Deszcz

Po opublikowaniu ostatniego posta, dostałam bardzo dużo prywatnych wiadomości z podziękowaniami. Piszecie mi, że moje słowa otworzyły wam oczy na to co w życiu ważne.
I że nie jest to na pewno ani waga pokazująca +1 kg ani inne małe sprawy, którymi nawykowo się zamartwiamy.

Pytacie mnie, jak ja to robię, że mam takie fajne podejście.
Przecież przeczytać w artykule, że świat jest piękny – to jedno, ale żyć według tego na co dzień – to chyba nie takie znowu łatwe?
Jak mam to zrobić?

Tak jak pisałam, dla mnie był to moment olśnienia. Po prostu któregoś dnia zrozumiałam co jest ważne, a co nie i już nie muszę o tym „pamiętać”.
Wiem to i czuję w każdej sekundzie mojego życia.

Tak gwoli ścisłości.

Rzeczy ważne:
– zdrowie,
– związek,
– spełnienie,
– bezpieczeństwo finansowe,
– rozwój,

…i wiele innych.

Rzeczy nieważne:
– pogoda,
– to co myślą o mnie inni,
– przykre słowa, którymi ktoś chce mnie zranić,
– irracjonalne lęki,
– spóźnione autobusy,
– zawiedzione nadzieje,
– cyferka na wadze,
– plama na koszuli,

etc.

Ja nie pozwalam, aby te nieważne rzeczy w jakikolwiek sposób wpływały na mój nastrój i na to, co o sobie myślę.
Bo nikt, ani nic nie może sprawić, bym poczuła się źle, bez mojego przyzwolenia.
A więc ja tego przyzwolenia nikomu i niczemu nie daje. A już na pewno nie rozbitemu kubkowi na środku dywanu.
Po prostu nie.

Ale jak to się stało, że tak radykalnie zmieniłam swoje postrzeganie świata?
Przecież nie urodziłam się taka.
Wręcz przeciwnie – potrafiłam roztrząsać jakieś głupoty latami, chowałam urazę, zazdrościłam innym, użalałam się nad sobą.
Czy możliwa jest aż TAKA zmiana?
A jeżeli tak, to ile ona zajmuje? Tydzień, dwa, rok, dziesięć lat?

Mi to zajęło trzy słowa, wypowiedziane przez mojego chłopaka.

*

Jest wiosna 2012 roku. Moja pierwsza wiosna spędzana w Belgii.
No i co? Leje.
Codziennie, uparcie, niemiłosiernie leje.
Dla mnie to szok.
Jestem tym zmęczona, wykończona wręcz.

Przyleciałam tu na skrzydłach miłości, a czuję się jak ostatni śmieć.
Nie znam języka, nie mam żadnych pieniędzy (hmm, ciekawe czemu)
Żeby umówić się na kawę z nowo poznaną koleżanką, pożyczam pięć euro od mojego T.
Nie mam papierów na legalny pobyt w kraju i są problemy by je wyrobić, bo nie mam stałego adresu zameldowania (gnieżdżę się kątem w dwunastu metrach kwadratowych, u mojego chłopaka).

Orientuję się nagle, że niczego w sumie nie potrafię, bo od 13 lat siedzę albo w kuchni albo w kiblu i niczego sensownego się nie nauczyłam. Wszystko po łebkach.

Mam za to stany depresyjne, bulimię i znowu przytyłam, po kolejnej głodówce. Jestem kłótliwa i rozdrażniona.
Na serio zastanawiam się, co T. we mnie widzi.

Ale przynajmniej udało mi się niedawno zdobyć pracę – zostałam sprzątaczką.
Hurra!

Ja – najlepsza uczennica, inteligentne dziecko, laureatka olimpiad, nadzieja rodziny.
Ja – zdolna studentka, stypendystka – matura w Stanach, studia we Włoszech.
Ja – właścicielka „firmy” w Polsce (piszę w cudzysłowie, bo to jak prowadziłam tą firmę, zakrawa na żart)

Tak wielkie było wtedy moje EGO.
A tu bum: Za szczotkę i kible myć, artystko.

I jeszcze ten deszcz.

*

Mam właśnie wyjść do pracy, a tu zacina z każdej strony. Ubieram płaszcz przeciwdeszczowy, kalosze i już łapię za klamkę, gdy uginają się pode mną nogi. Siadam na podłodze i zaczynam płakać jak dziecko.

Ta cholerna pogoda! Wszystko na złość mi! Czy ja zawsze będę miała pod górkę!? Czy nie wystarczy, że tak się staram!?! Musi jeszcze do tego padać mi na głowę!?
Czuję jak wszystko podchodzi mi do gardła: złość, nienawiść, przerzygane życie, brak kasy, frustracja.
Nie tak miało być! Świat jest mi winny więcej niż to gówno!

Ryczę i ryczę, a mój T. przygląda się mi ze stoickim spokojem.
Kiedy ustaje mój słowotok, zagląda mi w oczy i mówi:

Kobieto, ale to tylko woda.

I wtedy spadła kurtyna.
Poczułam wręcz fizycznie jak robi się jasno, tak jakbym nagle faktycznie wyszło słońce.
Mój roztrajkotany umysł, zamknął się w tej chwili i zrobiło się we mnie bardzo cicho.
Olśnienie.
Tak oczywiste, że zachciało mi się śmiać.

Deszcz – to koncept w głowie – deszcz wyczekany, deszcz irytujący, wymodlony i Jaka szkoda, że pada.
Woda – to prawda – taka jaka jest. Naga i niewymagająca komentarza.

Te słowa mojego T. zmieniły wszystko – całe moje przyszłe życie. Te słowa sprawiły, że stałam się tym kim jestem i mam zaszczyt pisać teraz dla was.
To tylko woda – nie zemsta świata na mnie, nie jakiś okrutny figiel, nic personalnego. Świat nic nie ma przeciwko mnie! On sobie po prostu jest.
A moją I TYLKO MOJĄ odpowiedzialnością jest być na nim szczęśliwa.

Siedząc na tej podłodze, w kaloszach i płaszczu zrozumiałam, że:
Jestem teraz w takiej sytuacji, bo takie podejmowałam do tej pory wybory – i te dobre i te złe.
Jeżeli chcę innych rezultatów, niż mam obecnie, muszę zacząć podejmować inne decyzje.
I tyle.

Ten moment przemeblował mi w głowie – objawił prawdę.

A tak to już jest, że jak się ją raz zobaczy, to nie da się jej „od-zobaczyć”. Jak twarz na obrazie Dalego. Gdy ją zauważysz, wiesz już na zawsze, że ona tam jest i nie możesz wrócić do stanu niewiedzy.

Wyjście z bulimii zajęło mi jeszcze prawie 2,5 roku, ponieważ robiłam to na oślep, metodą prób i błędów. Sama przecierałam szlaki. W internecie, nie było nic sensownego na ten temat, pomocy z zewnątrz zero, w książkach same historie chorych, ale odpowiedzi na pytanie „jak to zrobić” – brak.
Ale zawzięłam się: Ania, to tylko woda, to tylko problem, który można rozwiązać.
Teraz, moje podopieczne szybciej stają na nogi, bo nie muszą, tak jak ja, wyważać otwartych drzwi.
Widać, moje doświadczenie na coś się przydało.

deszcz

Po przejściu tej drogi, z ręka na sercu, mogę powiedzieć Ci jedno:

Życie daje Ci zawsze takie doświadczenie, jakiego właśnie najbardziej potrzebujesz.
Tak jak mi – musiałam naprawdę zacząć od zera, od szorowania kibli (chyba w ramach pokuty za takie a nie inne używanie ich przez lata) aby się obudzić.
Cała moja przeszłość doprowadziła mnie do momentu, w którym byłam na to obudzenie się gotowa.
I na hasło To tylko woda, moje oczy otworzyły się.

Tak dzieje się i z Tobą. Właśnie w tym momencie.
Życie po to daje Ci wyzwania, abyś nauczyła się jak je pokonywać.
Abyś stała się silna, dojrzała, świadoma.
Nie po to, aby Cię zgnoić.

Bo życie nie przydarzyło Ci się za karę.
To Ty przydarzyłaś się życiu w nagrodę.

Rozumiesz?

Zamiast narzekać na rzeczywistość – najpierw zaakceptuj ją, potem naucz się z niej tej lekcji, której masz się nauczyć, a na końcu ją ZMIEŃ, tak abyś była szczęśliwa.

Pamiętaj:

To tylko woda.
Od Ciebie zależy czy nauczysz się w niej pływać, czy utopisz.

To tylko życie.
I tak upłynie.

 

Published On: 21 października, 2016Kategorie: Psychologiczna rozkminkaTagi: , , , , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

4 komentarze

  1. Your name 21 października, 2016 at 2:54 pm - Odpowiedz

    Aniu cudowny post nic dodać nic ująć cała prawda. Wszystko jest w naszej głowie to my zarządzamy swoimi myślami to od naszego podejścia do rzeczywistości zależy jakoś naszego życia. Wiem to również z własnego doświadczenia.

  2. Ania The Wolf 21 października, 2016 at 7:43 pm - Odpowiedz

    Cudownie przeżyć takie olśnienie, ale co jak nie przychodzi? A może przychodzi, ale my je ignorujemy… Hm?

    Chciałabym sprostować jedną rzecz… Ja bym tego tak nie ujęła: „Moje doświadczenie na COŚ się przydało”, bo to coś to jest CUD dla nas Wilczyc. Cud, który wydarzył się dzięki TOBIE i trwa nadal! Dla mnie osobiście Kochana Aniu jesteś jak tęcza, która pojawia się po burzy, jak słońce, wyłaniające się zza chmury, jak krople deszczu, kojące wysuszoną i spękaną ziemię, jak rodzic, pocieszający dziecko, któremu przyśnił się koszmar, jak Anioł zesłany z niebios, niosący pomoc cierpiącym… chciałoby się nawet zaśpiewać „Jesteś lekiem na całe zło…”, zwłaszcza to nasze konkretne zło. Dziękuję za to, że jesteś Droga Aniu :*

    • Wilczo Glodna 21 października, 2016 at 8:51 pm - Odpowiedz

      Kochana, olśnienie to olśnienie. Jak przyjdzie, będziesz wiedziała. To może być zasłyszane słowo, myśl.
      Ale wcale nie trzeba go doznać, aby się zmienić. Każdy dzień jest okazją do postawienia kroku naprzód.

      Co do „coś” to wcale nie mam na myśli „nic”. Zdaję sobie doskonale sprawę z mojego wpływu na wiele kobiet. Ale lekiem jesteśmy dla siebie my same. Ja tylko pokazuję swoją drogę.

      Dziękuję za ten komentarz :*

  3. Karola 27 października, 2016 at 10:19 am - Odpowiedz

    Tez zmagałam się z bulimią… wiem co to za świństwo. Szkoda tylko, że wiele ludzi uważa to za wstyd, a bliscy nie rozumieją…