Niedziela bez wilka: Julia, co po prostu chciała
Początek stycznia 2019, zapowiada się kolejny, piąty już rok z bulimią. Zwracam wszystko, łącznie z napojami i warzywami. Jestem po kilku próbach rzucenia tego gówna, ale każda z nich kończyła się porażką. Moje ciało już nie jest tak szczupłe jak na początku – wygląda niezdrowo, jest chude, ale napuchnięte, mimo tego, że WYDAJE MI SIĘ, że przecież niczego nie przyswaja.
Jest tak aż do mojego wyjazdu na Wyspy Zielonego Przylądka, 3-ego stycznia, z moim chłopakiem. Przeczyszczanie na ostro, a że mamy all inclusive to jeszcze częściej niż zwykle. Idziemy na plażę. Kraj jest dość dziki, opieka medyczna średnia, a ja nagle czuję kołatanie serca i czuję, że zaraz zemdleje. Siadam na piasku, jest 30 stopni, a mnie się wydaje, że dostanę zawału i umrę, i nikt mi nie pomoże, a mój chłopak absolutnie nie rozumie co się dzieje, jest w szoku i nie wie co ma robić.
Naprawdę? Mówię sama do siebie. Naprawdę doprowadziłam się aż do takiego momentu? Nie jestem w stanie dojść do wody na naszych cudownych, wyczekanych wakacjach?
To był ten moment. Zrozumiałam, że muszę z tym skończyć, natychmiast. Mam zbyt wiele do stracenia – cudowny chłopak, kochająca rodzina, bardzo dobra praca i tak wiele możliwości, które zaprzepaszczę ja sama, i to przez co? Przez rzyganie? Nie ma mowy!
Skończyłam z tym tego samego wieczora. Moje ciało naturalnie wiedziało, czego potrzebuje. Nie miałam ekstremalnego głodu, wydawało mi się wręcz, że w ogóle nie jestem głodna i zajęło mi trochę czasu, aż mój organizm wskoczył na dobry tor. Oczywiście przez jakiś miesiąc miałam balon zamiast brzucha, ale dzięki Tobie wiedziałam, że to tylko mój odzwyczajony od trawienia żołądek i jelita. Wylazły mi też uczulenia, o czym również uprzedzałaś. Wiedziałam więc, że to wszystko jest tylko chwilowe, przejściowe, że to tylko mój organizm się regeneruje po tylu latach męczarni.
To już czwarty miesiąc i nie miałam ani jednego “nawrotu”. Przechodzę obok swoich zapalników zupełnie obojętnie. Kupuje je nawet dla mojego chłopaka i leżą spokojnie w lodówce, a mi nawet przez myśl nie przejdzie, żeby coś podkraść.
W końcu odzyskałam swoją twarz, wcześniej non stop spuchniętą i nabrzmiałą. Dbam o swoje ciało, które pięknie reaguje na pilates i jogę. Inwestuje w dobre kosmetyki i ciuchy. W końcu czuję się ze sobą świetnie i odzyskuję swoją dawną pewność siebie. Odkąd moje pieniądze nie lądują w sedesie, z ogromną przyjemnością inwestuję w siebie i zbieram na kolejne wakacje.
Znowu jem zdrowo, bo zawsze zdrowo jadłam i kiedyś – do czasu bulimii – wydawało mi się to absolutnie naturalne. W końcu czerpię z tego przyjemność i myślę o tych wszystkich dobrych składnikach, które działają na rzecz mojej urody i zdrowia. Próbuję odbudować swoje włosy, które niestety w dużej ilości wypadły. Pewnie trochę potrwa zanim wrócę do swojej dawnej formy, ale poczekam cierpliwie.
Jestem dumna z siebie i ze swojego mądrego ciała, które mimo mąk, jakie mu fundowałam przez ostatnie lata, jest dla mnie cudowne i w końcu gramy do tej samej bramki.
Nie przytyłam, wręcz wyszczuplałam, chociaż jem regularnie i nie zamęczam się ćwiczeniami. Odzyskałam rysy i czuje się dużo atrakcyjniejsza.
Dziękuje Ci Aniu, bo bez Ciebie bym tego nie zrobiła. Nie wiedziałabym, że można tak po prostu przestać. Trzeba tylko chcieć. Cierpliwie przeprowadziłaś mnie przez każdy etap swoimi postami i będę Ci za to już zawsze przeogromnie wdzięczna.
Dziewczyny DA SIĘ. Bez psychologów, terapii i leków. Po prostu chciejcie.
*
Potrzebujesz pomocy? Napisz do mnie.
„Dziewczyny DA SIĘ. Bez psychologów, terapii i leków. Po prostu chciejcie.” to zdanie znowu wywoła tu burzę. Bo wg, mnie zostało wypowiedziane z niezrozumienia. To nie chcenie spowodowało, że stary błędny program pt. odchudzanie przez rzyganie został w jednej chwili skreślony przez WSZYSTKIE programy w głowie, te świadome i nieświadome. Tym co to umożliwiło nie było CHCENIE ale potężny STRACH, zagrożenie życia. W jednej chwili nastąpiło zrozumienie,i podjecie decyzji co się liczy: życie czy wygląd. Wygrało ŻYCIE. Jeśli ktoś nie chce czekać aż postawi się w takiej sytuacji powinien się ratować na różne sposoby. Nie wiadomo co do kogo trafi. Dobra terapia też daje wgląd wewnętrzny, który umożliwia zobaczenie tego czym się kierujemy dokonując wyboru takiej niszczącej drogi do wymarzonej sylwetki, jaka stosują bulimicy. Tak ja to widzę. Pozdrawiam.
W punkt!
Cudownie to czytać. Tekst dodaje wiary, siły i motywacji ♥️♥️♥️. Wszystkiego dobrego dla Ciebie
Ja myślę, że zawsze trzeba chcieć i to jest punkt pierwszy, co w ogóle nie wyklucza terapii, a wręcz dopiero ją umożliwia, bo tu nie chodzi o jedzenie, chodzi o akceptację i świadomość przeżywania własnych emocji, swojego ciała, swoich wad, przyjęcie swojej ciemnej strony, akceptacja i zmiana, którą robimy sami, ale terapeuta pozwala spojrzeć z innej perspektywy i przeprowadzić przez ten proces. Dlatego szanuję tego bloga, również uważam, że DECYZJA jest najważniejsza, ale to w ogóle nie zmniejsza roli terapii, a wręcz przeciwnie, dopiero nadaje jej właściwy sens i z dużą ostrożnością bym podchodziła do tak dużej negacji terapii, bo tu nic niczego nie wyklucza. Jeśli ktoś tylko zacznie jeść normalnie, nie ucząc się przeżywać i akceptować swojego wnętrza, wypełni tą kompulsję inną obsesją-ucieczką jak sport, praca, uwieszenie się na drugim człowieku, zakupocholizm itd.
Ale jeżeli spojrzymy na ED jako na nałóg, w który się wpadło z powodu kombinowania z dietą, sprawa jest o wiele prostsza. Tak, niektóre kobiety dalej bądą tak samo niepewne siebie jak w okresie gdy były nastolatkami, wiec warto się tym zająć. Większość jednak nie ma takich problemów i „jedynie” nie potrafi jeść normalnie. Wtedy nie ma sensu grzebać się w przeszłości. Można z tym skończyć z dnia na dzień. I to jest PIĘKNE.
Jeśli spojrzeć w taki sposób to tak, pytanie czy takie spojrzenie jest prawdziwe. Pytanie podstawowe, dlaczego taka osoba w ogóle wepchnęła się w dietę, dlaczego akurat ona zatraciła kontrolą nad nią i „wpadła”. Jedzenie jest czynnikiem pierwszym, którego nie może zabraknąć w terapii, natomiast to nie rozwiąże problemu nadmiernej potrzeby kontroli, hamowania swoich emocji, uczuć, zabierania sobie prawa do życia i wolności itd. Jeżeli problemem było TYLKO jedzenie to pytanie czy to była anoreksja/bulimia na tle psychicznym :) Ja piszę z perspektywy 16 lat wali z anoreksją, w ciągu której otarłąm się o śmierć z powodu zagłodzenia, walki którą wygrywam bardzo powoli i niestety nie wystarczy TYLKO chcieć i jeść, bo to wraca, niestety, dopiero uporządkowanie siebie, emocji, uczuć, zgoda na siebie, co bez pomocy kogoś z zewnątrz, kogoś z dystansem, jest bardzo trudne lub niemożliwe :) I nie piszę, żeby kogoś podważać, super jeśli pomagasz różnym osobom!, ale chciałabym przemówić głosem osób zaburzonych głębiej, osób które potrzebują pomocy, a wpadając na Twojego bloga mogą świadomie ją odrzucić stwierdzając że wystarczy tylko chcieć i jeść, a czasami naprawdę to jest niezbędne, ale niewystarczające… Pozdrawiam! :)
Kochana, o tych zagadnieniach też pisałam już nie raz. Także mówię, że jeżeli ktoś chce iść na terapie, to niech idzie. Jednak jednocześnie zapewniam, że zazwyczaj sprawa jest o wiele wiele prostsza.
Marta, dokładnie jest jak mówisz. ” dopiero uporządkowanie siebie, emocji, uczuć, zgoda na siebie, co bez pomocy kogoś z zewnątrz, kogoś z dystansem, jest bardzo trudne lub niemożliwe”
w punkt… moim marzeniem byłoby tak po prostu zacząć jeść normalnie, z dnia na dzień zaakceptować siebie.. Każdy kto się zmaga z tym to wie jak strasznie jest to trudne. Ja po 10 latach diet, głodówek w początkowych latach – jestem obecnie w okresie kiedy nie znoszę siebie, nie mogę na siebie patrzeć, popadłam w zaburzenia odżywiania, w depresję, biorę leki i chodzę na terapię, chociaż z jednej juz zrezygnowałam bo terapeutka była nieporozumieniem. Po prostu chcieć? ja chcę i co.. stałam się niewolnikiem własnego ciała, popadłam w jakieś okropne sidła a moja relacja z jedzeniem jest przechora. Mówienie, że wystarczy chcieć, że to takie łatwe jest – bzdura.
No tak, tylko że jeśli nie ma zagrożenia życia bo nie masz bulimii, ale miałaś anoreksję i po napadach szybko przekroczyłaś dawną wagę i w końcu stanęła na 85kg bo jednak starasz się zdrowo odżywiać i ruszasz się i CHCESZ schudnąć ale ciągle masz ochotę na słodycze, nie wiesz czy porcja obiadu którą jesz jest duża czy mała i jeśli otworzysz paczkę ciastek to nie jesteś w stanie zjeść jednego to nie wiem jak jeszcze musisz chcieć żeby skończyć tak jak Julia… Cieszę się bardzo że tyle tu pozytywnych listów, jednakże u mnie to wszystko nie działa.. ahhh
Uwazam że to krzywdzace powiedziec “da sie trzeba tylko chciec”. To jak jakbypowiedziec “Sama jestes sobie winna jeżeli tobie nie wychodzi”. W tym sensie zbliżasz się trochę retorycznie do takich twierdzeń w stylu „jesteś gruba, to twoja wina bo nie masz dość siły”. A to wszystko nie jest takie łatwe, wiem, bo sama tego doświadczyłam. Uważasz aniu ze sama z tego wyszłaś, dzięki swojej decyzji a jednak spójrz, nie każdemu jest tak łatwo te decyzje podjąć i w niej trwać. Uważam że to jest jednak bardziej złożone niż chce/nie chce.
No zgodzę się z Tobą, bo dla mnie to trochę jak osobie z depresją powiedzieć, kurde weź się w garść! zobacz życie jest piękne… To tak niestety nie działa i jest trochę bardziej skomplikowane…
Nie kochana, depresja to zupełnie coś innego. Nikt nie kombinował przy swoim nastroju przed jej wystąpieniem. Błędne koło zaburzonego jedzenia tak właśnie powstało. Przeczytaj mój post „objawy” tam to dokładnie tłumaczę.
Ja chce! Ja niczego nie pragnę bardziej niz uwolnienia sie od obsesyjnego myslenia o jedzeniu:( ja już nawet nie lubie jeść. Jestem tym tak bardzo zmęczona a jednak nie potrafię przestać. Czasem czuje ze im bardziej chce tym mniej mi to wszystko wychodzi. Głupi nałóg !!
Też się zgadzam z pierwszym komentarzem – tu zdecydował STRACH o życie. ED to też zaburzony mózg (neuroprzekażniki), więc DA SIĘ to porównać do depresji (piję do tego „wystarczy chcieć”, to jakby osobie w depresji powiedzieć WEŻ SIĘ W GARŚĆ). Normalnie aż mną telepie po tym poście, Anka. To, że trafiałaś na h.ujowych terpaeutów, nie znaczy, że wszyscy tacy są.
Tobie się udało samej wyjść z ED, super.
Autorka pisze, że od 4 miesięcy jest czysta – poczekajmy jeszcze 4, potem rok, pięć – jak tu wróci i powie, że jest zdrowa, to super, szczzerze będę się cieszyć.
Ale wszystkie publikowane listy to zwierzenia na bieżąco, zwykle dziewczyny piszą o kilku tygodniach, miesiącach, max roku. A co się dzieje z nimi potem, nikt nie wie. Chciałoby się przeczytać takie historie zdrowienia po 5, 10 latach.
Aha, co do bulimii, to tu działa co innego niż w „zwykłym” BED – wymiotowanie. Nie chodzi o napchanie się i obżarstwo jak w bed, tylko o rzyganie. Żarcie to tylko jedna z części składowych – ulgę przynosi dopiero wymiotowanie, które z czasem staje się sensem zycia. Mimo że chcemy z tym skończyć, nie da się.
zgadzam sie, odnosnie terapii. Po za tym, nigdy Aniu nie masz pewnosci, ze te nieudane terapie nie mialy zadnego wplywu na Twoje wyzdrowienie. Terapia to praca, efekty nie pojawiaja sie od razu, czasem jedno-dwa zdania kielkuja w czlowieku dlugie miesiace, lata… ja sama po za terapia indywidualna, odbylam dwie grupowe i mimo, ze ciagle jestm przekonana, ze to nie dla mnie, swojego problemu nie poruszylam ani razu i ledwie kilka razy udzielilam sie w dyskusji, to uwazam, ze to wlasnie terapie grupowe pomogly mi najbardziej. To ludzie, akceptacja, poczucie wspolnoty… tego potrzebowalam i tam to dostalam. I bralam od tych ludzi garsciami wszystko, co z siebie dawali. I tak naprawde terapii nie zakonczylam sukcesem, w pewnym momecie psychiatra i terapeuta stwierdzili, ze stoimy w miejscu i byc moze powinnam pomyslec o przerwie, dowiedziec sie czego tak wlasciwie chce. Po tym moja noga nigdy nie stanela juz u zadnego terapeuty (ah ta duma!), sama tysiac razy w kolko przerabialam w sobie wszystkie te lata sesji, charowalam ciezko z tym co mialam, z tym z czym zostalam, z tym co zostalo zasiane ale za cholere nie chcialo kielkowac. I wreszcie zakielkowalo, nie samo, bo potrzebowalo bodzca, szczesliwego splotu wydarzen. Dzis jestem zdrowa, przeszlam wszystkie etapy zdrowienia ale nie smiem powiedziec, ze to ja siebie uzdrowilam bo chcialam, tak naprawde nie chcialam, bylo mi wszystko jedno. ale dzien po dniu, krok po kroku doszlamu tutaj gdzie dzisiaj jestem. Dzieki terapii, bo to tam zaczelo sie moje zdrowienie.
Chyba jednak ja lepiej wiem co zdecydowało ;)
Palpitacje serca i lek o życie miałam już wcześniej, jak mdlałam i myślałam, uwieszona nad kiblem, ze w końcu umrę. To trwało 5 lat :) i wiele razy próbowałam z tego wyjść i nic, tak jak napisałam w pierwszym akapicie. Przeżyłam wiele porażek, ale tego jednego dnia zdecydowałam, że ani jednej więcej. I to była MOJA decyzja, a nie decyzja lęku.
Ale rozumiem Wasze frustracje, tez to miałam czytając wcześniej posty dziewczyn, które z tego wyszły a ja cały czas w tym tkwiłam. Moja historia miała na celu dodanie Wam otuchy i siły, i mam nadzieje, ze komuś jednak pomoże.
Z chęcią odezwę się również za kilka miesięcy / rok ;)