Niedziela bez wilka; zwyczajnie uratowane życie Zuzy

Dzisiaj przedstawiam kolejne niedoskonałe świadectwo (tak jak to pisałam w poście „Na milion procent”) od 21-letniej Zuzy.
Historia nie jest niczym wyjątkowym. Takich listów czytam kilkadziesiąt dziennie; zawsze ten sam scenariusz – co raz większa obsesja, co raz mniej kalorii, coraz gorsze postrzeganie swojego ciała przy coraz niższej wadze. Zna to każda z nas.
I właśnie dlatego chcę Ci pokazać, że to nie musi kończyć się tragicznie, że to może skończyć się tu i teraz.

Z Zuzą nigdy w życiu nie miałam kontaktu. Nigdy mnie o nic nie pytała, nie była na moim mentoringu. Napisała któregoś dnia po prostu, że bardzo jej pomogły moje książki i dzięki za uratowanie życia.

Już prawie odpisałam, że super i nie ma sprawy, ale nagle zatrzymałam się nad klawiaturą…”za uratowanie życia”. Moje teksty uratowały komuś życie, komuś kogo nie znam i na oczy nie widziałam. Dotarł do mnie „kaliber” tej sytuacji i aż usiadłam w ciszy na kilka minut.
A przecież takich listów mam tysiące. Tysiące osób wyszło z zaburzeń odżywiania tylko dlatego, że posłuchało najprostszych, najbardziej oczywistych rad. Wow…

Poprosiłam więc Zuzę, by napisała mi dłuższe świadectwo.
I oto jest – jedna z tysięcy relacji, jakie codziennie znajduję na moim mailu.
To historia zwykła, ale niech to Cię nie zwiedzie. Ona mówi o sprawach wielkich, o uratowanym życiu.
Ta historia może być i o Tobie. Na co czekasz?

Aniu,

Piszę do Ciebie, gdyż chciałabym Ci bardzo podziękować.
Od 2 lat zmagałam się z zaburzeniami odżywiania. Przez 5 miesięcy jadłam tylko i wyłącznie owoce i warzywa i to w śladowych ilościach.
To oczywiście poskutkowało brakiem sił, zaniknięciem okresu, wypadaniem włosów i poczuciem ogólnej frustracji.
Pogorszyły się moje relacje z rodzicami, siostrami, chłopakiem. Miałam pretensje do wszystkich o wszystko. A to „wszystko” kręciło się wokół jedzenia, a raczej – niejedzenia i sportu.

Spędzałam na siłowni każdy dzień, ćwicząc jedynie cardio przez 1,5h. Wracałam do domu, robiłam kolejne ćwiczenia przez następne 1,5h, a jadłam wtedy dziennie około 700 kcal maxymalnie.
Byłam bardzo słaba, blada, nie miałam na nic siły. Cały czas płakałam lub wrzeszczałam na wszystkich wokół. Schudłam 20 kg w 6 miesięcy z wagi 67 kg do 46 kg przy wzroście 156. Byłam już naprawdę szczupła, natomiast cały czas uważałam, że mam gruby brzuch i ogólnie wszystko związane z moją sylwetką jest nie tak.

Po wielu rozmowach z siostrami, chłopakiem i rodzicami postanowiłam zawalczyć o siebie i wziąć się w garść. Wiedziałam, że muszę jeść więcej, żeby miesiączka wróciła i żeby wszystko było okej.
Nie dałam rady, zamieniło się to w jeszcze większy koszmar, gdyż jadłam ogromne ilości jedzenia jednego dnia, a drugiego nie jadłam nic i ćwiczyłam do upadłego. I tak w kółko; głodówka na przemian z objadaniem się.

Postanowiłam pójść więc do psychiatry. Było trochę lepiej, gdyż lekarka przepisała mi leki, które zmniejszyły stany depresyjne, natomiast o samym odżywianiu rozmów prawie nie było. (Przeczytaj mój post „Dlaczego przy zaburzeniach odżywiania mam depresję”)

W Internecie szukałam wszystkiego co mogłoby mi pomóc. Wiedziałam, że nie chce tak żyć. Aż natrafiłam Aniu, na Twojego bloga. Dla mnie był to największy przełom w całej mojej chorobie. Nigdy nie przeczytałam tak prawdziwych rzeczy o istocie tego problemu, jak u Ciebie na blogu.
Czytałam go dzień w dzień i czytam wciąż. Nawet nie wiesz, jak wielkie znaczenie mają wszystkie słowa, które przelewasz na klawiaturę pisząc nowe posty! Czytam bloga od 3 miesięcy i nigdy nie czułam się lepiej. W końcu odżywiam się zdrowo, zgodnie z zapotrzebowaniem, a sport jest dla mnie przyjemnością.

Nie miałam w tym okresie ani jednego napadu, ale gdy takie myśli się pojawiały, wiedziałam, że zawsze jest Twój blog. I od razu wszystko mijało.
Kolejna rzecz, która mi pomogła to grupa na Facebooku Wilcze Stado. Każdy będący na grupie jest tak wspierający, że od razu wraca chęć do walki o siebie.
Jednak to, z czego cieszę się najbardziej to, to, że moi bliscy widzą poprawę; miesiączka wróciła i czuję, że powoli odzyskuje swoje życie i kontrolę nad nim. Wiem, że już nigdy nie chce, aby Wilk dyktował w nim warunki.

Dziękuję Ci Aniu z całego serca, jesteś wspaniałą osobą i to co robisz dla wszystkich osób chorujących na zaburzenia odżywiania jest nieocenione!

Zuza

Chcesz aby Twoje świadectwo znalazło się w tym cyklu? Napisz do mnie na [email protected]

Published On: 12 maja, 2019Kategorie: ŚwiadectwaTagi: , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

7 komentarzy

  1. Małgosia 12 maja, 2019 at 7:37 am - Odpowiedz

    To wszystko prawda, jak mam doła czy jakieś zachwianie wracam do bloga. Moje zaburzenia trwaly 34 lata, wystarczyło, że ktoś mi bliski polecił tego bloga. Jeszcze jestem w procesie i niestety nie stać mnie na mentoring, ale samo czytanie bloga dało mi wiele dobrego. Aniu, dziękuję bardzo.

  2. Fasola 12 maja, 2019 at 9:19 am - Odpowiedz

    Czy to możliwe ze gdy przestałam „przeżuwać” zaczęłam chudnąc ? Moja waga wraca do normy … chyba pierwszy raz od dawna widzę swoją prawdziwa twarz, swoje rysy… bardzo duża zmiana! Pomyśleć ze sama sobie fundowałam taki stan wierząc ze wlasnie w ten sposób będę szczupła …

  3. Joanna 12 maja, 2019 at 2:11 pm - Odpowiedz

    Zwykle a niezwykle to świadectwo. Czuć prostą prawdę.

  4. akszeczka 12 maja, 2019 at 6:25 pm - Odpowiedz

    Współczuję rodzicom i bliskim, to piekło.

  5. Gosia 13 maja, 2019 at 9:18 am - Odpowiedz

    Cudownie! Gratulacje! Przy jakiej wadze wrocila miesiaczka? Mnie jeszcze trapi temat jak ludzie po ED radza sobie z dysmorfofobia

  6. Emilia 13 maja, 2019 at 11:21 pm - Odpowiedz

    Tak sobie mysle, ze wilczycom w dobie internetu, social media jest bardzo ciezko. Nie mowie tu nawet o porownywaniu sie do wyretuszowanych modlek czy aktorek. Wlasnie weszlam na ig i przegladalam to co dzieje sie w swiecie. Jedna z dietetyczek (juz kolejna), fajna wykształcona dziewczyna zaczela post dabrowskiej. Kolejna glodowki na wodzie. Wiecie co to ze mna robilo? Sama na taki pomysl bym nie wpadla, ale po przeczytaniu zapewnien o rezultatch (waznym punktem jest liczba utraconych kilogramow, a nie aspekty prozdrowotne) pewnie kiedys bym tez stwierdzila, ze spróbuję. Efekt koncowy byl zawsze na plusie po takiej glodowce (no ciekawe czemu). Ciesze sie, ze mnie to juz nie dotyczy, ale przerazilam sie, jak sobie uzmyslowilam, ze niektore wilczyce podchwyca i tez zastosuja taki poscik.

  7. Edyta 16 maja, 2019 at 11:03 pm - Odpowiedz

    Aniu „co raz” pisze się razem, „coraz”, nie „co raz”. Drobiazg, ale razi w oczy