Niedziela bez wilka: krótkie świadectwo Iwony
Droga Aniu,
Nie wiem jak długo byłam bulimiczką, bo zaczęło się jakoś w klasie maturalnej (19 lat), a teraz mam 26 lat. Tylko że wtedy jak się zaczęło, poszłam do psychologa szkolnego i niby mi Pani pomogła – głównie stwierdzeniem, że moje objadanie się i wymiotowanie, to nie jest bulimia. Ucieszyłam się i przestałam wymiotować!
Ale potem jakoś raz na miesiąc i tak to się „zdarzało”. Potem w wakacje wyjechałam do pracy sezonowej trzeci raz z rzędu i jak zawsze chciałam tam zgubić kilka kilo i zrobić wrażenie na rodzinie po powrocie. Tylko tym razem nic nie schudłam, bo rozkręciłam się na całego z objadaniem i zaczynałam nawet chodzić do sklepu przez pół miasta, żeby kupić sobie coś, co bym mogła wyrzygać.
Takie wymiotowanie 2 razy w tygodniu, a czasami tylko 2 razy w miesiącu- ciągnęło się do momentu jak z mężem postanowiliśmy się starać o dziecko. Powiedziałam mu o bulimii tylko że on niewiele z tego rozumiał. Jak mu powiedziałam za jakiś czas, że przestałam, to mi uwierzył. A przestałam tylko jakoś na miesiąc. Staraliśmy się o dziecko z cztery miesiące. Zaszłam w ciążę, ale niestety poroniłam, mimo że nie wymiotowałam. Po dwóch miesiącach znowu się udało. Tym razem owocnie, urodziła się córka. W tym czasie zwymiotowałam może dwa razy i przestałam.
Szybko zgubiłam kilogramy i trzymałam wagę. Urodziła się kolejna córka i teraz po ciąży w tym roku na drakońskiej diecie (1600) zgubiłam w niecałe dwa miesiące nadprogramowe 11 kg. Zaczęłam ćwiczyć regularnie, zwiększyłam trochę kalorie i wtedy bulimia wróciła. I to nawet dwa razy w tygodniu. Na pewno było to po prostu dla mnie za mało kalorii, bo codziennie ćwiczę no i mam dwójkę małych, rozbieganych dzieci wymagających poświęcenia i ruchu.
Nie wiem dlaczego, ale Twojego bloga odnalazłam dopiero 3 sierpnia tego roku! Już długo szukałam jakichś informacji o bulimii w Internecie i nigdy do Ciebie nie trafiłam!
3 sierpnia ostatni raz wymiotowałam. Byłam zdenerwowana na męża i środku nocy wyciągnęłam czekoladę i zjadłam całą na poprawę humoru, a potem poszło… I wtedy znalazłam Twojego bloga i czytam go regularnie. Dokładnie przed chwila przeczytałam post „świadectwa” i musiałam napisać.
No więc zaczęłam jeść normalnie, bez liczenia kalorii wtedy, kiedy jestem głodna i tylko do momentu sytości. Czuje się tak dobrze, jak nie pamiętam kiedy! Nie czekam z zegarkiem w ręku na posiłek i jestem mniej nerwowa. Skorzystałam i ja i moje dzieci. DZIĘKUJĘ!!!!
To Twoja zasługa i Twojego bloga!
Dodam, że z wagą zmagałam się od 16 roku życia. Wtedy doszłam do 84 kilo i przez 2 lata powolutku chudłam do 62 kilo (i to bez żadnych kompulsów). I to jest moja waga, bo właśnie ją utrzymuję najczęściej w swoim życiu. Teraz mam 59.5, ale myślę, że to kwestia dodanych regularnych ćwiczeń. Mam 160 cm i 26 lat. Ogólnie moja waga się chwieje, ale głównie było to przez po prostu ciąże.
Teraz wierzę, że pozbyłam się tego pasożyta raz na zawsze. A to było takie proste… Wystarczyło trafić do Ciebie. Na razie to krótki czas, ale nie chcę z powrotem adoptować wilka i wiem ze się uda.
Pozdrawiam,
Iwona
Gratulacje. Wszystkiego dobrego dla Ciebie i Twojej rodziny <3 Przekażcie córkom prawdziwe wartości. Dziewczynki siłą rzeczy są szczególnie narażone na współczesną plagę pt. ,,Kult ciała". Też mam córkę (na razie jedyne dziecię) i bardzo bym nie chciała, aby w przyszłości przejęła moje patologie.