Czy ciało idealne może chorować?

W piątek napisałam mały tekst o ciele idealnym. Pod nim pojawiła się komentarz Zofii:

Niestety nikt nie wmówi mi, że moje ciało jest idealne. Ciało uszkodzone, przez co już do końca życia trzeba brać leki, skażone chorobą, przez którą ktoś nad nim musi pracować na stole operacyjnym. Gdyby było idealne, nie trzeba by było nic z niego wycinać, poprawiać funkcjonowania organizmu, którego nie zaatakował wirus ani bakterie, lekami… Ciało idealne nie zachorowałoby samo z siebie, byłoby zdrowe. Wolałabym już nie mieć ciała i wynieść się z tego cholernego świata gdzie indziej.

Spróbuję odnieść się do tej wypowiedzi, najdelikatniej jak mogę. Po pierwsze, z całą mocą zaznaczam, że bardzo mi przykro – Zosiu – że tak cierpisz. Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić, a co dopiero pouczać Cię, czy się wymądrzać. Nie wiem nic o takim bólu fizycznym i serce mi pęka, gdy o tym czytam.

Pozwól jednak, że zaoferuję Ci sposób patrzenia na tę sytuację, który może być dla Ciebie pomocny; dla Ciebie i dla każdego, kto boryka się z „niedoskonałym” ciałem, życiem czy inną „boską pomyłką”.
O ile takie w ogóle istnieją. Śmiem twierdzić, że nie.

Opowiem Ci historię, którą przeczytałam w jednej z książek Byron Katie. Jest to kobieta, która borykała się przez lata z ekstremalną depresją, a potem – za sprawą spontanicznego olśnienia (a raczej oświecenia) – porzuciła ją w jednej chwili, a jej życie zmieniło się nie do poznania.

Od prawie czterdziestu lat Byron Katie podróżuje po całym świecie, ucząc innych swojej cudownej metody uwalniania się od stresujących myśli, zwanych Pracą. Więcej pisałam o tym w tym poście i mówiłam w tym filmiku.

A więc Katie (jak każdy ją nazywa), została wezwana do cierpiącej na raka kobiety, która była przywiązana do łóżka.

– Zobacz, jaki straszny mam problem! – wykrzyknęła na powitanie chora i odkryła kołdrę, odsłaniając swoje nogi. Jedna z nich była przynajmniej dwa razy większa od drugiej.
– Nie widzę żadnego problemu – szczerze zdziwiła się Katie, która – jak możesz się domyślić – operuje na zupełnie innym poziomie świadomości niż większość z nas.
– Jak to nie widzisz?! Popatrz tylko! Zobacz jaka jest między nimi dysproporcja. To okropne!
– Ah, już rozumiem – załapała Byron Katie – Ty cierpisz na przekonanie, że one powinny być tej samej wielkości.

Chora zamilkła zszokowana, a potem, w nagłym zrozumieniu, zaczęła się śmiać. I nic już nie było takie jak dawniej. Nawet umieranie.

Ta historia uderzyła mnie, jak tona cegieł i też fundamentalnie poprzestawiała coś w głowie. Bo czyż nie tak właśnie jest? Czy nie to nas boli; nasze przekonania, że powinno być inaczej niż jest, nasze kłócenie się z rzeczywistością? Nie zaś rzeczywistość sama w sobie.

Gdyby nie te przekonania, to jak byś na to patrzyła? Albo pytając za Byron Katie: Kim byś była bez tej myśli? Bez myśli, że coś jest nie tak z Twoim ciałem czy życiem?
Odpowiedz sobie na nie szczerze (oczywiście, jeżeli masz odwagę, bo tutaj trzeba jej wiele). Co by było, gdybym nie myślała, że nie powinno być, tak jak jest? Po drugiej stronie tego pytania jest Twoja wolność.

*

Widziałam kiedyś pieska w parku; jamnika. Jego tylne nogi były sparaliżowane i zwierzak miał przymocowany do nich psi wózek inwalidzki. Nóżki leżały na małej platformie, a kółka umożliwiały ruch.
Zwierzak biegał sobie radośnie z innymi pieskami i zupełnie nie przejmował się swoją „ułomnością”. Nie miał za złe losowi, nie uważał, że życie jest niesprawiedliwe. Nie cierpiał na depresję.
A co by było, gdyby ten pies miał ludzki rozum, który operuje w iluzji ego? Możliwe, że siedziałby załamany pod parkową ławką, albo w ogóle nie wyszedłby z domu.

I proszę, nie zrozum mnie źle. Nie chcę negować niczyjego cierpienia, czy z wyższością mówić „Ha! Wystarczy zmienić perspektywę i będzie dobrze”. Nie propaguję tu też podejścia typu „Jeżeli życie daje ci cytryny, zrób z nich lemoniadę” czy innych wyświechtanych frazesów spod znaku „tyranii pozytywnego myślenia” (jak ja to nazywam). Chodzi mi o pokazanie skąd bierze się Twoje cierpienie. A bierze się nie stąd, skąd myślisz, że się bierze. Bierze się z tego, co myślisz.

I na koniec, coś co także mocno we mnie siedzi i co zostawiam już Tobie do rozważenia: Rzeczy nie dzieją się „nam”. One się dzieją się dla nas. To też cytat z Byron Katie.

Published On: 6 kwietnia, 2021Kategorie: Psychologiczna rozkminka
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

20 komentarzy

  1. Avatar
    Klara 6 kwietnia, 2021 at 11:49 pm - Odpowiedz

    Nie. Uważam, że nie masz racji i Byron Katie też nie ma. Czy kiedy mój kuzyn w wieku 26 lat, mając 4 letnie dziecko, zwymiotowal swoją wątrobę na oddziale onkologicznym, cierpiał z powodu przeświadczenia, że ta wątroba musiała być w jamie brzusznej? Cierpiał z powodu przekonania, że jakoś mu nie pasują te przerzuty do szpiku, do krwi, do układu chłonnego?
    To nie jest dowód pomyłki boga. To dowód braku jego istnienia.

    Nawet taki mój mało dramatyczny przykład – torbiel na jajniku i jajowodzie. Ból przez 3 dni, nie do zniesienia, morfina jak dla konia zanim to gowno wykryli i… co? Usunięcie jajnika z jajowodem bo tak. Nie cierpiałam, bo myślałam, że nie powinno mnie boleć. Cierpiałam, bo ból był tak silny, że rzygalam i robiłam pod siebie krwią z powodu zapalenia otrzewnej.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 kwietnia, 2021 at 9:30 am - Odpowiedz

      Przykro mi kochana. Ściskam i przytulam :*

  2. Avatar
    Beata 7 kwietnia, 2021 at 4:25 am - Odpowiedz

    Ból jest faktem. Choroba jest faktem. Śmierć jest faktem. Szukanie w tym dowodu na istnienie lub nieistnienie Boga – już nie.

  3. Avatar
    Iwona 7 kwietnia, 2021 at 6:41 am - Odpowiedz

    Aniu, jak Cię czytam od dawna i przyznaję rację w wielu kwestiach, tak tu chyba się zapedzasz w kozi róg. Mówisz: „Czy nie to nas boli; nasze przekonania, że powinno być inaczej niż jest, nasze kłócenie się z rzeczywistością? Nie zaś rzeczywistość sama w sobie.” Ale czy to ma być celem? Bezbolesne, niezaangażowane lewitowanie ponad rzeczywistością?

    Wszystko pięknie, ale ten ból, ta niezgoda na rzeczywistość to jest to co rusza świat do przodu. Musi boleć, inaczej nigdy nie ruszymy się z kanapy by potrząsnąć tym co nam w nim przeszkadza. Gdybyśmy nie mieli tych wszystkich kłócących się z rzeczywistością, i przekładających swój ból i złość na czyny, mielibyśmy do tej pory jaskiniową mentalność i codzienność. Wiem, wiem, nigdy nie będzie idealnie, ale przecież jakiś postęp się dzieje, tu jeden pies uwolniony z łańcucha, tam ojciec, któremu dosadnie wytłumaczono, co grozi za bicie dzieci…. to właśnie często dzięki ludziom wściekłym i niepogodzonym ze światem.

  4. Avatar
    Marcelina 7 kwietnia, 2021 at 7:38 am - Odpowiedz

    Bardzo dobry artykuł. Można się,, użalać” nad sobą i życie spędzić smutnym i i,, odpychajacym”. Słuchajcie bo tak jest jeśli osobom zdrowym cały czas powtarza się jak to zostało się pokrzywdzony jak to boli i opisuje się tak jak jedna dziewczyna wyżej. To co to powoduje? Zmienia? Choroba nie mija to co było to już historia. A osoby słuchając czytajace maja wyrzuty sumienia że za zdrowe ( paranoja!!??) a potem jak.kogos takiego dłużej znają to są zmęczone… Nie chcą już tego słuchać bo co mają zrobić?? Na pewnym etapie maja ochotę wykrzyknął a co. Mnie to obchodzi na. Miłość Boska!! I to nie jest brak empatii ale takie narzekanie staje si toksyczne i odpychajace. Sam/sama tylko wegetujesz pelna/pełen smutku bo SAM. TEGO. CHCESZ. Katie pokazuje że w KAŻDYM momencie KAZDY może być szczęśliwy… Ale jak sam nie chce..
    Znam kilkoro dzieci z ciezka choroba nowotworową… Bawią się i cieszą jak,, inne”, dzieci… Podejrzewam że nikt by nawet nie przypuszczał że sa chore. A boli je… Tak jak dorosłych i tak jak dorosłej maja świadomość że umra szybciej niż koledzy. A jednak…

  5. Avatar
    Marcelina 7 kwietnia, 2021 at 7:45 am - Odpowiedz

    PS. Ciekawostka: dzieci które urodza się głuche, slepe czy np. Bez rąk o tym że są,, inne” i że to,, wada” dowiadują się od innych. W ich świadomości tak ma być i tyle. Dlatego np pisza nogami wysostrzaja inne zmysły itp

  6. Avatar
    Zofia 7 kwietnia, 2021 at 8:19 am - Odpowiedz

    Hmmm…tyle,że nie chodziło mi w komentarzu o poczucie szczęścia czy nieszczęścia. To prawda, że mój komentarz nacechowany był emocjonalnie z powodu gorszego nastroju i choroby. Sama jestem zdania, że z każdym ciałem czy chorobą można być szczęśliwym (a właściwie pomimo choroby), ale nie oznacza to, że to ciało jest dobre. Szczęście nie czyni ciała idealnym, ciało samo się zabijające, niezdolne do poruszania czy rozrodu to ciało wadliwe i tyle, źle utworzone przez nature, takie istoty są z góry skazane przez ewolucję na wymarcie (nie biorąc pod uwagę ludzi i ich technologii, cywilizacji, które chronią ich przed innymi istotami i nie zmuszają do szukania pożywienia i schronienia). Można być nieświadomym swojej wady, lub szczęśliwym z jej świadomością, ale to nie sprawia, że ona znika. Ciało niezdolne do samodzielnego przetrwania czy rozmnażania to ciało zepsute, jak taki nieudany produkt na linii produkcyjnej.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 kwietnia, 2021 at 9:27 am - Odpowiedz

      Kochana, dlatego właśnie wstawiłam to ostatnie zdanie: Nic nie dzieje się nam, dzieje się dla nas. Może ciało nie jest zdrowe, ale jest idealne dla nas. To nie są te same rzeczy.
      Ściskam Cię mocno i dziękuję za inspirację.

      • Avatar
        Paprotka 7 kwietnia, 2021 at 11:17 am - Odpowiedz

        Wydaje mi się, że słowo „idealne” w tym przypadku nie jest trafne. Chyba, że inaczej to pojmujemy. Dla mnie to słowo jednak jest oceniające. No bo jak ktoś naprawdę czuje, że idealnie nie jest? Dlaczego w ogóle używać tego słowa?
        Ciało jest jakie jest. I mamy tez prawo chcieć aby było inne, lepsze w naszym rozumieniu. Problem w tym, żeby sobie uświadamiać ile i co możemy zmienić a czego nie możemy. A jak nie możemy czegoś zmienić to wtedy przydaje się właśnie ta cała filozofia, żeby zamiast pójść drogą użalania się nad sobą to jednak spróbować jako tako pogodzić się z tym co mamy. Nadal mogąc uważać, że perfekcyjnie i idealnie nie jest.
        Ja nie mam idealnego ciała, ale je lubię – co nie oznacza, że uważam je za idealne i wiele rzeczy bym chętnie zmieniła (mimo że jest w porządku, nie spędza mi to snu z powiek, ale mając takie możliwości – czemu nie – i wcale nie jest to sprzeczne z tym, że lubię siebie).
        A jeśli jest to takie metaforyczne „idealne” jako po prostu postawa, że wszystko co nam dane jest idealne dla nas – no to jest jednak zabójcze dla rozwoju. Nie nazywałabym tego idealnym tylko po prostu „tym co jest”, bez wartościowania.

        Ciekawa jestem Aniu w jakim kontekście używasz tego słowa „idealne”, bo mnie ono bardzo drażni jakoś w kontekście tego wszystkiego co tu jest w postach poruszane ;)

  7. Avatar
    Miyabi 7 kwietnia, 2021 at 9:28 am - Odpowiedz

    Znalazłam taką historię, która myślę, że pokazuje to, o czym piszesz, tj. taki mindset – to tekst Fumiko Takatsu, instruktorki jogi, Japonka, mieszka w USA: „I distinctly remember when my husband Henry and I called his mom, Joyce, on the phone to tell her what we had just learned, that our baby has Down Syndrome. All the years I wanted to be “just like them” and all the work I had done building community around the Face Yoga Method, to finally feel comfortable in my uniqueness, had failed in front of my eyes. Not only was I a first-time mother, but having a special needs child and raising her in a foreign country scared me so much. I felt so different and strange. I was scared and completely heartbroken because of my very limited understanding of Down Syndrome. I was so disappointed from this news, and could hardly speak, so when we picked up the phone to call her he had to speak for us.
    “Mom I have something to tell you about the baby,” Henry said.
    She choked, “Okay. I hope it’s not bad news!”
    “The baby has Down Syndrome” he told her.
    “OH! I am so glad it is not bad news, Down Syndrome is nothing…” ”
    Bardzo mi ta historia dała do myślenia.

    • Avatar
      Wilczo Glodna 7 kwietnia, 2021 at 11:06 am - Odpowiedz

      Dokładnie. Zespół Downa nie jest tragedią, ani błogosławieństwem. Całe cierpienie (lub radość, że to tylko to i nic poważniejszego) odbywa się w naszej głowie. Zespół Downa to tylko… zespół Downa; anomalia w chromosomach. My tworzymy całą resztę.
      Czy życzę komuś takiego doświadczenia? Niekoniecznie. Pokazuję tylko skąd bierze się nasze cierpienie.

    • Avatar
      Wioletta 11 kwietnia, 2021 at 11:59 am - Odpowiedz

      Wilczo Głodna …robisz wiele dobrego. Dziękuję za ten post.

      • Avatar
        Wilczo Glodna 12 kwietnia, 2021 at 11:09 am - Odpowiedz

        Ściskam :*

  8. Avatar
    Ada 7 kwietnia, 2021 at 12:20 pm - Odpowiedz

    Piękne słowa.
    Aniu, jaką książkę Byron Katie polecasz przeczytać jako pierwszą?

    Dziękuję ❤️

    • Avatar
      Anna 7 kwietnia, 2021 at 1:01 pm - Odpowiedz

      Kochaj to co masz!
      Moim zdaniem najlepsza jej książka, która pokazuje, poprzez jej rozmowy z różnymi osobami, jak bardzo chcemy sami cierpieć… Bóg nam daje to co jest nam potrzebne, nie próbujmy tego zrozumieć ani tego zmieniać, nie starajmy się być mądrzejsi a oszczędzimy sobie cierpienia, nie mówiąc o innych ludziach, którym zatruwamy życie własnym cierpieniem! Chyba właśnie przede wszystkim trzeba pracować nad własnym egoizmem…
      Dodatkowo polecam książkę Ostrzeżenie Watkins… Bardzo otwiera oczy!

  9. Avatar
    Imaginacja 7 kwietnia, 2021 at 5:20 pm - Odpowiedz

    Bez sensowne są te problemy z jedzeniem i tym, że się jest za grubym czy za chudym wobec faktu prawdziwej choroby.

  10. Avatar
    M 14 kwietnia, 2021 at 12:59 am - Odpowiedz

    Ja pozwolę sobie zabrać głos i dorzucić trzy grosze w dyskusji
    Na wstępie:
    Mam 23 lata i przez cały okres, jak to górnolotnie się mówi „najlepszych lat życia” choruję i cierpię na wiele dolegliwości, główną z nich jest jelito drażliwe w skrócie IBS. IBS jest to choroba, która wielokrotnie doprowadzała do tego że cokolwiek zjadłam… długo we mnie nie pozostawało, tylko z wielkim bólem mnie od razu opuszczało. Miewałam długie okresy zaostrzenia choroby w czasie których przez miesiące było źle i np. Cieszyłam się ze studiowania online, bo jak możecie się domyślić była to jedyna forma aby w wykładach uczestniczyć… tak, jednocześnie siedząc w kiblu. Mogłabym się rozpisywać o bólu, upokorzeniach, tym jak choroba mnie odizolowała od społeczeństwa, strachu przed zjedzeniem czegokolwiek i bezsilności w której największym moim marzeniem było aby karmiono mmie przez rurkę. No ale cóż, jest jak jest. Nie powiem że jest łatwo, ale najwyraźniej to jest lekcja dla mnie i mogę popatrzeć na sprawę dwojako:
    1. Ciało nieidealne, skażone.
    Tupać nogą i drzeć się na Boga, że takie badziewie mi dał (co niejednokrotnie robiłam i pewnie jeszcze mi się zdarzy robić) że jestem ukarana przez los, że przez to nie mogę normalnych przyjaźni nawiązywać, bo z czym do ludzi, po jedzeniu jest tragedia.
    2. Ciało idealne.
    Mam IBS, nie uważam że sama choroba jest źródłem szczęścia i darem od losu ALE !!! To ja mogę swoją sytuację zaakceptować i dojrzeć jej pozytywy. To jaką lekcję pokory, człowieczeństwa i jaką motywację do zmiany samej siebie w sobie obudziłam pośrednio przez moje dolegliwości jest niesamowite, ile się o świecie dowiedziałam szukając i szperając w książkach (m.in trafiłam na tego bloga), wiecie co ? Dzięki chorobie przekonałam się co to prawdziwa przyjaźń i w tym temacie jestem największą szczęściarą na świecie, bo mam cudownych przyjaciół. Jeśli ktoś będąc wtajemniczinym w tak nieestetyczne szczegóły twojego życia mowi ci ze jest z tym ok i pyta jak moze ci pomóc to jest to największy skarb na świecie (a ja mam takich skarbów kilka wśród znajomych). Doceniam swoje ciało, że pomimo przeszkód i trudności daje z siebie wszystko by utrzymywać mnie przy życiu i zamiast pluć sobie w twarz staram się (i podkreślam słowo staram się, bo są też gorsze dni) doceniać fakt, że ciało pracuje i mogę dzięki niemu czytać książki, pisać ten komentarz i nawet pójść pobiegać w lepsze dni. To „wadliwe” ciało nauczyło mnie, że powerzchowne wady prowadzą nas do głębszego doświadczenia istoty świata i człowieczeństwa. Jestem wyrozumiałą osobą, nic mnie już w życiu nie zaskoczy i często potrafię zrozumieć czyjąś perspektywę przez pryzmat własnych doświadczeń. Gdyby nie moje idealne ciało nie byłoby mnie w tym miejscu życia i świadomości w którym jestem teraz, dlatego jest ono idealne. Jest łatwo ? Nie zawsze. Chciałabym być zdrowa ? Tak. Czy to coś zmienia ? Nie. Jest jak jest, inaczej nie będzie, możesz docenić swoje ciało za to co ci daje, lub wyobrażać sobie co powinno ci dać i czekać aż to otrzymasz… co w moim przypadku raczej nigdy nie nastąpi.
    P.S. Jednocześnie podkreślam, że wiem jak to jest czuć się bezsilnym, tak totalnie bezsilnym.
    Pozdrawiam i ściskam

    • Avatar
      Wilczo Glodna 15 kwietnia, 2021 at 1:51 pm - Odpowiedz

      Ściskam i przytulam <3

  11. Avatar
    Krewetka 25 sierpnia, 2021 at 10:46 am - Odpowiedz

    Hm… tak czytam ten post i też powoduje on we mnie jakieś rozdrażnienie. Wydaje mi się, że kiedy w grę wchodzi ból fizyczny nasze cierpienie nie pochodzi już z myśli, że coś powinno być inaczej albo że coś jest nieidealnie. Pochodzi z ciała i z impulsów płynących z ciała do mózgu. Jeśli ktoś potrafi to przekuć w „jest dobrze” to naprawdę zazdroszczę, moim zdaniem to jest nadludzki wyczyn.