Niedziela bez wilka: rzeczy oczywiste Emilli
Droga Aniu!
Postanowiłam do Ciebie napisać z wielkim DZIĘKUJĘ! Potrafisz otworzyć człowiekowi oczy na rzeczy tak naprawdę logiczne.
Nie mam bulimii ani anoreksji. Po prostu się obżerałam i do tego byłam uzależniona od słodyczy. Zdawałam sobie z tego sprawę i już wybierałam się na terapię i po leki. Wtedy przeczytałam Twój post „Beznadziejna dieta”, który trafił w sedno. Od tego czasu wprost „chłonę” Twojego bloga.
Od dziecka mam problemy z nadwagą. Bieda w domu skutkowała tym, że człowiek jadł byle co i jadł tego dużo. Rytuałem były babcine obiadki 2 -3 razy w tygodniu, którymi człowiek nażerał się do bólu brzucha i mdłości. Zupełnie tak, jakby miał to być ostatni posiłek.
Co tu dużo mówić; byłam gruba. Wiecznie wyśmiewana, ciągle zawstydzona. Kiedy miałam 10 lat mama kupiła dla mnie i dla siebie koktajle i tabletki na odchudzanie z firmy Herbalife. I to była moja pierwsza dieta. Teraz mam 37 lat i nigdy nie potrafiłam jeść normalnie. Przez całe życie byłam albo na diecie albo żarłam na zapas.
Mam czwórkę dzieci najstarszy syn ma 16 lat, a najmłodszy 9 miesięcy (jeszcze go karmię). W każdej ciąży tyłam po przeszło 25 kg bo jadłam „za dwóch”. Myślałam, że tak trzeba. Poza tym przecież „jak przestanę karmić to przejdę na dietę”
I było tak, że przez rok straciłam 60 kg w ciągu roku na diecie 1000 kcal. Oczywiście wróciły jak bumerang. I takie błędne koło doprowadziło do tego, że ważę teraz 100 kg. Masakra, wiem.
Jednak dzięki Tobie uświadomiłam sobie, że wcale nie musi tak być. Nie chcę, żeby mój nałóg miał nade mną władzę.
Pierwsze, co zrobiłam, to przestałam sięgać po słodycze na podwieczorek, jeść w miarę przyzwoite 1 i 2 śniadanie, na obiad jem jedną porcję a nie trzy jak do tej pory. Potrafię zostawić pół kanapki czy łyżkę ryżu jak czuję, że mam dość. Zaczynam odczuwać sytość, choć jeszcze nie zawsze głód. Ale staram się wsłuchiwać w mój organizm. Niby oczywiste, ale nie zawsze łatwe.
Dużo dał mi do myślenia przykład jakiego użyłaś o dzieciach. Cokolwiek dobrego by im nie dać, to w momencie jak są najedzone to odwracają głowę i nie wciśniesz w nie już nic. Widzę to na własne oczy. Człowiek zamyka się na oczywiste prawdy i szuka cudów. Niestety zwykle na krótką metę. Przy czym męczy się czując głód.
Dzisiaj się zważyłam. Po 10 dniach jest 1 kg mniej. Niby nie dużo, ale czuję się jakby ubyło ich 10. Nie mam poczucia winy, które towarzyszyło mi na koniec każdego dnia, jak pomyślałam sobie ile w siebie wdusiałam. Nie czuję wstydu. Wszystko nie kręci się wokół jedzenia. Czuję się jakoś dziwnie szczęśliwa.
Chcę być normalna i chcę, żeby zamiany jakie wprowadzam były na stałe, a To co piszesz i mówisz mi w tym pomaga. Obecnie czytam Twoją nowa książkę. Wielki SZACUN za to co robisz i za to, że robisz to bezinteresownie!! Pozdrawiam Cię gorąco!!
Emilia
Ja już jestem zmęczona tym wszystkim. Tym liczeniem kalorii, uważaniem na to co jem. Do tego nie cierpię ćwiczyć. To wszystko dla mnie jest katorga. Wazę prawie 90kg i dalej tyje. A zanim schudnę te 20/30kg na 2000kcal to mina pewnie 2 lata na ciągłym niedojadaniu i męczeniu się.
Ja też ważę 90 kilo, ale czuję, że powoli w głowie zaczyna zachodzić jakaś przemiana. na początek udało mi się odstawić czerwone wino które tak uwielbiam, bo chociaż nie ma tyle kalorii, to otwierało mi furtkę do zapychania się chlebem serem i czekoladą zawsze wieczorem. Jem więcej owoców. Staram się nie myśleć o kilogramach, na razie wystarcza mi odstawienie wina. Zobaczymy co z tego wyniknie. Tyle lat byłam gruba, że mogę sobie dać czas na powolne zdrowienie. Całe życie ze sobą walczyłam, a może trzeba się polubić. Szanować. I obojętnie co powie-pomyśli rodzina jak mnie zobaczą na Boże Narodzenie i nadal będę gruba.
Właśnie widzę jak ludzie na mnie reagują na ulicy kiedy mnie widza pierwszy raz od dłuższego czasu. Widać, ze jestem już za gruba. To mnie dobija. Nie chce mi się wychodzić z domu przez to. Ciężko znaleźć na mnie jakieś fajne ciuchy. Czuje się zaniedbana. Wszystko przez głupotę. 20 kilo temu miałam jeść 2000kcal i ćwiczyć to nie. Uparcie trwalam w głodówkach i mam teraz to co mam. Nie ma innego wyjścia jak wytrwać ten rok czy 2 lata i potem będzie łatwiej w szczupłym ciele. Najgorszy jest zawsze początek. Natomiast to jak się czuje na głodówkach to jest jakieś nieporozumienie. Nie da się funkcjonować. A walczyłam ze sobą kilka lat i dopiero teraz poszłam po rozum do głowy. Masz racje. Trzeba polubić siebie niezależnie od wagi. I tak łatwiej jest jeść zdrowo tyle ile potrzebuje niż się głodzić. Do ćwiczen da się przyzwyczaić. Trzeba tylko zacząć. Mi się zmniejszyła ochota na słodycze, bo jem zdrowiej. Jednak wizja choćby roku bez słodyczy trochę mnie jeszcze przeraża. Nie ma innego sposobu. Dobrze, ze jest Ania i ten blog. Tylko dzięki niej mam szanse wyjść z błędnego koła głodówek.
Ja kiedyś przytyłam na napadach do 95 kg,,, najniższa waga 55 kg… ale byłam wtedy za chuda mimo dolnej granicy bmi niby w normie. Teraz od pewnego czasu nie mam kompulsów i naturalnie waga spadła do 60-62 kg (171 cm), czuję się ze sobą dobrze, nie dąże do tych 55 kg. Nic mi nie zwisa, podobam się sobie, mam fajne części ciała :D
Ale co chciałam napisać – da się powrócić do normalności, tylko dajcie sobie czas i zaakceptujcie swoje słabości. Nie schudnie się 20 kg w 2 miesiące. Potrzeba motywacji, chęci, wysiłku i uporządkowania głowy (a co za tym idzie – diety). Zresztą ja nigdy nie miałam anoreksji ani bulimii, nie wymiotowałam, nie ćwiczyłam, nie głodowałam, nie piłam tabletek przeczyszczających,,, po prostu się obżerałam. Też miałam biedę w domu, więc chciałam się najeść „na zapas”.
Ja też miałam już dość diet i liczenia kalorii. Chciałam coś ze sobą zrobić tylko nie bardzo wiedziałam jak. Wtedy trafiłam na blog Ani. Zrozumiałam, że to jakie ilości jedzenia pochłaniam to kwestia nawyku a nie tak naprawdę głodu. Nie mówię, że zawsze jest łatwo. Ale ważne , że jest pomoc. Wygląd to jedno , jednak świadomość tego, że się o siebie dba pozwala się nie wstydzić.( Hello- robię coś ze sobą)!!!I teraz chcę celem uczynić normalne życie z normalną ilością jedzenia a waga wróci do normy przy okazji. Wiem , że tylko wtedy to będzie zmiana na trwałe. A Ania robi świetną robotę!
Kochana, dasz radę! Poznałaś już Anię i wierzę że uda Ci się osiągnąć swoje marzenie bycia taką jaką chcesz. Jesteś wspaniałą mamą bo zawsze dajesz dzieciom co najlepsze (jedzenie za dwoje np.) bo myślałaś że tak jest najlepiej dla dzidziusia w brzuszku. Grarulacje karmienia piersią! I karm jak najdłużej, robisz wspaniałą rzecz i szacun dla Ciebie bo mleko mamy jest najlepszym co możesz dać małemu człowiekowi. Karmienie też potrzebuje około 500 kcal, więc przy zdrowej diecie…:) Trzymam kciuki! Przytulam:)