Niedziela bez wilka: „to będzie cud” Izy
Droga Aniu,
Piszę do Ciebie po raz pierwszy, chociaż powinnam to zrobić 4 lata temu i podziękować Ci, za to, że mnie uratowałaś.
Przez 7 lat zmagałam się z straszną bulimią. Przez ten okres każdego dnia po kilka razy dziennie obżerałam się i wywoływałam wymioty. Dni przerwy mogłabym policzyć na palcach jednej ręki.
Zaczęło się standardowo w wieku 17 lat. Chciałam stracić kilka kilogramów, bo przecież 54 kilogramy to jest za dużo jak się ma 158. Do teraz nie mogę pojąć jak ja na to wpadłam, przecież byłam szczupła.
Nikomu nie potrafiłam przyznać się do tego z czym się zmagam przez tyle lat, a nikt, ani z rodziny, ani ze znajomych kompletnie nic nie zauważył. Wstydząc się tego, że jestem przecież chora psychicznie tkwiłam w tym po uszy nie szukając pomocy. Dopóki chodziłam do liceum wszystko jeszcze jakoś się układało – było źle, ale nie było tragicznie. Jak poszłam na studnia, było najgorzej, okazało się, że kompletnie nie panuje nad swoim życiem. Na niczym nie mogłam się skupić i oczywiście zawaliłam studia. Nie mogłam znaleźć pracy ani chłopaka.
Wtedy coś we mnie pękło, chociaż myślałam, że już jestem skazana na taką wegetacje, postanowiłam chociaż spróbować poszukać jakiejś pomocy. Po 6 latach poszłam do psychiatry, naczytałam się mnóstwo artykułów, że generalnie jak mi się uda z tego wyjść to będzie cud i w sumie to wszystko wina dzieciństwa i takie różne dziwne rzeczy (przy czym byłam zawsze bardzo szczęśliwym dzieckiem).
Psychiatra powiedział mi dokładnie to samo. Tabletki oczywiście nic nie pomogły, psycholog również. I kolejnych kilka miesięcy minęło mi tak samo jak wcześniej z dodatkowym zmartwieniem, że tym wygrać się nie da.
I kiedyś zupełnie przez przypadek trafiłam na Twój blog. Przeczytałam każdy post i powiem Ci, że byłaś jedyną osobą, która dała mi nadzieję, że się da. Dzięki Tobie dowiedziałam się, że to jest po prostu uzależnienie od jedzenia, po czym zaczęłam zupełnie inaczej myśleć.
Postanowiłam, że to rzucę i udało się bez większych problemów. Miałam jeden kryzys po miesiącu, ale dałam radę. I od tego czasu jestem wolna, po prostu to rzuciłam. Nie potrzebowałam psychiatry ani psychologa, oni i tak mi nie pomogli.
Jeść normalnie nauczyłam się bardzo szybko. Po jakim czasie mój organizm już wiedział, kiedy jestem głodna. Po dwóch miesiącach nie miałam nawet problemu, żeby zjeść kawałek czekolady i na tym poprzestać. Teraz, aż nieprawdopodobne wydaje mi się to, że mogłam kiedyś obżerać się i wywoływać wymioty. Jakby tego złego okresu w moim życiu nigdy nie było.
Nie mam też problemów z wagą i swoim wyglądem. Totalnie siebie akceptuje pomimo tego, że na pewno ważę więcej, niż jak zaczęła się ta cała katastrofa.
Wszystko w moim, życiu się poukładało, wreszcie jestem szczęśliwym człowiekiem. Ukończyłam studnia, znalazłam dobrą pracę i mam najlepszego chłopaka na świecie.
Aniu, jesteś wspaniała. Bardzo dziękuję, że mnie wtedy uratowałaś.
Pozdrawiam serdecznie,
Iza
Jakbym czytała swoją historię – oby też identycznie się skończyła. Gratuluję autorce listu! :)
U mnie sie układa powoli jestem coraz silniejsza i pewniejsza siebie dzieki Tobie Aniu. Ani lekarze ani leki nie pomogą. To my same z radami i pomoca Ani jestesmy w stanie byc tam gdzie jest teraz Ania..Na spokojnie to odkrywam choc bywalo pod gorke. Brawo Izunia tak trzymajmy