Niedziela bez Wilka: niesamowicie motywująca historia Ani

Dzisiaj wspaniała, mega motywująca historia Ani, mojej osobistej podopiecznej. Uwaga, to mocna rzecz!

Fragment ankiety wypełnionej przed mentoringiem:

Objadam się od 14 roku życia, czyli już 15 lat. Moja waga przez te lata waha się +15 kg/- 15 kg. W najgorszym momencie ważyłam ponad 80 kg. Najmniej 51 kg.

Próbowałam wymiotować, ale nie do końca mi to wychodziło, więc w większości odchudzałam się poprzez głodzenie się, wszystkie diety świata oraz intensywny sport.
Ponadto często korzystam ze środków przeczyszczających dostępnych w aptekach, ale niestety 2-3 tabletki już nie działają, więc często kończy się na całym opakowaniu i efekty na kolejny dzień są dramatyczne. Zdarzyło mi się, że organizm puścił i niestety dochodziło do strasznych widoków.
Następne dni jelita nie pracują, wzdęcia, niestrawność i opuchnięte ciało. Niestety nawet „narobienie w spodnie” nie sprawia, że przestaję. Jem nadal.

Funkcjonuję w dwóch trybach, albo jest dieta i w miarę rozsądne jedzenie, po tylu latach już nawet ciężko mi się jest głodzić, tak jakby wykorzystała się moja cała „silna wola”. (*Okazało się, że rozsądne jedzenie to według Ani z 1500 kcal) Niestety napady są coraz silniejsze i jestem w stanie pochłaniać ogromne ilości jedzenia. Nie pomaga fakt, że żarcie jest wszędzie dostępne, o każdej porze dnia i nocy, a śmieciowe jedzenie w miarę tanie.
Zresztą, przy atakach, jak pewnie dobrze wiesz, koszty nie mają znaczenia…

Leczyłam się kilka lat u różnych psychiatrów, psychologów, którzy pracowali na podstawie różnych podejść, psychoterapeutów oraz dietetyków. Byłam nawet 3 razy w szpitalu psychiatrycznym.
Od 2 lat nie chodzę już do żadnych specjalistów i próbuję działać na własną rękę, ale tak jak pisałam. Wcześniej – albo jest dieta, albo jest obżeranie się.

Doszłam do takiego momentu, że jedynie jedzenie sprawia mi przyjemność. Nie mam ochoty na nic innego, czekam tylko na ten moment, kiedy będę mogła coś zjeść. Nie mam ochoty na seks, na nic. W lutym wyszłam za mąż. Dzień przed ślubem miałam taki atak, że podczas ślubu miałam całą napuchniętą twarz. Rozumiesz? Nawet w tak ważnym momencie mojego życia WILK mnie pokonał.
To było straszne!

*

Beznadziejny przypadek, nie? Przerąbane do kwadratu. Jak szpitale, psychologowie i psychiatrzy nie dali rady, jak nawet własny ślub nie był odpowiednią motywacją, to już nic nie pomoże. Jak myślisz?

No to posłuchaj Ani po 30 dniach pracy ze mną.

*

Aniu,
W załączeniu przesyłam moje podsumowanie. Uśmiecham się, gdy to wysyłam, bo czuję się szczęśliwa i spokojna.

Nie będę się rozpisywać, ale chcę, abyś wiedziała, że to co robisz dla innych jest WIELKIE.
Nie ma takiej drugiej osoby na świecie i zasługujesz na to, aby być doceniona.
Podziwiam Cię i doceniam Twoją pracę!

Moje podsumowanie po mentoringu

Co się zmieniło w kwestii:

Jadłospisu: Ilość spożywanego jedzenia i rozłożenie posiłków w ciągu dnia. Staram się jeść bez wyrzutów sumienia do syta z rana, a wtedy okazuje się często, że nie myślę o jedzeniu nawet przez kolejne 6 godzin i nie chodzę słaba czy sfrustrowana. Nie muszę też odliczać godzin do kolejnego posiłku, bo jeśli jestem głodna to po prostu jem niezależnie czy to tylko jedna godzina od śniadania czy pięć.
Organizm w dużym stopniu się uspokoił, nie chce mu się „wszystkiego”, a nawet czasami nie ma ochoty na nic (wliczając wszystkie pyszności świata).

Głowa nie musi tyle analizować. Wprowadzam również pomału wszystkie produkty do diety. Nie wybieram tylko tego co „pseudo” zdrowe czy modne. Staram się jeść to, co podpowiada mi organizm, co nie oznacza, że cały czas jem Snikersy, bo organizm jeśli dostaje tyle ile chce, to naprawdę nie nakłania mnie do jedzenia batonów!

Od kiedy zaczęły się porządne posiłki to skończyły się wieczne przekąski, fit batoniki, napoje „0 kcal”, orzeszki, wafle ryżowe itd. Staram się jeść to co lubię i zostawiam kiedy nie mam ochoty, nawet jeśli coś jest zdrowe czy pyszne.

Ćwiczeń: Nadal ćwiczę, ale przede wszystkim mam siłę i słucham bardziej siebie. Daję sobie czas na regenerację i odpoczynek. Zaczęłam czerpać radość z ćwiczeń i wybieram te aktywności, które lubię, które sprawiają mi przyjemność. Siłownia to nie jest już „muszę”, to „chcę”, bo chcę być zdrowa, bo chcę mieć dobre samopoczucie, bo chcę być silna, bo chcę być atrakcyjna.

Stosunku do jedzenia: Co raz rzadziej rozkminiam jedzenie. Oczywiście, jeszcze sporo pracy przede mną, ale nie odliczam już godzin do kolejnego posiłku, nie spisuję każdego listka sałaty, nie liczę kalorii. Uczę się słuchać własnego organizmu. Daje mu i sobie szansę.

Absurdy, które pokonałam: Można jeść 2000 kcal i więcej i nie tyć, więc absurdem jest trzymać cały czas 1200 kcal czy 1500 kcal!!!
Węglowodany tuczą= NIE, nie tuczą!
Należy jeść 5 posiłków – NIE – należy jeść wtedy kiedy jest się głodnym!

Największa bariera, którą przełamałam: Jedzenie do syta, jedzenie dużych śniadań, jedzenie zgodnie z zapotrzebowaniem kalorycznym, a nie 1200 kcal…

Muszę popracować jeszcze nad: lękiem przed jedzeniem, jeśli zjem coś bardziej kalorycznego łapie mnie dół, że wszystko zaprzepaściłam, wtedy mam ochotę się nażreć. Boję się produktów pełnowartościowych czy pełnotłustych, ale staram się rozsądnie i pomału włączać je do diety, aby mój jadłospis wyglądał normalnie, a nie ortorektycznie. Muszę uważać na alkohol, stąd na ten moment wykluczyłam go całkowicie z diety.

Wiem, że: jeśli nie zacznę kombinować, a będę kochać swoje ciało, dziękować mu, przytulać je, dbać o nie i przede wszystkim słuchać to wszystko będzie dobrze.

Czuję się: spokojniejsza wewnętrznie, silniejsza i szczęśliwa!

Wierzę, że: moja praca nie pójdzie na marne i będę dbać o siebie oraz że moje ciało mnie nie oszuka, bo jest mądre.

Jestem: dumna z siebie oraz pozytywnie zaskoczona!

*

No widzisz, blogerka bez dyplomu, a takie cuda odprawia. Żartuję! Po prostu każde ciało, jak się da mu to, czego potrzebuje i potem zostawi w spokoju, wróci do normy.
Jeżeli jednak chcesz, abym pomogła Ci tego dokonać, odezwij się do mnie na [email protected]

Mentoring, to inwestycja, ale w porównaniu z tym, ile jeszcze wydasz na zbędne jedzenie, leki i psychiatrów, ile czasu i zdrowia zmarnujesz, to naprawdę pikuś.
Prawda, Ania?

Published On: 30 czerwca, 2019Kategorie: ŚwiadectwaTagi:
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

4 komentarze

  1. Avatar
    julka 30 czerwca, 2019 at 6:50 pm - Odpowiedz

    nie nie kaze wedlug mnie splycasz wszystko

    • Avatar
      Just 30 czerwca, 2019 at 10:55 pm - Odpowiedz

      Bravo!

      Co do komentarza w/w….tez bylam pewna, ze nie kazde…jak przestaniemy kombinowsc z jedzeniem…to bedziemy wazyc tyle na ile genetyka nas zaprogramowala..kiedys o tym wspominala Ania…wystarczy zaufac cialu…wziac pod uwagę, ze ludzie wokol jedza…korzystaja ze sklepow, lodziarni i restauracji…nie zwracaja tego…a wygladaja normalnie!..wystarczy zaufac sobie….

      Pozdrawiam!

  2. Avatar
    Klaudia 1 lipca, 2019 at 9:16 am - Odpowiedz

    Super świadectwo :)! Apropo diet 1200-1500 kcal: ostatnio stwierdziłam ze lata bulimii odcisnęły się nie tylko na moim mózgu ale tez na ciele. Mam straszne rozstępy i cellulit. Postanowiłam udać się po pomoc do pewnego studia, który w swojej ofercie ma różne stacje zabiegowe które mogą pomoc ujędrnić co nieco. A do tego dieta gratis ! No to po konsultacji, w której grzecznie opowiedziałam o moich preferencjach żywnościowych, uczuleniach i na temat tego ze jestem dosyć aktywna fizycznie( na nogach od 5 do 22 i bieganie 2-3 razy w tygodniu, rower) dostałam dietę 1300 kcal bez węglowodanów! Hahahahah prawie spadłam z krzesła :) diety oczywiście nie stosuje ale chciałam zobaczyć z ciekawości co oferują młodej aktywnej kobiecie która oprócz codziennej aktywności będzie ćwiczyć dodatkowo w ich studiu :) masakra

    • Avatar
      Skrzat 1 lipca, 2019 at 7:20 pm - Odpowiedz

      Masakra to mało powiedziane. Najgorsze jest to, że ludzie naprawdę wierzą w te brednie, bo przecież dietetyk tak powiedział. Później dziwne, że samopoczucie do bani, a wieczorami przystanek końcowy to lodówka.