciskam. P.s mam nadzieję że nie przeksztalcilam słów Ani

      • Klara 3 maja, 2019 at 9:35 am - Odpowiedz

        Joanno – ja niestety bardzo dobrze wiem, że jeśli TO stało się moim największym osiągnięciem i jedynym celem dalszej egzystencji, to niewiele pozostało już „mnie we mnie”, zostało tylko ED. Jednak próbowałam przerzucić życiowe aspiracje na inne sfery, m. in. kupiłam psa, poszłam do pracy, jednej, drugiej, wznowilam studia, próbowałam mieć znajomych i… Ostatecznie wszystko to, nawet biednego psa, podporządkowalam żarciu (czy raczej jego ograniczaniu), bo tylko tak mogłam odzyskać względny spokój. Cokolwiek zaburzało mi rytm jedzenia – poszło w odstawkę. Ostatecznie ED wygrało ze wszystkim, łącznie z rodziną, przyjaciółmi i dawnymi marzeniami.
        Powodzenia, Ty masz potencjał by sobie poradzić. Moje priorytety już upadły.

        • Marta 9 maja, 2019 at 1:23 pm - Odpowiedz

          No nie dziewczyno!! Nie pisz tak, dopóki żyjesz masz szansę odzyskać siebie!

  10. Marta 9 maja, 2019 at 1:22 pm - Odpowiedz

    Mi bardzo pomógł powrót do kościoła, do wiary katolickiej. Poznanie Boga, zbudowanie z Nim relacji. Gdy zaczynasz przyjmować słowa, że Bóg – Stwórca umarł za CIEBIE, tak tak za CIEBIE na krzyżu, że mu się „chciało” za Ciebie, co więcej robi to za każdym razem kiedy przychodzisz w sakramencie pokuty i pojednania. Dodatkowo w trakcie każdej Eucharystii wydaje do „zjedzenia” kawałek swojego ciała pod postacią Komunii Świętej. Doświadczenie czegoś takiego zmieniło mnie absolutnie, z dziewczyny uzależnionej od oceny innych, nienawidzącej siebie do kobiety, która stawia granice i daje sobie prawo do przeżywania i wyrażania emocji :)

    Pozdrawiam

  11. igasonia 19 maja, 2019 at 4:53 pm - Odpowiedz

    Ania tekst w dechę i w punkt :-)
    Osobiście coraz bardziej skłaniam się ku tezie że o ile nadmierne restrykcje dietetyczne mogą spowodować rozwój ED, to pierwotną praprzyczyną nie są one same w sobie tylko właśnie uzależnienie naszej samooceny od oceny nas przez innych. Da to się zauważyć w wypowiedziach dziewczyn z ED. Dziewczyny z normalną, wysoką samooceną, owszem, są chudsze, grubsze, chudną, tyją, stosują diety, mają efekt jojo, ćwiczą, ale tak naprawdę mają głęboko gdzieś to co ktoś napisze na temat ich wagi na instagramie czy innej naszej klasie, o ile w ogóle maja tam profile, a jeśli już mają to ich waga jest ostatnim wątkiem który podejmują i przejmują się wszystkim tylko nie opiniami na temat ich wagi. Natomiast dla takiej dziewczyny z bardzo niską samooceną opinia innych na temat jej wagi jest najważniejsza ze wszystkich. Jest w stanie zarówno dodać takiej dziewczynie skrzydeł i mocy do przenoszenia gór, jak i pogrzebać na dnie morza depresji i łez najwspanialsze marzenia i plany jej życia. Teraz gdy taka dziewczyna rozpocznie dietę, której efekt nie będzie dość doskonały, a być nie może bo ambicje takiej dziewczyny są wyśrubowane do granic nieskończoności, to wystarczy jedno nie takie spojrzenie na jej figurę i ED gotowe. I właśnie to nas różni. Dlatego nie do końca zgodzę się z Anią że ED bierze się tylko i wyłącznie z diet. Nie twierdzę że nie ma z nimi nic wspólnego, ale moim zdaniem praprzyczyna tkwi jednak w tych nieszczęsnych zaburzeniach osobowości, w głowie a nie w żołądku. Najlepszym dowodem na to są z jednej strony te wszystkie dziewczyny które się odchudzają ale nie staje się to ich obsesją na tyle by doprowadzić się do wagi 34 kg lub wymiotowania wszystkiego co się zjadło; a z drugiej – te wszystkie dziewczyny, a widzę że trochę ich jest, które tu piszą że mają napady obżarstwa z przyczyn zupełnie innych niż zaspokojenie potrzeb niedożywionego po tygodniowej głodówce organizmu. Z pewnością restrykcje dietetyczne mają znaczenie, bo istotnie trudno jest myśleć racjonalnie o czymś innym niż jedzenie gdy mózg wrzeszczy o glukozę, a organizm wsuwa swoje własne tkanki, ale myślę że te restrykcje muszą jeszcze paść na podatny grunt. Bo logicznie rzecz biorąc, dziewczyna o zdrowej osobowości po prostu nie stosuje drastycznych restrykcji. Nie odmawia sobie kolacji jeśli naprawdę jest głodna, i je czterech tabliczek czekolady naraz. I to jest chyba prawdziwa przyczyna ED. To dlatego tak często widzę tu wpisy „niby jem normalnie, ale czuję że to nie to, że nadal czegoś brakuje”. Dlatego śmiem twierdzić że sam „powrót do normalnego jedzenia” nie usunie ED z głowy. Trzeba w niej najpierw zrobić porządek z własną samooceną i systemem wartości i tego co się dla nas naprawdę liczy – czy opinia innych na temat naszej wagi czy może jednak coś innego, np. realizacja marzeń, i czy te marzenia ograniczają się do osiągnięcia nierealnej wagi 34 kg czy może są jednak trochę bardziej ambitne. Moim zdaniem dążenie do szczupłej zgrabnej sylwetki nie jest złe samo w sobie, to przecież kwintesencja zdrowia i dobrego samopoczucia. Problem pojawia się gdy zaczyna nam to przeszkadzać w życiu i odbiera jego radość. Myślę że dopóki złachanie się bieżni sprawia nam dziką frajdę, a micha kolorowych owoców z kaszą i orzechami przyprawia i ślinotok i niecierpliwość, a całość tych działań daje pozytywnego kopa na resztę dnia, to dążenie do szczupłej sylwetki ma wymiar pozytywny. I chyba takie podejście do życia cechuje dziewczynę o zdrowej osobowości i wysokiej samoocenie. Robi to co jej sprawia frajdę i z czym czuje się dobrze w szerszej perspektywie. Jest złachana po bieżni ale ogólnie forma i samopoczucie jej rośnie więc to robi, unika pączków, bo wie że mogłaby je codziennie jeść ale za miesiąc nie zmieści się w spodnie. Ale z kolei nie robi też dramatu z jednego pączka w miesiącu na imieninach u cioci, w ogóle nie zastanawia się nad tym że właśnie go zjadła, po prostu nie kupuje sobie codziennie ich. A my właśnie tego się od niej musimy nauczyć. Czego sobie i wszystkim życzę

  12. Ania 4 czerwca, 2019 at 7:17 am - Odpowiedz

    Jak możesz być taka hipokrytka? Na początku Ci uwierzyła ale patrząc na wszystko dogłębniej momentami zastanawiam się czy Ty właściwie wyszłaś ze swoich zaburzeń? Piszesz ze nie masz konta na portalach społecznościowych. A czymże jest Twój instagram i wrzucanie tam foteczek z różnych miejsc i uwiecznianie Twojego wizerunku (pominę fakt że sporo ostatnio schudłas)?
    Nie jest to atak z mojej strony ale jeśli chcesz być fair to tak też się zachowuj.