Dlaczego polskie nastolatki myślą o sobie tak źle?

Kilka dni temu otrzymałam od mojej podopiecznej link do artykułu w Gazecie Wyborczej pt. „Jestem gruba. Jestem brzydki. Dlaczego polskie nastolatki oceniają się najgorzej w Europie” opisujący wyniki badań nad tym, jak nasza młodzież postrzega swoje ciało. Pozwól, że zacytuję tutaj mały fragment:

Zatrważający jest fakt, że już 11-latki uważają, że są otyłe, mimo że faktycznie, według badanych wskaźników, tak nie jest. Polskie dziewczęta w każdej kategorii wiekowej (11, 13, 15 lat) uważają siebie za grube albo trochę za grube, a tym samym są na ostatnim miejscu wśród 43 krajów. Kolejne dane dotyczące samooceny i zadowolenia z życia u naszych nastolatków pogarszają się z wiekiem, to z kolei ma finał w niezdrowym, niekorzystnym dla tego wieku stylu życia.

Problem z samooceną
Może liczby pomogą dorosłym w zrozumieniu problemu związanego z obrazem ciała:

• Wśród dziewcząt za zbyt grube lub grube uważa się 40 proc. badanych 11-latek i ponad 50 proc. 13- i 15-latek.
• Wśród chłopców za otyłych uważa się ponad 31 proc. badanych we wszystkich grupach wiekowych, co daje nam ostatnie miejsce wśród 43 krajów. Tak więc w kwestii postrzegania swojego ciała i oceny stanu zdrowia nasza młodzież zajmuje ostatnią pozycję wśród 43 krajów.
• Tragiczna jest także ocena relacji rodzinnych i spożywania wspólnych posiłków. W wieku 11 lat zaledwie 37 proc. chłopców i 29 proc. dziewcząt w wieku 11 lat je wspólne posiłki z rodziną. Tym samym znowu zajmujemy ostatnie miejsce w Europie.
• Tylko 1/3 nastolatków spożywa owoce i warzywa w zalecanych ilościach. Prawie 2/3 nastolatków je słodycze częściej niż raz w tygodniu, a 50 proc. z nich pije napoje dosładzane. Nasze nastolatki też się odchudzają i robi to co piąty badany.

Dlaczego tak jest? Skąd się to w nas wzięło? Ja nie mogę udzielić odpowiedzi na to pytanie (czy w ogóle ktoś z nas może?), ale pokuszę się o analizę problemu z mojego punktu widzenia. Od prawie dziesięciu lat mieszkam w Belgii i niektóre sprawy widzę już inaczej. Bo tak to jest, że kiedy dłuższy czas przebywa się za granicą, kultura, zwyczaje i mentalność ojczyzny, zaczynają pokazywać się człowiekowi w zupełnie nowym świetle. To co było kiedyś normalne i oczywiste, zaczyna być postrzegane jako specyficzne dla naszego kraju. Ah, to takie typowo polskie – myślę sobie czasem, co broń boże nie oznacza, że coś jest złe.

Dużo by opowiadać o różnicach kulturowych między Belgią a Polską. To nie jest jednak temat tego artykułu. Ten przydługi wstęp służy tylko temu, by pokazać Ci, że niektóre zjawiska widzę z oddalenia i mogę połączyć trochę więcej kropek, niż ktoś, kto widzi je z bliska.
Chciałabym więc wypunktować kilka rzeczy, które – moim zdaniem – mogą być przyczyną takiego fatalnego stanu rzeczy u nastolatków.

Polacy to naród łapiący nowinki

Może ciężko Ci w to uwierzyć, ale jeżeli chodzi o rozwój technologiczny, innowacyjność i kreatywność, to w porównaniu do Polski, Belgia jest totalnie zacofana. My Polacy jesteśmy tak zwanymi early adopters. Z entuzjazmem przyjmujemy wszelkie nowinki i mody.

Mały przykład: Kiedy przyjechałam tutaj na początku 2012 roku, nigdzie nie można było płacić kartą. Bankomatów było jak na lekarstwo i często zdarzało się, że nie było w nich kasy. Z tego względu zdobycie gotówki przed jakimkolwiek wyjściem, było obowiązkowym punktem programu. Jeżeli się o to nie zadbało, kończyło się rozpaczliwym lataniem po mieście w poszukiwaniu 20 euro na drinka.

Przez ten czas trochę się to jednak zmieniło i teraz karty akceptują (prawie) wszędzie. A od niedawna technologia poszybowała w kosmos i można płacić nawet bez wklepywania pinu. Wow! Kiedy przyjeżdżam do Polski ludzie płacą telefonami, zegarkami i chyba niedługo własnym czołem. Tutaj brak pinu to postęp.

To tyczy się to także tak zwanego lifestalu; mody na fitness i diety. Gdy w 2012 nasz kraj szturmem zdobywała Ewa Chodakowska, a kluby fitness wyrastały jak grzyby po deszczu, tutaj siłowni było trzy na krzyż i pies z kulawą nogą tam bywał. To też się w końcu zmieniło, ale raczej nie przekształciło w taki szał jak u nas. Raczej mało kto rozmawia o tym, że był na siłowni czy przebiegł tyle i tyle kilometrów.

To samo jest, jeżeli chodzi o „zdrowe” produkty. W Polsce dostaję oczopląsu od ilości wypasionych, ciekawych artykułów spożywczych; jogurt bez laktozy, ciastka bez glutenu, fit luch na wynos, wszechobecny i tani catering (diety pudełkowe), niezliczona ilość fikuśnych take- away’ów. Wszystko zachęca Cię byś „dbał o zdrowie”. Tutaj zaś nie ma nic takiego.

Także dietetyczne mody, takie jak weganizm padają w naszym kraju na podatny grunt. Jakiś czas temu Warszawa została wybrana najbardziej przyjaznym weganom miastem świata! Tutaj w restauracji nie ma często nawet opcji wegetariańskiej, a co dopiero wegańskiej. Rządzi oldschool i sprawdzone przepisy.

No dobrze i co z tego wynika? To, że jeżeli wszyscy chodzą na siłownię, „trzymają michę” i gadają tylko o dietach, to Tobie zaczyna się wydawać, że to jest normalne i zanim się obejrzysz, też jesteś w to wciągnięta. Widzę to po moich podopiecznych; koleżanki w pracy (lub szkole!) odchudzają się, są na ketozie, IF-ie lub poście Dąbrowskiej. A Ty na czym jesteś? Na niczym? No coś ty!

To rodzi presję, by też „na czymś być” oraz by wykazać się efektami. Wtedy będzie można ocenić, kto radzi sobie najlepiej. No właśnie. I tu dochodzimy do kolejnego, trochę mniej pozytywnego puntu.

Polacy to naród oceniający…

Moja najlepsza przyjaciółka od lat mieszka i pracuje w Berlinie. Czasami trafi się jej jednak klient z Poznania czy Warszawy. Przed wyjazdem do Polski, zawsze niechętnie farbuje swoje srebrne nitki we włosach. No wiesz Ania, jak to u nas jest – wzdycha – inaczej wezmą Cię za fleję.

Wiem, jak to jest i to chyba największa różnica w mentalności obu krajów. Widzę to, kiedy przyjeżdżam do Polski i czuję na sobie wzrok większości mijających mnie osób. Każdy każdego taksuje i ocenia. Dopiero po kilku dniach się do tego przyzwyczajam.

Ja robiłam dokładnie tak samo, ale nie byłam tego świadoma. Nie miałam nawet poczucia, że to nie jest do końca fajne. Zauważyłam to dopiero, kiedy chodziłam z Toonem po mieście i komentowałam każdą napotkaną kobietę: Zobacz jak ta się ubrała, czy ona nie ma lustra? Jezu, ale fryzura! A ta to by się mogła umalować!

Belgijki nie mają specjalnego fioła na punkcie wyglądu. Brak makijażu jest raczej normą niż wyjątkiem, a strój czy fryzura muszą być przede wszystkim wygodne. I ja byłam tym na początku zbulwersowana i zszokowana. No jak to, bez makijażu!?

A mój Toon szokował się z kolei moją reakcją. Za każdym razem patrzył na mnie zdziwiony i pytał: „No ale co z tego, że się tak ubrała? Ale co z tego, że nie ma makijażu?” Nie był na mnie zły czy obrażony. Autentycznie nie mógł zrozumieć, o co mi chodzi.

Mijały lata, a ja też jakoś przestałam zwracać na to uwagę. Mało tego, sama zarzuciłam malowanie oka czy chodzenie na obcasach. Odstawiam się tylko na specjalne okazje i nie mam problemu, by pójść do sklepu w dresach.

Kilka lat temu odwiedziła mnie kuzynka i idąc z nią ulicą doświadczyłam swoistego déjà vu: „O matko, co ona ma na sobie! Jezu, czy ta kobieta wie jak wygląda?” Wtedy dotarło do mnie, że jestem już od takiego myślenia bardzo daleko.

I nie zrozum mnie źle, nie mówię, że każdy, kto jest z Polski, ocenia. Zauważam po prostu, że przeciętnie jesteśmy na tym bardziej skupieni niż taki powiedzmy Belg, który ma to przeciętnie w nosie.

…i porównujący się

No dobrze, a co jest w takim razie drugą stroną medalu oceniania? Porównywanie się. Jeżeli oceniasz innych negatywnie i czujesz się przez to lepiej, to także będziesz czuć się gorzej wobec tych, których ocenisz na plus. Coś za coś.

Dzisiejszy świat sztukę porównywania się opanował do perfekcji. Mam tu na myśli social media, które właściwie chyba tylko po to istnieją. Dzięki nim możemy zestawić swoje mieszkanie, wakacje i ciało, nie tylko z tym, co ma sąsiad, ale także z tym, co posiada gwiazda filmowa dysponująca milionami. To rodzi – po pierwsze – złudne przekonanie, że my też możemy (powinniśmy!) tak żyć i tak wyglądać, a po drugie, frustrację, że tak się nie dzieje.

Jest to oczywiście trend obserwowany na całym świecie, nie tylko w Polsce. Mam wrażenie jednak, że w nas – wychowanych w kulcie ocen i porównań – uderza to bardzo mocno. W kogo zaś najmocniej? W młodych ludzi, którzy nie wiedzą jeszcze, że to jest wszystko „na niby”.

Zresztą co ja mówię; sama nie jestem od tego wolna. Ostatnio odlajkowałam wszystkie fitneski na Instagramie. Pierwotnie polubiłam je, by mieć pomysły na ćwiczenia i uczyć się prawidłowo je wykonywać. Niestety zauważyłam, że źle się czuję ze sobą, jak naoglądam się perfekcyjnych tyłków i brzuchów. No przecież też powinnam taki mieć, prawda? Dlaczego więc nie mam?

I zwróć uwagę, że ja jestem dorosłą, w miarę świadomą siebie kobietą, która teoretycznie wie jak to wszystko działa. A i tak się na to nabieram. Co więc musi czuć piętnastoletnia dziewczyna po takiej konfrontacji?

Warto jeszcze dodać w tym podpunkcie, że szczególnie dużo wymagamy od kobiet. Nie wystarczy, że zrobimy karierę i urodzimy dziecko. Mamy je jeszcze perfekcyjnie wychować, piorąc ręcznie ekologiczne pieluszki i spędzając z nim dużo quality time. Do tego musimy mieć idealnie posprzątany dom, zadowolonego męża, który czuje się przy nas jak prawdziwy mężczyzna i wyglądać do tego jakby nas to nic nie kosztowało – czyli jak milion dolców.
I co w tym wszystkim najsmutniejsze? To, że rozliczają nas z tego inne kobiety. Ale to już temat na osobny wpis.

Polacy mają kompleksy – tak generalnie

To chyba najbardziej wyświechtany stereotyp Polaków o Polakach; jesteśmy zakompleksionym narodem. Niestety, mam wrażenie, że to prawda.
Bardzo ubolewam nad tym faktem, bo naprawdę nie mamy ku temu powodu. Tak jak pisałam w pierwszym punkcie: jesteśmy kreatywni, odważni, proaktywni. Ilość inicjatyw jaka ma miejsce w Polsce, zawsze mnie zadziwia. Uważam, że mamy wiele wspaniałych cech i nie mamy się czego wstydzić. I znowu mówię to z dystansu, nie wchodząc w szczegóły obecnej sytuacji politycznej.

Patrzę na Polskę trochę oczami rodziny mojego partnera czy znajomych, którzy mieli okazję ją odwiedzić. Każdy bardzo chwalił nasz kraj; prężnie rozwijający się, postępowy, mili ludzie i piękne kobiety… Te same kobiety, które – jak się okazuje – uważają się za grube i brzydkie. Czy to nie jest zastanawiające?

Podsumowując; wyniki wspomnianego raportu wcale mnie nie dziwią. Spodziewałam się właśnie takich wyników. Pracując na co dzień z kobietami mającymi zaburzenia odżywiania, widzę skalę problemu i zdaję sobie sprawę jak głęboko takie przekonania w nas wniknęły.

Co możemy z tym zrobić? Tylko jedno. Możemy zacząć od siebie – naprawić relacje z ciałem, zacząć traktować siebie łagodnie, przestać się ciągle do czegoś porównywać i ciągle za czymś gonić. Wtedy damy kolejnemu pokoleniu dobry przykład i nie przekażemy mu skrzywionego obrazu siebie.

Published On: 23 lutego, 2021Kategorie: MediaTagi: , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

12 komentarzy

  1. Magda 24 lutego, 2021 at 10:47 am - Odpowiedz

    Przerażające i prawdziwe, gościłam u siebie ostatnio klientkę lat 18, która jest lekkoatletyczką. Rozmiar XS i opowiadała mi, że potrafi 2 dni prawie nic nie jeść, a przed zawodami?! TO JUŻ W OGÓLE. Straszne. Jak się okazało winny głównie był trener dziewczyny jak i całej drużyny, gdzie jeśli dziewczyny przed zawodami zważy i mają 0.5kg więcej to wrzeszczy na nie, że są za grube! Jak ty wyglądasz!? I to nie tylko tym 18-stkom, tam są też 11-letnie dziewczynki właśnie! I wszystkie już są na dietach! Wszystkie uważają się za zbyt grube i muszą się odchudzać. Wpędzanie w zaburzenia odżywiania jak nic. I co najgorsze nie mogą ponoć zrezygnować z trenera bo nowego nie dostaną, a robią tu już praktycznie zawodowo….Co to za chory kraj?

    • Julka 25 lutego, 2021 at 3:08 pm - Odpowiedz

      Dziewczyno, tak właśnie wygląda sport wyczynowy. Wszędzie. To normalne. Są maksymalne wyniki, musi być i poświęcenie. Nie róbmy paniki.

      • ania 27 lutego, 2021 at 4:30 pm - Odpowiedz

        Nie robmy paniki??? to „normalne”? to ze cos sie dzieje na calym swiecie nie znaczy ze jest dobre… przepraszam ale nie wiem jak mozna stwierdzic ze wrzeszczenie na nastolatki albo dziewczynki ze sa za grube bo przytyly pol kilo(!) to cos co jest w porzadku, tacy ludzie nie powinni w ogole pracowac

      • Katarzyna 3 marca, 2021 at 10:38 am - Odpowiedz

        To jest chyba żart. To samo byś powiedziała osobie, która w pracy nie przestrzega BHP „bo trzeba wykonać zadanie, pies tańcował z noszeniem kasku/przestrzeganiem prędkości/noszeniem rękawic”? Sportowcem zazwyczaj jest się do 30-40 r.ż. i co potem? Czy to jest warte pogrążenia się w piekle ED? To, że coś jest praktyką, nie oznacza, że jest prawidłowe i moralne.

        • Julka 12 marca, 2021 at 3:06 pm - Odpowiedz

          Chyba nie zrozumiałyśmy.
          Po pierwsze nic nie wspominała o ocenie moralnej, bo nie czuję się do tego uprawniona.

          Po drugie, o sporcie wyczynowym i jego kosztach dla organizmu nie mówimy jak o NORMALNEJ pracy, czy NORMALNEJ nauce szkolnej, bo sport wyczynowy to ciągłe balansowanie na granicy fizycznej i psychicznej wydolności organizmu.

          Po trzecie, czy jest warte pogrążeni się w piekle ED? Zaburzenia odżywiania to pikuś w porównaniu z kontuzjami, których nie da się nieraz wyleczyć w ogóle. Bywa.

          Tak wygląda rzeczywistość w każdej dziedzinie, gdy szukamy wsród najlepszych z najlepszych. Niezależnie od tego czy mówimy o sportowcach (ED to najmniejszy problem, kontuzje, praca na naciąganiętych/ przeciążonych/naderwanych mięśniach/skręconych stawach/pękniętych/nadłamanych kościach, bo niedługo są takie czy inne zawody, więc trzeba zacisnąć zęby i ćwiczyć), muzykach (widziałaś kiedyś nastolatka, który przez lekcją płacze i gra „na sucho” (bez instrumentu, same ruchy palców i rąk, oddech), nierzadko też wymiotuję, choroby i zaburzenia psychiczne też nie są rzadkością), uczniach odnoszących prawdziwe sukcesy (hektolitry kawy, spanie po 3-4 godziny, płacz przed zajęciami, znowu problemy gastryczne na tle nerwowym, znowu choroby/zaburzenia psychiczne), to zawsze te sukcesy są okupione nadludzkim wysiłkiem. I tak, wielu z tych ludzi ostatecznie nic nie osiąga, wielu rzuca naukę/karierę/sport/muzykę, wpada w choroby i/lub zaburzenia psychiczne, w przypadku sportu ma jeszcze nawarstwione kontuzje.
          Czy jest to dobre? — Nie wiem.
          Czy jest konieczne? — W zdecydowanej większości przypadków, tak (może ze 2% ludzi tego nie potrzebuje).

          Nie chcesz, by twoje dziecko miało/byś ty miał/a te problemy? Nie staraj się/nie pozwól dziecku być najlepszym z najlepszych.

          A ostatecznie i tak, ludzie spojrzą na podium, listę wyników czy scenę i nie pomyślą nawet o tym, co poświęcili i jak ciężko pracowali ci, co tam są.

          Ale może oni uważają, że warto?

        • Julka 12 marca, 2021 at 3:08 pm - Odpowiedz

          Chyba nie zrozumiałyśmy.
          Po pierwsze nic nie wspominałam o ocenie moralnej, bo nie czuję się do tego uprawniona. Każdy przypadek jest indywidualny.

          Po drugie, o sporcie wyczynowym i jego kosztach dla organizmu nie mówimy jak o NORMALNEJ pracy, czy NORMALNEJ nauce szkolnej, bo sport wyczynowy to ciągłe balansowanie na granicy fizycznej i psychicznej wydolności organizmu.

          Po trzecie, czy jest warte pogrążeni się w piekle ED? Zaburzenia odżywiania to pikuś w porównaniu z kontuzjami, których nie da się nieraz wyleczyć w ogóle. Bywa.

          Tak wygląda rzeczywistość w każdej dziedzinie, gdy szukamy wsród najlepszych z najlepszych. Niezależnie od tego czy mówimy o sportowcach (ED to najmniejszy problem, kontuzje, praca na naciąganiętych/ przeciążonych/naderwanych mięśniach/skręconych stawach/pękniętych/nadłamanych kościach, bo niedługo są takie czy inne zawody, więc trzeba zacisnąć zęby i ćwiczyć), muzykach (widziałaś kiedyś nastolatka, który przez lekcją płacze i gra „na sucho” (bez instrumentu, same ruchy palców i rąk, oddech), nierzadko też wymiotuję, choroby i zaburzenia psychiczne też nie są rzadkością), uczniach odnoszących prawdziwe sukcesy (hektolitry kawy, spanie po 3-4 godziny, płacz przed zajęciami, znowu problemy gastryczne na tle nerwowym, znowu choroby/zaburzenia psychiczne), to zawsze te sukcesy są okupione nadludzkim wysiłkiem. I tak, wielu z tych ludzi ostatecznie nic nie osiąga, wielu rzuca naukę/karierę/sport/muzykę, wpada w choroby i/lub zaburzenia psychiczne, w przypadku sportu ma jeszcze nawarstwione kontuzje.
          Czy jest to dobre? — Nie wiem.
          Czy jest konieczne? — W zdecydowanej większości przypadków, tak (może ze 2% ludzi tego nie potrzebuje).

          Nie chcesz, by twoje dziecko miało/byś ty miał/a te problemy? Nie staraj się/nie pozwól dziecku być najlepszym z najlepszych.

          A ostatecznie i tak, ludzie spojrzą na podium, listę wyników czy scenę i nie pomyślą nawet o tym, co poświęcili i jak ciężko pracowali ci, co tam są.

          Ale może oni uważają, że warto?

      • Julka 12 marca, 2021 at 3:06 pm - Odpowiedz

        Chyba nie zrozumiałyśmy.
        Po pierwsze nic nie wspominała o ocenie moralnej, bo nie czuję się do tego uprawniona.

        Po drugie, o sporcie wyczynowym i jego kosztach dla organizmu nie mówimy jak o NORMALNEJ pracy, czy NORMALNEJ nauce szkolnej, bo sport wyczynowy to ciągłe balansowanie na granicy fizycznej i psychicznej wydolności organizmu.

        Po trzecie, czy jest warte pogrążeni się w piekle ED? Zaburzenia odżywiania to pikuś w porównaniu z kontuzjami, których nie da się nieraz wyleczyć w ogóle. Bywa.

        Tak wygląda rzeczywistość w każdej dziedzinie, gdy szukamy wsród najlepszych z najlepszych. Niezależnie od tego czy mówimy o sportowcach (ED to najmniejszy problem, kontuzje, praca na naciąganiętych/ przeciążonych/naderwanych mięśniach/skręconych stawach/pękniętych/nadłamanych kościach, bo niedługo są takie czy inne zawody, więc trzeba zacisnąć zęby i ćwiczyć), muzykach (widziałaś kiedyś nastolatka, który przez lekcją płacze i gra „na sucho” (bez instrumentu, same ruchy palców i rąk, oddech), nierzadko też wymiotuję, choroby i zaburzenia psychiczne też nie są rzadkością), uczniach odnoszących prawdziwe sukcesy (hektolitry kawy, spanie po 3-4 godziny, płacz przed zajęciami, znowu problemy gastryczne na tle nerwowym, znowu choroby/zaburzenia psychiczne), to zawsze te sukcesy są okupione nadludzkim wysiłkiem. I tak, wielu z tych ludzi ostatecznie nic nie osiąga, wielu rzuca naukę/karierę/sport/muzykę, wpada w choroby i/lub zaburzenia psychiczne, w przypadku sportu ma jeszcze nawarstwione kontuzje.
        Czy jest to dobre? — Nie wiem.
        Czy jest konieczne? — W zdecydowanej większości przypadków, tak (może ze 2% ludzi tego nie potrzebuje).

        Nie chcesz, by twoje dziecko miało/byś ty miał/a te problemy? Nie staraj się/nie pozwól dziecku być najlepszym z najlepszych.

        A ostatecznie i tak, ludzie spojrzą na podium, listę wyników czy scenę i nie pomyślą nawet o tym, co poświęcili i jak ciężko pracowali ci, co tam są.

        Ale może oni uważają, że warto?

  2. To powinno być karalne 24 lutego, 2021 at 11:44 am - Odpowiedz

    I takiego trenera trzeba zgłosić a rodziców dzieci uświadomić co robi!

  3. Karolina 24 lutego, 2021 at 2:01 pm - Odpowiedz

    To wszystko jest bardzo smutną prawdą ;(. Szkoda tylko, że wskutek tego całego myślenia powstają nierealne i sprzeczne ze sobą zasady, w których szczególnie młode osoby grzęzną do końca życia. Podczas gdy jedyną zasadą której powinni uczyć , zwłaszcza w szkołach, to nauka słuchania swojego ciała.

  4. 3P 24 lutego, 2021 at 2:44 pm - Odpowiedz

    Aniu tak nie w temacie. Która książka M.Neilla jest najlepsza? Bo myślę, że może któraś po Inside out?

  5. Paulina 24 lutego, 2021 at 3:40 pm - Odpowiedz

    Niestety wiem co to znaczy. Sama mając 13 lat przeszłam na pierwszą dietę,bo taka panowała moda w szkole. Wtedy nikt by nie pomyślał, że ze”zwykłej” diety narodzą się zaburzenia odżywiania ciągnące się przez kilka długich lat

  6. Magda 24 lutego, 2021 at 4:09 pm - Odpowiedz

    To może czas na kontratak? Wiem, że to głęboko skomplikowany problem, ale wierzę, że gdyby te wszystkie social-portale zdominował wizerunek zwykłej dziewczyny lub zwykłego chłopaka to byłby to jakiś krok:) mamy taką możliwość, choć pewnie jesteśmy mniejszością. Na poprawę humoru polecam Instagram Celeste Barber, która swietnie pokazuje dystans do siebie. instagram.com/celestebarber/