Co by było gdybyś nie wyszła z bulimii?

Dziś są moje 35-te urodziny, czyli dzień, który wypada mniej więcej w połowie aktywnego życia człowieka. Myślę, że za „jeszcze drugie tyle”, będę już się powoli zbierać do odpoczynku. I nie mówię to o śmierci czy coś, ale o emeryturze i nieodzownym zwalnianiu tempa.
Stoję w tym środkowym punkcie i mam nadzieję, że kolejne lata będą dalej wypełnione tym co kocham, czyli szerzeniem świadomości o zaburzeniach odżywiania, prostowaniem myślenia, tym którzy się w nim pogubili, pisaniem, czytaniem, podróżowaniem i spokojnym życiem z moim T.

Będzie to możliwe tylko i wyłącznie dzięki mojemu uwolnieniu się ze szponów bulimii. Oczywiście może się jeszcze dużo wydarzyć, ale jeżeli los pozwoli, na pewno będę robić Wilczą, dopóki starczy mi sił. No chyba że uda mi się wytępić ED wcześniej. (Niby żartuję, ale mam taką nadzieję.) Wtedy zajmę się pisaniem powieści.

Myślałam sobie o tym wszystkim, czytając urodzinowe życzenia, które spłynęły na mój telefon przez noc, kiedy nagle w mojej głowie pojawiło się pytanie: Co by było, gdybym nigdy z bulimii nie wyszła? Jak wyglądałby dzisiejszy dzień? Kim bym była i co robiła? Gdzie?

Myślę, że moje życie byłoby mniej więcej takie:

Dziś są moje 35-te urodziny. Budzę się sama w moim małym łóżku, w wynajmowanym pokoju. Mój chłopak, Toon, odszedł ode mnie kilka lat temu. Nie wytrzymał ciągłych kłótni jakie urządzałam, kiedy byłam głodna, obżarta cukrem lub pijana. Nie mógł znieść tego, że cokolwiek zrobił, było źle. Jakkolwiek chciał mi pomóc czy pocieszyć – to i tak to była „jego wina”, a więc ciągłe pretensje, krzyk i agresja. Bał się wracać do domu, bo nie wiedział w jakim humorze mnie zastanie. Bał się wracać do domu, bo nie wiedział, czy zastanie mnie żywą.
Było mu przykro, że nie potrafię zaoszczędzić ani grosza, a pytana, gdzie podziały się moje pieniądze (na które tak ciężko pracuję zasuwając w restauracji), wybuchałam, że to nie jego sprawa.
A on chciał mieć ze mną dom i jakąś przyszłość. Jak niby mieliśmy to zrobić bez mojego wkładu? Poza tym kochał mnie przecież i nie mógł patrzeć, jak się zabijam i niszczę.
A więc odszedł i ja mu się wcale nie dziwię. Sama bym od siebie odeszła, gdybym mogła.
Teraz czasami chodzę na randki, ale to nigdy nie jest to. Przez głupotę straciłam moją największą miłość i teraz muszę z tym żyć.

Kiedyś marzyłam o podróżach. Jako nastolatka i studentka zjeździłam stopem całą Europie. Czekałam na każde wakacje czy wolne, byle tylko gdzieś się wyrwać. Teraz nie mam na to siły, czasu i pieniędzy. Odkąd utrzymuję się sama i sama płacę czynsz, nie mogę brać zbyt dużo wolnego. Zresztą z kim miałabym jechać? Chyba sama na all inclusive, by jeść.

No i są przecież ważniejsze sprawy, jak na przykład dentysta, lekarz… W buzi robią mi się bolesne bąble, wrzody, zajady. Cały przełyk mam popalony i ciągle doskwiera mi zgaga. Moje jedynki, które jeszcze pięć lat temu były mocno przeźroczyste, ale jakoś się trzymały – teraz rozpuściły się zupełnie. Są śmiesznie krótkie, więc muszę je odbudować. Niestety najpierw muszę je naprostować, a nie stać mnie na aparat. Wstydzę się uśmiechać, choć kiedyś robiłam to tak chętnie.
Staram się przyoszczędzić trochę kasy i nawet mi się to udaje, ale potem nagle przychodzi napad, amok…
I znowu nie ma pieniędzy.

Prawdopodobnie mam już insulinooporność, albo nawet cukrzycę. Nie wiem. Wolę na to nie patrzeć. To zawsze była moja strategia – zamykać oczy na prawdę i udawać, że nic się nie dzieje. Myślę jednak, że mój organizm nie wytrzymał ponad dwudziestoletnich dostaw cukru przeplatanych dietami cud lub po prostu szitowym jedzeniem. Już nie jestem taka młoda i moje ciało przestaje radzić sobie z ogromem problemów z jakimi musi się mierzyć.
Często jest mi słabo, miewam zawroty głowy, drżą mi ręce i kołata serce. Męczą mnie ciągłe zaparcia i wzdęcia. Czasami nie mogę się wypróżnić przez tydzień lub więcej.
Znowu dużo przytyłam i nie mam już siły tego zrzucać. Wszystko mi jedno, bo cała waga i tak zaraz wróci.

Czasami nie śpię długo w nocy i myślę o przyszłości, chociaż wolałabym nie myśleć. Jestem urodzoną optymistką, więc ciągle mam nadzieję, że jakoś to będzie, ale już nie wierzę, że z tego wyjdę. Z tego się nie wychodzi.

Słyszałam o blogu Wilczo Głodna, który założyła jakaś dziewczyna w Polsce i że niby on pomaga. Widziałam nawet jej przemówienie na TEDx Kraków i czytałam jakiś artykuł, ale co to pomoże na taki beznadziejny przypadek jak ja?

A więc „wszystkiego najlepszego Ania” – mówię do lustra, wypijam kawę siekierę i idę na poranną zmianę do pracy.

*
Sama zdziwiłam się, jaka ta wizja wyszła pesymistyczna. Jest to jednak scenariusz jak najbardziej prawdopodobny. Wszystko to co opisuję działo się naprawdę – kłótnie, agresja, upijanie się, brak kasy, kołatanie serca, rozpuszczone zęby, tycie, zaparcia, źle płatna praca, obawa mojego chłopaka, że znajdzie mnie martwą. Każda z tych historii pociągnięta przez kolejne pięć lat, pewnie tak właśnie by się skończyła.
Aż drżę na myśl co mogło się stać i chce mi się płakać z wdzięczności, że się nie stało! A raczej, że ja tego „nie stałam”.

Przede mną piękne życie – jak dar, jak najpiękniejszy urodzinowy prezent. I – mam nadzieję – wiele kolejnych lat w spokoju i wolności.
I powiem Ci kochana, że ono także stoi otworem przed Tobą. Oj tak, na 200%!
Nie czekaj, by wziąć je w swoje ręce. Nie czekaj już ani dnia. Dni mają tendencję do zmieniania się w tygodnie, miesiące, lata, dekady… Nie pozwól by Twoje życie spadło jak gwiazda, która nigdy nie miała szansy zaświecić.

*

A jak będzie wyglądać Twoje życie za 5, 10, 20 lat, jeżeli wygra strach i złudna wygoda strefy komfortu? I co zrobisz już DZISIAJ, aby tak się nie stało?
Napisz mi swoją wizję w komentarzu. Praca, która najbardziej dotknie mojego serca zostanie nagrodzona PDF mojej książki lub wybranym jadłospisem. To mój prezent dla Ciebie.

Published On: 19 kwietnia, 2019Kategorie: Psychologiczna rozkminkaTagi: , , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

32 komentarze

  1. Edyta P. 19 kwietnia, 2019 at 2:46 pm - Odpowiedz

    Mnie by nie było,po prostu.Bliscy płakali by nad moim grobem i zastanawiali się jak to możliwe,że zaburzenia odżywiania mogą zabić dość młodą kobiete.Rozmawialiby między sobą,że nie zrobili za wiele żeby mi pomóc i ,że żałują bo jest już za późno.Córka nie mogłaby się prawdopodobnie nigdy pogodzić z moją stratą,bo jesteśmy bardzo blisko.Ominełoby mnie wszystko to na co tak wcześniej czekałam mając nadzieje ,że wyzdrowieje i nie przeżyłabym prawdziwej miłości o jakiej ciągle śniłam..

  2. Ania P. 19 kwietnia, 2019 at 3:22 pm - Odpowiedz

    Wstałam wcześnie rano, „bo kocham życie” i jestem „skowronkiem”. Poranny jogging. Miało być 5 kilometrów, przypadkiem wyszło 10. Na zdrowie! Śniadanie? Nie ma czasu. Kroję dwie cienkie kromki razowego chleba, smaruję cienką warstwą serka topionego „light” (jeszcze dwa lata temu byłby to plaster chudego twarogu) i wrzucam do torby. Pędzę samochodem do pracy. Przez poranny trening mam małą obsuwę. Nikt nie zauważył jednak mojej nieobecności. Siadam do komputera. Chude palce szybko przeskakują pomiędzy przyciskami klawiatury. Zaczynam uczciwie – arkusz Excela, obliczenia. Myśli jednak odpływają. Rzucę tylko okiem na przepis. Jeden, góra dwa. Sprawdzę, co słychać u koleżanki. Widziałyśmy się chyba dwa lata temu? A może 3? Nie, nie…to było jeszcze wcześniej…Nie miała jeszcze dzieci. Dobra, pora się ogarnąć. Kawka. Może dwie. Przyjemne ciepło zalega w żołądku. Wracam do pracy. Litery nie układają się jednak w słowa. Cyferki nie sumują, jak powinny. Czas na kanapkę. Nie syci na długo. To może jeszcze jedna kawa? Na trawienie? I od razu dwie herbaty. Wybija 16:00. Wychodzę z biura. W drodze do domu zahaczam o supermarket. Mięso? Nieee…zgrzewka jogurtów, może rukola. I sześciopak zerowej coli. Koniecznie! Żeby nie zapomnieć. Kolejny karton kaszy i makaronu (to nic, że w domu kurzy się ich kilka), serki wiejskie „lekkie” i warzywa. No i jeszcze czekolada. Dwie. Z orzechami. Mleczna, słodka. Będzie trudniej zjeść więcej niż rządek. A poza tym ona będzie dla dzieci Wojtka, mojego brata. Odwiedzam ich jutro po południu. Ręcę drżą, pot występuje na czoło, chce mi się…siusiu. Chyba „wychodzi kawa”. Nie, nie. To stres! I pewnie te nowe leki hormonalne. W ostatniej chwili wbiegam do łazienki. Ufff. Uczucie wstydu towarzyszy mi tylko przez chwilę.
    To co? Obiadokolacja? Może jakiś makaron? – myślę. Nieee…nie chce mi się brudzić garów. Poczytam sobie lepiej wieczorem. A teraz coś na szybko. Kanapka z jajkiem. 3 minuty gotowania? Hm…to może zamiast jajka plaster pomidora. I ogórek. Żeby było nie tylko zdrowo, ale i kolorowo! W końcu dbam o siebie i jestem tego warta, no nie?
    Czekając na to aż zaparzy się herbata (czerwona!) obgryzam paznokcie. A raczej to, co z nich zostało. Oj tam! Nigdy nie miałam dłoni pianistki. Nie ma się czym przejmować. Koledzy informatycy mają bardziej zadbane paznokcie. Ale ja muszę prać, gotować…Kobiety mają trudniej. Zwłaszcza tak samodzielne, jak ja!
    Po kolacji kąpiel (aaaach! Gorąca woda) i siup do łóżka. Coś kłuje mnie w okolice lędźwi. Ołówek? Nakrętka od długopisu, która dostała się po prześcieradło? Nie…to kość miednicy. Słabe ogniwo. Muszę kupić nową pościel. Grubszą (i cieplejszą, pod tą marznę).
    Miałam czytać. Ale coś mi się średnio rozdział z rozdziałem klei. Może gazeta? Zapomniałam kupić! Za dużo na głowie. Przejrzę tylko SMSy. Żadnych nowych wiadomości? A zdjęcia? Niewiele ich. Ale przynajmniej mam więcej miejsca na muzykę. O właśnie, może warto by było pójść na jakiś koncert. Dawno nie byłam! Tylko z kim? Martyna siedzi w Stanach, Ola w Niemczech…Dobra, pomyślę o tym jutro.
    A teraz. Kosteczka. Jedna. Tej czekolady z orzechami. Dobra. Rządek. Ok, ok. Jak zjem jedną nic się nie stanie. Ale ta druga jest dla dzieci Wojtka.

    Rano nie ma czekolady. I jednej i drugiej. I bochenka chleba żytniego. Kostki masła (trzeba dokupić). Nie ma też Ani. Poszła pobiegać. Z bólem brzucha i opuchniętą twarzą. Wieczorem odwiedzi rodzinę. I wszyscy będą chwalić – że taka zdolna, ambitna, z sukcesami. Ubrana gustownie. Trochę chudziutka. Ale wszyscy teraz tacy zestresowani, w biegu. Nic więc dziwnego, ze i chłopaka nie ma. Ale co tam! Młoda jest. Ma jeszcze czas. Czas. Czas.

    Co Ania zrobi dziś? Usiądzie do biurka. Wyciągnie zeszyt. Napisze o tym, co traci. Czego się pozbawia tkwiąc w zaburzeniach. Z własnej, nieprzymuszonej woli. A na drugiej stronie (lub kilka stron dalej – bo lista z pewnością będzie długa) napisze o tym, co może zyskać. Do czego dąży. O czym marzy. I co może osiągnąć. Z własnej, nieprzymuszonej woli. Póki jeszcze ma czas. Czas. Czas.

    • Kkk 19 kwietnia, 2019 at 8:45 pm - Odpowiedz

      Genialnie napisane♡♡♡

  3. Ania P. 19 kwietnia, 2019 at 3:24 pm - Odpowiedz

    P.S. A potem Ania zje porządną kolację i pójdzie wcześnie spać. Żeby mieć siły i energię. I nadzieję. Że tym razem się uda. Bo to chyba najwyższy…czas.

  4. Toon 19 kwietnia, 2019 at 4:03 pm - Odpowiedz

    Cieszę się, że twoje życie okazało się inaczej.
    Teraz wracam do domu i będziemy leżeć w parku.
    Sto lat & buziwuzi!

    • Wilczo Glodna 19 kwietnia, 2019 at 4:25 pm - Odpowiedz

      Schaaaaaatje!!!! Twój polski jest piękny! <3 <3 <3

  5. Julia 19 kwietnia, 2019 at 4:39 pm - Odpowiedz

    Wstaję rano. Idę do lustra. „Boże, jaka ty gruba” – myślę. Sprawdzam brzuch, uda, boczki. „Ty gruba świnio, zacznij ćwiczyć!”. Wchodzę więc na instagrama, motywuje się zdjęciami pięknych, szczupłych dziewczyn. „Dlaczego nie mogę być taka jak one? Dlaczego nie mam takiego szczęścia w życiu?”. Odpalam trening brzucha. Jest ciężko. Tracę motywacje, to i tak nic nie daje, wiec po paru ćwiczeniach przestaje.

    Czuje głód. Może by tak coś zjeść? Dobra, ale zdrowo. Troszkę owsianki. Na wodzie. Albo nie, tylko owoce. Bez owsianki, ty grubasie.

    Mam 22 lata. Wszyscy moi przyjaciele powyjeżdżali na studia, część z nich studiuje medycynę – czyli moje marzenie od wielu lat. Jeszcze te 5 lat temu byłam taka ambitna, zdeterminowana, walczyłam o to, a wszyscy na mnie liczyli. Miałam być dumą mojej mamy, pierwszym lekarzem w rodzinie. W drugiej klasie liceum jednak moje oceny spadły. Chciałam się uczyć, ale nie potrafiłam. Nie umiałam się skoncentrować, byłam wiecznie zmęczona. Wszystkie moje przyjaźnie zaczęły się psuć, izolowałam się od ludzi. Na maturze – cała klasa po 80,90 czy 100%. Ja zaledwie 50. Nie wystarczyło na medycynę. Załamałam się. Jestem głupia. Beznadziejna. Nie zasługuje na nic. Nie idę na żadne studia, chce poprawić maturę. Wynajmuje mieszkanie, odizolowałam się od rodziny. Nie chce być dla nich wstydem.

    Bo ja nadal tkwię w zaburzeniach. Medycyna jest więc już nierealnym marzeniem. Nie poprawiłam matury. Idę wiec, jak codziennie do niskopłatnej pracy w jakimś sklepie z ubraniami. Bez żadnego drugiego śniadania, przecież jestem gruba. Nie myśle o rzeczywistości. W głowie tylko jedzenie, moja waga i beznadzieja mojego życia. Jestem sama, bez chłopaka. Nikt nie chce takiej jak ja. Nie umiem tworzyć żadnych relacji z innymi ludźmi.

    Wracam do domu, godzina 18. Czas na obiad. Jestem głodna. Dobra, wytrzymasz. Robie jakiś zdrowy, beztłuszczowy ryż z warzywami. Bez mięsa, bo jest rakotwórcze przecież. W czasie gotowania śpiewam. Uwielbiam to. Po pewnym czasie jednak przestaję. Nic mi nie wychodzi. Mój głos stał się niski, ochrypnięty, nie potrafię już śpiewać tak wysoko, jak kiedyś. Zmarnowałam kolejny talent.

    Po obiedzie dalej głodna. „Jakim cudem” – przecież przed chwilą jadłam. Nie wytrzymuje i rzucam się na wszystko, co mi wpadnie w ręce. Wydaje pieniądze z wypłaty na jedzenie. Potem płacz, wyrzuty sumienia. Zaczynam ćwiczyć.

    Całą noc myślę o moim życiu. Jak mogłam to znowu zrobić? Idiotko, nie umiesz się powstrzymać? Nie widzisz, jak gruba jesteś? Jak zniszczyłaś sobie życie? Wszyscy są już ustabilizowani, są w związku, a ty? Żyjesz jedzeniem. Właściwie to nie żyjesz, to tylko marna egzystencja. Zrób przysługę temu światu i skończ ze sobą. Nie zasługujesz na nic. To nie ma najmniejszego sensu. W głowie wspominam dawnych przyjaciół, których tak kochałam. Którzy pocieszali mnie w chwilach takich jak te. Wspominam cudowne koncerty z moją siostrą. Wakacje z rodzicami. Czas przed tym wszystkim. Jak kochałam jedzenie, siebie i jak żyłam pełnią życia. Teraz zostałam sama. Właściwie to nie, jest jeszcze ktoś. Jest jeszcze ED. Jest ta fałszywa, zdradliwa przyjaciółka. Ta, która zniszczyła każdy element mojego życia. Dzięki której już nie mam życia. Nic z niego nie czerpię. Dzięki której moja przyszłość została całkowicie przekreślona. Ale jak to w fałszywej przyjaźni bywa, nie zostawię jej. Co ona zrobi beze mnie? Albo ważniejsze – co ja zrobię bez niej?

    Ale dobra, trzeba już iść spać. Jutro przecież trening. I zdrowa dieta. Jeszcze tylko przejrzę Facebooka. Widzę spot reklamujący. „Zbadaj się”. Przełykam ślinę. Przydałoby się to zrobić. Tarczyca już nawala, ale nic z tym nie robie. Trawienie tak samo. Ale dobra, spokojnie. Najpierw przecież musze schudnąć. Potem zadbam o zdrowie. Mam jeszcze na to czas….

  6. Edyta P. 19 kwietnia, 2019 at 6:58 pm - Odpowiedz

    Toon możesz być dumny ze swojej Ani:)
    Pozdrowienia dla Ciebie tym razem!

  7. Marta 20 kwietnia, 2019 at 11:58 am - Odpowiedz

    Wczesna pobudka 4:30, żeby zdążyć ze wszystkim, koniecznie! Poranna kawa, mocna i duuża i biegiem na trening, żeby zdążyć przed pracą i zaliczyć, zaliczyć kolejny i perfekcyjnie zrealizować plan treningowy, bo przecież siła sama nie urośnie! Na treningu trochę się kręci w głowie, ale to nic, trzeba przekraczać swoje ograniczenia! Potem do domu, szybki prysznic i potreningowy zielony szejk, bo dbam o siebie! Potem do pracy szybciutko, żeby być 5 min. przed szefem i odegrać swoją rolę idealnej pracownicy. Szybciutko wszystko ogarniętę, jeden klient po drugim, każdy obsłużony idealnie, bez chwili przerwy, wtedy łatwo zapomnieć, zapomnieć o głodzie, zresztą tak trzeba, praca uświęca! Jest już 18:30, to nic, że nie pracuję już od 30 minut, ale tego klienta trzeba było jeszcze przyjąć, bo co pomyśli jak odmówię? Zwolnią mnie przecież! No nic plan dnia zrealizowany, adrenalina opada, a ja wolnym krokiem pół żywa doczłapałam się do domu z powrotem. Jest środek lata i ludzie chyba dziwnie na mnie patrzą, może to dlatego, że snuję się w swetrze…?
    W domu ciepła i zdrowa obiado-kolacja, dużo warzyw, kasza, białko. Plan żywieniowy zrealizowany na 100% dieta 1600 ok 400-500 kcal niedojedzone, idealnie.
    Potem odcięcie, w ciszy absolutnej, sama, zwinięta w kulkę zasypiam niepewna czy jutro wstanę, ale to nic, wszystko jak zniknę to i tak nikt nie zauważy….

  8. Joanna 20 kwietnia, 2019 at 12:34 pm - Odpowiedz

    Aniu, z okazji urodzin życzę Ci nieskończonej inspirancji do kolejnych postów i książek, długich cudownych podróży, sukcesów, realizacji wszystkich celów, niegasnącego uśmiechu, jak najwięcej wewnętrznego spokoju i miłości:)

    • Kinia 20 kwietnia, 2019 at 7:29 pm - Odpowiedz

      Co zrobię żeby tak się nie stało. Jest ciężko, choć tak jak mówisz to jest łatwe. Codziennie wstaję rano, patrzę na mojego męża jak pięknie się uśmiecha przez sen, patrzę przez okno widzę piękny świat stworzony dla nas, patrzę w lustro i widzę siebie: nie mówię czy jestem gruba czy chuda, brzydka czy piękna, mówię dziękuję, że JESTEM i ,ŻE KTOŚ JEST OBOK MNIE. Dziękuję, że kocham i mogę być kochana. Dziękuję, że żyje.

  9. Kinia 20 kwietnia, 2019 at 7:11 pm - Odpowiedz

    Otwieram oczy, słońce świeci za oknem, ptaki śpiewają, ja leżę i chcę zamknąć oczy by ponownie otworzyć, żebyś tu był, żeby znów zobaczyć Ciebie. Otwieram, dalej pustka. Zostawiłeś mnie, abym w końcu miała spokój i nieograniczony czas krążenia między lodówką a kiblem. Nie jestem na Ciebie zła, jedynie na siebie, że pozwoliłam odejść tak wspaniałej osobie. Wstaję, robię fit śniadanie bo przecież jest kolejny poniedziałek w dodatku pierwszy dzień miesiąca. Wklepuje w aplikację: mleko sojowe 50 ml, jajko 44 g, dwa listki sałaty ( chyba z 5 gram bo waga nawet tego nie odważa), jabłko takie małe bo to same węglowodany 150 g. Enter 324 kcal. Wychodzę na przystanek autobusowy, samochód przestał działać z 2 miesiące temu, jadę do pracy. Osiem godzin harówki na linii produkcyjne, montuje elektrody do deski rozdzielczej nowego Forda. Kiedyś miałam zostać lekarzem, doszłam do 4 roku, objadanie i kompensacja nasiliły się, jedyne na co miałam siłę to iść do sklepiku obok : „Proszę 5 bułek, słoik nutelli, pół kilo krówek, 2 białe czekolady, pół kilo wafli w czekoladzie”, 35,80 zł słyszę, wyciągam ostatnie 50 zł, a miałam oszczędzać na dom. Szybko zjeść, wyrzygać, umyć zęby. Mąż przychodzi z pracy, po chwili ” Gdzie są pieniądze, które odłożyliśmy?, muszę dokupić cement. Ja milczę, po chwili z żalem wydzieram się, że tyle kosztuje nasze utrzymanie, jedzenie, rachunki, życie. ” Ale przecież już wszystko zapłaciłem i jakie jedzenie przecież lodówka jest pusta, co z nimi zrobiłaś? Znowu rzygasz?”, w mojej głowie ” Znowu? a kiedyś przestałam?” „Byłaś dziś na uczelni? Kochanie…?. Wspomnienia, czasem jadę na działkę i chodzę po pękniętym fundamencie naszego domu, pęknięte jak twoje serce, gdy odchodziłeś, widziałam to w twoich oczach, twój ból i pytanie „Dlaczego?. Ja Cię nie potrafiłam zatrzymać przy sobie, w sumie było mi wszystko jedno. Jadę z pracy, po ośmiogodzinnej harówie. Obiad fit, wpisuję w aplikację sałata (teraz to chyba 19 gram), pomidor 150 g, gotowana pierś z kurczaka 100 g, enter 299 kcal. Jem szybko, obrzydliwe, bez smaku, ale fit bez tłuszczu. Odpalam trening na youtube „Super tabata- schudniesz 10 kg”, 5 min skakania, kłuje mnie za mostkiem, zatrzymuje się łapie oddech, kręci mi się w głowie, może zjem sobie kromkę chleba z masłem. Idę do kuchni, kroję chleb, smaruję masłem, potem dżemem truskawkowym, jem, myśl ” miałaś być na diecie, dziś poniedziałek, pierwszy dzień miesiąca”, jem „Bez sensu, od jutra dieta” kroję drugą, trzecią, czwartą….. kromkę chleba z dżemem, szukam w kieszeni drobnych, 2 zł, dwa razy 5 zł, biegiem lecę do sklepu ” Wafle są tanie, drożdżówki przecenione z rana, zostanie mi jeszcze na czekoladę” 11,59 zł, wracam do domu, w drodze połowę już zjadam, kończe w domu, popijam wodą, idę do kibla, już nie muszę zamykać drzwi i wpuszczać wody do wanny, udając, że się kąpie, mogę krzyczeć, płakać, rzygać tak głośno jak tylko potrafię. Czuję pustkę w żołądku, głowie, w ciele, a potem nic nie czuję, kładę się zamykam oczy i widzę Twój uśmiech taki jak wtedy, gdy pierwszy raz na mnie patrzyłeś. Zasypiam z myślą „Jutro wtorek drugi dzień miesiąca”.

  10. Weronika 20 kwietnia, 2019 at 8:21 pm - Odpowiedz

    (20.04.2024 rok Mam 27 lat )Budzę się rano w mojej małej kawalerce i szykuję się do mojej okropnej pracy. Dzień jeszcze się dobrze nie zaczął, a ja już go nienawidzę. Patrzę na siebie, w lustrze widzę smutną grubaskę która się ciągle odchudza. Zakładam jakąś luźną sukienkę i duży oversizowy sweter tak żeby zakryć swój gruby brzuch, oraz czarne, podarte na dużym palcu rajstopy których nie chce mi się zaszywać,zawsze robiła to mama,więc jak wrócę do rodzinnego domu to poproszę ją żeby to zrobiła . Maluję się bardzo mocno tak by zakryć napuchnięte oczy i wysmuklić grubą twarz, bronzer w takich sytuacjach to mój najlepszy przyjaciel. Po wyjściu z mieszkania zmierzam w stronę biura. Idę na pieszo, moim celem jest zrobienie 10.000 kroków dziennie, to jest mój jedyny AMBITNY cel w ciągu dnia….. Po drodze stwierdzam, że jednak chce jeść i wchodzę do ŻABKI, kupuję tam babeczkę czekoladową oraz pączka z czekoladą z cukierni obok. Jem bardzo szybko i po kryjomu, tak żeby nikt nie widział, a papierki wyrzucam do najbliższego kosza. W pracy mam dużo zadań do zrobienia, dzięki temu nie myślę za dużo o tym co by tu zjeść za jakiś czas. Mam dobrych znajomych w pracy, lubię ich. Nikt nie wie,że mam zaburzenia odżywiania, widzą mnie tylko jak jem zdrowe nie przetworzone produkty, kiedy mnie częstują odmawiam bez najmniejszego problemu, jak zapraszają na obiad( raz na rusuki rok) jem tylko sałatkę z kurczakiem i oliwą z razowymi grzankami. Czuję się wtedy lepsza od nich! Po pracy jem obiad i oglądam serial na Natflixie, sama……….bo jakoś tak wyszło, że moi znajomi mają już z kim jadać obiady,znaleźli swoje drugie połowy. Ja przecież nie miałam na to czasu. Naglę dopada mnie nostalgia, myślę co by było gdybym nie odpuszczała tak szybko, gdybym lepiej napisała maturę,gdybym poszła na weterynarie(o której marzyłam), a nie dietetykę,(pod pretekstem pomocy innym, a tak naprawdę sobie) gdybym nie przejmowała się tak figurą mając 18 lat, gdybym poświęciła czas chłopakom którzy koło mnie latali (może miałabym już męża?), gdybym się tak nie bała spełniać marzeń, gdybym się tak nie bała zostać modelką może teraz jeździłabym po świecie i zarabiało dużo pieniędzy ? Naglę ocknęłam się i ze łzami w oczach wychodzę z mieszkania wchodzę do sklepu by kupić te bardzo dużą czekoladę MILKĘ ( no bo przecież muszę dobić do tych 1759 kcal,które wyliczyła mi apka, ale tak naprawdę wiem, że je juz przekrocze jedząc ją całą grubo ponad 2700 ,no trudno jutro będe jadła mniej…. ta jasne ) i idę na moj „zdrowy spacer” z najlepszą przyjaciółką MILKĄ mogłabym zadzwonić po znajomą żeby ze mną się przeszła, ale po co mi to, będzie mi przeszkać, chociaż lubię się bawić z jej psem ja nie mogę mieć psa bo człowiek od którego wynajmuję to mieszkanie zabronił mi , ale czekolada jest lepsza od ludzi czy zwierząt to ona daje mi szczęście, po co mi rodzina i ambitne plany na przyszłość, zajęcia poza pracą , język angielski, taniec, randki, imprezy, ja podziękuję !!! Wolę swój mały bezpieczny świat, lubię kiedy panuję nad sytuacją…

  11. Mary 21 kwietnia, 2019 at 12:11 am - Odpowiedz

    Aniu, jesteśmy w tym samym wieku…
    co ja DZIS zrobię?
    Dziś się nie przeczyszczę.

  12. Kociaq 21 kwietnia, 2019 at 6:30 am - Odpowiedz

    Aniu sto lat. Bez wilka to jak najbardziej wykonalne . Jesteś super.

  13. Alicja 21 kwietnia, 2019 at 9:50 am - Odpowiedz

    20 IV 2024
    Drogi Pamiętniczku,
    Wypisuje te dyrdymały do Ciebie 15 lat i jak kiedyś były to tylko opisy miłych chwil i spełnionych marzeń, tak dziś przewracając te śliskie i pięknie pachnące kartki odechciewa mi się pisać cokolwiek, bo każda z nich jest nasiąknięta cierpieniem i nienawiścią. Pamietniczku, dzisiaj popatrz co robię, dziś zobacz jakie to jest kuriozum.
    wstałam rano i jak każdego dnia i towarzyszyło mi uczucie, którego już nawet nie pamietam kiedy nie było. Niepewność. Strach. Obłęd. Nie mogę znieść widoku jedzenia w kuchni, bo nie wiem czy za 10 minut opanuje się i nie wcisnę w siebie połowy lodówki, które potem trafi wiadomo gdzie(a jak niewiadomo gdzie, to lepiej nie dowiadywać się). Widzę w kuchni moją mamę i widzę jej wzrok, który zawsze mnie paraliżuje. Już dawno nakryła mnie z głowa w kiblu i musiała wzywać pogotowie, chcoiaz jeszcze 5 lat temu uparcie twierdziłam, że to będzie mój sekret, o którym nikt się nigdy nie dowie. Ona widzi moją opuchniętą twarz i przekrwione oczy, ale nic nie mówi, bo już nie ma siły, bo tyle razy ile nakrzyczała i naprosila się żebym opamiętała się to, ręczę wam, nawet wszyscy święci razem wzięci nie mieli tyle cierpliwości co ona. No ale w końcu musiała żyć dalej , przecież moje problemy nie są jej. W tej chwili miałam być studentką medycyny, ale w klasie maturalnej stres i gnębienie w szkole wykrzyczało swoje „veni vidi vici” i spowodowało, że bulimia, depresja, ataki paniki i inne kwiatki zaczęły śmigać jak mały samochodzik. Trochę się przytyło, potem trochę zaczęło się rzygac, potem trochę ciąć, bo trochę ciężko było z sobą wytrzymać i trochę pękło coś w 18 letniej Aluni i już nigdy nie wróciło do tego jak było. Matura poszła tak sobie i powiedziałam sobie, ze to przecież nie jest ważne, to nic ze marzyłam o tej medycynie od 8 lat, przecież można być szczęśliwym w innym zawodzie, prawda?
    Mając 10 lat stałam się tytanem pracy. Przeczytałam Harrego Pottera i zachciałam być Hermioną. I mała Ala stała się Hermioną – była najlepsza we wszystkim, miała szóstki z góry na dół (dosłownie!) i wszystkiego czego się nie tknęła stawała się w tym mistrzem. A potem dała się losowi zrobić w konia i stała się mistrzem sabotażu samej siebie i znęcania się nad sobą. Niegdyś tańczyła w balecie, bo kochała scenę, światła, emocje i „tę chwilę” . Biegała półmaratony, bo chciała mieć dobra kondycję, chciala mieć sile kręcić piruety, sprawiało jej to radość i dumę. Potem rzuciła balet, biegać biegała tylko po to żeby spalić kalorie i jak było mniej niż 500 to się nic nie liczyło. A teraz… nie może biegać, nie może tańczyć. Co?! Ona?!?! Zaczęła przecież kopcić te papierochy, bo przecież tak jej ciężko i smutno, zaczęła rzygac, bo taki z niej grubas i myślała, że to na pewno zadziała na nią, chociaż czytała Wilczą w każdy wtorek, piątek i niedzielę. Była święcie przekonana, że jej to nie dopadnie bo ona ma tak dobre zdrowie!! A ta Anka miała rację… Serce nie wytrzymało. Miała 24 lata i ledwie mogła wyjść po schodach. Leki, leki, szpital, leki i ograniczenia. Ciągle kaszle, bo ciagle pali, chociaż mówiła, ze tylko do matury. Jest 10 kg cięższa niż jak zaczęła się odchudzać, bo potem nie mogła przestać tej farsy i jej ulubionym pokojem w nowym domu stała się ta łazienka w piwnicy, do której nikt nie schodzi. Jedyne czego nauczyła się w 5 lat to jak rzygac bezdźwięcznie i jak porządnie umyć kibel, żeby cały dom nie śmierdział jak burdel. Miała mnóstwo marzeń i planów, bo marzyła o mężu, dzieciach, psie i domu na wzgórzu, ale wie ze to nierealne, bo poprzedni nie mógł znieść tego, ze kochał dziewczynę, która wcale nie miała zamiaru dalej żyć. Nie mógł wytrzymać tego, ze on stawał na rzęsach, a ona stawała nad kiblem. Mówił, ze nie miała litości i żeby naprawiła siebie, bo rani wszystkich , którzy chcą dla niej dobrze. Doprowadziła rosłego chłopa do łez, a był on miłością jej życia.

    Pamietniczku, dziwi mnie to jak ja moge tak funkcjonować i boli mnie to wszystko. Jestem młoda, a stara, mam całe życie przed sobą, a nie mam żadnej wizji i nie widzę tego życia. Ból wciska mnie w ziemię, karuzela kuriozum kręci się z zawrotną prędkością.

    21 IV 2029
    Drogi Pamietniczku,

    Mam 29 lat i jestem sama!! Juhu! Przecież jestem silna i niezależną kobieta! Takie jak ja nie maja czasu na rodzine. Jesteśmy zbyt zajęte rzyganie i pracą, pracą i rzyganiem. Taka ze mnie bizneswoman,ciekawe co klienci by pomyśleli widząc mnie w kiblu po obiedzie.
    Jestem tak silną kobietą, że właśnie skończyłam pisać mój list samobójczy. Tak silną, że właśnie trzymam w lewej dłoni fiolkę z tabletkami, a na stole leży mój procentowy pomocnik. Tak silną ze od 10 lat płacze codziennie i pytam się Boga co ja zrobiłam z sobą i ile to ma trwać.
    Dzisiaj decyduję, że nie będzie trawac. Bo nie widzę sensu. Już wszystkich zraniłam, którym zależało na mnie. Rodzina nie odzywa się, a ja jestem sama. Oj przepraszam, nie całkiem, siedzę z moimi chorobami, ryzykiem zawału i bulimią. Łykam tabletki, popijam je tym czym muszę, zapalam ostatniego w życiu papieroska. Mam nadzieje ze to moja ostatnia próba samobójcza bo wszystko co robię, robię na fest i…Jestem silna kobietą!
    Tak silną, że aż bezsilną.
    Do widzenia.

    ——————-
    A dzisiaj? Dzisiaj przyznałam się przed sobą, że to wszystko siedzi w głowie, nie w ciele. przestraszyłam się mojej wizji i dała mi do myślenia … Że może warto zatrzymać się i powiedzieć sobie „Dobra, koniec, było smacznie, dziękuję” i potem przejść do moich obowiązków? Że może są ważniejsze rzeczy i waga sama się „ogarnie” jak ja ogarnę siebie? Przecież był czas gdzie jadłam co chciałam, a miałam wręcz niedowagę….
    Za pol godziny usiądę do stołu świątecznego, by spożyć razem z tymi którzy mnie kochają (co prawda ciężka i zawiłą miłością, której nie potrafią zawsze wyrazić, ale wciąż) śniadanie wielkanocne. Pierwszym krokiem będzie po prostu zjedzenie tyle ile potrzebuje i rozmowa, śmiech, radość przy tym stole. To ja tworzę świat, w którym żyje i już wielokrotnie doświadczyłam tego, ze wystarczy mocniej szarpnąć za dźwignię w głowie i powiedzieć sobie „dziś zrobię to” albo „od dzis nie będę pierdołą, tylko gwiazdą” i zaczyna działać. Nie chcę tak dalej żyć. Nie chcę stracić zebow na które wydałam grube tysiące, żeby je wyprostować. Nie chce żeby moje dzieci zobaczyły matkę wisząca nad kiblem. Nie chce ranić innych. Chce zająć się czymś innym niż moim egoizmem. Więc tak…
    Dzis są niezwykle święta. W żydowskiej tradycji było to święto Paschy, czyli przejścia. Nie chodzi mi o kontekst religijny (dla mńie osobiście jest istotny, ale dla innych nie będzie przecież ofc), ale o to ze jest taki czas, w którym trzeba przejść. Trzeba zmienić coś, trzeba poświecić coś i p r z e j ś ć.
    A gdzie?
    Wybór należy do Ciebie.

  14. Jakaśtaka 21 kwietnia, 2019 at 9:51 am - Odpowiedz

    Urodziłyśmy się tego samego dnia. Wszystkiego najlepszego zatem, marzenia prywatne i zawodowe spełniasz sama, a więc pozostaje mi życzyć tylko zdrowia i sił na długie, długie lata, które jeszcze przed Tobą :)
    Nie będę tu snuła wizji, co by było gdyby byłoby ze mną gorzej, bo dzięki Tobie nie muszę o tym myśleć. Zaraz zasiądę do wielkanocnego stołu, ubiorę się w sukienkę (na ubieranie sukienek odważyłam się dopiero rok temu, więc to dla mnie ciągle trochę „nowość”) i zjem normalne śniadanie. No, może nie do końca standardowe, bo obejmujące m.in. wege kiełbaskę i majonez z ziemniaka, ale jednak normalne śniadanie :) później wybiorę się na rodzinny spacer i będę spędzać spokojne, rodzinne święta. Ze spokojną głową, planując swój nadchodzący ślub i wyjazd nado majówkę. A po świętach wrócę do swojej wymarzonej pracy, którą zaczęłam w ubiegłym roku. Patrzę w przyszłość z optymizmem i choć ciągle zdarzają mi się gorsze dni, to wiem, że nigdy, przenigdy nie wrócę już do tego, co było (wolny czas spędzałam obżerając się przed serialami) i będę tylko konsekwentnie pracować na lepszą przyszłość. Dzięki, buziaki, jesteś wielka :*

  15. Katarzyna 21 kwietnia, 2019 at 11:13 am - Odpowiedz

    Kurczę Aniu, ale mi głupio – nie zaglądałam parę dni na bloga, i proszę przegapiłam Twoje urodziny :( Ale mimo to, przesyłam Ci życzenia samych szczęśliwych chwil i dalszego spełniania marzeń. Jesteś wspaniałą osobą. Wszystkiego dobrego.

  16. Kinga 21 kwietnia, 2019 at 12:36 pm - Odpowiedz

    Aniu wszystkiego najlepszego i pięknej przyszłości z T. Zazdroszczę Ci że masz wsparcie w postaci najbliższej osoby taj zdrowej i stabilnej emocjonalnie.

  17. Kinga 21 kwietnia, 2019 at 6:03 pm - Odpowiedz

    Jaka jest moja wizja siebie za 5 lat?
    Chciałabym wtedy mieć za sobą masę wspaniałych podróży, cudownego narzeczonego, oraz piękne życie. Od zawsze wiedziałam że jestem ambitna i zawzięta, wszyscy wciąż powtarzali mi że będę wielka, że osiągane co chcę.
    Ach tak, jesrem wielka. Coraz większa ze względu na swoją chorobe. Koszmarne napady jedzenia a potem wymiotowanie tego poprzeplatane z drastycznymi dietami to dla mnie codzienność. Zniszczona skóra i spuchnięte policzki,brak miesiączki aż wreszcie fakt, że zostaje sama. Tracę wszystkich…
    Ludzie, którzy mnie całym sercem kochają po prostu nie wytrzymują mojego płaczu, moich napadów agresji i tego że nie umiem z nimi rozmawiać. Nie chcę nawet istnieć, czuję się bezwartościowa, a z każdym kolejnym kilogramem w górę mam ochotę zakończyć to życie jak najszybciej.
    Mam dopiero 16 lat.
    Jeśli tak bardzo popsułam swoje życie w tak młodym wieku, co będzie za 5, 10 czy 15 lat?
    Prawdopodobnie nigdy nie spełnie swoich marzeń , nie zwiedze świata, nie pójdę na wymarzone koncerty i nie przeżyje cudownych festiwali które uwielbiam, nie pójdę na studia, nie założę rodziny.
    Zostanę ja, pudełko czekoladek i łazienka.
    Myślę, że zacznę pić. Po prostu nie zniose szarej rzeczywistości i będę starała się przed nią uciec- ucieknę na chwilę, w używki.
    Nie otworze na starość upragnionej cukierni, nie rozwinę się w ulubionych kierunkach. A będąc na emeryturze nie będę mogła opowiedzieć swoim wnukom wspaniałych przygód z mojego życia.
    Może dlatego że nie będę miała co opowiadać.
    Może dlatego że nie będę miała komu opowiadać?
    Co zrobię by to zmienić?
    Nie wiem.
    Jest niedziela, od jutra pewnie znowu wjadę z jakąś dietą. Nie potrafię się od tego uwolnić.
    Pisałam do Ciebie Aniu, napisałaś że najpierw muszę CHCIEĆ się zmienić, że muszę zmienić swoje myślenie i zacząć JEŚĆ.
    A ja chcę robić sobie na złość , chce być chuda , jak najchudsza.
    Wiem, że błądzę a mimo to daje sobie na to pozwolenie.
    Wiem, że się zabijam, ale po prostu nie chce żyć.
    Czasem śni mi się że ponownie napisałam do WilczoGlodnej lecz ona odpisała tylko:
    ” Nie mogę ci pomóc , jeśli sama nie chcesz sobie pomóc”.
    Lękam się , nie mogę spać, mam urojenia.
    Dlatego to pisze.
    Mam nadzieję, że jeśli uda mi się dostać od Ani książkę to wyciągnę z niej jakieś wnioski, że przeczytanie jej będzie dla mnie cenna lekcją i nauczy mnie żyć na nowo.
    Nie stać mnie na mentoring z Panią Anią, więc ta książka jest moją jedyną nadzieją.
    Nie chcę już nikogo więcej stracić.
    Pragnę tylko zacząć cieszyć się życiem
    Póki jestem młoda
    Póki nie jest za późno…

  18. Joanna 21 kwietnia, 2019 at 11:13 pm - Odpowiedz

    Kingo, musisz podjąć decyzję. Bezwarunkowo. Od tego wszystko się zaczyna. Musisz się liczyć ze wszystkim, co przynosi ze sobą proces zmian. I musisz je akceptować. Nie będzie to łatwe. Momentami również nieorzyjemne. Ale da się. Poza tym nikt nie nauczy Cię życia. Uczysz się go codziennie.

  19. Mmmm 22 kwietnia, 2019 at 9:15 am - Odpowiedz

    Godzina 05:30, budzi mnie budzik. Niechętnie wychodzę spod ciepłej koldry i wyłączam to przeklęte urządzenie. Niedobrze mi. Piżama jest mokra od potu, biorę ją wiec ze soba do lazienki i wrzucam do kosza na pranie. Na wage, ktora stoi w koncie mojej łazienki bawet nie patrzę. Ostatnio bylo 4 kg na plusie. tydzień. Boje sie tego co zobaczę dzis, po wczorajszej uczcie.
    Kapie sie, robie makijaż, ukladam wlosy. Zakladam na siebie cos luznego, bo brzuch ciagle wzdety i twardy. Niechetnie pakuje torbę na silownie. Moze dzis w konu uda mi sie tam dotrzec? na sama mysl o tym czuje flustracje. Boze jak mi sie nie chce.
    Ide do kuchni. Trzeba zrobic sniadanie,.posiłki do pracy.. jak mi sie nie chce. Nie czuje w ogole glodu po wczorajszym zarciu, no, ale wilczoglodna i dziewczyny na wilczym piszą „objadalas sie, trudno! zacznij kolejny dzien od porzadnego śniadania, inaczej znow bedziesz sie objadac”. No to dzielnie zaciskam zęby, wbijam do miski dwa jaja do tego jakieś 5 duzych lyzek maki. Dosypuje jeszcze, ma byc porzadne. Wkrajam banana, ostal sie cudem z wczoraj. Dosypuje truskawek. Mieszam, wlewam na patelnie. Gotowy placek zdejmuje z gazu, polewam jogurtem, jem. Jestem pelba juz po pierwszym kesiew, ale mam w glowie slowa „jedz, inaczej znow sie objesz”. Dzielnie koncze porce. Znow jestem spocona. Jak ja tego nie cierpię.
    Zmywam. Wstawiam wodę na kasze, w międzyczasie smażę mieso i kroje warzywa na surówkę. Pakuje w pojemniki. Sprzątam. Dochodzi 8.00.. musze wychodzić. Pakuje moja ciezka torebe i ide.

    Dojedzam do pracy, wchodzd do biura. Pierwsze co to kawa. Mimo sutego sniadania i wczorajszej uczty juz mysle o zarciu. Mam ze soba dwa posiłki. Kalkuluje, ze jak jeden zjem o 9 to drugi o 12 i wtedy jakos dotrwam do 16. Zjadam wiec pierwszy. Pol worka kaszy, 200g indyka, salata, pomidory, awokado. Przez chwile jestem szczęśliwa, a potem znow.. uczucie pustki. Hmm moze zrobilam za malo? powinnam zjesc.caly worek kaszy. Tak to dlatego znow mnie ssie, chooc jest 09:05 a ja jestem juz po dwoch posiłkach i jakis 1000 kalorii. Ok, mysle sobie. Badz rozsadna. Czujesz głód, jedz. Inaczej znow sie objesz. Ania i dziewczyny tak pisały. No to zjadam drugi posilek.
    Probuje pracowac, nie moge. Moje mysli kraza w okol jedzenia. Tego co kupie, co zjem. Moze dzis na obiad losos i ziemniaki? wolowina po tajsku z ryzem? lubie gotować.
    Wybija 12. Jestem glodna. Ide z kolezankami na lunch. Biore co jest. Nie lubie tego jedzenia z kantyny, ale lepsze to niz nic, a ja znow jestem glodna. Nakladam na talerz jakiegoś kotleta, ziemniaki, surówkę. Jem. Nie smakuje ni, ale jem. Kupilam, było drogie, szkoda wyrzucić.
    W koncu wybija 16. Udalo mi sie wyjść trochę wcześniej. Stoje na przystanku i mysle „to co, silownia?” nieee tak mi sie nie chce. Ania i dziewczyny pisaly, ze cwiczenia maja sprawic radość. Ja tego nie cierpie, mam to gdzies. Nie bede sie zmuszac.

    Wsiadam do przepełnionego autobusu, jade do domu. Jeszcze tylko sklep po drodze. Hmm co tu kupic..slodycze? no zjadlabym cos slodkiego. Ania i dziewczyny pisza, ze nie wolno sobie odmawiac, bo potem sie rzuce na słodkości. To wezme te czekolade. Zjem rzadek, odloze, bedzie na jutro. No i ryż trzeba kupic i owoce. Banany, jablka. Mieso, ser, jogurty. Wczoraj bylam na dużych zakupach, ale nic juz nie ma.. zostawiam w kasie 200 zl i obladowana wracam do domu. Mam tyle zdrowego jedzonka. Chleb.zytni, losos, sery eko, owoce, duzo warzyw, mięso..wchodze do domu, rozbieram sie. Towarzyszy mi ekscytacja, w torbie jest czekolada. Niecierpliwie rozpakowuje zakupy. I w koncu odlamuje kawalek tej pysznosci. Mmmm rewelacja. Reszte odkladam na polke, wychodze z kuchni. Ale po chwili wracam. Niby posprzątać..ale, no, wezme jeszcze kawalek. I kolejny. I nie ma czekolady. Nie ma tez bananow, lososia, chleba. Nie ma jablek, jogurtu, a z pol kg sera zostalo pare plastrow. Ciezko mi. Poloze sie. Zasypiam. A jutro znow zaczne od sniadania. Bo Ania i dziewczyny pisaly..

  20. Mmmm 23 kwietnia, 2019 at 9:10 am - Odpowiedz

    Tylko problem w tym, ze wyjść siena nie udalo, a to co wyzej to moja codziennosc. tzn byla, bo od 5 msc jestem w ciazy. krzywdze nie tylko siebie

    • Wilczo Glodna 23 kwietnia, 2019 at 10:28 am - Odpowiedz

      Może problem jest w tym, że liczysz że coś się uda, podczas gdy to trzeba wziąć i zrobić.

      • mmmm 23 kwietnia, 2019 at 2:22 pm - Odpowiedz

        nie, nie liczę, „że zrobi się” „samo” „kiedyś”. ciężko pracuję nad sobą, a od kilku dobrych lat ciągle to samo. jak sie nie objadam to mysle o zarciu, jak zjem cos dobrego z rodzina jak ciasto to juz nie moge sie opanowac. pisałas o techniki fali. stosuje, natomiast fala u mnie nie trwa godziny czy dwoch. potrafi trwac i miesac i w koncu ja sie poddaje bo juz nie mam sił.

        • Wilczo Glodna 23 kwietnia, 2019 at 2:43 pm - Odpowiedz

          E no to pewnie jesz za mało. Co jesz?

          • Mmmm 23 kwietnia, 2019 at 3:07 pm

            Podliczylam wczorajsze jedzenie (na oko). Wyszlo ok 3 tys. kcal

            śniadanie: placek z dwoch jaj, 5maki gryczanej, duzy banan, mrozone wisnie, kostka czekolady, jogurt i ksylitol

            drugie sniadanie: tortilla z indykiem, salata, pomidorami i ogórkiem. sos z ketchapu i musztardy

            obiad: ziemniaki, indyk poeczony, awokado, salata, pomidory i ogorki

            podwieczorek: 3 kawalki sernika, pol mlecznej kanapki, orzechy nerkowca

            kolacja: sadzone jajka z ziemniakmi, fasolka szparagowa z masłem

          • Mmmm 24 kwietnia, 2019 at 5:16 pm

            czy to za mało? dzis pomimo juz 4’duzych posilkow w stylu opisanym wyżej ciagle mysle o jedzeniu. nie moge sie skupic na czytaniu, bo w głowie mam sklep i lody. dodam, ze ja nie chce sie.odchudzac ( jestem w ciazy). ja po prostu nie chce zyc by jeść ..

  21. Nicole 23 kwietnia, 2019 at 11:57 am - Odpowiedz

    Budzę się mam 23 lata mieszkam w kawalerce z koleżanką pijaczką- Mają.
    ide do łazienki ważę sie, znów 200gram za dużo, cholera myje zęby płucząc je wodą czuje te przeszywające zimno, znow się rozpuszczają, jestem cała spuchnięta, powieki prawie czarne, znów poparzona skóra przy ustach. patrzę na dłoń i w miejscu po pierścionku który tak dumnie nosiłam odkąd skończyłam 16 lat do 20 roku życia, pozostał tyko niewidzialny ślad. zniszczyłam nasza miłość, to był ten jedyny cud mojego życia, te wszystkie chwile plany ta magia między nami, zniszczyłam wszystko i teraz siedzę z obitymi kolanami w wannie nienawidzac się po stokroć. na pewno teraz podróżowałabym po New Yorku w pięknym słońcu odgarniając jego słodkie loczki które tak kochalam, już nie zasne w tej aksamitnej pościeli którą tak starannie nam wybierałam, nie będę liczyć pieniędzy w portfelu myśląc co znów mogę kupić mojemu skarbowi. juz nie, teraz liczę tylko ile kruchych ciastek mogę kupić a potem wepchnąć w siebie, boje się codziennie, że pęknie mi żołądek a Maja wracając pijana do domu o 3:00 tego nie zauważy, rodzice chcieli żebym wróciła do domu ale nienawidzę ich i nie pogodziłam się z żalem miałam ważniejsze rzeczy do robienia w końcu żarłam. Wycieram to kościste napuchnięte ciało z obrzydzeniem, dzisiaj dzień ćwiczeń ale znów go opuszczę przecież jestem taka biedna tyle przeszłam. odpalam papierosa, płóca kłują przechodząc na żołądek i wiem ze nie zmieszczę juz w nim kawy. kładę się i po chwili przypominam sobie o tej cholernej czekoladzie w szafce, dreszcz przeszywa moje plecy kiedy widzę ciastka w rogu na blacie. idealnie. szybko wstawiam gorące mleko i wygrzebuje resztę ciastek biorę czekoladę i ciągle zastanawiam się, że jeszcze nie jest zapóźno by przestać. przestać?.. już jest. wypiłam mleko szukam po lodówce ..wszystkiego. smaruje bułki masłem pije wczorajszy sok ze stołu i oddaje się tej iluzji szczęścia. jak cudownie, zasługuje na to uczcie przecież tyle bólu wokół a to daje mi tą eskcytacje szczęście może nawet miłość kto wie, jest dobrze.. nie mogę już się ruszyć, trzeźwieje po mału po czym szybko wracam do łazienki łykam wodę z kranu i zwracam wszystko, krew leje się z podrapanego podniebienia, czy to juz nie żołądek ? mój Boże nawet nie chce wiedzieć. wracam na wagę, tyle samo. Matko co za ulga. Zacznijmy dzień od początku. kładę się i wstaje po godzinie, maja budzi się na kacu i wyciąga rękę po niedopitego wczoraj drinka pytając się czy coś palilam. Moje oczy całe czerwone uraniają łzę i zapczeczam. Wychodzę na balkon, drugi papieros, patrzę na ta brudną dzielnice, jak najdalej położona od mojego szczęścia, zamykam oczy i znów czuje jego dotyk na moim brzuchu który był tak czuły a którego ja tak niedocenialam, miałam być cudowna i piękna a jestem gorsza od nich, bez niczego i nikogo. Maja znów zasnęła tłucząc szklankę. zaklinałam się ze nie będę pracować w barze szybkiej obsługi a teraz o ta prace się ubiegam, w końcu nie zdałam egzaminów zawodowych, wielka mi szefowa której pieniadzą rozpływaja się w ręku. wlewam w żołądek zastaną wode i maluje się na szybko. teraz byłbym w jego ramionach nie pozwalałby mi wstać do pracy do której chodzę chętniej niż myślałam, powiedziałby teraz, że mnie kocha spytał się jak się spało a ja powiedziałabym zgodnie z prawdą że dobrze, dobrze bo w pięknym domu, ze spokojną głową, dobrą praca i z ręką na policzku osoby która tak szalenie kocham, ubralabym drogie pachnące ubrania pocalowalabym go i wychodząc w ręku trzymałam kawę a nie kolejnego niedobrego taniego papierosa, pachniała bym morzem które wprost bije od torebki z której nie wyciągnęłam muszelek i piasku po ostatniej podróży, pachniała bym szczęściem bo wszystko w życiu mam, jeśli mam siły by osiągnąć to co wyśnione. teraz pachne śmiercią, sto lat.

  22. Agata 23 kwietnia, 2019 at 3:47 pm - Odpowiedz

    Kochane, każdy z Waszych opisów powoduje, że coś we mnie pęka. Jestem całym sercem z Wami.

    • Nicole 23 kwietnia, 2019 at 7:25 pm - Odpowiedz

      Wiec może chciałabyś zostawić jakiś kontakt i porozmawiać? :)

      • Agata 23 kwietnia, 2019 at 9:36 pm - Odpowiedz

        Bardzo chętnie…. [email protected]
        Tylko nie wiem czy zostałam dobrze zrozumiana. Wyszłam z ED w lipcu… Ale jak czytam te wszystkie opisy przyszłości, to jest we mnie tak ogromny smutek…nie do opisania. Od pojawienia się tego wpisu, ciągle mam to w głowie, Was…