Ile jeszcze?
Już po świętach, a ja powinnam pogratulować Ci sukcesu, albo pocieszyć, że „nic się nie stało”. Wypadałoby napisać o małych krokach, jakie właśnie stawiasz albo o wybaczaniu sobie, jeżeli ich nie stawiasz. I że zawsze możesz postawić.
Generalnie to powinien być tekst podsumowująco – wspierający.
Ale dzisiaj napiszę coś innego.
Zadam Ci po prostu pytanie: Jak długo jeszcze chcesz tak żyć?
Jak długo będziesz usprawiedliwiać się przed sobą, że inaczej nie potrafisz, obiecywać, że to ostatni raz? Że skończysz od poniedziałku, od nowego roku, od urodzin, od jutra?
Pamiętasz, jak mówiłaś dokładnie to samo w zeszłym roku? I poprzednim? I jeszcze dawniej?
Pamiętasz, że na tamtej „jeszcze tylko raz” ostatniej Milce miało się skończyć? A to było pięć lat temu…
Ile jeszcze kilogramów schudniesz, po to by w nie potem przytyć i ile przytyjesz, po to by je potem zrzucić? Jaki będzie wynik końcowy tego równania? 100 kg, 500 kg, tona?
To właśnie napiszą Ci na nagrobku? „Schudła i przytyła w swoim życiu tonę”.
Takie chcesz mieć największe osiągnięcie?
Przecież sama wiesz, że przy wilku na wiele więcej nie wystarczy czasu.
Możesz zrobić karierę, ale to będzie kariera na pół gwizdka. Bo cała para poszła w gwizdek czajnika gotującego wodę na senes.
Możesz wychować dzieci, ale doglądając je jednym okiem. Drugie będzie i tak zawsze skierowane w stronę lodówki i wagi. Życiowy zez rozbieżny.
Możesz się zakochać, podróżować, przyjaźnić i tańczyć, ale nigdy nie będzie Cię w tym do końca. Będziesz w swojej głowie, analizująca tabelki kaloryczne i poziom wylewu tłuszczy zza paska. Nie będzie Cię w Twoim własnym życiu, rozumiesz?
Przegapisz swój jedyny czas, zmarnujesz go, obudzisz się za późno, tylko po to by stwierdzić jak bezsensowna była ta walka.
Więc pytam Cię; jak długo jeszcze masz zamiar to tolerować?
Zbliża się KOLEJNY rok kręcenia się w kółku i gonienia za własnym ogonem, aż do mdłości?
Kolejny rok pod znakiem „jakoś to będzie”?
A przecież możesz więcej.
Możesz w końcu potraktować się poważnie i zrobić to, co trzeba. Masz tutaj wszystkie potrzebne narzędzia, by wyciągnąć się z tego sama. Skorzystaj z nich i nie mów, że nie wiesz jak.
Nie, to nie jest łatwe, to wymaga stania się większym człowiekiem niż jesteś, wyjścia poza swoje małe wymówki i małe codzienne zmartwienia, że przytyło się 100 gram.
Zrób więc to w końcu. Skończ z tym raz na zawsze. Niczego Ci nie brakuje, aby tego dokonać. Po prostu postaw ten krok i nie bój się, bo ani nie przytyjesz, ani nie stracisz sensu życia. Odnajdziesz go.
Ja i setki innych Wilczyc czekamy na Ciebie po drugiej stronie.
To jest możliwe.
Jeżeli nie wiesz od czego zacząć, śmiało napisz do mnie.
Święta jeszcze trwają:)
myślę, że wiele z nas nowy rok traktuje jako nowy start, byłoby świetnie gdybyś dodała w styczniu kilka motywujących postów, najlepiej takich prosto z serca, bo one trafiają najbardziej przynajmniej do mnie
:)
zgadzam się :)
Ania a co jeśli strach przed porażką jest tak wielki,że ścina nogi i przestajesz wierzyć,że się uda?bo np.ostatni koniec roku różni się od tego tym,że wtedy miałam więcej nadziei na wyzdrowienie a teraz jest jest coraz mniej.Mam wrażenie,że jako jedna jedyna na całym świecie po prostu nie pozwalam sobie na szczęście i to jest coś co blokuje mnie najbardziej,,dokładnie wiem co robić,jak działać itp ale ta wiedza mi nie starcza.
Mam to samo co Ty …już .i się nie chce próbować, nie mam siły bo wiem, że znów się nie uda :/
Mam tak samo strach przed kolejną porażką, bo ile razy można próbować? Boję się, że i tym razem nie sprostam oczekiwaniom więc lepiej być w go…. Niż utopić się w szambie
dziekuję za ten post..
Dzis wiele z nas ma dola…ZNOWU BYLO JAK ZAWSZE
Ja skorzystałam ze zdrowych, świątecznych przepisów dostępnych w internecie i czuję się zadziwiająco dobrze:) Święta to dla mnie czas dla bliskich, a także najlepszy moment na zatrzymanie się i przygotowanie na nadchodzący rok, spisanie nowych postanowień i celów:)
https://ladymademoiselle.pl
Dzisiaj jest 11 dzień mojego nowego życia ;) Aniu Twoje rady zastosowane w 90% – nie umiałam tylko nakładać co 40 minut porcje jedzenia. Ale wysunęłam rano dobre śniadanie a pozniej słuchałam organizmu a nie głowy ;) ani jednego napadu obżarstwa i ani jednego rzygania :) takie imprezy zawsze kończyły sie jakimiś środkami przeczyszczajacymi a teraz nic! Jeszcze bedą ze mnie normalni ludzie ;) tym które nie dały rady powiem tylko, ze warto przerwać ten stan
Dziewczyny! Mam pytanie co do monitornigu. Z powodów zdrowotnych nie mogę jeść większości rzeczy ,lekarze oczywiście wciskali mi tonę leków ,ale dzieki diecie HCLF złożone z 'nie dotkniętych’ przez człowieka produktów jest jakiś progres, choć nie zmienia to faktu, że od od 2 miesięcy moja dieta jest bardzo ograniczona. Chciałabym wykupić kurs z Anią, bardzo potrzebuje jej wsparcia, by zakończyć 6 letnią walkę z zaburzeniami odżywiania, lecz boje się ,że będę musiała podążać schematem 4 posiłków dziennie i bez eliminacji X czy Y. I stąd właśnie pytanie- jak to wygląda z monitorowaniem diety i traktowaniem niektórych 'zasad jedzeniowych’, gdy wynikają one z troski o zdrowie a nie przyspieszenia schudnięcia ?
Kochana, najlepiej zapytać u źródła. :)
Miałam wiele podopiecznych na specjalnej diecie i jest to do zrobienia. Fakt, to więcej pracy, ale przecież jest wiele osób z taką dietą, które się nie objadają i nie wymiotują, prawda?
Wszystko się więc da :) Napisz do mnie na prive: [email protected] :*
super! Dziękuję bardzo za odpowiedź ^_^
Nienawidzę. Nie mam rodziny i już mieć nie będę a święta to czas dla rodziny. Mój czas już minął. Już niczego nie naprawię. Mam absolutnie wszystkiego dość.
Bardzo mi przykro ,że nie masz rodziny, cokolwiek kryje się pod tym statusem. Moja rodzina również zrezygnowała ze mnie i zostałam sama, ale to nie definiuje ani Ciebie ani Twojej przyszłości. Znajdziesz ludzi ,którzy dadzą Ci miłość i zastąpią złe skojarzenia ze słowem ,,rodzina” dobrymi.
Hej, przed świętami byłam 4 dni na fantastycznej drodze. Az 4 dni bez obzarstwa i rzygania. Czulam się bosko… a potem wigilia i schemat identyczny jak od 8 lat. Pozarte, porzygane… szal trwa do dzis. Dochodzi czwarta nad ranem, a ja nie moge spac, bo jadlam od samiutkiego rana do 2, zwrocilam niewiele, nie mam do siebie siły… czasami mysle, ze chyba znowu czas na szpital. Tylko znowu cale zycie w.odstawke… jak mi jest cholernie zle ,dziewczyny…. obym od jutra po prostu dala rade.
Dziewczyny nie mówcie tak..na pewno są ludzie którzy Was bardzo kochaja którym na was zależy. Wierzcie mi ..dacie radę..dzieki Ani i jej wsparciu ..radom które wam daje..zawsze można zacząć od początku..i cieszyć się każdym nawet najmniejszym sukcesem ..ja bardzo cierpię bo śmierci corci ..czasem mimo jogi terapii na której intensywnie pracuje wydaje mi się że już nie dam rady ..ze serca nie wytrzyma..ze kolejną noc ciężka..(od pół roku przespałam może 5 nocy bez ciągłego budzenia się) wtedy patrzę w oczy syna który się o mnie martwi ..ciagle mnie pyta mamo ..co Ci jest mamo..i wiem że jestem mu potrzebna że muszę być dla niego i nie dac mu odczuć że jest mniej ważny.. Mam też kochających rodziców męża przyjaciół..kolo Was też są ludzie dla których jesteście ważni..badzcie ważni też sami dla siebie ..przecież że sobą żyjemy całe życie !mocno was wszystkie ściskam kibicuje wam w tej walce o zdrowie i myślę o Was..
Do mnie nikt nie mówi mamo i nigdy nie powie. Nie mam rodziny i mieć nie będę, bo już nie mogę mieć dzieci.
A ja jestem czysta od kilku miesięcy i mam wrazenie ze nigdy wilka nie miałam. Jem wszystko i jest tak jak kiedyś. Tak jakby te 3 lata „chorowania” tylko mi sie snily. Pozdrawiam i szczesliwego nowego roku ;)
Jak to robisz? Czytam bloga Ani od miesięcy, a dalej nie potrafie z wilka wyjść… ba, jest coraz gorzej, ciagle jem, rzygam i ciagle tyje. Dla mnie chyba juz nie ma ratunku. Jeszcze mam w glowie slowa psycholog, ze po tylu latach (8-9), wyjscie z bulimii jest juz na 90% nie możliwe. Stracilam nadzieję….
Kochana, zmień psychologa, albo najlepiej przyjdź do mnie. Jak można takie rzeczy mówić ludziom!? I to jeszcze z pozycji autorytetu lekarza.
Ja Cię ZAPEWNIAM, że możesz z tym skończyć i to szybciej niż myślisz!
Psycholog to nie lekarz (chyba że niezależnie jedna osoba ukończyła dwa kierunki studiów).
Olu…też myślałam, że dla mnie nie ma ratunku. MÓJ DOROBEK ŻYCIA BEZ życia: 5 lat anoreksji, następne 9 lat bulimii….14 lat na dietach i obżeraniu. Zero normalnego życia. Żadnego dnia bez myślenia o jedzeniu. KOSZMAR, DRAMAT, ROZPACZ, TRAGEDIA :( WYLANE MORZE ŁEZ, WYRZYGANE MORZE JEDZENIA :( Aż nastąpił przełom. Luty 2016 – zaczęłam pisać z Anią. Pytałam ją o różne rzeczy, a ona mi odpisywała. Zawsze. Za darmo. Za dnia i w nocy. Czytałam wszystkie posty, oglądałam wszystkie filmiki. Czas mijał. Dojrzewałam do życia bez wilka. Na mentoring nie odważyłam się. Ja, ta najmądrzejsza chciałam wyrwać się sama z tego piekła. Nie wiem na jak długo mi się udało, ale WYRWAŁAM SIĘ ! Jestem na poziomie życia, świadomego życia, życia, w którym zauważam każdą minutę, kiedy patrzę na swoją córeczkę, nie tego kiedy rzygałam, bujając wózek by się nie obudziła…życia, kiedy myślę z kim spędzę Sylwestra nie tego, kiedy planowałam co przygotuję pysznego, co kupię, by móc całą noc mieć boską ucztę…., życia, w którym czuję zapach mojego męża, a nie tego o zapachu czekolad i ciastek schowanych w półce z ciuchami…życia, w którym mam swoje marzenia, plany, a nie tego, kiedy 15 lat moim planem było co zjeść i kiedy i gdzie wyrzygać…W KOŃCU JESTEM W ŻYCIU, W SWOIM ŻYCIU, W ŻYCIU MOJEJ RODZINY. DZIĘKUJĘ CI ANIU! Dziś mija rok i 3 miesiące odkąd nie wymiotuję. Po prostu. Po prostu czara się wtedy przepełniła. Mój organizm i świadoma ja powiedzieliśmy wspólnie: BASTA. ZACZYNAMY ŻYĆ, A NIE WEGETOWAĆ! Czasem są dni gorsze, czasem lepsze, czasem zastanawiam się czy wilk wróci, czy nie. Nie wiem. Ale wiem na pewni, że dziś będzie kolejny czysty dzień. A co będzie jutro? zobaczymy :) ANIU GRUSZCZYŃSKA! DZIĘKUJĘ CI Z CAŁEGO SERCA ZA POMOC, WSPARCIE, ZA MAILE, RADY, POCIESZENIA I DOBRE SŁOWO. a Wy dziewczyny, nie wahajcie się prosić Anię o pomoc :) DZIĘKI TOBIE ANIU , BOGU I SOBIE ZACZĘŁAM ŻYĆ.
Hej, zamawialam ksiazki przed swietami. Kiedy moge sie ich spodziewac? :) pozdrawiam serdecznie!
Kochana, napisz do mnie na [email protected] i podaj adres, to sprawdzę, ok?
Ten post jest tak bardzo prawdziwy. Ania ma rację – życie z zaburzeniami to nie jest życie. Będąc na wiecznej diecie wiem, ile mnie ominęło – wyjścia ze znajomymi, spotkania rodzinne, popsute relacje, zawalone treningi mojego ulubionego sportu, zawalone egzaminy – bo dieta. Jakimś cudem trafiłam na tego bloga i to był przełom. Wiele razy szukałam bezskutecznie pomocy. Tutaj trafiłam dopiero kilka miesięcy temu, przypadkiem. Bardzo żałuję, że nie udało się wcześniej. Dlatego dziewczyny! Doceńcie to, że trafiłyście na Anię! To już połowa sukcesu.
Jak tu trafiłam, to czytałam te posty i płakałam, bo to było jakbym czytała o sobie, wreszcie zrozumiana. Dlatego piszę po raz drugi – doceńcie to, że jesteście w miejscu, gdzie ktoś was rozumie!
No i postanowiłam, że zaczynam nowe życie. Na początku opierałam się na wiedzy z bloga, potem zamówiłam też książkę. I teraz uwaga – moje życie zmieniło się praktycznie z dnia na dzień. Wyliczyłam moje zapotrzebowanie, zjadłam jak należy – i pyk, po tygodniu już się czułam całkiem pewnie. Znikło wewnętrzne napięcie. Dzisiaj mijają dwa miesiące. Ani jednego napadu. Po 15 latach zaburzeń i kompulsywnego objadania się.
Także dziewczyny – nikt tego za was nie zrobi. Trzymam kciuki, żeby wam się wszystkim udało. Bierzcie się do roboty, teraz, już. Nie od jutra. Buziaki! :*