Niedziela bez wilka: ultramaratony i 40 kg nadwagi Basi
Cześć!!!
Brakuje słów, aby opisać jak bardzo Ci dziękuję za to co robisz i jak bardzo odmieniłaś moje podejście do życia!!!
Chciałabym podzielić się z Tobą moimi spostrzeżeniami i moją drogą do zdrowego szczęśliwego życia.
Zaczęło się w gimnazjum, kiedy moja koleżanka z ławki ciągle mówiła, że jest gruba i musi się odchudzać. Była naprawdę szczupła a mimo to mówiła. Nie umiałam tego zrozumieć. Ja wtedy pomyślałam, skoro ona taka szczupła i musi dbać o linię, to co dopiero ja. Przecież też muszę się odchudzać. Nie bardzo wiedziałam jednak jak się do tego zabrać i ograniczyłam wszystko. Mimo, że rodzice mi milion razy tłumaczyli, że nie jestem gruba, że mam inna budowę ciała i że powinnam jeść normalnie – dużo warzyw tylko uważać na słodycze, ale od czasu do czasu też mi wolno.
Widząc, że ograniczenie jedzenia mi średnio wychodzi zaczęłam uprawiać sport a dokładniej biegać, ale głównie po to, żeby spalić jak najwięcej kalorii. I można powiedzieć, że teraz wiem, że to odbiegało od normy. Z czasem granica przesuwała się w coraz to gorszą stronę.
Nieustanne diety, katowanie się, treningi. Na studiach tak bardzo zamarzyłam sobie, że chcę ważyć mniej niż 50kg. Pamiętam jak kiedyś na lekcji angielskiego była rozmowa o jedzeniu padło pytanie czym dla Ciebie jest jedzenie? Paliwem czy przyjemnością? Wszyscy odpowiedzieli, że przyjemnością a dla mnie to było zło koniecznie coś co kojarzyło mi się z paliwem i to jeszcze złym. Nie lubiłam jeść.
Na studiach szybciutko uciekłam w maratony czy ultra maratony biegałam po 24h, 12h biegając po 100km. Biegałam to po to, żeby spalić jak najwięcej kalorii oraz z czasem podbudowywałam sobie tak swoją samoocenę, która z każdą dieta spadała. Moją ulubioną byłą wówczas 1000kcal. Nie było jeszcze aplikacji typu fitatu dlatego skrupulatnie liczyłam wszystko w zeszycie, sprawdzając kaloryczność potraw w tabelach.
Po studiach zaczęła się praca i organizm odmówił posłuszeństwa. Kontuzja, która nabawiłam się biegając ultra zdyskwalifikowała mnie z biegania i aktywności fizycznej na długo. Wtedy to się dopiero zaczęło tycie… i objadanie… Wszystkie stresy zajadałam, wszystkie niepowodzenia zajadałam. Naprzemiennie katowałam się moja ulubiona dieta 1000kcal, a potem objedzenie wyrzuty sumienia i tak w kółko aż przez 10 lat. Przytyłam 40 kilogramów!!!
Oczy otworzyły mi się w połowie stycznia tego roku, jak miałam wykonane badania krwi. Lekarka zaniepokoiła się moją wagą i wynikami (podwyższony cukier, objawy dny moczanowej, niedobór żelaza). Powiem szczerze, że pierwszy raz trafiłam na takiego lekarza. Zwróciła mi uwagę co może być moim problemem. Powiedziała co jeść, jak jeść. I dodała, że jeszcze nie jest za późno, żeby odwrócić zmiany, które są, tylko trzeba to zrobić mądrze. Podała mi nawet przykładowe strony internetowe.
Oczywiście moja pierwsza reakcja: „załamka na maksa”. I co zrobić? Objeść się… Na szczęście parę głęboki wdechów i zaczęłam wertować Internet. Z jednej z stron dowiedziałam się, że mam problem z emocjami i je zajadam. To był duży krok, bo w momencie uświadomiłam sobie, że MAM PROBLEM.
Szukając dalej hasła „zajadanie emocji” natrafiłam na Ciebie, za co jestem ogromnie wdzięczna i cieszę, że trafiłam na Twój blog i Twoje podcasty. Zaczęłam słuchać Twoich podcastów i uświadamiać sobie mój problem (diety objadanie do tego zajadanie emocji) … Później postanowiłam zakupić Twoje książki, aby pracować nad sobą jeszcze efektywniej. Czytałam ją miesiąc, codziennie małymi kawałkami, wcielając wszystkie zdobyte wiadomości w życie.
Po przeczytaniu zmieniłam swoje nastawienie do życia o 180 stopni. Aż jestem w szoku co ze mną zrobiłaś! Zawsze jadłam od godziny do godziny określoną liczbę kalorii.
Teraz słucham organizmu jestem głodna jem, aż się najem! Matko jakie to proste i oczywiste!
Codziennie robię coś dla siebie, dziękuje za miłe dobre rzeczy, które mnie spotkały (też jestem w szoku, ile tego dobrego mnie spotyka). Zawsze jak liczyłam kalorie chodziłam ciągle głodna i ciągle myślałam o jedzeniu wszystko wokół jedzenia! Teraz ten problem zniknął, jestem szczęśliwa i najedzona. Nie myślę o nim ciągle tylko wtedy, kiedy jestem głodna jem to co zdrowe, nieprzetworzone i to na co mam ochotę.
Przez to, że nie myślę ciągle o jedzeniu zwracam uwagę na najdrobniejsze rzeczy wokół mnie które cieszą -przyrodę, uśmiech męża. Lubię jeść, sprawia mi to przyjemność. Kontempluje każdy kęs i kończę, kiedy się najem, albo dokładam z garnka jak jestem głodna. To jest po prostu fantastyczne podejście, do życia które mi pokazałaś w swojej książce i podcastach!
Nie dość, że jestem najedzona, szczęśliwa to powoli zaczynam zrzucać. Widzę to po ubraniach i mama mi mówi, że sylwetka mi się zmienia, robi mi się talia itp. … Czuje się naprawdę lepiej psychicznie i fizycznie. Mam chęć patrzeć na siebie, robić rzeczy dla siebie. Aniu jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystko!!!
Pozdrawiam serdecznie
Basia
Takie świadectwa ludzi naprawdę dają wiarę, że too wszystko, czego nas uczy Ania, to prawda.
Że inaczej po prostu nie można.
Basiu, dobrze, że Cię wspiera mama.
Moja niestety cały czas mnie ocenia… Gdy niedawno wyszłam z niedowagi, – przytylam dosłownie 2 i pół kilo, od razu komentowała, że przytyłam… Nie mogę tego wytrzymać…
to o niej świadczy, sama pewnie ma problem, jak ty
też tak chcę. To chyba najbardziej trafiające do mnie świadectwo na tym blogu!❤