Niedziela bez wilka: rzygoparty Krzyśka
Oto świadectwo mojego podopiecznego: mężczyzny po 40stce, ojca dorosłych dzieci, właściciela firmy. Takie osoby też mogą cierpieć na bulimię. Na szczęście Krzysiek zapisał się na mój mentoring i w prosty sposób rozwiązał swój problem.
*
1,5 miesiąca mentoringu pykło. Przedtem to było prawie 5 lat niewolnictwa.
Większość dnia zajmowało myślenie o jedzeniu, a potem jak się go szybko i skutecznie pozbyć. Pochłaniało to tyle czasu i energii, że na mało co jej jeszcze starczało. Nie licząc śniadań praktycznie każdy posiłek lądował w kiblu. Jak tylko zostawałem sam czy w biurze czy w domu, urządzałem sobie (jak ja to nazywałem) rzygoparty. Najpierw spore zakupy, no a potem jedziemy z tym koksem.
I wieczory – ciągła wycieczka lodówka, dużo coli kibel i tak po 3, 4 razy każdego wieczoru. Ciągłe zmęczenie, ciągłe poczucie zimna i ta sucha skóra.
Najtrudniejszy dla mnie był 1 tydzień mentoringu; bardzo dużo wysiłku, żeby to co usłyszałem i przeczytałem zrozumieć, przyswoić i zaakceptować. Ogromną pomocą jest stały kontakt w czasie mentoringu. Sama świadomość, że ktoś trzyma za ciebie kciuki, powie, napisze dobre słowo, wspiera, tłumaczy, mówi: „jest ok, to nic, że tym razem się nie udało, próbuj dalej, spokojnie, to normalne” itd., itp. To dla mnie szczególnie w tym pierwszym tygodniu, ale i później ogromna pomoc. Gdyby nie to, na pewno bym nie wytrwał, uciekł, machnął ręką.
I po tym pierwszym tygodniu bum, nie rzygam. Coraz mniej myślę o jedzeniu, wszystko co usłyszałem i przeczytałem zaczyna się kleić, krystalizować, nabierać sensu. Pojawiają się oczywiście trudne momenty, ale jest wsparcie jest ktoś kto czuwa, podaje rękę, idziemy dalej.
To niesamowite, z każdym dniem dociera do mnie, że o jedzeniu myślę tylko jak sobie o tym przypomnę, albo po prostu robię się głody. Sam nie mogę uwierzyć, ile czasu mi to zajmowało.
Zmienia się, wraca energia, spokój w głowie, jest więcej czasu na wszystko, a na koncie nagle mam pieniądze, które kiedyś znikały w kiblu!
I najbardziej odczuwalna dla mnie zmiana, przestałem marznąć. Jest 6 stopni, a mnie wystarcza krótki rękaw i kurtka, wcześniej przy 14 zakładałem sweter.
Podobno nie ma przypadków i tak właśnie myślę o tym, że trafiłem na blog Wiczogłodna, akurat w momencie końca terapii grupowej. Tak to był właśnie ten moment. Odzyskałem w pełni siebie.
Aniu, dziękuję, jestem, będę już zawsze wdzięczny.
K.
Super Krzysztofie
Gratuluje !
Gratulacje. Ja zaczęłam kurs i mam nadzieję, że za kilka tygodni też będę mogła coś podobnego pani Ani napisać. Trzymaj się. Dasz radę!!!!
O matko, aż mi się łezka w oku zakręciła, jak doszłam do tego, że nie marznie… Ja marznę całe życie, nawet na 2000 kcal. Dopiero jak jem więcej, to jest mi ciepło, ale wtedy – uwaga – tyję, bo moje ciało naturalnie dąży do wyższej wagi (wszyscy w rodzinie mają nadwagę, są wysocy i dobrze zbudowani), jak jem wszystko i w takich ilościach, w jakich chcę, to ważę 70 kg (173 cm wzrostu), ale nic mnie nie boli, jest mi cieplutko, mam dobre wyniki badań. Co ciekawe, mam wtedy sporo tkanki tłuszczowej, również większe piersi, brzuch i biodra, takie typowo kobiece tłustości. Czytałam gdzieś, że lekka (do 5 kg) nadwaga sprzyja zdrowiu i takie osoby żyją dłużej. To chyba o mnie :D